Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jak to dasz współbratu palec a on sięga po rękę. Będzie długo.…

Jak to dasz współbratu palec a on sięga po rękę. Będzie długo.

Swojego czasu na licencjacie w UK pracowałam jako wolontariuszka w miejscowej poradni prawnej. Spraw było całe spektrum ale i tak przychodzili do nas głównie ludzie z niespłacanymi długami, problemami mieszkaniowymi, podatkowymi, benefitami i pokrzywdzeni przez nieuczciwych pracodawców. Zaznaczam (ważne), że chodziłam tam dwa razy w tygodniu - w czwartek i piątek. Ludzie przychodzili do nas z ulicy na zasadzie ′kto pierwszy ten lepszy i krócej czeka′, spotkania umawiane były tylko w bardziej skomplikowanych sprawach wymagających spotkania face to face z naszymi prawnikami.
W tym samym czasie (ważne) byłam też zatrudniona jako tłumacz.

Któregoś pięknego czwartku woła mnie nasza recepcjonistka - przy recepcji stoi dwójka Polaków, angielskiego ani trochę, powtarzają tylko "Polisz interpreter, ju mast giw" (tu nadmienię, że w UK jeśli nie zna się języka to należy się tłumacz i my też takowego oferowaliśmy ale tylko na umówione spotkania bo przecież skąd mogliśmy wiedzieć czy danego dnia przyjdzie ktoś bez angielskiego). Dreptam zatem do recepcji, rozmawiam się ze współbraćmi, oni bardzo ucieszeni, że jest Polka ale za chwilę mina rzednie bo jak to? ja nie przyjmę ich bez kolejki tylko jako ostatni w kolejce dostaną ostatni numerek i muszą czekać? Przecież oni są Polakami i tylko ja ich rozumiem, nie ma sensu czekać. No nie, tak to nie działa, kolejka mimo wszystko obowiązuje, inaczej może polecieć na nas skarga. Ok, ostatecznie poczekają.

Wyszło tak, że przypadł mi klient przed nimi. Wyświetliłam numerek, wychodzę i wołam klienta, klient podchodzi do mnie a za moimi plecami za drzwi wyłania się kolega z numerkiem Polaków. Oczywiście tamci od razu podnieśli raban, że możemy się zamienić, że będzie szybciej. No nie, nie możemy, bo może być skarga o dyskryminację, szczególnie, że mój klient nie był biały (naprawdę, po ilości skarg o głupoty postanowiliśmy w pewnym momencie niewolniczo trzymać się procedur żeby nam już nikt de nie zawracał).

Przyszła w końcu pora Polaków. Powiedzmy pani Asia i pan Adam (niewiele starsi ode mnie) zaczęli od wyjawienia, że pan Adam to angielski rozumie ale woli rozmawiać z Polakami. Potem było wykłócanie się, że do formularza mam wpisać ich oboje, bo oni oboje mają ten sam problem. 5 minut stracone na tłumaczenie, że jeden numerek jest dla jednej osoby. Jeśli oboje mieli sprawę trzeba było poprosić o dwa numerki (taka informacja wisi obok okienka recepcji w kilku językach - także po polsku). No niech będzie, sprawę ma pani Asia.

Po tym dosyć niemiłym wstępie para okazała się pozornie miła. Mocno okantował ich pracodawca i najemca pokoju wykorzystując ich nieznajomość prawa i języka. Naprawdę zrobiło mi się ich szkoda, zrobiłam wszystko i zadzwoniłam wszędzie żeby na daną chwilę im pomóc. Po spotkaniu złożyłam nawet oficjalną notkę do odpowiedniej osoby aby ich zakład pracy został zgłoszony przez nas do inspekcji.

Polacy zapytali się mnie kiedy jestem w biurze bo ich znajomi też przyjdą z podobnym problemem a nie znają angielskiego więc skierują ich od razu do mnie. Powiedziałam, pożegnałam się, mieli przyjść za 1-2 tygodnie z odpowiedzią od pracodawcy jeśli będzie negatywna. Ich znajomych nigdy nie zobaczyłam.

Tym czasem już w piątek przyszła pani Asia. Bo ona może jeszcze o jakąś pomoc socjalną by się ubiegała. Dobrze, ale to generalnie nie do nas, u nas ewentualnie takiej porady udzielamy ale po zapisaniu się do kolejki, czeka się średnio 2 tygodnie bo tylu mamy chętnych. Ale czy ja nie mogę? No nie, wykracza to poza moje kompetencje. Tu zaczął się prawie godzinny wywód o nieszczęściach pani Asi, czemu wyjechała z Polski, czemu jest przy kości, czemu podłogę pastuje a szafki ściera na mokro itd. itp. Głupia byłam i strasznie mi jej szkoda jeszcze wtedy było i nie umiałam jej przerwać. W końcu wyszła.

Kolejny tydzień, kolejny czwartek i piątek - sytuacja się powtarza. Znana para przychodzi w oba dni z co raz to nowymi problemami. Oczywiście ja muszę ich obsłużyć bo pan Adam nie raczy rozmawiać z Brytyjczykami.

Kolejny tydzień - to samo, są w oba dni. Łącznie z tym, że kłamią, iż mają coś już napisane i ja mam tylko zerknąć a przy konfrontacji okazuje się, że "Pani tak szybciutko nam napisze".
Zaczęło to mnie już porządnie męczyć, poza tym naginałam dla nich regulamin odnośnie ilości ich wizyt. Z problemami przychodzili naprawdę trywialnymi i zwyczajnie traciłam czas.

Kolejny tydzień - znowu dwukrotna wizyta. Wymagali, że pójdę z nimi do urzędu jako tłumacz bo moje biuro powinno mnie wysłać. Kiedy dowiedzieli się, że nie zaczęli mnie prosić żebym poszła z nimi jako płatna tłumaczka, że oni wszystko załatwią i urząd podpisze mi kwitek do pracy i praca zapłaci mi za tłumaczenie. Ok, niech będzie. Poszłam, siedziałam i tłumaczyłam ponad 2h. Po skończonym tłumaczeniu urząd nic nie wie, nic nie podpiszą, żadnej zapłaty nie będzie. Polacy przecież spłukani, oni prywatnie nie zapłacą. O ja naiwna!
Tu już gula urosła mi porządnie.

Przez kolejne dwa tygodnie widząc ich za każdym razem z zewnątrz przez przeszklone drzwi zaczęłam wchodzić do biura tylnym wejściem żeby nie widzieli. Zaczęłam nawet prosić kolegę aby przyprowadzał mi klientów do specjalnego pokoiku w środku biura. Niestety Polacy stwierdzili, że muszę przecież być w biurze, oni koniecznie chcą mnie widzieć i narobili rabanu przy recepcji. Sytuacją zainteresował się mój manager - postawiono im ultimatum, że jeszcze raz będą zawracać mi tyłek to zostaną oskarżeni o nękanie, dziś przyjmuję ich po raz ostatni i tylko w jednej, wcześniej zadeklarowanej sprawie. Oczywiście okazało się, że zadeklarowana sprawa diametralnie różniła się od faktycznej (deklarowali kolejny problem z pracodawcą a mnie pytali się gdzie dostaną jakieś talony).

Sytuacja rozwiązała się samoistnie bo z końcem roku akademickiego zrezygnowałam z wolontariatu. Kolega relacjonował mi, że jeszcze przez kilka dobrych tygodniu przychodzili dopytując się o mnie aż za którymś razem narobili takiej awantury, że zgarnęła ich policja i więcej się nie pokazali.

Naprawdę moi drodzy, wszystkiego są pewne granice, nawet pomocy i dobrego serca.

Polacy w UK

by cashianna
Dodaj nowy komentarz
avatar Achaiah
4 4

Sama mieszkam w UK i zadziwia mnie bezczelność, i chamstwo niektórych Polaków. Zastanawia mnie i nie mogę tego zrozumieć... czemu jako naród nie możemy się wspierać i być dla siebie miłym oraz nie wykorzystywać innych? Nie mówię tutaj o Tobie oczywiście, ale o osobach, które Cię odwiedzały. Powiem szczerze, że mnie by szlag trafił, jakby ktoś mnie tak męczył. Sama pomagam Polakom (i nie tylko zresztą :)) jak mogę, ale to by było chyba ponad moje siły. Przykre jest tylko to, że najwięcej piekielnych rzeczy spotkało mnie od moich rodaków, a z Anglikami czy innymi narodowościami dogaduję się bardzo dobrze i staramy się pomagać sobie jak się da, pomimo tego, że nie jesteśmy ze sobą jakoś blisko.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2012 o 1:22

avatar cashianna
8 8

też mnie to dziwi i jest jedną z przyczyn tego, że znam niewielu Polaków w UK a jeśli już znam to obowiązkowo znają oni język. podobny pogląd mają moi znajomi - powycofywali się ze znajomości z ludźmi nieznającymi angielskiego bo zamiast znajomymi stawali się darmową pomocą w każdej możliwej sytuacji.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 6

Taka nasza mentalność. Spójrz na Żydów, oni jakoś potrafią sobie nawzajem pomóc, a Polacy tylko jeden drugiego wyr***ać chce.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

To zależy od ludzi, a nie od całego Narodu. Ja mieszkam teraz w miejscu gdzie jest sporo Polaków, większość zna język, a wszyscy pomagamy sobie nawzajem. Owszem zdarzają się sk*rwysyny, ale JESZCZE nie trafiłam :P Dodatkowo tutaj gdzie jestem Polacy mają bardzo dobrą opinię i są obdarzeni dużym zaufaniem. Za to niestety z narzeczonym trafiliśmy na piekielnych Anglików.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2012 o 13:23

avatar ross13
1 1

Dałaś sobie wejść na głowę. Brak Ci stanowczości i asertywności.

Odpowiedz
avatar plokijuty
1 5

Słyszałem nawet takie powiedzenie zza granicy: Jeśli Polak Polakowi nie zaszkodzi to już pomógł.

Odpowiedz
avatar micbea
6 6

Znam ten ból. Sam jestem tlumaczem konsekutywnym i wiem do czego sa zdolni Polacy - nie wazne, ze tlumaczenia to twoja praca i z tego sie utrzymujesz - jestes Polakiem wiec to twoj zasrany obowiazek, zeby tlumaczyc dla nich za darmo, bo tak. Pare razy odmowilem pojscia z kims do urzedu, bo mialem inna robote (za wyzsza stawke) to zostalem wyzwany od 'materialistycznych ch***w', ktorzy wypinaja sie na rodaków (nic to, ze szedlem tlumaczyc tez dla rodaków, ale widocznie niektorzy rodacy sa 'bardziej rodaczni' niz inni).

Odpowiedz
avatar cashianna
2 2

mnie w tej pracy najbardziej irytowało jak ktoś inteligentny rzucał, że właśnie zarobiłam 'easy money'. jak takie 'easy' to trzeba było samemu się nauczyć a nie mnie wołać. dobrze, że to już za mną.

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 5

Taak, jacy ci Polacy źli, a inne narody dobre. Tylko, że oprócz tego, że A. i A. byli piekielni (i historia na plus, ten komentarz piszę, bo nie lubię uogólnień), to również piekielne były wasze nieelastyczne procedury wynikające z faktu, że gdy wcześniej były bardziej elastyczne, to sypały się na was skargi. Z tego, co piszesz, bzdurnymi skargami zasypywały was te „dobre” narody. A już pojawiające się w komentarzach (nie tylko tu) bzdury typu „Jeśli Polak Polakowi nie zaszkodzi to już pomógł” świadczą o nieznajomości tematu i powtarzaniu plotek. Jakoś tu, gdzie ja jestem, Polacy obok Węgrów maja opinię najlepiej zorganizowanej i najbardziej sobie pomagającej społeczności, choć oczywiście przypadki piekielności też się zdarzają.

Odpowiedz
avatar micbea
0 4

@Jorn - a Ty co robisz jesli nie to samo tylko w druga strone - bo tam gdzie Ty jestes jest fajnie, to znaczy, ze gdzie indziej tez jest fajnie, a kto mowi inaczej to klamie albo sie nie zna? Oczywiscie, ze nie da sie uniknac uogolnien i nie wszyscy tacy sa, ale ja z Polakami spotykam sie czesto z racji wykonywanej przeze mnie pracy i 8 na 10 probuje mnie bezczelnie wykozystac, powolujac sie na to, ze jestesmy rodakami wiec to moj OBOWIAZEK, aby im pomagac i to za darmo. I procedury w moim przypadku nie maja nic do rzeczy...

Odpowiedz
avatar cashianna
1 1

nie wiem gdzie w mojej historii można się doczytać jakie narody składały durne skargi więc jedynie pogratuluję jasnowidztwa. dla informacji: skargi były od wielu narodowości, w tym od Polaków, że nie mamy na stanie tłumacza.

Odpowiedz
Udostępnij