Dnia pewnego zjadłam coś nieświeżego. Reakcja organizmu była prosta - silne bóle brzucha, wymioty na potęgę (nawet napić się nie mogłam, bo zaraz zwróciłam). Męczyłam się, bo pomimo tego na siłę piłam wodę z nadzieją, że choć trochę organizm jej przyjmie. Stwierdziłam po kilku godzinach, że robi się już bardzo niedobrze, bo pomimo prób picia już jestem porządnie odwodniona.
Pół godziny zajęło mi ubieranie się (z piżamy w zwykłe ubranie, buty, kurtka, torebka z dokumentami).
Zadzwoniłam po taksówkę (nie widziałam powodu, żeby karetkę wzywać - stwierdziłam iż, jeszcze chodzę i żyję, przytomna jestem, to karetka wręcz jest niewskazana).
A tak na poważnie - nie cierpię wzywać karetek. Jeśli mam taką możliwość, to staram się po pomoc dotrzeć innymi środkami. Jak połamałam nogę, było to najbardziej wskazane, żeby czerwoni po mnie przyjechali, pogruchotaną mą osobę zebrali, bo ruszyć się nie mogłam z bólu.
Wsiadłam do taksówki blada, z workiem w ręku na wypadek niekontrolowanego wodospadu. Było prawie przed północą. Ledwo wyszeptałam kierowcy:
- Na SOR do Wojewódzkiego proszę... Byle szybko... A jak złapię za ramię, to nie pytać, tylko natychmiast się zatrzymać, bo szkoda tak ładnej tapicerki...
Pan tylko pospiesznie wysiadł, pomógł mi pasy zapiąć i gaz! Po tych cichych słowach, przyznam - w życiu żaden taksówkarz nie wiózł mnie tak szybko jak wtedy do szpitala.
Dotarłszy do szpitala, podprowadził mnie pan do recepcji, ledwo próg przekroczyłam, powiadomiłam z czym przybyłam i zostałam oddelegowana do poczekalni, do której nie dotarłam, bo wyłożyłam się nieprzytomna na podłodze.
Gdy się ocknęłam stało nade mną trzech czerwonych i lekarz. Jeden z nich trzymał me bezwładne nogi w górze. Doktorek, nie powiem, wesoły i z poczuciem humoru, że pomimo bólu, nie mogłam się nie śmiać. Chciałam sama wstać, swoje zwłoki na własnych nogach przetransportować na łóżko, lecz dostałam zakaz. Panowie ratownicy mieli mnie położyć na łóżko, z którym podjechali, a ja miałam się nie ruszać. Tak gruchnęłam, że ponoć aż obmacali mnie, czy kości całe.
Podali mi jakieś "antyrzygacze" dożylnie, zapodali kroplówkę coby nawodnić, a lekarz jeszcze w trakcie podawania leków zaczął rozmawiać z koleżanką ratowniczką, że świetne mięso na tatar w jednym dyskoncie mają. Zaczął opowiadać jak on tatara przyrządza i jakie to jest pyszne. Zapytałam żartem, czy mocno do spodni i butów przywiązany, bo jak tak, to nerkę poproszę, bo znowu gorzej mi się robi. Całe szczęście bez chlustów się obyło. Ale pewnie tematyki baranich jaj jako dania bym nie zniosła.
Jak już obeszli, sprawdzili i podali co trzeba, to zostawili mnie na środku sali, bez nerki na wypadek nowego ataku. No i jak się spodziewałam (a miałam nadzieję, że taki moment już nie nadejdzie po podaniu leków) zrobiło mi się niedobrze. Kroplówka podłączona na stojaku przymocowanym do łóżka (niemobilna). Z rozpaczy, by biednym salowym roboty nie robić, próbowałam krzyknąć "Ratunku!" czy tam "Pomocy!" (nie pamiętam już). Tyle, że udało mi się to najwyżej powiedzieć głośno... Złapałam się za twarz, resztki sił zebrałam, żeby tylko nie napaskudzić.
O jakże był to mój wielki błąd... Trzeba było rzygać na podłogę i mieć to w okolicach dolnej części kręgosłupa, że ktoś będzie musiał sprzątać.
Wparowała salowa (która akurat przechodziła obok sali), żeby zobaczyć co się dzieje. Zobaczywszy, że siedzę z rękoma zatykającymi me usta i wstrząsami próbującą za wszelką cenę powstrzymać odruch wymiotny, szybko podała mi śmietnik, do którego szczęśliwie celnie trafiłam.
Lecz owa salowa nawet nie pozwoliła mi twarzy przetrzeć, a już naskoczyła z pyskiem:
- No co?! Po takie coś wrzeszczysz pomocy?! - i popychając mnie obiema rękoma za ramiona, jak to często jest na zaczepkach przed bójką blokersów, przy tym opierniczała.
Kolejnego "popychu" nie zniosłam. W obronie złapałam ją z całej siły za nadgarstki, bo nie lubię jak ktoś mnie tak popycha i ups... niekontrolowany haft. A jakże piękny i celny... W efekcie tego pani salowa uwalona od koszuli po buty.
Ryknęła tylko siarczyste "K*rwa!" i marszem z dość dziwnym sztywnym krokiem wyszła doprowadzić się do porządku, zostawiając mnie w błogim spokoju.
A moja radość, pomimo zmęczenia, bólu i kiepskiego humoru - bezcenna. Nawet tego nie planowałam. Po prostu się stało. Ale uważam, że pani salowa sobie w pełni na to zasłużyła...
Szpitalny Oddział Ratunkowy
To nie raport...nie autobiografia. Co mnie obchodzi twoja zlamana noga i jak umowilas sie z taksowkarzem, ze klepniesz to sie zatrzyma? Moglo by to byc 2x krotsze a przy tym bardziej piekielne, bo o salowej jakos malo napisalas. A, bylbym zapomnial; czym sie tak zatrulas? To tez bardzo wazne.
OdpowiedzPo cholerę się czepiasz? Jak chcesz się wyżalić, dowartościować, cokolwiek, to są do tego lepsze strony, serio, chociażby yafud, tam jest mnóstwo troli w wśród komentujących, będziesz mógł czuć się jak u siebie :)
OdpowiedzCzasem się zastawiam, czy ludzi tak męczy to, że przeczytają coś długiego. Kurde, jak nie macie czasu, to po co na stronę z TEKSTAMI - z założenia już długimi - wchodzicie? Jakiś niepisany punkt w regulaminie, że wszystko ma być jak najkrótsze? Może od razu "obrzygałam salową"? Podobałoby się?
Odpowiedz@piesek - ty jesteś zwykły debil, czy rasowy? ...
OdpowiedzUśmiałam się do łez :) Gratuluję celności :]
OdpowiedzNo po prostu nie da się nie uśmiechnąć :)
OdpowiedzWiem, że z cudzego nieszczęścia nie należy się śmiać, ale tutaj nie dało się nie uśmiechnąć :)
OdpowiedzMuszę ci pogratulować. Pierwsza szpitalna historia na tym portalu (z perspektywy klienta) która ma sens, jest śmieszna, dobrze napisana - mówiąc krótko MOCNE :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 sierpnia 2012 o 10:43
Cóż... Chciałam dobrze... Nie chciałam, żeby ktoś musiał moją zawartość żołądka sprzątać, bo do przyjemności to nie należy... Kobieta nie zrozumiała moich intencji to dostała niechcący nauczkę za jej "uprzejmość"...
OdpowiedzI oby sobie zapamiętała tę nauczkę. ;-) Historia naprawdę świetna i napisana z takim humorem, że uśmiechałam się niemal cały czas! :-)
OdpowiedzPo kilku godzinach wymiotów miałaś jeszcze cokolwiek w żołądku żeby na salową poszło?
OdpowiedzPrzed wyjazdem na SOR starałam się pić. Mimo to zwracałam... Przed wsiadaniem do taksówki wypiłam ostatnią szklankę wody. A jak wymiotowałam to nie raz a porządnie, tylko na raty seriami.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 sierpnia 2012 o 14:01
No to na ostatnią serię załapała się właściwa osoba:)
OdpowiedzNo nie dało się nie trafić...:p
OdpowiedzHahaha twój organizm sam zaareagował na takie zaczepki :D
Odpowiedzjedna z moich ulubionych historii :D
Odpowiedz"Baranich jaj" Baran jest ssakiem, a ssaki są żyworodne, więc nie ma czegoś takiego jak baranie jaja :D
OdpowiedzJaja - potocznie jądra [ironia_off] :D
OdpowiedzNiedzielne popołudnie, a ja się śmieję z historii o babie, co obrzygała drugą babę :| plus ;)
OdpowiedzPoszła do ulubionych. Dawno się tak nie obśmiałam z powodu czyichś wymiocin :D
OdpowiedzMistrzyni ciętej riposty ;D
OdpowiedzTroszkę nie na temat - osobom, cierpiącym na wymioty z różnych przyczyn, polecam torecan w czopkach. Mam okresowe (raz, dwa razy w roku) ataki migreny połączonej z długimi torsjami. Polecam, działa raz dwa. tylko na receptę
OdpowiedzIdź do wojska kobieto- z taką celnością z otwartymi ramionami przyjmą Cię do artylerii ^^
Odpowiedzjeszcze nigdy nie było mi tak wesoło ... i niedobrze po przeczytanej historii na piekielnych. a dopiero co wróciłem z placu zabaw , na którym jest karuzela i z której chętnie korzystałem.znowu mi się cofa...i fakt, trochę czasu mineło od zamieszczenia tej historii, ale mam lekkie zaległości na piekielnych.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 września 2012 o 17:50