Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Uwielbiam swoją pracę, poważnie. Po mało ciekawej przygodzie z pracą korepetytora, znalazłam…

Uwielbiam swoją pracę, poważnie.
Po mało ciekawej przygodzie z pracą korepetytora, znalazłam zatrudnienie w redakcji lokalnego tygodnika.
Pierwszym moim stanowiskiem było coś w stylu "przynieś, podaj, pozamiataj" - otwierałam rano redakcję, przyjmowałam ogłoszenia, przyjmowałam petentów, wystawiałam faktury, wysyłałam je pocztą etc.
Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić z jakimi głupotami, o przepraszam - niezwykle ważnymi! sprawami ludzie przychodzą do gazety...

- Sąsiad zastawia mi notorycznie wjazd na posesję! Zamiast porozmawiać z owym panem, zgłosić sprawę straży miejskiej idę do gazety bo to trzeba opisać! Obsmarować gada od góry do dołu!

- W ogródkach działkowych swoje popijawy urządzają panowie lubujący się w tanich trunkach. Gazeta MUSI to opisać, zająć się tą sprawą!

- W lasku niedaleko domu znalazłem taaakieeeego wielkiego grzyba! Zdjęcia zrobiłem! Przyniosłem go nawet! Będę w gazecie razem z moim grzybem, prawda?! (Tak, był. Szef lubi takie pierdoły.)

Wymieniać mogę cały dzień. Wszystko jednak przebijał pewien starszy pan, który w moim osobistym rankingu osób zakręconych niekoniecznie pozytywnie, zajmuje definitywnie pierwsze miejsce.

Zjawiał się on co jakiś czas z kolejnymi sensacyjnymi wieściami. A to sąsiady bimbrownie w piwnicy mają, a to widział wielką kometę nad stodołą.
Pewnego pięknego dnia stanął w drzwiach redakcji z ... krowią czaszką. Zażądał artykułu na pierwszej stronie opisującego jego bezcenne odkrycie - czaszkę obcego znalezioną w pobliskim lesie.
Na nic moje tłumaczenie, że to fragment truchła jakiegoś mieszkańca obory. On jest specjalistą w tej dziedzinie, a ja młoda i się na niczym nie znam. On musi natychmiast porozmawiać z kimś decyzyjnym, redaktorem naczelnym najlepiej. Siłą wtargnął do jego gabinetu, a po chwili z niego wybiegł rzucając mięsem. W amoku zapomniał nawet o swoim wyjątkowym odkryciu, zostawiając je pod drzwiami gabinetu.

Chyba jednak ta czaszka nie była taka bezcenna skoro już po nią nie wrócił.
A my, bezczelni ignoranci wyrzuciliśmy ją na śmietnik.

redakcja

by HardCandy
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar citizen
14 16

Jak gazeta lokalna to historia o grzybie bardzo fajna (o ile faktycznie taki wielki), w sezonie ogórkowym jak znalazł. Ostatnio w Teleexpresie z przyjemnością obejrzałem materiał o wielkiej purchawie :)

Odpowiedz
avatar archeoziele
4 6

Kiedyś w gazecie lokalnej pojawił się materiał o moim ogromnym kocie:)

Odpowiedz
avatar Seth
2 4

Jak ogromnym? Mojego nie przebijesz! :D

Odpowiedz
avatar archeoziele
8 8

Ponad 11 kilo, jest wielkości fox teriera:) Całkiem niezły wynik jak na zwykłego dachowca.

Odpowiedz
avatar gateway
4 4

Archeoziele, Ty coś eksperymentowałeś z tym kotem, że on taki wielki, czy po prostu lubi zjeść, a Pan nie żałuje? :P

Odpowiedz
avatar archeoziele
6 6

Na uczelni stwierdzili że karmię go ruskimi reaktorami:) A prawda jest banalnie prosta- z natury jest ogromny, a po kastracji jeszcze trochę bandzioch mu urósł. Je w sumie niewiele (1,5 saszetki mokrego i trochę dietetycznej suchej karmy), ostatnio nawet trochę chudnąć zaczął (pewnie rzez te upały smalec mu się wytapia), chociaż wet stwierdził, że z takimi rozmiarami poniżej dychy raczej nie zejdzie. P.S nie Pan, a Pani:P

Odpowiedz
avatar Piekielnaaaaa
7 7

Szkoda że wywaliliście tę czachę, chętnie bym ją przygarnęła. Urządzam właśnie mieszkanie i brakuje mi oryginalnych dodatków... :))))

Odpowiedz
avatar slawcio99
3 3

Dawniej jak sypnęło śniegiem to większość sąsiadów łopaty i się wspólnie drogę odgarniało, a dzisia oooo drogowcy zaspali, ale sensacja naj***o tyle śniegu dzwonimy do gazety !!!

Odpowiedz
avatar karasjowa
-1 1

O boniu... Chcę wiecej tych historii, tak bardzo chcę! :D Naprawdę. Chcę wiedziec z czym ludzie przychodza do gazety. Zapewne Ci odrzuceni przez Was trafiaja pozniej do redakcji Faktu, jako bohaterowie artykulow o przewrotnych tytulach w stylu "Nie spie bo trzymam kredens"...

Odpowiedz
avatar anahella
8 8

Historia fajna, ale widać od razu, że grzybiarą nie jesteś. Moja przyjaciółka jesienią znika w lesie w pobliżu działki i nie wyłania się z niego dopóki nie napełni koszyka. Każde doniesienie o grzybach-gigantach działa na nią jak waleriana na kota, podnosi adrenalinę, ambicję i różne inne rzeczy na "a". Na wszystkie większe znaleziska ma dokumentację fotograficzną, jej koleżanki od grzybów także. Porównują, wspominają i wymieniają się informacjami o co fajniejszych miejscach na grzybobranie. Ja tam grzybów nie lubię zbierać, ale fajnie się patrzy na ludzi z prawdziwą pasją.

Odpowiedz
avatar elendu
0 2

Faktycznie "ignoranci" :D Trzeba było sprzedać studentom weterynarii, ładnie by zapłacili :D

Odpowiedz
Udostępnij