Historia sprzed kilku dni.
Idę sobie na spacer z Moją Lubą, patrzę - na ulicy ok 30 m od nas leży człowiek, obok siatka z zakupami, nie rusza się. Na oko ok 40 lat, nie wygląda na żula. Z uwagi na bogate doświadczenie z takimi przypadkami (które opiszę kiedyś tam) zwracam się do Niej:
- Dzwoń 112.
Podchodzę do mężczyzny, blada skóra, perlisty pot oraz totalny bełkot. Nie czuję alkoholu, więc pozycja przeciwwstrząsowa (małe przeszkolenie w WP i tzw. HSR). Pogotowie przyjechało po 15 minutach zabierając go - udar słoneczny.
Co jest piekielne?
Ulica jest ruchliwa. Bardzo. Przechodziły matki z dziećmi, przejeżdżali rowerzyści, jechały auta. Nie pomógł mu NIKT.
K**WA!!! LUDZIE!!!
Ten człowiek leżałby jeszcze kilka godzin na słońcu i umarłby bez pomocy. Apeluję, nawet jeżeli czujecie alkohol, to dzwońcie pod 112! To przecież nic nie kosztuje, a można uratować komuś życie! Nawet jeżeli pomoc pogotowia nie będzie potrzebna, to nie zapłacicie 20 zł za wezwanie bez przyczyny pogotowia w 99,9% przypadków, bo zespół ratunkowy doceni Waszą troskę.
A jeżeli to nie trafia - pomyślcie jak nagle upadacie i nikt Wam nie pomaga, widząc wasz stan.
Dlaczego myślenie dzisiaj tak bardzo boli?
Nie wiem.
Aczkolwiek "karma" powróci, i być może to oni będą kiedyś potrzebować pomocy, wtedy nikt im nie pomoże... (Mówię oczywiście o tych, co nie chcieli pomóc temu facetowi, ale i ogólnie o wszystkich "takich")
OdpowiedzZnieczulica. Pamiętam jak kiedyś lało jak z cebra, a my akurat z bratem i bratową jechaliśmy autem i z daleka już zauważyliśmy, że na chodniku w kałuży leży mężczyzna. Nie byliśmy pierwszym samochodem, który przejeżdżał, ale tylko my się zatrzymaliśmy. Ba... musieliśmy nawet zawrócić co na dwupasmówkach oddzielonych pasem zieleni zajmuje trochę czasu. Zatrzymaliśmy auto po drugiej stronie, przebiegliśmy przez 4 pasy ruchu do nieprzytomnego dzwoniąc oczywiście w międzyczasie pod 112. Mężczyzna okazał się zalany w trupa(ale ubranie nie wskazywało żeby był w typie żula), ostatecznie zgarnęli go "tajniacy", ale nie ma się takiej pewności nie sprawdzając tego. Cali przemoczeni wróciliśmy do samochodu i zastanawialiśmy się ile tan facet tam leżał i ile samochodów przejechało obok niego obojętnie.
OdpowiedzNie wiem, jak można olać leżącego człowieka. Może dziwna jestem, ale chybaby mnie sumienie zeżarło. Zeżarło po prostu. Ja jak jadąc autem widzę pieska z kulawą łapką to potem w domu się zastanawiam, czy nie powinnam go to weterynarza zabrać i się zadręczam. A człowiek? Nie zrozumiem takich "ludzi".
OdpowiedzTutaj nakłada się efekt pominięcia ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_pominięcia ) i rozproszenie odpowiedzialności ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Rozproszenie_odpowiedzialności ). Obrazowo tłumacząc to pierwsze to "Lepiej niech nic nie zrobię niż zrobię COŚ ŹLE" a drugie "Czemu ja? Przecież KTOŚ INNY zaraz mu pomoże".
OdpowiedzKrótkie, zrozumiałe i jakże prawdziwe. Tylko, choć wszystko tłumaczy, nie tłumaczy nic. Człowiek - to jednak nie brzmi dumnie, przynajmniej nie w naszych czasach.
OdpowiedzCały czas piszemy o znieczulicy, a może to strach przed ewentualną odpowiedzialnością?
OdpowiedzTrafne spostrzeżenie, ale co z odpowiedzialnością za nieudzielenie pomocy? z dwojga złego lepiej przecież próbować bez powodzenia, niż nie kiwnąć palcem.
OdpowiedzJak nie udzielisz pomocy to po prostu zwiejesz, też bym wolała spróbować i ewentualnie ponieść klęskę niż nawiać, ale co człowiek to inna teoria...
Odpowiedzno tak ale nie raz słyszałem ile to ludzi dostaje mandat za "nie uzasadnione wezwanie służb ratowniczych" czy jak to tam . Sam nie miałem takiej sytuacji jak opisana więc w sumie nie mam powodu by się wypowiadać . Tylko że nie uważam by się czym prędzej oddalić bo w sumie już wolałbym dostać mandat za to niż przejść obok .
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 lipca 2012 o 20:54
@NicksNac, od razu Cię uświadomię - NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK mandat za NIEUZASADNIONE WEZWANIE POGOTOWIA. To był mit, stworzony przez pogotowie, żeby ludzie się nie wygłupiali tak jak z bombami lub pożarami, który zaskutkował tym, że ludzie dalej się wydurniali jak wcześniej, natomiast w odległych, zapuszczonych, zapyziałych wsiach ludzie bojąc się 'mandatu' nie wzywali pogotowia do spraw poważnych. Co innego może z policją bądź strażą pożarną, ale przy pogotowiu czegoś takiego NIE MA. Co więcej, art. 162 kodeksu karnego, paragraf 1 mówi, że: "Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Od razu żeby nie straszyć, zaznaczę, że pomoc powinna być udzielona w miarę możliwości i umiejętności, co pokrótce znaczy, że jak jesteś po kursie pierwszej pomocy, to powinieneś zrobić wszystko, co wiesz i umiesz, ale jeśli nie masz żadnych umiejętności ani wiadomości na ten temat - powinieneś zadzwonić po pogotowie, ponieważ to zawsze leży w granicach Twoich możliwości. Nie zadzwonienie w takim przypadku jest nie udzieleniem pomocy.
OdpowiedzKiedyś należało by zrobić łapankę takich gapiów i wszystkich co do sztuki posadzić za nie udzielenie pomocy, jest na to paragraf, szkoda że to chyba najbardziej olewany przepis w polskim prawie. By kilkunastu takich poszło siedzieć może by się nauczyli że takim ludziom należy pomagać a nie olewać. Pdejrzewam że już całkiem sporo ludzi umarło przez takich olewackich.
OdpowiedzPamiętam z wczesnego dzieciństwa sytuację, gdy szłam z matką po ulicy, i zobaczyłyśmy zbiegowisko, zgromadzone wokół leżącego, półprzytomnego mężczyzny. Ludzie zastanawiali się, czy pijany, czy chory, ale nikt nie poczuł alkoholu, ubrany porządnie, a dzień był chłodny, więc ktoś wezwał pogotowie, które go za zabrało. Następnego dnia matka podpytała znajomą, która pracowała w szpitalu, i dowiedziała się, że mężczyzna jednak był pijany. Czemu nie było go czuć alkoholem? Jakieś dłuższe wyjaśnienie, ale podobno może się zdarzyć. A wezwanie pogotowia i tak uratowało mu życie, i nie z powodu pogody. Wypił tyle, że bez pomocy lekarskiej przypuszczalnie by nie przeżył. Czasem i pijany potrzebuje, żeby wezwać do niego pomoc. Oczywiście, znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że alkoholików nie powinno się ratować na koszt społeczeństwa - ale kto wie, w jakich okolicznościach wtedy wypił aż tyle?
OdpowiedzKitty Genovese syndrome, bystander effect, bystander apathy, a po polsku efekt widza. Przeprowadzono wiele ciekawych eksperymentów, aby lepiej poznać mechanizm tego zjawiska. Wyniki można podsumować jednym zdaniem - jeśli potrzebujesz pomocy, prawdopodobieństwo jej otrzymania od przypadkowej osoby jest odwrotnie proporcjonalne do liczby osób obecnych w najbliższym otoczeniu.
OdpowiedzDlatego - przy okazji - jeśli chcemy komuś udzielić pomocy, i potrzebujemy w tym udziału kilku osób, nie mówimy "Niech ktoś wezwie pogotowie", "niech ktoś pomoże", tylko pokazujemy konkretną osobę, pytamy "Ma pan/pani komórkę? To proszę zadzwonić na 999, niech przyślą karetkę", "Pan. Tak, pan! - Niech pan stanie przy drodze/wejściu i gdy nadjedzie pogotowie, niech pan pokaże im drogę", i.t.d. Słowem - wyodrębniamy z tłumu konkretne osoby i przydzielamy im konkretne zadania, żeby dokładnie wiedzieli, kto i za co jest odpowiedzialny. Na ogólniki, rzucone w tłum, najpewniej nikt nie zareaguje.
OdpowiedzWarto wiedzieć takie rzeczy. Nawet nie wiadomo,kiedy mogą się przydać. Dzięki, Naa, zapamiętam.
OdpowiedzJakieś 6-7 lat temu szłam z młodszą siostrą do kina, na chodniku leżał człowiek, twarzą w dół, zalany krwią, widać, że jakiś menel, ludzie go omijali trawnikiem, niektórzy przechodzili nad nim (zajął całą szerokość chodnika). Obok stała budka telefoniczna, zadzwoniłam z niej na pogotowie, po kilku minutach przyjechali, reanimacja i z sygnałami do szpitala pojechali. Jakoś wtedy odechciało mi się już kina, siostra też przerażona całą sytuacją. Znieczulica na świecie jest ogromna, może wiele nie zrobiłam, ale jak na 15 lat to wtedy i tak czułam się lepiej, że chociaż wykręciłam ten numer.
Odpowiedzjeśli nie było czuć alkoholu - to trzeba było wezwać karetkę lub pomóc w miarę swoich możliwości, natomiast nie wezwałabym karetki do pijanego bo w tym czasie pomocy może potrzebować normalny człowiek - kareta będzie jechać do żula a człowiek nie doczeka pomocy
Odpowiedzpopieram, nie szanuję pijaków. ja nigdy nie byłam pijana i nie będę, to samo z papierosami, nigdy nie zapaliłam i nie zamierzam. jak ktoś sobie psuje zdrowie na własne życzenie to nie zamierzam wzywać pogotowia, bo najwyraźniej ktoś chce być chory
OdpowiedzA co z człowiekiem, który wypił jedno kulturalne piwo powiedzmy, a po drodze do domu ktoś go napadł, trzasnął w tył głowy, no i koleś leży teraz? I czuć od niego alkoholem? Kim jesteś, żeby oceniać, czy człowiek zasługuje na pomoc?
OdpowiedzOj, nie zgodzę się z tobą wcale. Kilka dni temu na trawniku tuż pod moim oknem padł chłopak. Widzieliśmy z mężem jak szedł i się zataczał. Na podwórku było z dziesięć osób, część z dzieciakami, dzień wyjątkowo upalny. Mieliśmy akurat wychodzić z domu, ale jak zobaczyliśmy, że po jakiejś minucie chłopak nadal leży i się nie rusza, to mąż do niego wyleciał. Okazało się, że chłopak nie oddycha i dosłownie z sekundy na sekundę robi się coraz bardziej siny i tętno mu słabnie w zastraszającym tempie. Kiedy mąż zaczął reanimację, to szanowne podwórkowe towarzystwo zebrało się w kółeczko i patrzyło. Ja w tym czasie wisząc w oknie (parter) wzywałam pogotowie. Mój ma problemy z sercem i po chwili już widziałam, że zaraz opadnie z sił, i mimo, że wołał "niech mi ktoś pomoże", to jeden łepek ruszył się dopiero kiedy wskazałam go paluchem i powiedziałam "pomóż mu!", mój zaordynował "ty uciskasz, ja dmucham" i jakoś go podtrzymali do przyjazdu karetki. Swoją drogą, pogotowie też się nie szczególnie popisało... Pierwszy telefon wykonałam, kiedy mój obchodził blok i jeszcze nie wiedziałam dokładnie jaka jest sytuacja, ale wiedząc, że do pijanego mogą nie przyjechać nic się na ten temat nie odzywałam. Pan dyspozytor sam stwierdził, że najpierw mąż ma sprawdzić czy chłopak jest trzeźwy, a jeśli nie, to nie ich sprawa i mam dzwonić na policję. Rozłączyłam się i zanim dodzwoniłam się na policję wiedziałam już, że chłopak nie oddycha. Pan policjant stwierdził, że skoro nie oddycha to jednak mam dzwonić na pogotowie... Na szczęście tym razem odebrał inny dyspozytor (też zresztą niezbyt przyjemny) i z wielką łaską wysłał karetkę. Panowie z karetki podjechali nie od tej strony co trzeba i urządzili sobie prawie stumetrowy spacerek żółwim tempem przez całe podwórko, mimo, że wysłałam jedną babkę żeby im pokazała drogę. W tym czasie mój mąż był już sino koperkowy z wysiłku, bo nikt inny jakoś się nie pchał do sztucznego oddychania, mimo, że chłopak z każdą sekundą był bliżej śmierci niż życia (no cóż, to jeszcze mogę im darować). Sanitariusze na szczęście go odzyskali i powieźli do szpitala. Następnego dnia popołudniu ktoś zapukał w moje okno, odsłaniam roletę, a tam nikt inny jak chłopak któremu mój mąż uratował poprzedniego dnia życie. Popytał ludzi z podwórka, znalazł nas i przyszedł podziękować. Okazało się, że tego dnia zdał egzamin na prawko i świętował z kolegami, na co dzień w zasadzie nie pije, a przytomność stracił, bo jeden z kolegów chcąc zaoszczędzić kupił wódkę na jakiejś mecie i chłopak miał po tym specyfiku prawie sześc promili... Jak go zobaczyłam z bliska, to doszło do mnie, że znam go z widzenia, a jego matkę znam osobiście i wiem, że mieszkają we dwójkę i to naprawdę porządny chłopak, który stara się jej pomagać jak tylko może. Gdybyśmy mieli takie podejście jak ty, to w tej chwili chłopak by nie żył, a jego matka straciłaby jedyne oparcie w życiu i pewnie niedługo sama by umarła, tyle, że z głodu, bo znam jej sytuację i bez syna naprawdę znalazłaby się w tragicznym położeniu. Ale co tam-wypił-niech zdycha, nie? Nie każdy pijany, leżący na ulicy jest regularnym ochlej mordą, natomiast każdy jest człowiekiem. Może jakiś żul wymamrocze żeby dać mu spokój, może nawet zwyzywa, a może uratujesz życie porządnemu człowiekowi? Nikt nie jest na tyle wszechwiedzący, żeby móc na pierwszy rzut oka osądzić czy dana osoba "zasługuje" na to by ją ratować, czy nie.
OdpowiedzFajnie rozgraniczasz. To - żul, to - człowiek. Czyli żul to nie człowiek. A po czym poznajesz, że leżący to żul? KAŻDY, kto leży na ulicy, jest siny na twarzy, umazany krwią i błotem wygląda jak żul. Trzeba podejść naprawdę blisko, żeby to zweryfikować. Tylko TRZEBA PODEJŚĆ. A jeśli się ma wątpliwości to się dzwoni po straż miejską, albo policję, niech oni decydują, czy wzywać karetkę. W końcu od tego są.
Odpowiedzpół roku temu mój starszy brat udzielił pierwszej pomocy. masaż serca - złamał facetowi żebro, facet żyje. brat jeszcze spłaca odszkodowanie za spowodowanie uszczerbku zdrowia czy jakoś tak. od tamtej pory chociaż by ktoś leżał z nożem w piersi omijamy z daleka.
OdpowiedzPodeślij mi proszę na PW numer sprawy i namiary na sąd, który zasądził to odszkodowanie. Chyba, że spłaca bez wyroku sądu, bo się przejął albo dał zastraszyć...
OdpowiedzMieszkam w średniej wielkości miejscowości. Kiedyś byłem na rynku miasta co jest również jego centrum. Nagle zrobiło mi się słabo i zemdlałem. Dopiero w karetce pogotowia się ocknąłem a sanitariusze wytłumaczyli mi co się stało. Na pogotowie zadzwoniła kobieta z bydynku oddalonego o jakieś 400 metrów od miejsca w którym zemdlałem. Ale zanim to zrobiła najpierw do mnie podeszła. A że młoda nie była zajęło jej to jakieś 10 minut.Powiedziała mi że gdy ona sprawdzała czy ja w ogóle żyje to jakaś baba spojrzała na mnie i z pogardą syknęła "Ścierwo!". Wg. mnie większość ludzi jest nie możliwych i nie czułych.
Odpowiedzpróbujesz odwołać się do naszych własnych doświadczeń lub naszego strachu, że nam nikt nie pomoże. niestety, nie przejęłabym się, gdyby nikt mi nie pomógł. nie każdemu życie miłe. tak i ja nie chcę być wredna i nie pomagam umierającym. ja bym zapłaciła, żeby mnie ktoś nie ratował. poza tym dlaczego "Niej" z wielkiej litery
OdpowiedzTy za to wszystko piszesz z małej. I wiesz co? Wiem, czemu żyć Ci sie nie chce. Bo nigdy nie wypiłaś. Rąbnij sobie solidnego kielona, od razu poczujesz się lepiej. I może nawet pomożesz jakiemuś zawianemu podnieść się z trotuaru. Powodzenia.
OdpowiedzNo tak, przecież każdy umierający to nieszczęśliwy samobójca, który na pewno nie ma rodziny, której jego/jej śmierć przyniosłaby ogromny ból. Ta logika jest taka... logiczna.
OdpowiedzNie karmcir trolla, to zwykła idiotka.
Odpowiedz" Dlaczego myślenie dzisiaj tak bardzo boli?" - Proste!Czego sam nie przeżyłeś to cie nie dotyczy"ot i cały schemat obojętności.
OdpowiedzHarcerze! :)
Odpowiedzza wezwanie pogotowia, ponieważ ktoś miał zły sen, albo pannica złamała tipsa (przypadki prawdziwe) powinien być mandat moim zdaniem, ale zwykły człowiek nieraz nie jest w stanie odróżnić czy delikwent wymaga pomocy, czy nie. no i sławetna cukrzyca:chory pobudzony, nielogiczny, albo już nieprzytomny, z ust jedzie tanimi jabolami... Pijaczek jak nic, nie? Jak miałam ok 17 lat wywróciłam się na rowerze, na szczęście na chodniku. Potłukłam dość solidnie, a przy okazji na chwilę mnie zamroczyło. Ludzie przechodzili i nie ztrzymał się nikt. A parę dni później sąsiadk na korytarzu zapytała mnie, co się stało, bo...widziała z daleka, że nie mogłam wstać...
OdpowiedzLUDZIE! Nie oceniajcie tego, czy ktoś jest pijany tylko po zapachu dochodzącym z jego ust! BROŃ BOŻE/KAŻDA INNA MOC, W KTÓRĄ WIERZYCIE! Taki sam zapach (ściśle rzecz ujmując, zapach acetonu) może dobiegać z ust cukrzyków, którym właśnie dzieje się krzywda i leżą jak pijani, a alkoholu nie widzieli na oczy ostatnich lat kilka! Naprawdę, czym innym jest faktycznie wezwanie karetki do żula, koło którego leżą butelki po trunkach i nie ma zagrożenia życia, bo np. jest ciepło (a karetka nie taksówka), a czym innym jest niewezwanie karetki do kogoś, kto leży na chodniku i z ust czuć mu 'alkoholem' na zasadzie '-A, bo na pewno pijany, to nie wezwę'. Naprawdę, zapach 'alkoholu' z ust nie jest jednoznaczny z pijaństwem... :)
OdpowiedzSpoko -zaraz dostaniesz zjebki od "mądrych tego świata", że nieprawidłowo przeprowadziłeś akcję ratowniczą... bo w 39 robiło się tak, w 54 tak, a w 94 inaczej... Coś niestety o tym wiem... ;) Najważniejsze, że zareagowałeś - i za to chwała!
OdpowiedzNie ma czegoś takiego jak udar słoneczny ;)
OdpowiedzGratuluję reakcji i popieram apel, ale dziwię się, że doświadczenie nauczyło cię dzwonić na 112... które u nas praktycznie nie działa.
Odpowiedz