Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Może dla Was mało piekielne będzie ale mi jest bardzo smutno... Od…

Może dla Was mało piekielne będzie ale mi jest bardzo smutno...

Od ponad dwóch lat jestem wdową. Mój mąż zginął w tragicznym wypadku. Właściwie do tej pory się nie pozbierałam i myślę, że nigdy się do końca nie pozbieram. Zawsze byłam szczupłą kobietą, śmierć męża jednak spowodowała u mnie tak silną depresję, że nie byłam w stanie nic jeść, nic robić, po prostu leżałam, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czasami wyszłam gdzieś z mieszkania do zaufanych koleżanek żeby móc sobie popłakać.

Oczywiście ludzie z osiedla patrzyli na mnie z ciekawością jak sobie z tym wszystkim radzę. Komentarzy na temat jak wyglądam nasłuchałam się wielu... Bo nie ma to jak wbijać komuś nóż w plecy. Schudłam w tym czasie bardzo. Wyglądałam jak anorektyczka, nie dbałam o siebie, nie jadłam, nie sprzątałam ba... może (w sumie na pewno) dla Was to obrzydliwe, ale nawet się nie myłam. Kto ma jakieś pojęcie o depresji zrozumie. Często również myślałam o śmierci, zresztą do tej pory mam ochotę czasem znaleźć się tam po drugiej stronie (bez litości bo walczę z tym). Ale oczywiście kto czegoś takiego nie przeżył często też nie zrozumie. Tak więc byłam i jestem sensacją na osiedlu a mój każdy krok jest "śledzony", jestem atrakcją dla ludzi, którzy nie mają własnego życia i lubią żyć czyimś choć niekoniecznie się w nim do końca orientują... Tak więc na początku byłam nazywana "chodzącym" trupem...

W tej chwili jestem osobą z lekką nadwagą. Nie, nie jem dużo. Podejrzewam, że "swoje" zrobiły środki psychoaktywne które zażywam, żeby przeżyć każdy kolejny dzień i jakoś funkcjonować. Co życzliwsze osoby (nawet jeśli kłamią), pocieszają mnie, że zawsze byłam za chuda i teraz wyglądam w sam raz. Fakt, że moim największym problemem nadwaga nie jest choć nie czuję się dobrze w swoim ciele, ale psychika, zrujnowana przez to co mnie spotkało, a ludzie którzy dokładają "swoje" tylko ten stan pogłębiają.

Nie wiem czy zdaje sobie ktoś z czytających, jak to jest mieć lęk przed ludźmi, przed społeczeństwem... Ja wiem, bo to przeżyłam. Zrezygnowałam przez to z pracy, bałam się ludzi, kontaktów z nimi a nawet tego, że ktoś na mnie patrzy i dopiero od jakiegoś czasu znowu pracuję i staram się jakoś funkcjonować w tym społeczeństwie.

To wszystko jest dla mnie przykre, ale co jeszcze?
Przez ponad rok niemalże wcale nie wychodziłam z mieszkania.
Po tym jak mój mąż zginął, zaczął się do mnie "dobijać" mój chłopak sprzed lat (a wcześniejszy przyjaciel z "gówniarskich" czasów, który jak to twierdził zawsze mnie kochał (fakt, że próbował odnowić znajomość nawet gdy mój mąż żył, ale nie miałam na to ochoty, mój mąż był dla mnie wszystkim, więc na ten czas zaprzestał bo dosadnie miał powiedziane, że sobie nie życzę). Gdy tak ten były sprzed kilku lat próbował się dobijać już po śmierci męża, również ignorowałam. Byłam wręcz zła, że co on sobie myśli... Zostałam wolna i zaraz polecę do kogoś? Nie! Chciałam umrzeć i być sama do końca życia jeśli dałabym radę pożyć dłużej.

Los jednak tak sprawił, że przypadkowo spotkaliśmy się po dłuuugim okresie czasu. Zaczęliśmy rozmawiać, ja oczywiście płacz, tęsknota za mężem i tego typu podobne wyrażanie uczuć przy nim. Pocieszał. Mi było lżej na duszy po wypłakaniu się. Zaczęliśmy się spotykać częściej. Na początku na tej samej zasadzie czyli ja płaczę i tęsknię za mężem, on pociesza, rozumie.

W końcu doszło jednak do pocałunku, do rozmowy, że on nadal kocha. Byłam zmieszana, czułam się jakbym zdradzała męża a zarazem chyba również potrzebowałam żeby ktoś czuł coś do mnie a ja coś do kogoś. To nie było to samo ale poczułam. Bałam się tego "zawiązku", bałam się, że zranię bo mąż na pierwszym miejscu. Powiedział, że rozumie... Wiedziałam jednak że rozmowa o kimś może ranić więc starałam się już wtedy mówić o mężu mniej mimo, że cały czas czuję go w serduchu. Jednak nie mówić wcale o ukochanej osobie mówić się nie da. Zaczął przyznawać, że go to boli, mimo, że powtarzałam mu, że jest dla mnie ważny, że pokochałam ale nie wyrzucę z serca męża, nie da się. Znowu powtarzał, że rozumie. Czasami zastanawiałam się, czy nie cieszy się ze śmierci mojego męża bo doskonale wie, że nie spotykalibyśmy się gdyby mój mąż żył. Odpowiedź: Cieszę się, że jesteś ze mną ale nie z czyjejś śmierci. Myślę, że mówił prawdę a to ja jestem chora psychicznie , że zadawałam takie pytania. Wiem, nie powinnam.

Tak więc zaczęłam się z nim spotykać. W sumie to on zaczął mnie wyciągać do ludzi i zmniejszył moje lęki wobec ludzi, dzięki niemu zaczęłam być w stanie pracować. Mimo, że noce i tak bezsenne z tęsknotą za mężem to jednak poczułam się lepiej co zauważyła też moja rodzina, oraz ja sama zauważyłam, że ciężko żyć samemu a we dwoje łatwiej.

Tu znów jednak piekielność ludzi... "Już ma następnego", "już się ku*wi", "nie chodzi cały czas ubrana na czarno jak wcześniej", "widziałaś, uśmiechnęła się"...(przez rok nawet sztucznie nie umiałam) i wiele wiele innych... zaczęłam się wręcz zastanawiać czy ja się z kimś mogę związać a jeśli tak to po ilu latach? Dlatego mnie te komentarze tak zraniły, że gdy o nikim nie chciałam słyszeć i płakałam ciągle to wciąż słyszałam, że sobie jeszcze kogoś znajdę! W momencie gdzie o tym słyszeć nie chciałam! a jak znalazłam to też źle...


Wracając jednak do tego mojego partnera... Tak jak na początku wspominałam, przytyło mi się. Pomijając fakt, że zaczęto mówić iż jestem w ciąży z tymże partnerem, no bo zawsze chuda a tu się przytyło... (no tak, może wiatropylna jestem a o tym nie wiem), to jednak partner cały czas utrzymywał, że jestem i tak dla niego piękna a zresztą waga się nie liczy bo jestem cudowną wrażliwą kobietą i poprostu lubi przebywać w moim towarzystwie.


Mimo, że sama czuję się w swoim ciele teraźniejszym, źle, to jednak były budujące słowa. Najbardziej bolało mnie to, że mówił iż depresję sama sobie wymyśliłam, żebym nie przesadzała. Bolało bardzo ale rozumiem poniekąd, że ktoś kto tego stanu nie przeszedł nie zrozumie co to za świństwo. Tylko ja wiem, że idę czasem do pracy na 7-mą a udaje mi się zasnąć o 5-tej :(

Tak czy siak... Słuchać ludzi? Nie pokazywać im się, żeby nie cierpieć? Niestety nie umiem walczyć o swoje tak jak kiedyś. Czasami mam agresor i wtedy jestem w stanie zawalczyć o siebie, bardziej umiem o innych.

Czy może ten mój związek mimo, że partner mnie poniekąd trochę wyciągnął z otchłani depresji i mimo, że będzie pewnie do końca życia to jednak powinnam być sama?

O partnera nie pytam z powodu ludzi choć jest mi przykro z powodu ich komentarzy, ale ta przydługa historia powstała dzisiaj dlatego, że usłyszałam od partnera, że : "schudłabyś do takiej jaka kiedyś byłaś to by przyjemniej było bo każdy cię pamięta jak chuda byłaś, mi to w sumie jakoś nie przeszkadza ale jednak byłoby lepiej", "ufarbuj włosy na taki i na taki kolor", "załóż to i to bo w to mi się podoba a to co wczoraj miałaś na sobie to nie"...

Wiem, że lubi się ludzi asertywnych, też taka byłam, teraz czasami mi się to udaje ale w tym przypadku jest mi ciężko ze względu na moje przejścia. Póki co starałam się jednak nie zwracać uwagi na komentarze obcych, ale te dzisiejsze partnera naprawdę zabolały. Mam ochotę spuścić telefon w kiblu bo obawiam się, że mimo moich dzisiejszych postanowień jutro go włączę, przeczytam smsy i zmięknę.

Nie raz było mi przykro z powodu tego co napisał. Przeważnie mówiłam, że jest to dla mnie przykre ale dzisiaj we łzach był agresor i na to co napisał odpisałam" "to znajdź sobie chudą i o takim kolorze włosów a teraz idź spać bo podobno śpiący byłeś", odp :widzę , że przeszkadzam, pa"...

Czy kobiety naprawdę są z venus a faceci z marsa? Czy to ja już się nie nadaję?

Sory za nudną "lekturę" bez śmiesznego, ciekawego opisu. Takie to znowu żale moje...

Dajcie mi siłę, żebym nie odpisała, i dała sobie radę sama bez cierpienia. Ja staram się go nie zadawać i tego chciałabym w drugą stronę.

życie...

by konto usunięte
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
10 14

Przepraszam za wyrazenie ale Szczyt Skur*ysynstwa tak z czlowiekiem postepywac.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 11

Nawet nie wiesz jakie dla mnie to przykre. Opisałam być może nieskładnie za bardzo bo w emocjach i powinnam być może poczekać z tym do jutra ale emocje zrobiły swoje... Dodam jeszcze, że przy wzroście 165cm zawsze ważyłam 49-50, teraz ważę 62, czuję się z tym źle bo samej mi ciężko gdyż byłam przyzwyczajona do wagi wcześniejszej ale jest to dla mnie przykre gdy ktoś mi to wytyka. I pomijając już te gorsze komentarze od obcych ludzi to jednak potrzebuję tak jak każdy chyba akceptacji od najbliższych, przytulenia. A jak mam się przytulić do kogoś od kogo czuję brak akceptacji? Co by było jakbym do 100-ki dobrnęła choć liczę, że nie. Czy wtedy będę gorsza? Czy dla tych obcych ludzi jestem gorsza bo mój mąż zginął? Choć wcześniej byłam lubiana i szanowana? Mam już swoje latka a czuję się jak mała dziewczynka której zabrano z ust lizaka... to okropne uczucie. Chciałabym być twarda jak kiedyś i mam nadzieję, że wcześniej czy później mi się to uda.

Odpowiedz
avatar piotr_strus
9 15

oh, na prawdę mocna Historia. Nie wiem dlaczego, wszystkie historie, ja osobiście tak przeżywam. Miej siły Kobieto, nie poddawaj się nigdy. Nie patrz na innych, i na ich komentarze, wiem, że to się czuje. znam ten poziom, wiem co to znaczy. Dobrym odjazdem od złych ludzi i od złego, był dla mnie Kościół. Msza. Modlitwa. Spróbuj, może i tobie pomoże?

Odpowiedz
avatar Pytajnik
3 11

Przede wszystkim - probowalas porozmawiac z partnerem o tym jak reagujesz na takie komentarze? Czyli czy pogadalas z nim w 4 oczy, powiedzialas cos w stylu "Partner, sluchaj - kiedy robisz to i to to czuje sie tak i tak i wtedy zaczynam watpic w to ze mnie akceptujesz"? Jesli nie, polecam sprobowac. Wiem, brzmi ciezko, i takie bedzie. Ale to najlepsza droga. A co do bycia silna - bycie silnym i odpornym nie polega na ignorowaniu cierpienia i nie przezywaniu go, ale znoszeniu go bez unikania, bo ucieczka do niczego nie prowadzi. Nie mowiac o bolu, o tym jak reagujesz na to co mowi, nie sprawisz ze bol zniknie. Odnosnie komentarzy ludzi - dlaczego tak bierzesz do siebie to co mowia? Zalezy Ci na ich opinii czy moze to tylko maly kamyczek do bagazu jaki niesiesz, a powazniejszymi problemami sa relacje z osobami blizszymi?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

Napisałam w historii, że często mówiłam mu, że coś mnie boli. Wiem, że relacje międzyludzkie są czasami ciężkie i najlepsza na to jest szczera rozmowa. Ale ja tą szczerą rozmowę tak jak radzisz (zresztą bardzo mądrze i chwalę to u mężczyzn bo bez obrazy u tej płci rzadko widzę chęć wykazywania tego), prowadziłam, ale ileż można? Dzisiaj puściły mi nerwy, może niepotrzebnie ale dlatego, że zabolało ponownie... Bo jeśli mnie kocha to czemu nie taką jaką jestem choć twierdzi, że tak a potem chce wprowadzić we mnie zmiany? Czemu reaguję tak a nie inaczej? Właśnie dlatego chciałabym być jak kiedyś bo wtedy nie zwracałam zbytnio na to uwagi, w sumie nadal staram się tego nie robić i często mi wychodzi ale nie w stosunku do ludzi na których mi zależy. "Zalezy Ci na ich opinii czy moze to tylko maly kamyczek do bagazu jaki niesiesz, a powazniejszymi problemami sa relacje z osobami blizszymi?" Być może trafiłeś właśnie w sedno, ale uwierz, że bardzo spokorniałam i naprawdę z osobami bliższymi staram się wyjaśnić wszystko na spokojnie ale czasami się nie da a ja anielskiej cierpliwości też nie mam. Przeczytaj moją kolejną historię z siostrą w roli głównej, tam oczywiście nie zawarłam swojego tłumaczenia jej co do tego co powiedziała bo musiałabym dwie strony zapisać ale było ciężko, mimo tego jak bardzo się starałam do niej nie dotarło i do tej pory nie rozumie co złego powiedziała. Ja nic na siłę w tej chwili nie chcę a na pewno nie kogoś kto mi będzie mówił jak mam się ubierać, jaki mam mieć kolor włosów i ile mam ważyć. Mam teraz niską samoocenę ale nie aż tak żeby coś robić pod czyjeś dyktando. Bo tu nie było np. powiedziane że "kochanie a może ufarbuj włoski na taki kolor? spróbujesz? uważam, że byłoby ci ładnie w tym kolorze..." tu było "przefarbuj się na taki kolor" - właśnie, relacje międzyludzkie... Tak jak pisałam mój mąż był dla mnie wszystkim. Zaczęłam spotykać się z tym partnerem. Dla mnie ideałem był mąż. Ale nie porównuję, nie każę zmieniać czegoś temu partnerowi a na pewno nie w ten sposób. To jest przykre. Wiem, że są różnice między kobietą a mężczyzną, czasem również w ujęciu jakichś słów ale wyobraź sobie teraz partnerkę która Ci powie "zapuść włosy do kolan, ufarbuj je na zielono i zacznij się ubierać na czerwono" bez prośby, zapytania czy czegokolwiek tylko z brzmieniem jak dyktator. Oj znowu się rozpisałam..., nie przedłużam, trochę racji na pewno masz ale uwierz, że zareagowałam tak pierwszy raz bo już dużo razy łagodziłam prosiłam o wyjaśnienia i sama wyjaśniałam. Choćby miesiąc temu jak mieliśmy wyjść do znajomych "ubierz się tak, żeby żadna kobieta tak nie była ubrana i żebyś szokowała", nie zgodziłam się i delikatnie wyjaśniłam czemu i również było mi przykro bo w końcu na pokaz mam być czy co? Może moja wina jakaś tam w tym też jest bo kupe lat byłam z jednym mężczyzną i z nim byłam "dotarta" a teraz ciężko mi. Kurcze sory bo prawie nową historię napisałam a śpiąca już jestem, mam nadzieję, że niezbyt chaotycznie mi ten komentarz wyszedł.

Odpowiedz
avatar agora
5 5

moim skromnym zdaniem, bez obrazy, ale... może powinnaś dać sobie z nim spokój? skoro masz więcej przykrości niż 'miłości', skoro mąż i tak jest (był?) dla Ciebie najważniejszy to może warto poczekać jeszcze. nie wiązać się z kimś kto sprawia Ci dużo przykrości. podziękuj mu za to, że pomógł Ci jakoś się uporać (w mniejszym czy większym stopniu) i pożegnaj się ładnie? nie odbierz tego co piszę źle, nie chcę tu niczego nakazywać ani nic. w każdym razie trzymaj się mocno. dobrze rozumiem co to depresja, mimo że nie przeżyłam takiej tragedii jak Ty. wierzę że masz w sobie siłę i że dasz sobie radę ze wszystkim.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

Wspolczuje , musi byc naprawde ciezko.A partner nigdy nie powinien powiedziec ci zlego slowa ! Ja mam 175 i waga 63 cos takiego , i dla mojej ,,rodziny '' jestem grubaas . A dla obcych jest w sam raz wiesz to zalezy od czlowieka , wszedzie rodza sie ludzie bez serca bez zrozumienia. Jak moja ciocia urodzila syna i wyrzucila meza z domu z konkretnego powodu o ktorym nie bede sie wypowiadac , jej matka potrafila powiedziec ( moja babcia jest zla nie mam z nia kontaktu ) Ze gdyby ciocia miala honor to by sie powiesila bo jak sobie bez meza poradzi. Zyje i ma sie swietnie. Wszedzie sa zli ludzie probujacy dobic , ale po jakims czasie bedzie troszke przechodzilo ale bol i pamiec pozostanie. Liczy sie ze masz meza w sercu i kochasz go i to jest najwazniejsze.Nie poddawaj sie , nie daj soba pomiatac , dobrym okresleniem byloby ,,pokaz pazury '' nie wstydz sie co ludzie pomysla itd. Jestes czlowiekiem istota myslaca i zyjaca ; ) postaw na swoim !

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Jeju, ja Tobie też... to waga ta sama a 10 cm różnicy i grubas na Ciebie mówią? Dzięki za pocieszenie :-) To dla Twojej rodziny byłabym chyba typową otyłą amerykanką... A do toczącej się kulki mimo wszystko mi jeszcze trochę brakuje... O reszcie Twojego komentarza dotyczącego cioci się wypowiadać nie będę bo aż mi się słabo zrobiło jak przeczytałam.

Odpowiedz
avatar bonsai
6 6

O matko... toż ja mam 167 cm i ważę 75 kg - czasami ktoś powie, że powinnam trochę schudnąć, ale nikt nie mówi, że jestem gruba! Raczej wręcz przeciwnie, paru kumpli potrafi opieprzyć mnie za chęć schudnięcia 5 kg [żeby wyjść z nadwagi]!

Odpowiedz
avatar olkiolki
2 2

To sie pochwalę: przy wzroście 175 cm ważę całe 82 kilo. To się już tyczy tej toczącej kulki? ;-) LiviaC, wiem co to depresja, i bardzo mi przykro, że stracilaś męża. Wiem, że Ci ciężko. Nie będę się wymądrzać, że powinnaś zrobić to czy tamto. Chciałabym tylko zapytać o jedną rzecz: czy Twój Mąż chciałby, żebyś tak bardzo się dołowała, że aż chorujesz? Pomyśl o tym w ten sposób. I pamiętaj, Twój Partner nie jest jedynym mężczyzną na świecie. Pomógł Ci, bywało dobrze, a będzie tylko lepiej. Może pomyśl o tym, by wyjść gdzieś sama? Albo z koleżanką? Trzymam kciuki, wszystko sie ułoży :-)

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
24 30

Temu facetowi na pewno na tobie zależy. Stara się ci pomóc i przywrócić społeczeństwu, choć nie trudno zauważyć, że jest nieco gruboskórny, a i ze sztuką dyplomacji też nie miał zbyt wiele do czynienia. Uwierz mi na słowo - kobieta z rozrośniętą, dwuletnią depresją (delikatnie mówiąc) to nie jest najlepsza partia dla przeciętnego mężczyzny. Ty nie potrzebujesz użalania się nad twoim złamanym życiem, nie pomoże ci kiwanie głową z pełnym zrozumienia i smutku sztucznym wyrazem twarzy. Potzebujesz, by wreszcie ktoś złapał cię za fraki i krzyknął "do jasnej cholery weź się w garść". Jak długo masz zamiar umartwiać się nad swoim losem? Kolejny rok, pięć lat, dziesięć? Wolisz do końca życia wysłuchiwać nienawistnych docinków siostrzyczki i chamskich komentarzy osiedlowych babsztyli, czy wziąć swój los we własne ręce i z podniesionym czołem zaśmiać się im wszystkim w twarz? Oni karmią się twoim nieszczęściem, to dla nich codzienna porcja rozrywki. Możesz zrobić im na złość tylko w jeden sposób - zacząć dbać o siebie, prowadzić normalne (z czasem nawet szczęśliwe) życie. Wiem, że łatwo mi siedzieć i pisać mądrości, a ich wcielenie w życie to trochę inna bajka. ALe chyba sama zauważyłaś, że tak dalej być nie może skoro zebrałaś się na napisanie tu swojej historii. Uwierz w siebie i w tych, którzy ci dobrze życzą, ignoruj resztę. Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Zrób go, a nie pożałujesz.

Odpowiedz
avatar Wredzma
9 15

Duży plus za ten komentarz - całe fragmenty tego co tu napisane chodziły mi po głowie przy czytaniu tej historii i lepiej bym tego nie ujęła. Depresja to straszna zaraza, ale karmi się nami tak długo, jak długo jej na to pozwolimy. LivioC, z tego co czytam, jesteś bardzo wrażliwa na swoim punkcie, dlatego rani Cię każda niedelikatność. Postaw się na chwilę w skórze bliskich Ci osób - oni też chcą normalnie żyć, a od ponad dwóch lat muszą obchodzić się z Tobą jak z jajkiem. To trudne. Z całego serca życzę Ci wszystkiego dobrego. Zrób krok w przyszłość, zostaw ten ponury okres za sobą. Czas naprawdę leczy rany, tylko trzeba mu na to pozwolić. Spójrz z dystansem na ludzkie gadanie - to Twoje życie i Twoje prawo do szczęścia, na które zasłużyłaś pewnie bardziej niż niejeden z tych plotkarzy. Jeszcze będzie dobrze, zobaczysz. A partnerowi mów zawsze jasno co Ci nie odpowiada i co Cię boli - oni potrzebują kawę na ławę, a jeszcze trochę potrwa zanim się "dotrzecie". Pozdrawiam serdecznie.

Odpowiedz
avatar Wizardess
7 19

Przepraszam, ale jak czytam taki komentarz, to mam chęć wziąć Autora za fraki i potrząsnąć. Z Twojego komentarza wynika niezbicie, że nie masz pojęcia o depresji, ani reaktywnej ani endogennej, ani żadnej innej. Dziewczyna ma depresję, przechodzi traumę straty i próbuje sobie z tym radzić. Nie, nie potrzebuje użalania się nad Nią, ale, wybacz, potrząśnięcie i powiedzenie "weź się w garść" może zrobić więcej złego niż sobie wyobrażasz. Widać, że nie uporała się ze stratą i żałobą, a takie postępowanie jakie Ty proponujesz, jest bagatelizowaniem tego przez co przechodzi, umniejszaniem Jej prawa do cierpienia i wpędza osobę z depresją w większą frustrację i powoduje, że radzi sobie gorzej. Livia potrzebuje terapii i profesjonalnej pomocy a nie potrząsania i wypychania na siłę do świata. Żałoba rządzi się swoimi prawami i dopiero wtedy, kiedy Liwia poczuje się gotowa i wystarczająco silna ten kontakt będzie miał jakuś sens dla niej. Widać jak na dłoni, że żaloba nie jest "przepracowana", przegadana, przeżyta. Tłumienie jej niczego, ale to niczego nie poprawi. Livio, jeśli chcesz, skrobnij do mnie maila. Zgadywanka@wp.pl. Przykro mi, że los Cię w ten sposób doświadczył. Strata najbliższej osoby jest wielką traumą i podnieść się z niej samemu nie jest łatwo. Osoba która nie doświadczyła takiego urazu ma problem ze zrozumieniem Twego zachowania, interpretując je w niewłaściwy sposób. Ludzie nie mający takich doświadczeń dają rady, które są w ich mniemaniu świetne, niestety w tym przypadku nie działają. Nie, nie mam pretensji. Wiem, że nietrafione pocieszenia i rady wynikają z dobrych chęci i nie mają na celu skrzywdzenia kogoś. Mówię tylko, że nie działają. Livio, ja tez przeżyłam stratę i uczucia które opisujesz są mi bardzo, bardzo bliskie. Przytulam Cię mocno i życzę dużo siły, która jest Ci potrzebna do odbudowy swojego świata i nauczenia się żyć od nowa. Straty nie da się zapomnieć ale można nauczyć się z nią żyć. Pozdrawiam Cię.

Odpowiedz
avatar atheo
4 6

Powiem tak - nie podoba mi się postawa twojego partnera. Bo on nie kocha Ciebie, a wyobrażenie o tobie. Takie coś powinno być tępione. Niemniej, co do Ciebie - podziwiam. Stracić miłość życia, i nie skończyć na wykolejeniu - to dla mnie jest odwaga. Ludzi, nie zmienisz, niestety. A jednego z drugim to by się przydało... Walnąć z krzesła w twarz. Niemniej, sądzę że już przebyłaś długą drogę, korzystaj z pomocy specjalisty, bo z takiego stanu samej wyjść ciężko. Bardzo. Życzę Ci jak najlepiej, i naprawdę mam nadzieje że szybko się pozbierasz, a kolesia który wykorzystał twoją ciężką sytuację - kopniesz w cztery litery na rozpęd.

Odpowiedz
avatar Termit
5 5

Historia mocna, na prawdę. Specjalnie dla tego komentarza założyłem konto na serwisie. Podziwiam Cię, LiviaC. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak ja bym się zachował, jakbym w pewnym momencie stracił bliską mi osobę. Mimo, że mam dopiero 19 lat, to wiem co znaczy kochać prawdziwie i jak bardzo może boleć taka strata. A ludzie? Jak świnie przy korycie, szukają taniej sensacji i paplą jęzorem na lewo i prawo. Trzymaj się zaufanych ludzi, na których możesz liczyć, bo zwracając uwagę na słowa postronnych osób szybko wykończysz się psychicznie. Życzę Ci wszystkiego dobrego, o ukochanym na pewno nie zapomnisz, ale musisz nauczyć się z tym żyć, a z tego, co wyczytałem w twojej historii, jesteś na dobrej drodze :). Trzymaj się cieplutko, pozdrawiam Cię.

Odpowiedz
avatar mru
7 7

LiviaC, opowiem ci coś z perspektywy osoby z depresją. Od dwóch lat biorę leki i funkcjonuję w miarę dobrze. Przedtem, owszem dawałam radę ale często bywało bardzo ciężko. Bardzo ważnym człowiekiem w moim życiu jest mój mąż. Zostałam wychowana na osobę, która ma brać życie za bary i nie wieszać się na innych jak bluszcz. Dlatego w małżeństwie zawsze uważałam że kobieta ma być partnerem a nie słabą samiczką. W najgorszym momencie choroby, kiedy straciłam pracę a przed sobą miałam obronę na uczelni, mąż wziął mnie na rozmowę. Powiedział wprost że on nie rozumie istoty depresji i nawet nie próbuje zrozumieć bo go to przerasta. Widzi jednak że jest mi ciężko i że coś z tym robię. Dlatego teraz chce żebym przyjęła jego opiekę. Niezależnie od tego jak długo ma to potrwać. Po raz pierwszy w życiu odczułam taką pełnię bezpieczeństwa i zaufania. Powiedział tak wiele dobrych i ciepłych słów że naprawdę to była najlepsza terapia. To i jego postępowanie. A co do wagi: kiedyś ważyłam 58 kg przy 168cm. Teraz waham się między rozmiarem 44-46. Można powiedzieć że zmieniłam się w słonika. Mój mąż mówi mi że wie czego skutkiem jest moja waga (hormony) i widzi jak twardo ćwiczę i walczę. Dlatego gdzieś ma moją wagę. Mówi że kocha, przynosi kiaty bez okazji, wspiera kiedy trzeba. Toleruje moje dwa koty, zajmuje się dzieckiem, tyra w pracy do upadłego a kiedy miał problemy z sercem najbardziej bał się tego że jak umrze to zostaniemy z synem sami. Żeby nie wyjść na pasożyta: staram się żeby to działało w dwie strony i żebym też była dla niego przyjacielem i wsparciem. A podsumowując: przy depresji ważne jest wsparcie bliskich osób. A facet to nie inny gatunek. Jak chce to wiele umie zrozumieć. Też ma serce i emocje. Jeśli naprawdę kocha to jest także w ciężkich chwilach a nie tylko kiedy jest dobrze. Czego ci z całego serca życzę.

Odpowiedz
avatar czolgista1990
4 4

Nie przejmuj się bucem, kopnij go w tyłek - stanowczo i bezpowrotnie. Jak nie pomoże to zmień numer a nowy podaj tylko zaufanym osobom. Nie ma sensu się z gnojkiem męczyć. Moja narzeczona jest w podobnej sytuacji jak ty, tylko że ona waży 52-53kg przy wzroście 152, ma delikatny brzuszek i takie same kompleksy względem swojego ciała jak ty i szczerze mówiąc doprowadza mnie do szewskiej pasji, ale nie wyglądem, tylko paplaniem bzdur że chce schudnąć. Człowiek nie akceptujący Ciebie taką jaką jesteś, nie jest Ciebie wart. Gdybym miał taką możliwość to chętnie bym Cię wysłuchał

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 sierpnia 2012 o 11:36

avatar Zaaczaarowaanaa
2 2

Mam dla ciebie radę: Nie odpowiadaj na sms-y tego "męźczyzny", nie przejmuj się opinią ludzi oni gadali, gadają i będą gadać, stań przed nimi z wysoko podniesioną głową i powiedz im "Pieprzcie się to moje życie i mogę robić z nim i wnim co mi się podoba, a was nie powinno to interesować. Was powinno interesować wasze życie!" ;)

Odpowiedz
avatar Riyuu_
3 3

No bardzo trudna sytuacja, na początku był Ci oparciem a teraz pokazuje że powinnaś się zmienić.. szczerze to ja bym na Twoim miejscy z nim skończyła, albo chociaż porozmawiała o tym czemu masz się farbować, czemu chudnąć... bo przecież jakby Cię kochał to by nie kazał Ci się zmieniać tylko pomagał wyjść z depresji, prawda?

Odpowiedz
avatar edyciurek
4 4

Sorki, ale jestem dziś na kacu i napiszę Ci tylko olej gościa, bo z takim nigdy nie będziesz szczęśliwa, zawsze znajdzie powód, aby wytknąć Ci niedoskonałości. Nie ma co się oszukiwać, nikt nie jest ideałem, ale to nie znaczy, że musimy zmieniać siebie dla innych. Zapisz się na siłownię, będziesz się mogła trochę wyżyć i wrócisz do dawnej figury.

Odpowiedz
avatar inaya
0 6

Livia, nie odrzucałabym miłości takiego faceta. Jemu na Tobie zależy, kocha Cię. a to bardzo cenne. Sama na pewno zdajesz sobie sprawę, że z powodu depresji cierpisz nie tylko Ty, ale też Twoi bliscy, a mimo to on dalej z Tobą jest, chce być, może i spędzić z Tobą resztę życia. Wydaje mi się, że ma na Ciebie jednak dobry wpływ, właśnie "wyciągając cię" do normalności. To, że zdarza się mu powiedzieć coś nietaktownego, to jeszcze nie znaczy, że należy człowieka i całą znajomość z nim przekreślać! Żal Ci przejdzie, zobaczysz : ) Jasne, że w tym stanie nie umiesz się do niczego zmusić, i nie trzeba. Ale Ty i tak, nie zmuszając się, zaczęłaś wychodzić na prostą. Czuję do Ciebie zresztą za to ogromny podziw - to pokazuje, że masz mnóstwo siły. Już właściwie zaczęłaś sobie układać życie, byłaś na świetnej drodze - wybili Cię z rytmu tylko zazdrośni sąsiedzi/znajomi, których w ogóle nie powinnaś słuchać, bo to nie ludzie, tylko bydło, nierozumne i krytykujące, byle krytykować. Co Cię obchodzą takie pasożyty, żywiące się smutkiem innych? ^^ Pamiętaj, że *masz do szczęścia prawo*! Nie musisz siedzieć sama i płakać. Dość już się napłakałaś. Ściskam Cię bardzo mocno i życzę spokojnego, coraz szczęśliwszego życia.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 4 sierpnia 2012 o 13:27

avatar konto usunięte
-2 2

Zwroc uwage ze on wytyka jej zeby zeszczuplala ,zeby zmienila kolor wlosow to nie jest normalne ! Bo jesli kogos kochasz to kochasz go w calosci albo wogole !

Odpowiedz
avatar inaya
1 1

TwentyForSeven - Ależ zgadzam się, wytykanie nie jest w porządku, zwłaszcza w stosunku do osoby w kiepskim stanie psychicznym. Trzeba wtedy porozmawiać o problemie i poprosić o więcej taktu. Ale od razu uciekać się do środków ostatecznych, zrywać znajomość - na pewno nie! Tak bliskich ludzi traktować nie można.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 sierpnia 2012 o 20:53

avatar TrissMerigold
4 6

@LiviaC po pierwsze nie słuchaj ludzi. Straciłaś męża, ale nikt nie każe Ci być samą do końca życia. Mój ojciec jest wdowcem, mama zmarła 6 lat temu i spotyka się z kimś bo ma prawo być jeszcze szczęśliwy i Ty też masz do tego prawo. Część Twojego życia odeszła, ale została jeszcze jedna część i mężczyzna, który chce przy Tobie być. Livia, nie odrzucaj go tylko przez to co mówią, ważna jesteś Ty, nie oni. Twój mąż nie chciałby żeby jego kochana żona do końca życia płakała i była samotna, na pewno chciałby żebyś się uśmiechnęła, żeby miał się Tobą kto zaopiekować. Daj szansę jemu, sobie, Wam. Zaczęłaś wychodzić na prostą i to jest wspaniałe, żadne leki nie pomogą tak jak obecność kogoś, kto może przytulić i pocieszyć. Nie rezygnuj z niego, bądź szczęśliwa dla śp. Męża. Wierzę, że on jest przy Tobie i być może to on postawił na Twojej drodze ponownie chłopaka z dawnych lat. Może on tym co napisał chciałby żebyś spróbowała wrócić do tej dawnej, uśmiechniętej Livii. Nie, to nie ma na celu żebyś zapomniała, tylko żebyś wyszła z kokonu żałoby i znów zaczęła żyć. Masz prawo być szczęśliwa. Spróbuj. Byłaś na prostej i nie pozwól by jakieś zazdrosne bydło Cię z tej prostej zepchnęło. Pogódź się z nim i walczcie razem o szczęśliwe życie. Trzymaj się i bądź szczęśliwa bo na to zasługujesz :)

Odpowiedz
avatar AniaMP
2 2

Z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze sposób wypowiadania słów oddaje myśli mówiącego i jego intencje. Często jest tak, że człowiek mówi coś, a ja rozumiem to inaczej. Albo, że rodzina mówi coś w dobrej intencji, a mnie to boli i czuję się odrzucona/zraniona/... <br> Masz prawo chcieć być szczęśliwa, akceptowana taką jaką jesteś. Jeśli komuś coś w Tobie nie pasuje to jego/jej problem.<br> Trzymam kciuki za Ciebie!!!

Odpowiedz
avatar TaOd_2_Futer
-1 1

Dziewczyno, kopnij go w dupę. Chciałam napisać "w jaja" ale boję się, że możesz ich u tego buca nie znaleźć.

Odpowiedz
avatar lucreatia
2 2

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. A ty nie jesteś tą samą dziewczyną, w której kiedyś zakochał się ten człowiek. Zmieniamy się pod wpływem ludzi, z którymi żyjemy na codzień i zmieniamy się pod wpływem przeżyć traumatycznych i nie tylko. Ty się zmieniłaś na pewno - dzięki twojemu śp. Mężowi, dzięki uczuciom, które czuliście do siebie nawzajem, i za sprawą jego śmierci i Twojej rozpaczy po tej stracie. Twój partner twierdzi, że rozumie Twoje uczucia i to co się z Tobą dzieje, ale czy zdaje sobie sprawę z tego że tak naprawdę ma do czynienia z zupełnie inną osobą niż tą,którą pokochał wiele lat temu? Chyba jednak TWoja osoba odstaje od jego wyobrażenia o Tobie,jaką cię zapamiętał (a może jeszcze wyobrażenie ubarwił?). Musi dostać jasny przekaz: jestem jaka jestem więc bierz mnie taką, jaka jestem albo idź w chol.erę. Do przebierania, malowania i czesania są puste lale. Żywym człowiekiem to psychole się bawią.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Świetnie napisane! Pytanie jest rzeczywiście warte przemyślenia - pokochał wspomnienie o dawnej kobiecie, czy też kocha ciebie taką, jaką jesteś teraz. Zastanów się nad tym.

Odpowiedz
avatar Felixis
1 1

strasznie mnie irytuje jak ktoś w ogóle się nie zna i pierdzieli że "a Ty to sobie ściemniasz z tą depresją". Jeśli ktoś nigdy jej nie miał to nie wie jak to jest. Z tego nie da się wyjśc. Da się ją jedynie uśpić, ale nigdy wyleczyć na 100%. Współczuje i życzę Ci powodzenia. Nie daj sobą manipulować!

Odpowiedz
avatar TwoFaced
1 1

Po stracie kogoś bliskiego przechodzimy 5 etapów żałoby.: ZAPRZECZENIE. Strata jest niepojęta, nie wierzymy że to prawda GNIEW . Złościmy się nawet na siebie TARGUJEMY SIĘ, błagamy i prosimy, ofiarowujemy wszystko co posiadamy, duszę za jeszcze jeden dzień. Kiedy targi się nie udają, a złość jest zbyt wielka by mogła trwać, wpadamy w DEPRESJĘ. W końcu musimy pogodzić się z tym, że zrobiliśmy wszystko co było można – odpuszczamy – i wchodzimy w okres AKCEPTACJI. Pracuj nad sobą i swoją psychiką z psychologiem, ale najwięcej pracuj sama. Pisz do męża listy, tak jakby jeszcze żył, o wszystkim! Idąc spać wyobrażaj sobie rozmowę z nim. Dzięki temu, masz szansę choć w małym stopniu poczuć się jak kiedyś. Gdy Ci się to uda, sen jest spokojniejszy, a rano łatwiej jest wstać z łózka. Rozmawiaj w wyobraźni sama ze sobą, szukaj powodu swojego złego samopoczucia. Wiem... to trudne, bo gdy ma się depresje, na pytanie, czemu Ci smutno nie ma żadnej odpowiedzi... to jest w tym najgorsze. Przepraszam... jest jedna odpowiedź: poprostu nie jesteś już szczęśliwa. Rozumiem to. Trzeba uwierzyć, że przed Tobą jest nadal życie, teraz daj sobie czas by znaleźć w sobie siłę i energię na to, by złożyć je jakoś do kupy i odzykać nad nim kontrolę. Powodzenia

Odpowiedz
avatar Delgada
1 1

Na wstepie - Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Naszła mnie pewna refleksja, czy to co teraz się dzieje nie jest dobrym momentem na zmianę otoczenia? Najwyraźniej ludzie dookoła nie pomagają Ci uporać się z Twoją żałobą, tylko wręcz z ciekawością patrzą co się bedzie dalej działo, jak z telenoweli, nie szczędząc przy tym komentowania, co dla nich jest świetną rozrywką, ale niekoniecznie dla Ciebie. nie myslałaś o tym, zeby zmienić miasto, pracę, otoczenie? pojechać gdzieś, gdzie zaczniesz od nowa, gdzie ludzie Cię jeszcze nie znają, nie osądzają? A poznają Cię nie przez pryzmat plotek, ale tego co i w jaki sposób im opowiesz? Gdzieś gdzie możesz znaleźć psychologa z prawdziwego zdarzenia?

Odpowiedz
avatar Diabliczka
2 2

Trzymaj się! Aż łzy miałam w oczach. Może nie przeżyłam czegoś takiego (i mam nadzieję, że nie przeżyję), ale wiem co przeżywałyśmy z moją Mamą, jak zmarł Tata. Dopiero przeprowadzka dała pewne ukojenie. Pomysł całkowitej zmiany otoczenia, znajomych, a nawet zerwania kontaktów z siostrą (po przeczytaniu drugiej historii) wydaje się jak najbardziej słuszny. No i pozbądź się tego kretyna, któremu jak widzę nie zależy tak do końca na Tobie. Oczyść energię wokół siebie, a przyciągniesz pozytywne wydarzenia. I nie daj się załamać, będzie dobrze.

Odpowiedz
avatar Delgada
0 0

diabliczka, widze, ze masz podobne zdanie. Ja jeszcze tylko dodam od siebie: LiviaC - dawaj znać jak się miewasz!

Odpowiedz
avatar Evelie92
1 1

Moim zdaniem twój obecny partner nie jest dla ciebie odpowiedni. Jednak gadanie jak w niektórych komentarzach, że to gnojek itp. jest idiotyczne, bo bądź co bądź jest to człowiek, który w jakiś sposób ci pomógł. Niemniej jednak jest kilka powodów dla których nie powinnaś z nim być. Najważniejszy z nich jest taki, ze w stanie depresji czy innej choroby psychicznej (bo nie oszukujmy się to JEST choroba psychiczna) „opieranie się” na nowym partnerze może zdziałać wiele złego. Inna sytuacja, gdy wieloletni partner pomaga uporać się z bieżącą depresją, ale zaczynanie nowego związku w takiej sytuacji nie da ci nic dobrego. Powinnaś najpierw sama sobie poradzić ze sobą i swoimi problemami (zwłaszcza niską samooceną), a potem borykać się z problemami związku. To tak jak wtedy, gdy sądzisz, że jesteś „gruba” czy „brzydka”. Tysiąc ludzi może ci pomagać i mówić, że to nieprawda, ale dopóki sama tego nie uznasz i nie „odkryjesz”, to nic nie da. Chwila szczęścia i powrót do załamania. Przy okazji: nie kieruj się wagą, a już broń boże żadnymi wymysłami ludzi na temat tego jak powinna wyglądać kobieta. Ja przy wzroście 163 cm ważę 60 kg, a noszę rozmiar 38-40. Kiedy staję na wadzę mam lekką nadwagę, albo zbliżam się do tego, a wyglądam jak normalna, szczupła kobieta. Systemy wagowe się nie sprawdzają. Czy myślisz, że jakby jakiś kulturysta się zważył i przyrównał to do swojego wzrostu nie wyszłoby mu, ze ma nadwagę? Media kreują u kobiet potrzebę wychudzania się do nienaturalnych rozmiarów przez co połowa ładnych kobiet uważa się za brzydkie. Co do tego co napisał Fomalhaut: Widać JAK NA DŁONI, że nigdy nie przechodziłeś depresji i nie masz o niej większego pojęcia. Zgadzam się z Wizardess. Wiem, że prawdopodobnie nie miałeś nic złego na myśli, ale mówienie osobie z depresją „weź się w garść” to najgorsze co można zrobić! Poczytaj jakikolwiek poważny podręcznik o psychologii . Ja także chorowałam na depresję i nerwicę lękową, od wielu lat wychodzę z tego i naprawdę jestem już praktycznie zdrową osobą, ale wiem, że w momencie kiedy dręczy cię taka straszna choroba nie myślisz jak normalny człowiek. Wielu ludzi wyśmiewa myśli samobójcze i potępia potencjalnych samobójców, nie rozumiejąc CO MUSI SIĘ DZIAĆ w głowie kogoś kto chce odebrać sobie życie. Kiedy chorowałam były takie dni, gdy przez lęki miałam halucynacje (powiem, że właściwie obie te choroby dręczyły mnie głównie przez szkołę) i bywało tak, że wstawałam rano po całej nocy koszmarów, gdzie koszmary miałam przez prawie rok codziennie ( a mam tak, że zapamiętuję prawie każdy sen, przynajmniej codziennie jeden) i nie byłam w stanie się ruszyć. Leżałam i płakałam przez pół dnia, bojąc się wyjść spod kołdry i myśląc tylko o tym, że chcę umrzeć. Na pewno pomoc psychoterapeuty jest nieoceniona, samo życzliwe zainteresowanie i bezstronne wysłuchanie wszystkich „żalów” bardzo pomaga. Przepraszam, że taki długi tej komentarz – normalnie jak osobna historia, ale cała ta sprawa mnie niezwykle poruszyła. Nie wiem czy to cię pocieszy w jakikolwiek sposób, ale zaraz po tym jak sama uporałam się z najgorszymi problemami i zaczęłam wychodzić do świata (a tylko chorzy wiedzą jak ogromną pracę trzeba wykonać nad sobą), poznałam wspaniałego męzczyznę, z którym jestem od ponad trzech lat. Mężczyznę, który na sugestię, że mogę być: „za gruba”, „za brzydka”, „taka i siaka”, śmieje się ze mnie i mówi, że kochałby mnie jakbym była najgrubsza na świecie (a miałam momenty kiedy byłam przy kości, głównie przez chorobę). Ty też znajdziesz kogoś kto sprawi, że twoje życie stanie się niesamowitą przygodą, gwarantuję ci to. Teraz jednak może być jeszcze za wcześnie. I nie wierz ani sobie ani nikomu, kto twierdzi, ze jesteś słaba. Osoby, które borykają się z chorobą są silniejsze od innych, bardziej doświadczone i twardsze. To nie słabość każe ci myśleć o sobie z taką wrażliwością, to choroba, a fakt, że nadal próbujesz, żyjesz i walczysz mówi, że jesteś SUPERSILNA.

Odpowiedz
avatar CytrynowaTrawa
0 0

Zacznij od jednej najważniejszej rzeczy: spróbuj pozbyć się poczucia winy, że próbujesz żyć normalne. Masz pełne prawo ułozyć sobie życie od nowa (co nie znaczy, że zapominasz o mężu), ludzie gadali i będą gadać, nie możesz czuć się przez to winna, przecież nie poderwałaś faceta na stypie po mężu. I zastanów się czy naprawde kochasz tego człowieka czy tylko wdzięczność i te chwile w których udaje Ci się nie myśleć o mężu Cię przy "nowym facecie" trzymają, bo jeśli to drugie to nie niszcz się dodatkowo, zajmij się praca, zapisz się na jakiś kurs (językowy, florystyczny, jakikolwiek) zajmij się czymś i zrozum, że masz prawo być szczęśliwa. I będziesz, obiecuję.

Odpowiedz
avatar Lampart
-1 1

Facet chce, by jego kobieta mu się podobała... Niewiarygodne, co za kutas...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Dziękuję wszystkim za komentarze chodź co do niektórych mam odmienne zdanie ale jednak z każdego jakieś wnioski można wyciągnąć. Niestety miałam awarię komputera i nie mogłam zaglądać na piekielnych. Nie będę pisać odpowiedzi pod każdym komentarzem, napiszę ogólnie. Jeśli chodzi o to, że użalam się nad sobą i jest to irytujące co ktoś mi zarzucił... nie jest tak, w życiu realnym nie widać już tego. Codziennie walczę, a walka jest trudna jak wiedzą co niektóre osoby z powyższych komentarzy, ale nie poddaję się. Dodam, że i tak jest ze mną o niebo lepiej niż na początku. Wypowiedziało się kilka osób, które również przeżyły depresję, życzę zarówno sobie jak i Wam uwolnienia się od tego paskudztwa i duuuużo siły a tym osobom które sobie z tym poradziły szczerze gratuluję.

Odpowiedz
Udostępnij