Historia Nieja przypomniała mi co spotkało mnie i znajomego kilka lat temu.
Dla wyjaśnienia o kumplu: ma bardzo rzadką grupę krwi i często ją oddaje (w sumie od kiedy tylko osiągnął wymagany wiek). Druga rzecz: mieszka na starym osiedlu, za sąsiadów ma sporo dresów i innych osobników, ale w tej menażerii również małżeństwo "medyczne", czyli pielęgniarkę i lekarza.
Idziemy wieczorem do niego, pod pachami pizza + konsola, drogę tarasuje nam trzech karczków.
Wśród urew i wujów można było wyczytać iż mamy im nasze żarełko, sprzęt i zawartość kieszeni oddać. Wywiązała się najpierw głośna wymiana zdań (najdelikatniej mówiąc), a następnie szarpanina. W tym momencie na horyzoncie pojawia się wspomniane małżeństwo z siatkami zakupów. Zobaczyli co się dzieje i Pani [P]ielęgniarka krzyknęła:
P-Iksiński! (do tego, który w tym momencie trzymał mojego kumpla) Zostaw go w tej chwili!
I-Od***dol się!
P-(do męża) Psiakrew, zrób coś!
Ale Pan [L]ekarz już odstawił siatki i ruszył szybkim krokiem w naszym kierunku. Przystanął w niedużej odległości i niegłośno i spokojnie powiedział:
L-Synu, czy cię poj***ało? Wiesz kogo szarpiesz? Osobiście przetaczałem jego krew twojemu bratu jak się dwa tygodnie temu na motorze rozpi****lił.
Uwierzcie, w życiu nigdy nie widziałem, żeby od kogoś bił TAKI autorytet jak od L w tamtym momencie.
Dres puścił kumpla, burknął coś do pozostałych, drugi puścił mnie, na to L:
L-Chłopaki, zbierać rzeczy i idziecie z nami, a co do ciebie Iksiński; to żeby mi to był ostatni raz.
Zabraliśmy klamoty i prawie pędem ruszyliśmy do P.
Po drodze kumpel pyta:
K-Panie doktorze, poważnie moją krew pan podawał bratu tamtego?
L-Nie wiem, nie patrzę na nazwiska, ale grupa się zgadza.
K-A już myślałem, że będę miał spokój...
L-Bez obaw młodzieży! Iksiński zapomniał, że pojutrze ma umówioną wizytę w gabinecie mojego brata, sam go wysłałem. Zapamięta lekcję, gwarantuję.
K-Jak to?
L-Brat jest dentystą.
Zanim polecą gromy na "rodzinny interes"-małżeństwo pracuje w prywatnej przychodni osiedlowej i są cenionymi specjalistami, więc nie chodzi tu o "podsyłanie klientów rodzinie".
Zapytaj koniecznie sąsiada, jak przebiegła wizyta u brata ;)
OdpowiedzDopiero co widziałem tu historię o dziewczynie, którą przed skrojeniem portfela uratowała znajdująca się w nim legitymacja krwiodawcy. Może też zacznę nosić.
OdpowiedzTo historia, o której wspomniałem na początku.
OdpowiedzLekarz nigdy nie wie czyją krew przetacza. Krew jest anonimowa a kody dawcy są tylko w dyspozycji centrali krwiodawstwa
OdpowiedzCzyli jednak wykorzystał niewiedze dresa, żeby nam pomóc :)
Odpowiedzubycher12 - Pan Lekarz również ciebie chciał zrobić w konia mówiąc: "Nie wiem nie patrzę na nazwiska" - Na worku z krwią NIE MA NAZWISKA DAWCY ! No chyba, że jest to wymyślone a wtedy wszystko jest dopuszczalne ;)
OdpowiedzZmyśłona historia, aż głowa boli. Chyba sobie wasza stronkę odpuszczę, tu niektórych za bardzo fantazja ponosi.
OdpowiedzZmyślona zmyślona, ale nikt nigdy nie napisze dlaczego tak sądzi... żałosne
OdpowiedzDroga wolna. Nikt Cię tutaj na siłę nie trzyma, a i nikt za Tobą nie zatęskni.
Odpowiedz'brat jest dentystą' jak w dobrej creepypaście - mocne zakończenie. :D
OdpowiedzDOBRZE, ŻE BRAT NIE JEST WETERYNIARZem- bo byś go jakim bykiem zainseminował w d u p e n c j e ,hehehe !
Odpowiedz