W regulaminie obozu, na którym byłem opiekunem, była bardzo oczywista klauzula, że kierownika obozu należy poinformować o chorobach przewlekłych i lekach, które powinien brać uczestnik.
Nie wszyscy rodzice wzięli sobie to do serca. I tak mieliśmy parę uczulonych na jad os, pszczół i innych skrzydlatych (na szczęście nie było ukąszeń), o czym dowiedzieliśmy się od samych dzieci, bo w papierach na ten temat ani mru mru.
Był też jeden utajony cukrzyk, który również sam się przyznał, po telefonie do rodziców opadły nam ręce; rodzice stwierdzili, że nie powiadomili kolonii, bo dziecko póki co nie bierze insuliny i jest leczone dietą, więc myśleli, że skoro nie ma leków, to nie trzeba... Na kolonii, wiadomo, i lody się zdarzą, i jakiś bardziej węglowodanowy posiłek, trzeba wiedzieć, że dzieciak nam może odpłynąć po porcji makaronu z truskawkami! I że wymaga specjalnego menu.
"Hitem" był jednak przypadek jednego ze starszych uczestników. Chłopak piętnastoletni, na oko sympatyczny, ułożony. Miał jednak swoje demony. Po raz pierwszy zaniepokoiliśmy się, gdy podczas kąpieli w jeziorze, bez skrępowania zaczął się publicznie onanizować, patrząc na koleżanki w kostiumach kąpielowych (w tym dwunastoletnie). Upomniany, nie do końca umiał zrozumieć, czemu jesteśmy zaniepokojeni. Po dwóch dniach zaczął się zmieniać jego sposób zachowania. Zaczął popadać w niepohamowane słowotoki, które były nielogiczne i nad którymi nie umiał zapanować, miał tiki nerwowe, nie mógł spać w nocy, był bardzo pobudzony.
Zaczęliśmy mieć na niego oko.
Apogeum zdarzyło się w zieloną noc. Na ogół nie mieliśmy większego problemu z piciem alkoholu przez uczestników, jednak tej nocy chłopakom udało się przemycić do pokoju kilka piw. Z tego, co potem mówili, wypili po piwku, nikt się jakoś przesadnie nie upił, gdy nagle opisany wyżej Wojtek zaczął się dziwnie zachowywać. Stał się pobudzony, agresywny, zaczął wołać, że widzi jakieś diabły czy demony.
Chłopcy przestraszeni pobiegli po kogoś z opiekunów, nawet już nie bardzo się przejmując, że się piwkowanie wyda - niepokój był silniejszy. Gdy wbiegliśmy do pokoju, Wojtek ciął turystycznym nożem poduszkę na strzępy, wołając, że jednego diabła już zabił, ale mamy uważać, bo jeden jest jeszcze w szafie, a drugi w koszu na śmieci.
Obezwładniliśmy go i wezwaliśmy pogotowie. Ze szpitala dwa dni później odebrali go rodzice.
Szczerze mówiąc myśleliśmy,że może jego urojenia wzięły się z jakichś dodatkowych środków odurzających, że może coś wziął, zanim zaczął pić.
Dziś kierownik obozu zadzwonił do nas, że dowiedział się, co było Wojtkowi: zdiagnozowana parę lat temu, ale nie leczona (i oczywiście nie zgłoszona) cyklofrenia.
Obóz w górach - rok 2012
O Panie, masakra... Mogę sobie tylko wyobrażać jak to musiało wyglądać, ale naocznym świadkom zdarzenia musiało być (delikatnie mówiąc) niewesoło.
OdpowiedzNaoczni świadkowie mieli serca w skarpetach i kluchy w gardle, a potem kamienie spadające z serca pomiażdżyły im palce u stóp, gdy dotarło do nich, że nic się nikomu na szczęście nie stało. A mogło!
OdpowiedzZmyślnie, szczególnie w przypadku cukrzyka, rodzicom pogratulować.
OdpowiedzA jest czego pogratulować, choćby tego, że dziecko dotrwało żywe do dwunastego roku życia przy tak ""troskliwej" opiece... ;(
Odpowiedztrzeba być idiotą by dziecko chore na cukrzyce leczyć dietą. Pewnie miał (jeszcze) remisję. Ciekawe kiedy wyląduje w szpitalu. Ludzie i ich lekarze to stado debili
OdpowiedzPiekielne jest to, że pomimo zdiagnozowania choroby, chłopak nie był leczony. Przeżyłeś podczas tego obozu trochę piekielnych przygód;) Nidaros, a czy możesz odpowiedzieć, jak zakończyła się historia z tą dziewczynką, której zmarł dziadek?Ciągle do niej wracałam, żeby zobaczyć czy dopisałeś coś w komentarzach, martwiłam się o tę małą.
OdpowiedzParę nocy przespała u nas, potem, gdy poczuła się pewniej, przeniosła się z powrotem do pokoju koleżanek. Gdy się zaaklimatyzowała, stres częściowo ustąpił i koszmarów już raczej nie miała. Rodzice zostali poinformowani o tym, że wg. nas dziecko wymaga konsultacji psychologicznych, posłaliśmy też info do szkoły, do szkolnego psychologa.
OdpowiedzDziękuję:)Mam nadzieję, że się nią zajmą.
OdpowiedzAz dziwne ze w ostatnim przypadku "kochani" rodzice nie tlumaczyli sie: no przeciez wyslalismy go do was, powinniscie go wyleczyc! Nidaros> Czytajac twoje historie jestem pewny ze nie nadawalbym sie na opiekuna. Nie dlatego ze moglbym skrzywdzic dziecko, tylko dlatego ze moglbym pozadnie uszkodzic tak poj*banych rodzicow...
Odpowiedz@MojamałaAmi nie ty jeden nie ty jeden ;)
OdpowiedzWscieklyPL01> Domyslam sie, ale i tak dziekuje. Chwilami to az sie prosi zeby tych rodzicow tez zabrac na jakis oboz... Najlepiej przetrwania... Najlepiej z niklymi szansami na przetrwanie...
OdpowiedzCi rodzice myśleli, że to się nie wyda? Czy o co im chodziło, kiedy nikogo o tym nie informowali?
Odpowiedzco to za choroba?
OdpowiedzCyklofrenia to choroba psychiczna, występują podczas niej okresowe stany maniakalne i depresje psychiczne. Sama byłam ciekawa i sprawdziłam ;) A co do historii to faktycznie piekielna, sama jeszcze w podstawówce byłam na obozie, razem ze mną jechała moja przyjaciółka chora na padaczkę, pamiętam, że choroba dziewczyny wyszła podczas jednej z naszych rozmów z opiekunami, rodzice ponoć nawet nie zająknęli się na ten temat.
Odpowiedz@Macia A napisali tam też, że w tej chorobie nie występują TEGO rodzaju urojenia? Cyklofrenia to stara nazwa choroby afektywnej-dwubiegunowej obecnie właściwie już nie stosowana przez profesjonalistów. Więcej poczytać można tutaj: http://www.csk.lodz.pl/depresja/Choroba_afektywna_dwubiegunowa.htm Objawy jakie przejawiał ten chłopak bardziej pasują do SCHIZOFRENII, o której całkiem przystępnie piszą tu: http://www.janssen-cilag.pl/disease/detail.jhtml?itemname=schizophrenia_about
Odpowiedz@rl27 w dwubiegunowce z objawami psychotycznymi takie objawy tez wystepuja
OdpowiedzU mojej koleżanki na obozie rodzice nie powiadomili,że chłopiec jest chory na padaczkę. Nie wiem, co tymi ludźmi kieruje, myślą, że się nie wyda? :/
OdpowiedzTo już jest zagrożenie życia tego chłopca ;/ Może tak właśnie pomyśleli: "że się nie wyda", bo akurat młody nie będzie miał ataku?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 sierpnia 2012 o 14:00
No i oczywiście "akurat" wtedy miał, a opiekunki na początku spanikowały, bo przecież nikt o takim zagrożeniu nie wiedział, na szczęście sytuację opanowały
OdpowiedzTeż byłam wychowawcą na obozach kolonijnych. Niestety nagminne jest niepisanie w karcie uczestnika o chorobach, więc miałam kwiatki w stylu: dziecko z astmą i z jednym inhalatorem, który skończył się drugiego dnia, a rodzice się zastanowią nad przywiezieniem (a my w środku lasu); dziewczynka uczulona na pomidory, paprykę, kilka innych roślin i podstawowych składnik środków przeciwbólowych, po co pisać...; dalej chłopak z napadami agresji, no i klasycznie uczulenia na jad owadów. Niestety przeboje były, wszystkiego dowiadywałam się od dzieci, bo transportując je przeglądałam karty i profilaktycznie na początku każdego turnusu robiłam wywiad.
OdpowiedzRodzice, informujący o chorobach dzieci (czy to bezpośrednio opiekunów podczas transportu, czy uzupełniając karty) to jednostki. Moim hitem było dziecko po operacji nóg z przykazaniem, aby się nie forsować i mało chodzić. Czy muszę dodawać, że kolonie były w górach? Astmy bez inhalatorów czy padaczki, o których człowiek dowiadywał się przez przypadek to chleb codzienny. Zapytałam kiedyś któregoś z rodziców, dlaczego nie poinformował nas o chorobie dziecka. Odpowiedź: bo bałem się, że nie zakwalifikujecie dziecka na wyjazd. Niestety, na pytanie czy nie bał się, że dziecko będzie miało atak i nie wróci całe do domu nie odpowiedział. Ot, odpowiedzialność rodziców.
OdpowiedzWidocznie to,żeby dziecko wyjechało (chcą je mieć z głowy na te kilka dni, czy co?) jest ważniejsze niż jego zdrowie. A wystarczy pomyśleć: dziecko po operacji nóg wysłać na obóz np nad jezioro lub nad morze, dowiadując się wcześniej co konkretnie jest w programie.
OdpowiedzA ja nie wiem nawet, czy w ogóle jestem uczulona.
OdpowiedzA ja po prostu nie rozumiem, dlaczego ci rodzice nic nie mowia... Nie przeszkadza im narazanie swojego dziecka na jakas ewentualna tragedie??
OdpowiedzTylko osoby niespełna rozumu godzą się na to, by być opiekunami na koloniach... Taka odpowiedzialność za tak marne pieniądze - wiem, bo byłam wiele razy;) Najbardziej pamiętam 15-letniego chłopca, który miał stwierdzone ADHD, nie był leczony, ciężko go było opanować. Dodatkowo zabrał na turnus nóż - tak żeby wzbudzać respekt. Kiedyś na jakimś apelu posikał się. Dlaczego? Żeby było śmiesznie:) A w karcie kolonijnej oczywiście ani słowa o tym, że ma ADHD. Różne były przygody z jedzeniem. Kiedyś miałam na kolonii chłopca, który jadł tylko kanapki z Nutellą, a mama poinformowała mnie, że jak będziemy gdzieś wychodzić, to byłoby miło, gdyby on mógł sobie jakieś fryteczki, zapiekaneczkę czy inne śmieciowe jedzenie kupić... Była też dziewczynka, 13-letnia, która tak tęskniła za mamą, że co wszystko co zjadła, to zwracała. Miała ze sobą piżamę mamy i wszędzie z nią chodziła. Ciągle płakała i rozwalała wszystkie zajęcia. Kiedyś od takiej piekielnej mamuśki mi się dostało nawet:D Przyprowadziła córki na zbiórkę i zaczęła lament, że jaki autokar załatwiony został i czy ja się nie boję wieźć dzieci takim starym gratem. Cóż, autokar nie był najnowszy, ale gratem bym go nie nazwała. No i oczywiście to moja wina, że nim jedziemy, bo przecież to ja załatwiałam transport;) Piekielne sytuacje można mnożyć...
OdpowiedzNazwałaś samą siebie "niespełna rozumu" :P A tak w ogóle nie rozumiem czemu komentarz powyżej jest "poniżej poziomu". Od jakiej oceny komentarz jest ukrywany?
OdpowiedzJa też nie rozumiem, czemu komentarz poniżej poziomu, ja odebrałem kwestię "niespełna rozumu" jako autoironię i dystans do siebie autorki, bo przecież dalej wyjaśnia, że sama bywa jako opiekun na koloniach. A dystans do siebie zawsze doceniam. Reszta komentarza to przytoczenie sytuacji z własnej kariery, które są i kuriozalne, i ciekawe. Ja dawałem plus...
OdpowiedzNo przecież specjalnie to zrobiłam, stwierdzając, że wychowawcy są niespełna rozumu. To tak trochę z przymrużeniem oka, a przy okazji krytyka samej siebie, bo sporo turnusów w życiu zaliczyłam, więc myślę, że mogłam sobie na to pozwolić :) Swoją drogą: czy słyszeliście, drodzy wychowawcy, o potwierdzonej sytuacji płacenia alimentów przez opiekuna dla kolonistki, która podczas turnusu zaszła w ciążę i była w stanie to udowodnić? Mimo tych kilku lat doświadczenia nadal nie wiem jak to jest...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 23 sierpnia 2012 o 15:34
Plotki o alimentach płaconych przez wychowawców słyszałem nieraz, ale nigdy potwierdzonej. Nigdy też nie widziałem podstawy prawnej, pozwalającej na zasądzenie alimentów (no, chyba, że wychowawca idiota pozwoliłby wyraźnie sypiać parze ze sobą, to może alimenty przeszłyby w sądzie).
OdpowiedzMoi Drodzy, aż się zarejestrowałam przez tą opowieść. Chciałabym wytłumaczyć, iż ten młody człowiek prawdopodobnie przeszedł już z okresu dawnej choroby do nowej - zmienia się symbol chorobowy : skoro chłopak darł poduszki i krzyczał o diabłach - to już chorował na schizofrenię, a nie na depresję 2 biegunową zwaną maniakalną, lub inaczej zwaną brzydko cyklofrenią.Otóż depresja maniakalna owszem pokrywa się z wymienionymi objawami jak skoki nastrojów - szybko lub wolno zmiennymi...ale nie znam nikogo z tą chorobą, kto by miał halucynacje w takim stopniu. Obie choroby są straszne, depresja maniakalna nieleczona może prowadzić do schizofrenii...skąd to wiem? Edukuję się w tym temacie od lat- i nie jako "kitel" tylko jako posiadacz złego przekazu serotoniny - tak mam depresję dwubiegunową od 24 lat:) Składam podziękowania Panu z artykułu, ze mimo wszystko tkwi w piekle wychowywania dzieci mimo bardziej "chorych na głowę rodziców" - Nidaros- Szacunek :)
OdpowiedzKami, dziękuję za komentarz - może możesz mi również przybliżyć, czy na ostrość jego halucynacji mógł mieć wpływ wypity alkohol?
OdpowiedzPrawda. Jest kontinuum od choroby dwubiegunowej przez zaburzenia schizoafektywne do grupy schizofrenii. Takie objawy psychotyczne w zwykłej dwubiegunówce nie wystepują także jeżeli nie był to pierwszy raz i był to nie sprowokowany narkotykami epizod to miał albo schizoafekt albo schizofrenię. Tak czy inaczej współczuję chłopakowi. Zarówno z powodu ciężej choroby jak i głupich rodziców.
OdpowiedzW cyklofreni również występują zaburzenia psychotyczne (urojenia i halucynacje) i nie oznacza to od razu schizofrenii.
OdpowiedzChyba każdy przypadek choroby jest indywidualny. Ktoś może mieć urojenia, ktoś inny halucynacje.
OdpowiedzRael, w CHAD mogą występować urojenia ale jeżeli już są to są to urojenia zgodne z nastrojem. W manii urojenia wielkościowe czy posłannicze, w depresji nihilistyczne czy katastroficzne. Jeżeli w przebiegu CHAD pojawią się omamy lub urojenia o inne treści, zwłaszcza o paranoidalnej strukturze, to nalezy myśleć o zaburzeniach schizoafektywnych.
OdpowiedzTez choruje na dwubiegunowke i wiem, ze przy epizodzie z objawami psychotycznymi zdarzaja sie i takie omamy/urojenia.
Odpowiedz"Zaklamana", a ja leczę chorych na CHAD i wiem, że w czystej dwubiegunówce omamy ani urojenia o strukturze paranoidalnej nie występują. Jak wystąpią to znaczy, że mamy do czynienia z zaburzeniami schizoafektywnymi.
OdpowiedzMoja mama na to chorowała. Coś strasznego.
OdpowiedzKiedyś na obozie (szliśmy 15 km dziennie) jedna dziewczynka okazała się astmatyczką.:) Ale mamusia nic nie powiedziała i tego nie leczyła, bo dziecko pływa.;)
OdpowiedzRodzice często nie informują o chorobach swoich dzieci, bo inaczej dzieci mogłyby nie uczestniczyć w obozach, bo to jednak jest większa odpowiedzialność za dziecko chore.
OdpowiedzJest odpowiedzialność, ale jak coś się stanie to odpowiadasz za takiego dzieciaka, a uwierz mi rodzice potrafią mieć nieźle z głową i od razu by do sądu lecieli.
OdpowiedzU mojej uczennicy w wieku 13 lat zdiagnozowano schizofrenię, znam ją, nie boję się jej, byłam z nią na wycieczkach, ale nie wiem czy taki opiekun kolonijny mając innych nastolatków pod opieką chciałby dziecko ze schizofrenią.
Odpowiedzjeśliby nie chciał, to oznaczałoby, że przewiduje, iż nie poradzi sobie z osobą chorą w razie ataku. jeśli sobie nie poradzi, to jaki jest sens pakować dziecko w taki wyjazd i narażać zarówno je jak i resztę grupy?
OdpowiedzTo już nie jest kwestia, czy chciałby czy nie. Z takim dzieckiem trzeba inaczej się obchodzić. Jeżeli się, wie, że będzie dziecko ze schizofrenią, czy innym schorzeniem, upośledzeniem to już można się przygotować na pewne zachowania i inaczej reagować.
OdpowiedzTeż mi się wydaje, że to obawa przed niezakwalifikowaniem. Niemniej, jeżeli matka jest z wykształcenia pedagogiem i świadomie nie wpisuje do karty, że syn miał operację kręgosłupa i nie może brać udziału w najzwyklejszym porannym rozruchu, to proszę... Albo dziewczynka ze stwierdzoną martwicą kości, w ogóle nie powinna ćwiczyć, dowiaduje się na dwa dni przed końcem turnusu. No i kwiatek: dziewczynka z opóźnieniem rozwojowym, która owszem jeździła na kolonie, ale ze szkoły specjalnej, pani z MOPS-u zapomniała poinformować... Szkoda, że potem trzeba ekspresowo przestawić się na inny sposób komunikacji i jeszcze ma się w gratisie tłumaczenie innym dzieciakom, że to co koleżanka robi jest nieraz niezależne od niej. Wrr, głupota dorosłych przeraża.
OdpowiedzI takiej osobie ze szkoły specjalnej moją takie kolonie zaszkodzić. Na pewno ciężko wytłumaczyć innym dzieciom: "że to co koleżanka robi jest nieraz niezależne od niej".
OdpowiedzMikaz, nigdy nie wiesz na jakie dzieci trafisz. Jedne zrozumieją szybko, zaprzyjaźnią się i wszystko się układa. Inne mimo tłumaczenia wyśmiewają. A ty dalej tłumaczysz. Akurat ta dziewczynka była w grupie dzieci 7-12 rok życia, czasem zdarzały się sytuacje trudne. Problemem było to, że ani rodzice, ani pani z MOPS-u nie raczyła nikogo poinformować, że takie dziecko będzie. A powinna.
OdpowiedzZarówno podejście rodziców i różnych placówek, wysyłających dzieci bez informacji o chorobach, jak i organizatorów kolonii woła o pomstę do nieba. Informacje o grupie (bardzo szczątkowe) otrzymuje się "za pięć dwunasta". Miałam kiedyś taką sytuację: w ostatniej chwili dowiedziałam się, że mam w ogóle jechać po dzieciaki. Byłam już na miejscu po poprzednim turnusie i grupa miała zostać przywieziona przez kogoś innego. Przed południem dowiaduję się, że pod wieczór mam być w Warszawie. Osoba odpowiedzialna za przydzielanie transportów była wielce zdziwiona, że nikt mnie nie poinformował. Spod Zakopanego do Zakopanego jechałam przez Warszawę. Dopiero w pociągu gdy dosiadłam się na trasie do grupy (nie zdążyłabym na miejsce zbiórki) dowiedziałam się jaką grupę wiozę z koleżanką: dom dziecka, dzieci w większości upośledzone: upośledzenie lekkie + elementy autyzmu, upośledzenie średnie + jedna próba samobójcza za sobą, upośledzenie w stopniu ciężkim - chłopak nie mówił, porozumiewał się gestami i sylabami. Tego wszystkiego dowiaduję się w pociągu, mając za sobą pseudokurs wychowawcy. I tego m.in. oczekuje się od dwudziestoletnich osób po kilkugodzinnym kursie. A wystarczyłoby kilka dni wcześniej poinformować, jaka grupa jedzie - człowiek by poczytał, czego nie robić, jak się zachować - jak nie zaszkodzić takiemu dziecku.
Odpowiedz0.o W przeciwieństwie do rodziców z historii, moi są przewrażliwieni na punkcie wypisywania wszystkiegop w takich zgłoszeniach, nawet alergii na pierze (mikroskopijna), i robią awantury jak mam takie poduchy w łóżku -.- Ale takie coś to już niepoważne jest...
Odpowiedzwow O.O
Odpowiedz