Historia zatrucia na weselu przypomniała mi anegdotą zasłyszaną gdzieś dawno w rodzinie. Uprzedzam że nie wiem gdzie i kiedy dokładnie to było. Nawet nie pamiętam kto mi to opowiadał i czy on sam był na tym weselu. Ale piekielnie było.
Do rzeczy:
A więc były to czasy dawne i do tego na terenie gospodarstw rolnych zwanych potocznie wsią. Szykowano się do wesela hucznego, a jak że, jak to mówią "zastaw się a postaw się". Specjałów wszelakich przygotowano sporo a między innymi kotlety mielone.
Wiedzieć jednak trzeba że były to czasy gdy technika nie była zbyt powszechna. Na wsi samochód to była sensacja, gotowano na fajerkach, a lodówka była dobrem luksusowym. Żywność przechowywano w komórkach, przy kuchni, lub w studni w bańkach metalowych, ewentualnie w zebranym w zimie lodzie przesypanym trocinami.
Wracając do historii, w dniu ślubu okazało się, że przygotowane wcześniej kotlety zrobiły się śliskie. Radzono co tu zrobić i uradzono że wysmażą je porządnie i dadzą kilka z wyprzedzeniem psu (niech będzie że Fafikowi). Jak psu nic nie będzie to podadzą gościom.
Jak uradzili tak zrobili, pies biegał najedzony, zdrowy i szczęśliwy, goście się zjechali, weselicho ruszyło. Na weselu, jak wiadomo obżarstwo i pijaństwo, orkiestra skocznie grała, ludzie się bawili. Kotlety wszystkim smakowały. Do czasu...
Do czasu kiedy najmłodsza pociecha rodziców panny młodej , nie długo po spożyciu feralnych kotletów, przybiegła zapłakana do mamy i w spazmach wydukała że Fafik nie żyje.
Na rodzinę padł blady strach. Bez zastanawiania się przerwano wesele, naświetlono gościom problem, pogotowie i zborowe płukanie żołądków.
I perełka na koniec. Kiedy już "oporządzono" weselników i rodzina sprzątała bajzel, bo jakoś nikomu już weselić się nie chciało, ktoś w końcu zajął się najmłodszą, wciąż płaczącą pociechą. Uspokoił i wypytał gdzie leży pies coby go pochować. Okazało się że pies leżał przy głównej drodze, gdzie potrącił go śmiertelnie przelatujący przez wioskę samochód.
wieś dawno temu
uśmiałam się nieźle, ale i piekielności co niemiara w tej historii! :D
OdpowiedzHaha :D Biedny Fafik ;)
OdpowiedzSpojrzałem na pasek przeglądarki żeby się upewnić, że nie otworzyłem przypadkiem strony www.stare_kawały.pl, przecież to mojemu dziadkowi jego dziadek opowiadał. Oczywiście jako prawdziwą historię.
OdpowiedzA więc drodzy sceptycy i kontestatorzy, podsumuję to tak: Historię tą usłyszałem nastolatkiem będąc od rodziny, gdy pomagałem dziadkowi oporządzić gospodarstwo po jego rodzicach, a moich pradziadkach. Miałem wtedy wiosen około 15-16. Obecnie 36 krzyżyk leci a resztę sobie policzcie. Nie deklarowałem że to na 100% się zdarzyło i to w mojej konkretnie rodzinie i że sam tam byłem i potwierdzam. Odsyłam do wstępu. @curva - jeśli liczyć średnio na dziadków po 60-70 lat to według Ciebie historia ma ok 120 i więcej lat. Ciekawi mnie cóż to był za samochód, ale spoko. I tak mogło się zdarzyć. @Face15372 - wisi mi sława gdziekolwiek. Opisałem zasłyszaną historię uznając że pasuje do profilu strony. Spodoba się to dobrze, nie spodoba się to też dobrze. Na pewno nie usunę jej ze względu na słabe oceny jak robią co poniektórzy. Ale ciekawe masz spojrzenie na sprawę, czyżby jakaś samoocena? I na koniec kwestia "praw autorskich" Otóż oczywistym jest że przez szmat czasu, załóżmy że setka gości, albo i lepiej, do tego pogotowie itd. będzie trzymało język za zębami, żebym mógł wam taką oto prawdę historyczną objawić! Sam osobiście miałem okazję uczestniczyć w wydarzeniach, które się rozrosły i powędrowały na ludzkich językach. I Najlepszego karpika strzeliłem jak kuzyn przyjaciela zaczął nam kiedyś opowiadać jak to u nich w Niemczech... I choć bym przyprowadził 1000 świadków, to na pewno się znajdzie ktoś, kto to słyszał od kogoś innego. C’est la vie! [selawi]
OdpowiedzUrban legend
OdpowiedzMiejska legenda i to z brodą, ale sława na piekielnych warta jest każdej próby.
OdpowiedzHaha xD Nie ma to, jak się dobrze uśmiać. Ale rzeczywiście musieli się przestraszyć ;)
Odpowiedz"wieś" to określenie potoczne? Czy to po prostu miało wzbogacić słownictwo starego kawału?
OdpowiedzNie ma jak idealne wyczucie czasu:) Kotlety chociaż smakowały?
OdpowiedzZnaczy wiecie, kawal kawalem, ale tez skads sie musial wziac :) To taka juz ogolna refleksja.
Odpowiedzznalazłam w 3 miejscach sprzed paru lat ten sam żart: forum.gazeta.pl/forum/w,384,29416150,,Urban_Legends_jakie_znacie_.html?s=6&v=2 www.joemonster.org/phorum/read.php?f=3&i=920542&t=920542 i jeszcze grono.net.pl/mitologia-miejska-urban-legends/topic/3546434/sl/wyrwane-z-kontekstu/4/2/195976616/1/
OdpowiedzZmodyfikowano 5 razy. Ostatnia modyfikacja: 17 czerwca 2012 o 13:53
Co za gwóźdź!
OdpowiedzNawet jeśli historia wymyślona, legendarna itp. itd. zastanawia mnie mentalność ludzi, którzy własne psy często trują w taki sposób z powodu skąpstwa właścicieli. Z drugiej strony wiele "specjałów" psi żołądek jest w stanie wytrzymać, natomiast ludzki - nie. W taki właśnie piekielny sposób mój niegdysiejszy sąsiad został ukarany i wyleczony ze skąpstwa po tym, jak nakarmił psa jakąś starą wędliną i gdy ów stworzenie nie wykazywało żadnych skutków ubocznych sam się nią posilił. Niedługo potem odebrała go karetka :D
Odpowiedz