Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W maju byłam na Komunii mojego kuzyna. Malutka wieś, kościół również niewielki,…

W maju byłam na Komunii mojego kuzyna. Malutka wieś, kościół również niewielki, cały zapełniony, tak, że większość osób stała na dworze. Jako, że mój tata jest chrzestnym to wepchnęliśmy się na tyły kościółka.
Wszystkie ławki były zarezerwowane dla rodzin dzieci pierwszokomunijnych (na każdej wisiała duża kartka z nazwiskiem rodziny). Nie sposób nie zauważyć.

Stanęliśmy sobie za ostatnią ławką z rezerwacją "Państwo Kowalscy" (nazwisko zmienione). Siedziała tam [K]obieta, na oko ok. 60 lat, ubrana w różowy żakiecik, zajmowała połowę ławki.
Po chwili przychodzą wspomnieni w rezerwacji [R]odzice dziecka.
Zaczyna się rozmowa:

[R] - Przepraszamy panią, ale ta ławka jest zarezerwowana.
[K] - No, ale ja tu byłam pierwsza!
[R] - Rodzice chrzestni stoją, a pani siedzi w naszej ławce...
[K] - Ja tu co niedzielę siedzę, nikt mnie z MOJEGO miejsca nie będzie wyganiał!
[R] - Proszę pani, to jest jedyna taka chwila w życiu dziecka, w końcu to Pierwsza Komunia.
[K] - To jest moje miejsce! Zawsze tu siedzę!
[R] - Ale tylko jeden dzień, przecież tylko raz przyjmuje się Pierwszą Komunię...
[K] - Nie. Byłam pierwsza.

Rodzice próbowali jeszcze coś tłumaczyć tej pani. Jak grochem o ścianę.
To jest jej miejsce i ona nie zmieni, co z tego, że cała rodzina stoi, ona tam musi siedzieć.
W końcu mama dziecka stwierdziła, że w tą uroczystość nie wypada się kłócić, wpuścili chrzestnych na miejsca siedzące, a sami stali przez całą ponad dwugodzinną mszę (kazanie nie należało do najkrótszych).

Wspomnę jeszcze, że wokół ławek był niezły tłum ludzi, państwo nie byli najwyżsi, a z miejsca, gdzie stali prawie nie było widać ołtarza, przed którym dzieci przyjmowały Sakrament.

Ale cóż... Pani taka pobożna, że nawet prywatne miejsce w kościele dostała.

Kościół

by Taivaan
Dodaj nowy komentarz
avatar PooH77
9 13

Trzeba było babsztylowi rozrusznik wyłączyć i wynieść.

Odpowiedz
avatar michel87
2 2

Dokładnie, za szmaty i wywalić za drzwi.

Odpowiedz
avatar Ninja
1 5

Kiedyś była tu podobna historia, tylko że opisywana ze strony rodziców. Czyżby spotkanie rodzinne na piekielnych? :)

Odpowiedz
avatar Taivaan
4 8

Możliwe, jeśli była to nie widziałam. ;) Niestety nie mam czasu czytać wszystkich historii. Chociaż w sumie dużo jest takich kobiet, które za nic nie oddadzą swojego, prywatnego miejsca w kościele...

Odpowiedz
avatar Ninja
3 7

To fakt, okupowanie kościelnych ławek przez różne kobietki na wszelkich świętach kościelnych od chrztu, poprzez komunię jak i nawet ślub jest już normą :)

Odpowiedz
avatar Jasiek5
-4 16

Ciekawe czemu nikt nie pisze o piekielności księdza. Męczenie dzieci przez 2 godziny to przesada.

Odpowiedz
avatar Taivaan
-1 3

Kazanie było całkiem znośne, tylko przydługie...

Odpowiedz
avatar coffewithmilk
1 1

wydaje mi się, że z samym rozdaniem Komunii (zwłaszcza dzieciom) oraz zrobieniem zdjęć podczas tego też zeszło. 2 godziny to optymalny czas.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

A nie ma obecnie jakiegoś czasowego ograniczenia na kazania? Gdzieś o tym słyszałam. Może wprowadzić rezerwację miejsc w kościele;>

Odpowiedz
avatar Morticia
6 10

Takie rzeczy też na ślubach się dzieją. Babcie siadają na miejscach dla rodziców rodziny i nie chcą odpuścić, "bo to ich miejsce jest! one tu zawsze siedzą!"

Odpowiedz
avatar karrola
8 10

A nie można było iść do księdza czy innej osoby przygotowującej dzieci do komunii, żeby zainterweniowała? Bo ja byłam kiedyś świadkiem podobnej sytuacji, a kiedy rodzice przyszli z księdzem to pani, która wcześniej zjechała rodziców od góry do dołu, od razu spokorniała i zmyła się z miejscówki ;) Tydzień później ministranci stali przy ławkach i pilnowali. żeby nikt nie miał problemu i o ile wiem to do tej pory tak jest.

Odpowiedz
avatar Taivaan
-1 5

Ja akurat w tym kościele byłam drugi raz w życiu (pierwszy był 4 lata temu na Komunii kuzynki), więc nawet nie wiedziałabym za bardzo do kogo się zwrócić. Poza tym to było chwilkę przed rozpoczęciem Mszy.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 czerwca 2012 o 23:02

avatar nikt
3 3

Jak to "nie wiedziałam do kogo się zwrócić"? Do gościa w czarnym ubraniu przypominającym suknię. Wtajemniczeni nazywają go księdzem.

Odpowiedz
avatar Taivaan
0 0

Stałam na samym końcu przepełnionego po brzegi kościoła, ledwie widziałam ołtarz, nie mówiąc już o drzwiach do zakrystii. Może faktycznie trzeba było kogoś o tym poinformować, ale ani mi, ani rodzicom dziecka nie przyszło to do głowy. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, słyszałam od znajomych o podobnych, ale nikt nigdy nie informował księdza... następnym razem pewnie tak zrobię, chociaż jeśli to będzie w mojej parafii to obawiam się, że skutku to nie przyniesie (mamy bardzo "troskliwego" proboszcza).

Odpowiedz
avatar JanMariaWyborow
8 12

Mówi się "no jak pani musi, to niech pani siedzi" i bach babie na kolana.

Odpowiedz
avatar Face15372
1 7

Ta chrześcijańska miłość do bliźniego, aż się z pani wylewała. Nie zasady religii, a bycie w kościele najważniejsze. Prawdziwa duchowość, nie ma co.

Odpowiedz
avatar nimikina
1 1

W takich sytuacjach idzie się po księdza. Za pierwszym razem wychodzi na ambonę i mówi, że należy ustąpić. Potem przechodzi po ławkach. Byłam świadkiem, jak jednej starszej pani zagroził, że nie dostanie już więcej rozgrzeszenia. My wielkie oczy, a on ze spokojem: "no przecież jakbym nie powiedział, to by nie poszła. Do niektórych nie dociera, że nie są Bogiem i nie mają prawa przywłaszczać sobie świątyni." To był co prawda nasz ksiądz, który przy kazaniu zrugał też staruszki za zajmowanie nam miejsc na "naszych" mszach (cztery pierwsze rzędy w niedzielę o 10 w naszej parafii należą do młodzieży bierzmowanej) i zwracanie nam uwagi o byle głupotę, podczas gdy ich własne wnuczki o mało nie rozniosą kościoła. Ale proboszcz też podobno do kilku ławek podszedł przed bierzmowaniem i każdy świadek na szczęście w końcu swoje miejsce odzyskał. (Gorzej było z tym, że ci co doszli potem nie rozumieli, że bierzmowani stoją z obu stron, a do bierzmowania i komunii jakoś dojść muszą. Ale jakoś się przepchaliśmy). <br/>Za to przy komunii poradzić sobie z czymś takim łatwo. My zamknęliśmy kościół. Co prawda nie do końca. Na ławkach były nazwiska, a zaraz za ławkami ustaliśmy "barykadę" ze stołów. Za stoły wpuszczano tylko ludzi przyprowadzonych przez dzieci komunijne (a łatwo rozpoznać, skoro wszystkie dzieciaki ubrane podobnie). Cała reszta ludzi musiała stać za linią ławek, dzięki czemu nie mieliśmy żadnych problemów. Dobrze, że nasza katechetka i ksiądz byli doświadczeni i od razu wiedzieli, że mogą wystąpić kłopoty <3

Odpowiedz
avatar TheCuteLittleDeadGirl
1 1

My na bierzmowaniu staliśmy, ale jedna ławka w nawie bocznej była zarezerwowana dla "specjalnych przypadków". Takimi przypadkami byłam ja, moja świadkowa, która była w 8 miesiącu ciąży oraz dziewczyna po operacji kręgosłupa. I oczywiście w trakcie mszy do ławki dopadają dwie babcie i zaczynają nas z tej ławki wyrzucać, bo one muszą tu usiąść, bo muszą księdza biskupa zobaczyć, a my tu im zawadzamy. W końcu jeden z ministrantów, jak zobaczył zamieszanie, przyniósł babciom po krzesełku. Posiedziały może 10 min i uciekły. Widać napatrzyły się już na biskupa :P

Odpowiedz
avatar nimikina
0 0

My też staliśmy, ale przy "swojej" ławce, a zaraz koło nas miał już siedzieć świadek., Potem my się przesuwaliśmy o krok w bok od ławki, świadek do nas dołączał i ci z środka przechodzili do tyłu kościoła, a od zewnątrz przechodzili pod ołtarz (bo staliśmy wzdłuż dywanu). Do ludzi nie chciało dotrzeć, że musimy przejść pod ołtarz, my - ci z zewnątrz. Ale się udało. A z wyrzucania z naszych ławek najlepiej zapamiętam panie, które nie chciały wyjść z ławki przy filarze (czyli na dobrą sprawę z mojej strony mogły siedzieć dwie osoby, i z drugiej też, podczas gdy normalna ławka mieści 8-9 osób. Rekord to 12 na rekolekcjach, jak się młodzież gimnazjalna postara), świadek musiał stać. Przyszedł ksiądz. Mówi, że to grzech (przywłaszczenie cudzego mienia - 10 przykazanie), że nie wolno, że kultura... Nic. Zaczęła krzyczeć. Koleżanka z ławki przed grzecznie "Mogą panie usiąść w mojej ławce, bo u mnie tylko świadek będzie, więc reszta miejsc jest wolna..." w ryk, że nie będą się przesiadać. Przyszedł proboszcz. Spojrzał. Spojrzał na świadka. Spojrzał na bierzmowaną. Spojrzał na babcie. Podrapał się w głowię i mówi: "Za bierzmowanie trzeba było zapłacić 100 zł, a ja nie pamiętam nazwisk pań na liście, a poza tym dorośli są bierzmowani w innym terminie, dlatego proszę wyjść". Zadziałało. Nie wiem jakim cudem... <br/>A ja i pół bierzmowania (i ksiądz) myśleliśmy, że jak się przyjdzie 40 (słownie: czterdzieści) minut przed mszą i "zajmie stanowisko" przy ławce, to już nikt nas nie podsiądzie... Naiwność.

Odpowiedz
avatar ross13
0 0

Podobnie jak @Ninja również i ja miałem nieodparte wrażenie, że czytałem już taką samą historię na piekielnych, choć w zmienionej narracji. Poszukałem jej: http://piekielni.pl/33454 Jako bonus coś w ten sam deseń: http://piekielni.pl/28845

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2012 o 13:53

avatar tatapsychopata
7 7

Oj macie problem... przecież można babie nadepnąć niechcący na stopę... I tak dwadzieścia razy...

Odpowiedz
Udostępnij