Będzie o tym jak pogłębiłam stereotypy dotyczące emigrantów. Niewinnemu Irlandczykowi.
Mieszkaliśmy w Irlandii przez dwa lata. Bez rozwadniania opowieści: domek w dzielnicy o dobrym standardzie, ja w domu z dzieckiem, swoim plus kilkoma polskimi.
Bo z moją znajomością angielskiego (Kali pytać o droga) opiekunka pożarłaby moją pensję. A że ja po pedagogice to czemu by nie dorobić zapewniając też młodemu towarzystwo?
Do rzeczy.
Pewnego dnia pukanie do drzwi. Otwieram. Stoi pan w jakimś fikuśnym uniformie.
Pan oznajmia że nie płacimy abonamentu za tv i przyszedł to wyjaśnić. Ja w moim ponglisz najładniej jak umiałam tłumaczę że telewizora u nas niet albowiem tego wynalazku nie uznajemy. Co jest prawdą.
Pan w takim razie bardzo grzecznie pyta czy mógłby wejść i naocznie potwierdzić brak urządzenia.
Na pięknej wyspie zwanej Irlandią jest prawo mówiące że mogę gościa nie wpuścić. On wróci z przedstawicielem prawa a wtedy wizytacja i tak się odbędzie.
Pomyślałam że odbębnimy to od razu. Ze słowiańską gościnnością proszę zatem w progi.
Pan zaczął krążyć po parterze. A ja w tym momencie uświadomiłam sobie coś. Skupiając się na wysiłku lingwistycznym zapomniałam jak wygląda dom. A wyglądał tak:
- Otworzyłam dom w dresie uwalanym jakimś sosem. Właśnie skończyliśmy z dzieciakami posiłek.
-W zlewie sterta naczyń jeszcze nie pozmywana.
-Pan właśnie wdepnął w plamę keczupu koło stołu w jadalni.
-Po ogrodzie biega stado wrzeszczących dzieci rzucających w siebie resztkami frytek. (skorzystały z tego że na chwilę odeszłam :D )
- Pan ma coraz większe oczy i..... zmierza do zamkniętego małego pokoiku.
W pokoiku był komputer. I dostarczone nam dzień wcześniej małe kociątko. Kociątko zostało odseparowane w celu uniknięcia 1. Zamęczenia przez dzieci 2. Ewentualnego zakażenia czymś dzieci
Wiecie jak kot reaguje na zmianę menu? W tym wypadku ze śmietnikowego na kocie. Kot reaguje regularną sr....ką. A jak kot reaguje na zmianę menu i jednoczesne przyjęcie środków odrobaczających?
Co prawda kot ładnie kakał do kuwety z hiperultra mega specjalistycznym żwirkiem pochłaniającym zapach i chyba nawet podcierającym kotu d.... po sr...... (sądząc po cenie). Ale nawet żwirek w wersji ekskluzywnej potrzebował jakich 15 minut na wchłonięcie kocich darów.
Robi się przydługawo, co?
Koniec akcji jest taki, że pan otworzył drzwi (sądząc z zapachu) jakieś 2-3 minuty po nad wyraz obfitym akcie kociej defekacji. Obrazowo mówiąc: cud ze farba ze ściany nie zeszła. Nawet nie wszedł. Odwrócił się zielony na twarzy i pożegnał na wdechu.
Z domu wybiegł. Serio. To nie było pospieszne wyjście kiedy człowiek po prostu goni na autobus. On się zdematerializował. Tylko drzwi stuknęły.
Nawet nie zajrzał na piętro. W sumie to chyba nawet lepiej że nie zajrzał :)
Mam tylko nadzieję że mój akcent wziął za jeden z tych byłych republik ZSRR. Wstyd. Wstyd dla mnie, dla kraju. Wybaczcie rodacy :)
Irlandia
Swietny opis :D ja tam Ci wybaczam ;)
OdpowiedzDziękuję :)
OdpowiedzW Irlandii i przyległych ciężko jest zabłysnąć angielskim... Na połowę moich zagadywań do "anglojęzycznych tubylców" mogłam usłyszeć tylko swojskie "nie rozumiem";)
OdpowiedzUmm... a na pewno mówiłaś po angielsku? Bo ja o owszem i jeszcze nikt na jakiejkolwiek zagadniecie nie odpowiedział mi "nie rozumiem" :)
Odpowiedztak z innej beczki, posiadajac komputer tez powinnas zaplacic ichniejszy abonament...
OdpowiedzTylko jeśli komputer wyposażony jest w tuner TV.
OdpowiedzDokładnie.
OdpowiedzHeh.... mój małż przyjechał z angielskim podobno perfekcyjnym. Wiadomo.... nasze szkoły jedno a życie drugie :D Przez pierwsze pół roku całe biuro miało z niego ubaw. Po roku dzwonił do Anglii. Pani która z nim rozmawiała myślała że się już rozłączył i zanim odłożyła słuchawkę usłyszał coś w stylu : Jezu, ale ci Irole bełkoczą. :D A faktycznie mówią inaczej ;)
Odpowiedztak samo w Skocji, gdzi eja mieszkam ;] przyjechalam kiedys w odwiedziny do (wtedy przyszlego) meza. po angielsku gadam bardzo dobrze, ale zawsze byl to british, wiec jak zagadywano mnie czasem to ja zasze robilam, he? dopiero, jak przeprowadzilam sie na stale i zaczelam funkcjonowac tutaj, podlapalam i slownictwo i juz nawet akcent ;]
OdpowiedzSory, że tak zapytam. Jak dlugo mieszkasz w Szkocji i po jakim czasie podłapałaś akcent ?
Odpowiedzto samo miałam w Szkocji (byłam tydzień), wielkie oczy i w myślach "oby nikt się do mnie nie odzywał" :D
OdpowiedzA ja uwielbiam szkocki akcent, choć na początku też miałem problemy ze zrozumieniem
Odpowiedzrewelacyjna historia. dziękuję i wybaczam. w imieniu własnym, byłej żony i ojczyzny. w sumie też już byłej... hmmm
Odpowiedzahahaha, wybaczam;) wreszcie jakas dobra historia z pobytu na wyspach;)
OdpowiedzO kurde, aleś mi humor poprawiła ;) Świetnie opisane ;)
OdpowiedzNo pięęęęknie ;-) Teraz brudasy i inne takie ;-) Ale masz mieć, wybaczam wspanialomyślnie ;-) Pozdrawiam :-)
Odpowiedzprzy kocie umarłam :D super historia:D btw. moja mama była ze mną i moimi braćmi w knajpie w Belgii. Małe dzieci, upaćkane, głośne. Udawaliśmy Rosjan a pan kelner nawet znał trochę rosyjski xD
OdpowiedzSeria niefortunnych zdarzeń, porostu :))
OdpowiedzJak doszłam do opisu sr... kota to prawie oplułam klawiaturę :D A pan pewnie w gronie znajomych opowiada anegdotkę jak to odwiedził jakąś emigrantkę, która języka nie zna, w domu ma brud, smród i ubóstwo, w dodatku po domu biega stado dzieci, pewnie dla benefitów zrobione xD
OdpowiedzOtóż to :) A kot nieszczęśliwie zapisał mu pewnie w pamięci tą historię na długie lata ;) Zresztą chciałam dodać, że kotu przeszło po kilku dniach. Do dzisiaj jest z nami. Mieszka teraz w Polsce i tylko znajomi czasami pytają żartobliwie czy ten kot rozumie po polsku ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 sierpnia 2012 o 15:12
świetnie opisane :D dawno się tak nie urechotałem :D do tego jeszcze próbowałem sobie wyobrazić minę kota ;)
OdpowiedzMyślę, że nie ma się czym martwić. Wielu Irlandczyków to bałaganiarze i nie czują ciśnienia, żeby posprzątać mieszkanie na błysk, jak zapraszają kogoś do środka. Ma to swoje dobre strony, bo po prostu się nie stresują i podchodzą do tego bardziej na luzie. Także taka sytuacja raczej nie jest niczym dziwnym dla kogoś, kto chodzi po domach.
Odpowiedzhaha, boskie opowiadanie :D co tam ;D Kotek wymiata i ten żwirek super hiper:D dawno się tak nie uśmiałem :P
OdpowiedzMieszkałaś w jakimś kraju przez DWA LATA i prkatycznie nie posługowałaś się językiem?! Nie potrafię chyba tego nawet skomentować...
OdpowiedzPolecam przyjechac do kraju azjatyckiego. Po roku zapie,przania na lekcjach chineskiego 3-4 godziny dziennie, 99% obcokrajowcow nie potrafi sie dogadac w najprostszych sprawach. I to nie dlatego, ze sa idiotami, to dlatego, zeby zapytac sie o najprostsze rzeczy i zrozumiec odpowiedz, potrzeba tej nauki przez 3 godziny dziennie przez 2 lata, bo przydaloby sie opanowac te 7-8 tysiecy slow. Kocham takich madrych, co to mysla ze czlowiek usiadzie przed telewizorem i sie nauczy ogladajac :D Nie ten wiek, nie te dzialanie mozgu, trzeba zapier,dalac.
OdpowiedzOsłuchiwanie sie z językiem w telewizji na pewno bywa pomocne. Tylko dlaczego podajesz tak skrajne sytuacje? Języki azjatyckie, w tym chiński, są najczęściej podawane jako najtrudniejsze języki do nauki na świecie, ja miałam na myśli bliższe nam przypadki, jak np. wspomniany w historii angielski, którego pod wzgledem trudności nie można nawet z jakimkolwiek azjatyckim porównywać...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 września 2012 o 14:02
Gadanie bzdur, każdy język, poza podstawami, które nie są przydatne w żadnym przypadku (znając język w zakresie podstawowym dogadasz się WYŁĄCZNIE z kimś innym, kto jest na podstawowym poziomie w tymże języku) na pewnym poziomie zaawansowania jest tak samo skomplikowany. Co z tego, że azjatycki ma trudną wymowę, jak angielski ma mnóstwo słownictwa, a polski skomplikowaną gramatykę? Skoro dziewczyna nie miała ochoty zostać w kraju na dłużej, to po co jej wkładać tak dużo w wysiłku, co po dwóch latach byłoby dla niej już bezużyteczne. Owszem, jest to wypadek skrajny, bo chodzi o angielski, którym się można dogadać w większości krajów, ale nie, przebywanie 2 lat w jakimś kraju i nienauczenie się języka to nic nadzwyczajnego. Załóżmy, że inżynier przyjeżdża na dwa lata do jakiegoś kraju, chce zobaczyć, pozwiedzać, ale ma pewność, że na dłużej nie zostanie. Pracuję od 8, wraca o 16, do 18 się ogarnie, zje coś, to jeszcze ma siedzieć do 21 nad książkami, nad językiem który po wyjeździe w niczym mu się nie przyda, spać i znowu do roboty? Jasne, że wybierze coś, co w przyszłości zagwarantuje mu podwyżkę, albo wyjść się pobawić, bo życie ma się jedno.
OdpowiedzPolecam samej spróbować, codziennie oglądaj telewizję niemiecką przez godzinę. Zobaczymy, jak bardzo się "osłuchasz" (oczywiście po trzecim dniu cię kur,wica strzeli i się skończy zabawa) i czy cokolwiek ci pomoże to w nauce języka, mając ponad 20 lat na karku.
OdpowiedzNapisałam, że osłuchiwanie się pomaga, nie że zastępuje naukę. Przebywanie w towarzystwie obywateli danego kraju, jakis intensywany kurs do tego i po kilku miesiącach można już sie spokojnie komunikować. I nie rzucam sobie hasłami, a mówię z własnego doświadczenia. Przez dwa lata pracowałam w dwóch różnych krajach, obracałam się w towarzystwie "tubylcow" i 2 dni w tygodniu uczęszczałam na intensywny kurs języka. W obu z tych języków mówię dziś bez problemu. I nie jestem jakimś super-uzdolnionym przypadkiem, ale takich osób jak ja poznałam więcej, czy to w pracy czy na kursie. Uważam, że mieszkanie w danym kraju i nie skorzystanie z tej skądinąd najlepszej możliwości nauki języka, jakiego najlepsza szkoła w rodzimym kraju ci nie zapewni, jest po prostu niezrozumiałym dla mnie marnotrawieniem okazji i doswiadczeń kulturowych...
Odpowiedzbez obrazy ale nie uważaj się za taką reprezentantkę polski :D zresztą nawet jakby to był nasz prezydent to ja bym się za niego nie wstydziła bo to że mieszkamy na terenie na którym mówi sie jednym językiem to jeszcze nie znaczy że mam z nim cokolwiek wspólnego za co ja mogłabym sie wstydzić :P tzn. czuje z nim tyle samo wspólnoty co z przedstawicielami homo sapiens z argentyny
OdpowiedzNo ładnie :) Tylko skąd wiedziałaś, że ten gość to naprawdę jakiś kontroler, a nie oszust/złodziej?
Odpowiedzkochana nie przejmuj się nic a nic:) mieszkam w Londynie , a mój mąż jest dostawcą mebli, RTV AGD i mówi, że taki bajzel jaki on w niektórych domach zastaje mógł spowodować tylko wybuch bomby i to biologicznej sądząc po zapachach:))
OdpowiedzWstydź się! Ale za ten piękny opis, i ja wybaczam. A Twój angielski poprawił się później, czy tak nie bardzo?
OdpowiedzW Polsce też jest takie prawo, że nikogo do domu nie musisz wpuszczać. Nawet policji. Chyba, że mają nakaz rewizji czy tam przeszukania. Ale nawet z tym mogą wejść tylko między 6, a 22.
OdpowiedzJako że to trafiło na główną odpowiadam "troszczącym"się o mój angielski: biorąc pod opiekę dziecko obcojęzyczne bałabym się że w razie jakiegoś wypadku typu wyrostek nie zrozumiałabym do końca takiego malucha. A skoro już mogłam pracować z dziećmi polskimi to owszem poszłam na łatwiznę. I może nie czytam Szekspira w orginale, ale jakoś przez te dwa lata funkcjonowałam. Także czepcie się jeża:)
OdpowiedzWybaczamy, wybaczamy! Za przygarnięcie kota wybaczamy wszystko! Co do kotów to powinnaś zobaczyć jak wyglada moja lazienka po jednym dniu uzytkowania kuwety przez moje kocie bractwo. Może nie pachnie nieortodoksyjnie ale koci żwirek obecny w całym pomieszczeniu a potem rozwleczony po domu. MOżna odkurzać na okrągło. Kot swoje prawa ma!
Odpowiedz