Jak wspominałem, zdarzyło mi się pracować jako konduktor.
Ponieważ były to kuszetki i wagony sypialne, a więc nieco droższa opcja, piekielnych ludzi nie spotykało się za często, jeździli głównie emeryci, rodziny z dziećmi albo "byznesmeni", ogólnie element niekonfliktowy (nie licząc emerytów, rodzin z dziećmi czy "byznesmenów". :P
Ale raz jeden się zdarzyło.
Katowice. Jadę jako ostatni wagon w składzie, więc na peronie widzę z daleka kto zmierza do mnie. Idą. Trzech. Rozmiarów takich, że zacząłem się zastanawiać jakim cudem zmieszczą się w drzwiach, bo że zmieszczą się na łóżkach, to nawet się nie łudziłem. Woń wódeczki (co to nigdy nikomu jeszcze nie zaszkodziła, jak mawia Andrzej Grabowski) wyprzedza ich co najmniej o 20 metrów. Gwara konkretna, chłopcy odkarmieni, chluba i duma swych matek, ale szybko udaje się dojść do porozumienia: okazuje się, że panowie lat 30, ale studiować postanowili dokładnie i z namaszczeniem, jako i ja, więc wciąż status studenta przysługuje. Wiadomo, student ze studentem zawsze się dogada. ;)
Niestety, panowie zrobieni konkretnie, przepisu o niewpuszczaniu takowych brak, a i w plecakach u chłopaków coś pobrzękuje. Szybko zostałem szefuniem, kierownikiem i kolegą. Nie powiem, wzbudzili moją sympatię, natomiast mieli dziwną tendencję do niedogadywania się z resztą pasażerów. Otóż rodziny z dziećmi, starsze panie i "byznesmeny" jakoś nie do końca podzielali entuzjazm dwumetrowych, wytatuowanych, łysych Ślązaków w temacie integracji. O 3 w nocy. Zupełnie nie rozumiem...
Po kolejnej skardze, chcąc nie chcąc, musiałem się wybrać na wycieczkę na początek składu, do kierownika pociągu i zgłosić problem. Kierownikiem zwykle jest były konduktor, zawsze biorący stronę pracowników, więc bez większych ceregieli obiecał SOKi-stów na następnej stacji.
Muszę się Wam przyznać, chociaż oczywiście generalizuję, że jak szanuję policję, wojsko, strażaków, a ratownikom medycznym najchętniej całowałbym rękę przy spotkaniu, tak straży miejskiej i SOK-istów nie znoszę. Po prostu nigdy nie widziałem skutecznej i pożytecznej pracy w wykonaniu tych ludzi.
No i niestety, nie pomyliłem się. Ładuje mi się na wagon dwójka SOK-istów. Dziewczyna z blond warkoczem i chłopaczek, na oko lat 25 i wagi około 60 kilogramów, licząc z mundurem i czapką. Na twarzach miny pt. "przegraliśmy życie". Miałem lekkie obiekcje, czy uda im się nakłonić moją Świętą Trójcę do opuszczenia pociągu, ale nie zdążyłem ich zweryfikować, bo po wskazaniu palcem klientów, wspomniana dwójka interwencyjna przypomniała sobie w trybie natychmiastowym, że muszą coś pilnie zrobić na peronie (może żelazka z prądu nie odpięli), po czym wyparowali i nigdy więcej nie wrócili.
Sytuacja patowa, bez zmian, z tym że na następnej stacji kierownik pociągu obiecał dostarczyć policję. Wysiadam z wagonu, bo mam przyjąć czterech pasażerów, więc czekam na peronie. I nagle widzę koszmar. Idzie do mnie 4 łysych kolesi, każdy wielkości małego samochodu, glany, bojówki, z mojej perspektywy dramat, jeszcze brakowało tej czwórki do moich Ślązaków, naprawdę. Przekląłem moment, w którym zdecydowałem się na pracę na kolei, uznałem, że gorzej już nie będzie no i staję z miną jamnika na paradzie w Krakowie przed nadchodzącymi. Pierwszy z idących, typ taki, że na jego widok przeszlibyście na drugą stronę ulicy, co nie zdałoby się na wiele, bo przy jego szerokości, na drugiej stronie ulicy też by był, podchodzi i mówi:
- Aspirant Lucyfer Piekielny. My po tą trójkę, co burdel robią...
Chłopcy z Katowic uratowali nieco publiczną opinię o studentach i wykazali się zdrowym rozsądkiem. Wyszli (wypadli w podskokach, będąc szczerym) z wagonu po 15 sekundach, bez słowa skargi.
Po wszystkim szef gliniarzy zagaduje, że wyglądałem trochę kiepsko jak ich przyjmowałem na tym peronie. Odpowiadam, że wziąłem ich za innych, że pomyłka, bo oni w cywilu i w ogóle. Na co jeden z nich wybucha śmiechem:
- Bo jeszcze takiej kamizelki nie wymyślili, coby na Grzesia weszła!
Istotnie, Grzesiu w kwestii wymiarów grał w lidze z orkami w ciąży i młodymi waleniami. Do wagonu gość nie wsiadał, korytarz dlań za wąski, okna by powybijał przy obrocie, po co to komu. Żarcik musiał być oklepany, Grześ się nie odezwał, wyraźnie znudzony, ale jeden z przechodzących koło mnie policjantów rzecze:
- Wymyślili, wymyślili. Nazywają to czołgiem, Grześ to na siebie zakłada, tylko głowa i nogi mu wystają, ale narzeka, że rąk nie ma jak wystawić i cukierków wpier***ać nie może...
Jeśli śmiech można wyrażać w odległościach, to śmiałem się 200km.
PKP
Tak to opisujesz...hmm...rzucilbys mi konkretne liczby? Wzrost, waga i bicek. Mniej wiecej. Bo nie czuje dramaturgii i nie wiem kto tam w sumie byl najwiekszy. Bo jak, Grzes mial ponad 2m i nie wchodzil do pociagu? A historia zabawna.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 września 2012 o 3:58
Jak wpiszesz w wiki "orka" to będziesz mniej więcej wiedział. :P A serio mówiąc, to Ślązaki wysokie chłopaki, stąd komentarz, że na łóżkach średnio się mieścili, a Grześ wysoki specjalnie nie był, metr 80 może, ale z gatunku tych, co to łatwiej przeskoczyć niż obejść. ;)
Odpowiedzdla mnie pierwsze skojarzenie to był ork :)
OdpowiedzDamn, Saruman to zawsze jakoś inaczej robił, ork w ciąży trochę przerasta moją wyobraźnię. :D
Odpowiedzkurde, ja też o orku w ciąży pomyślałam, a tu takie zaskoczenie... :D
OdpowiedzWidać ze mną też nie najlepiej, za dużo mistrza Tolkiena chyba. Jednak ork w ciąży to było za dużo nawet na mnie. :P
OdpowiedzHistoria rewelacyjna, pokazuje dobitnie, że pozory mylą. A przelicznikiem śmiechu na kilometry dosłownie mnie położyłeś, może nie ma 200km ale na metr kwadratowy biurka. Wiedziałam co robię, namawiając cię do dalszej twórczości na piekielnych. Świetnie piszesz. Pisz jeszcze:)
Odpowiedz"Jadę jako ostatni wagon w składzie", to zdanie mnie rozbawiło na cały dzisiejszy dzień :D Nie wiedziałam, że człowiek, może robić za wagon :D ;-P
OdpowiedzJestem przekonany, że policjant Grzesiu by mógł ;)
OdpowiedzKolejowy żargon:)
OdpowiedzZajebiście napisane! Dawaj więcej :)
OdpowiedzFantastyczny styl pisania, a historia super :D
OdpowiedzUśmiałam się jak norka, tyleż z historii, co ze stylu. Chciałabym usłyszeć, jak coś opowiadasz, bo podejrzewam, że mówisz podobnie, jak piszesz :D
OdpowiedzGrzesiu wymiata...i sama historia też. Łapaj mocnego :D
OdpowiedzJa uważam, że tak powinna wyglądać większość policjantów, którzy wykonują opisane czynności- budzić respekt. Pamiętam jak kilku dryblasów legitymowała drobniutka dziewczyna, która dosłownie tonęła w mundurze, towarzyszył jej natomiast podstarzały pan z pokaźnym brzuchem. Było mi jej żal.
OdpowiedzAle panie policjantki często wyglądają tak, że jakby trzeba było przewalić, to w mniej niż 4 nie ma co się zabierać :P
OdpowiedzMocny za historię i wielki plus za styl pisania. Dawno się tak nie uśmiałam na tym portalu, świetnie piszesz :)
OdpowiedzWSPANIAŁY STYL posikałam się ze śmiechu ;)
OdpowiedzAż chce się krzyknąć: "bis!!!", historia super, naprawdę fajna. Styl pisania również godny uwagi.
OdpowiedzPiękna historia! Łap mocnego vel plusa.
OdpowiedzDaj znać, jak wydasz książkę, z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUśmiałęm się na 40 km
OdpowiedzStyl masz genialny, porównania rozbrajające a i tematyka mi bliska, bo pół rodziny to kolejarze, z rodzicami na czele :) Natomiast mam zgoła inne doświadczenie z sokistami... Ja zawsze spotykałam tych większych, z powagą na twarzy i wzbudzajacych respekt. Jak wchodzili do pociagu, to nawet nie musieli wyprowadzać, ewenement sam się oddalał w kierunku do nich przeciwnym :)
OdpowiedzŚwietnie napisane! mam nadzieję, że kiedyś Cię spotkam w pociągu (tylko nie wiem, jak poznam:p) Nie wiem tylko, skąd te minusy i od kogo...
OdpowiedzO ile odnośnie strażników miejskich (celowo z małych liter) zgadzam się z tobą w pełni (sam dodawałem niedawno o nich historię - http://piekielni.pl/39472) o tyle SOKistów w pozytywnej akcji widziałem (może miałem dużo szczęścia). Wdałem się kiedyś w pociągu w szarpaninę z grupką podpitych gówniarzy, zaczepiających ludzi. Było już niefajnie ale na stacji wsiedli SOKiści (czterech naprawdę sporych panów). Wyprowadzili szybciutko menażerię na zewnątrz, "przypadkiem" uszkadzając ich o drzwi w korytarzu. Obsługa, która potem zmywała krew mogła być faktycznie niezadowolona...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 17 września 2012 o 6:09
Długo myślałam jak ładnie o to zapytać ale wszystko wydawało mi się bez sensu. A wiec wybacz, zapytam wprost: zdradzisz ile masz lat? Strasznie mnie to intryguje ;)
Odpowiedz21 ;)
OdpowiedzO proszę, witam rówieśnika w takim razie :) Tacy młodzi Panowie Konduktorzy to rzadkość ale regułą jest, że są bardzo mili :)
OdpowiedzOd dziś królujesz :D Naprawdę. Za styl. A znając polską kolej to śmiech w odległościach jest wspaniałą jednostką :D
Odpowiedz