Pracując jako tłumacz w UK miałam klienta, powiedzmy pana Maćka. Pan Maciek był tak sympatycznym człowiekiem, że z otwartością, poczuciem humoru, honorem i prostolinijnością, szybko stał się moim ulubionym klientem. Niestety przy tym wszystkim z niespotykaną przeze mnie do tej pory gracją i częstotliwością, popadał w kłopoty, przyprawiając tym samym panią Maciusiową o palpitacje serca.
Pan Maciek miał swojego czasu wypadek samochodowy z nie swojej winy. Wiadomo - chciałoby się odszkodowanie. Współbrat Polak zachwalał pewnego prawnika więc pan Maciek poszedł za radą i podpisał papierki zlecając sprawę zachwalanemu prawnikowi. Niestety współbrat Polak zapomniał dodać, że zachwala jedynie dlatego, iż od każdego skuszonego na usługi do kieszeni wpada mu banknocik. Upsss, przeoczenie.
Pomijam już wielką niekompetencję, rozlazłość i brak jakiejkolwiek inicjatywy prawnika. Skoncentrujmy się na samym samochodzie.
Samochód po wypadku zabrał ubezpieczyciel do siebie na parking, wypłacił odszkodowanie i przysłał papierki. Kolega od serca, oczywiście Polak, przetłumaczył panu Maćkowi papiery - samochód może bez problemu zostać u ubezpieczyciela, ubezpieczyciel zajmie się jego utylizacją bo nie nadaje się do dalszego użytku, zajmie się wyrejestrowaniem, itd. Tu historia powinna się kończyć ale po co?
Po jakimś czasie do drzwi pana Maćka zapukał komornik z czterema cyferkami na fakturze. Ale jak to? Że co? Za co?
Okazało się, że powypadkowym samochodem ktoś kilka ładnych miesięcy temu (wystarczająco dawno aby urząd miejski się wkurzył i przekazał sprawę do komornika) przekroczył prędkość, zrobiono zdjęcie i wysłano mandat. Samochód zarejestrowany jest na pana Maćka, więc mandat wysłano do jego miejsca zamieszkania. Nic to, że pan Maciek już dawno się wyprowadził, a obecnie w lokum rezydują inni Polacy - też bardzo dobrzy znajomi. To zawijamy się i jedziemy do znajomych.
Znajomi owszem, wiedzą o pismach, które najpierw przychodziły z urzędu a potem od komornika ale przychodziły przecież na nazwisko pana Maćka, pan Maciek się o nie nie pytał więc nic nie wspominali. Logiczne, ′prawda′?
Dalej - jaki znowu mandat? Przecież samochód po prawie roku stoi u ubezpieczyciela i nikt nim nie jeździ. Komornik zgodził się wstrzymać sprawę na 24h.
Biegniemy z panem Maćkiem na policję zgłosić kradzież, skoro samochód nadal jest na niego zarejestrowany. Policja pyta się czy w umowie z ubezpieczycielem nie było, że to pan Maciek ma się zająć samochodem, bo jest to standardowa klauzula. Nie, nie było. Policja, że musiało być, oni nie przyjmą zgłoszenia.
Kompletnie załamany i zdegustowany pan Maciek wraca do domu i pokazuje mi umowę z ubezpieczycielem. Pierwsze pytanie: czytał to pan kiedyś? No on nie, kolega tłumaczył. Aha, to mamy rozwiązanie.
Co się okazało. W umowie wyraźnie było napisane, że ubezpieczyciel ściąga samochód na swój parking a potem samochodem musi zająć się jego właściciel - pan Maciek. Kolega pana Maćka wykorzystał jego kompletna nieznajomość języka źle tłumacząc mu umowę a następnie sam pojechał do ubezpieczyciela, podpisał odbiór samochodu (nie wiem jakim cudem) a następnie sprzedał go miejscowemu typowi spod ciemnej gwiazdy.
Pan Maciek komornikowi zapłacił żeby ten dał mu już spokój i jeszcze tego samego wieczoru wsiadł z bratem i ekipą do samochodu w celu złożenia wizyty koledze od umowy. Nie wiem jak dokładnie przebiegła wizyta, ale pan Maciek pieniądze odzyskał co do grosza.
Polacy w UK
Wspaniały kolega ! Takich to ze świecą szukać ...
OdpowiedzKolega kolegą, ale zawiniła tu własna głupota pana Maćka. Bo nie daje się się ważnych spraw do tłumaczenia i załatwienia kolegom na gębę. Już pomijając fakt, że częsta postawa naszych obywateli na obczyźnie: "Pier...dykam, ja się języka uczyć nie będę, niech oni się uczą." Skoro postanawiasz wyjechać do obcego kraju, to wysil się trochę i poznaj lokalny język żeby móc być niezależnym. I wiadomo że nie od razu da się w pełni przyswoić wszystko, ale jakieś blade pojęcie trza mieć co się ma podpisać. A jeśli jednak się nie zna języka, to lepiej odżałować parę groszy i iść do fachowego tłumacza przed wystąpieniem problemu, a nie po fakcie, gdzie odkręcenie sprawy jest bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. Szczęście w nieszczęściu że kasę odzyskał, tyle że, jak przypuszczam, już widnieje w systemie jako dłużnik na którego nasyłali komornika i potencjalnie przy jakimś kredycie na mieszkanie może mieć problem. I nie pomogą tłumaczenia: "A bo kolega..."
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 czerwca 2012 o 14:19
Skoro spłacił szybko może nie będzie miał problemów :) A co do tekstu to w 100% się z tobą zgodzę ale jak wiadomo Polak mądry po fakcie. W końcu wielu z nas koedze też by zaufało skoro się chodzi na piwo i się spotyka. Dlatego ja nie ufam w 100% nikomu bo każdy może mnie w ciula zrobić i lepiej sprawdzać wszystko niż nic.
OdpowiedzDobrze że odzyskał stracone pieniądze. Niestety kasa to nie wszystko i czasu jak i nerwów nie odzyska.
OdpowiedzTrzeba uważać na ludzi. Władanie wspólnym językiem nie świadczy o uczciwości.
OdpowiedzI po to trza było przejechać pół świata, ażeby mógł Polak wydymać Polaka.
OdpowiedzOch tak kocham to - Dlaczego mi nie powiedziałaś? Bo nie pytałaś! :D
OdpowiedzPan Maciek niech do Polski wraca, albo na kurs angielskiego się zapisze.
OdpowiedzUjmę to tak: Kto to za granicę jedzie bez znajomości języka obcego? Należy znać i się integrować. w Polsce należy zachowywać się jak Kowalski, wa Wielkiej Brytanii - jak Smith. Z drugiej strony, bierze się tłumacza, choćby zwykłego. Ewentualnie, wynajmuje dom w kilku, w tym jeden zna angielski i na piśmie przyjmuje do wiadomości, że ich reprezentuje i zobowiązuje się rzetelnie tłumaczyć dokumenty urzędowe. A wierzcie, dzięki integracji można poznać różnych ciekawych ludzi.
Odpowiedztylko ze bardzo czesto jest tak ze ten ktory "zna jezyk" to ogranicza sie do YES albo NO...
OdpowiedzSpora doza piekielności leży też po stronie ubezpieczyciela, który wydał samochód nieuprawnionej osobie.
OdpowiedzMoże i z pana Maćka była ciemięga ale pieniądze odzyskał w wielkim stylu ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 lipca 2012 o 17:55
po polsku po prostu :D
OdpowiedzTo nie tak, że wszyscy przyjeżdżający do innego kraju przejawiają niechęć do nauki języka obcego. Znam takiego "pana Maćka", który wracając wieczorem z budowy szedł do parku z notatkami i wkuwał słówka i zwroty. A lat miał już sporo ponad 50. Jednak czytanie dokumentów szło mu opornie. Czasem i te pisane po polsku "biez wodki nie rozbieriosz". Co do "polactwa" za granicą: jest i nieprędko zniknie, a podejrzewam, że nawet ewoluuje.
OdpowiedzMnie dziwi, że przez rok nie zainteresował się samochodem.
Odpowiedznie chce byc chammski ani wulgarny, ale sprawdza sie jedno powiedzenie: POLAK DLA POLAKA ZA GRANICA TO KAWAL SKUR*YSYNA... zreszta co bede pisal... prawie 3 lata bylem w uk, zaluje tylko tego ze za kazdym razem staralem sie pomoc rodakom nie wolajac nic w zamian. to ze mialem tzw "dupe obrobiona" to pomijam, pomijam tez to ze nikt sie nie zapytal czy chociaz piwo postawic, mimo ze dzieki mojej pomocy uzyskiwali TAX CREDIT czy CHILD BENEFIT... nauczylem sie tego ze rodakom za granica sie nie pomaga, chyba ze NAPRAWDE wiesz komu pomagasz. kur*a, na temat rodako za granica mam naprawde duzo historii, jezeli ktos bedzie zainteresowany to cos napisze.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 lipca 2012 o 6:20