Ta historia będzie o moim piekielnym chłopaku (obecnie byłym chłopaku).
Zanim doznałam wypadku, Mój chłopak pomieszkiwał u mnie (znaczy się często nocował) i część rzeczy miał w "jego" szafce. Kiedy doznałam wypadku (złamałam nasadę kości piszczelowej podczas wakacji- czyli można powiedzieć, że złamałam w kolanie), przeszłam skomplikowaną operację poskładania kończyny do kupy i leżałam w szpitalu, na moją prośbę wprowadził się do mnie, bo nie miał się kto mną zaopiekować. Oczywiście ze względu na sytuację nie było mowy o tym, by dokładał się do rachunków (głupio byłoby mi nawet o tym pomyśleć, żeby powiedzieć, aby się dokładał w takiej sytuacji).
Ze szpitala wypisali mnie w takim stanie, że nie mogłam samodzielnie dostać się do mieszkania- ratownicy na noszach wnosili moje zwłoki na drugie piętro (miałam tak paskudne złamanie i tak tandetną szynę, że każdy ruch powodował dzikie okrzyki z bólu- niestety dopóki rany pooperacyjne się nie zaleczyły, nie było co marzyć o gipsie). Kiedy ratownicy ze mną na noszach przekroczyli próg mojego mieszkania, myślałam, że spalę się ze wstydu... W mieszkaniu zastałam okropny bałagan. Poprosiłam go, żeby ogarnął to, bo ja przykuta do łóżka jestem (samodzielnie nie byłam w stanie nawet wstać z łóżka)- bezskutecznie. O kulach w korytarzu się potykałam o porozwalane rzeczy.
Był wakacje i straszne upały, że w mieszkaniu było po 30 a nawet w podskokach 33 stopnie (istny horror), więc dużo płynów piłam i ciągle mnie suszyło. A jak wiadomo, z tego powodu musiałam często do toalety. Mojemu lubemu nie podobało się, że tak często musiał pomagać mi wstać i prowadzić mnie do łazienki (asekuracyjnie coby mnie złapać, bym się nie przewróciła w tym chlewie) i zaczął na mnie dosłownie drzeć mordę, że za dużo piję i mam mniej pić bo za często musi mnie prowadzić "*urwa szczać".
No cóż. Wakacje faktycznie przewalone, bo siedział ze mną przykutą do łóżka. Ale to nie koniec tego. Wiadomo, że nawet nie byłam w stanie przygotować jakiegokolwiek posiłku- nie mogłam stać- cały ciężar opierałam tylko na zdrowej nodze a chora bezwładnie wisiała. Szybko to męczyło mięśnie w zdrowej nodze. Do tego opuszczona noga momentalnie mocno puchła. Siedzieć też nie mogłam gdzie indziej jak w łóżku, bo po prostu cholernie mnie bolało i taboret albo był za wysoki, żeby podstawić pod nogę, a pufa za niska... Już nawet go nie prosiłam, żeby gotował mi posiłki- dawałam pieniądze, by poszedł do kantyny z domowymi obiadkami i kupował na wynos posiłki (kantyna była 2, maksymalnie 3 minuty pieszo od mieszkania). Ba- na jego obiadki też mu dawałam. Bywało, że na śniadanie zjadłam jedną kanapkę, do godziny 17 nie mogłam się doprosić jakiegokolwiek posiłku i leżałam głodna- a kolacje bywały, albo i nie bywały.
Dlaczego? Wolał grać na komputerze i na prośbę, żeby włączył pauzę, bo na prawdę jestem głodna, albo na prawdę muszę do toalety bo zaraz nie dojdę- wrzeszczał na mnie, że mu dzieciństwo odbieram (no żesz jasna cholera- 22 lata facet miał) i słyszałam wieczne wrzaski "zaraz *urwa!". Po miesiącu opiekowania się mną wreszcie doczekałam się gipsu (w końcu mogłam samodzielnie wstać z łóżka i pójść do toalety, ale wciąż nie mogłam zbyt długo stać bo kolano puchło mocno). W mieszkaniu bałagan urósł do rangi burdelu, bo palcem nie ruszył nawet (nie mówię, żeby wypucował mieszkanie na błysk, ale mowa o podstawowych rzeczach jak wyniesienie śmieci, pozmywanie naczyń, pochowaniu ubrań do szaf, które walały się po podłodze, odkurzenie mieszkania odkurzaczem, pranie- już grom z wytarciem kurzy i myciem podłóg).
Nagle znalazł wymówkę, pojechał do swojej siostry w Niemczech, bo musiał pomóc jej z przeprowadzką do innego akademika w jakimś innym mieście. Poprosiłam, żeby ogarnął mieszkanie, zanim wyjedziemy, żeby nic się nie zalęgło (wyrzucić jedzenie, które zostało, ogarnąć naczynia, ubrania pochować, odkurzyć mieszkanie). Pokój w którym byłam i przedpokój z łazienką ogarnął po japońsku "yako tako". Do kuchni nie wchodziłam nawet i do jego pokoju.
Mnie podrzucił do mojej znajomej, która sama miała pracę i była zalatana, więc widywałam ją tylko rano i późnym wieczorem.
Mój chłopak miał zostawić mnie tylko na 4 dni u niej. Ale co? Jego pobyt przedłużył się do ponad dwóch tygodni! Dlaczego? Bo zrobił sobie z siostrą spontaniczną wycieczkę po sąsiednim kraju i poimprezował.
Koleżanka po tygodniu powiedziała, że przykro jej, ale ona musi wyjechać do rodziny i odwiozła mnie do mojego domu (200 km od niej). Cóż- mus to mus. Dałam na paliwo i w drogę. Gdy dotarłyśmy, pomogła mi wejść do mieszkania, wniosła rzeczy. Zaschło mi w gardle i od razu postanowiłam pokuśtykać o kulach do kuchni, żeby zrobić herbatę. Kiedy otworzyłam drzwi, to myślałam, że zawału dostanę. W kuchni był istny sajgon- zarośnięte grzybem naczynia w zlewie, który od tych naczyń kipiał, na stole reszta brudnych naczyń, otwarty pasztet, który wysechł i pokrył się zielono-białym puchem, w reklamówce otwartej było coś czarnego i galaretowatego, że nawet nie wiem czym to kiedyś było; w woreczku foliowym cały chleb pozieleniały, w koszyczku zgniłe owoce i warzywa, pełno latających moli kuchennych i malutkich muszek. Po prostu istny raj dla naukowców zajmujących się badaniami grzybów i wytwarzaniem penicyliny. Ja na ten widok załamana się rozryczałam i zaczęłam głośno wyzywać mojego chłopaka i wrzeszczeć, że go zatłukę żywcem kulami. Kumpela jak weszła do kuchni za mną, zaczęła siarczyście przeklinać mojego faceta razem ze mną jaki on jest (tak pomysłowo dobranych i za razem trafnych określeń w życiu nie słyszałam).
Wkurzyła się niemiłosiernie, zadzwoniła do niego i wywrzeszczała mu odgrażając się, że ma w trybie natychmiastowym wysłać pieniądze na środki czystości (wydałyśmy 200 zł), oraz kwotę 300 zł za sprzątanie (koleżanka prowadzi działalność, gdzie sprząta w domach prywatnych i biurach) i fakturę wyśle mu pocztą. Wywrzeszczała mu, że jak mógł doprowadzić mieszkanie do takiego stanu i nawrzucała mu tyle wyzwisk, że głowa pęka. Oczywiście on się nie czuł zobowiązany przelewać pieniędzy i płacić za środki czystości i usługę sprzątania. Kumpela w tym momencie nie wytrzymała i powiedziała, że albo pieniądze dotrą na konto jej, bądź moje jeszcze tego samego dnia. Jeśli tego nie zrobi- może pożegnać się ze swoimi rzeczami, bo jak będzie sprzątać moje mieszkanie (stwierdziła, że nie zostawi mnie w takim burdelu, bo zabić się można) to przy okazji sprzątnie również jego rzeczy i wyniesie na śmietnik. W końcu ugiął się i przelał pieniądze.
Jak wrócił ze swojej wycieczki oczywiście był skruszony, bo najadłam się wstydu jak nigdy dotąd, powiedziałam, żeby wynosił się z mojego życia i nie chcę go znać. Niestety ja głupia wybaczyłam mu. Nie rozstaliśmy się i dalej razem mieszkaliśmy. Po pewnym czasie gipsu się pozbyłam i coraz lepiej radziłam sobie z chodzeniem. Niestety oszczędności się moje kończyły a rachunki były dość spore odkąd mój chłopak zamieszkał u mnie. W końcu sytuacja mnie zmusiła, żeby go poprosić o dokładanie się do rachunków. Wtedy doznał wielkiego oburzenia. Po długich negocjacjach łaskawie zaczął dawać mi 200 zł miesięcznie (rachunki w okresie grzewczym opiewały na kwoty 1000 zł miesięcznie ze względu na ogrzewanie gazowe)...
Jeszcze rok żyliśmy tak razem, gdzie mnie sponiewierał, nie szanował, robił burdel w mieszkaniu i jeszcze miał roszczenia o to, bym mu wyprała pościel, ogarnęła (bo płaci)! Ba... Porwał prześcieradło (moje) niechcący i jeszcze kazał mi kupować, bo on nie ma na czym spać.
Od wypadku, po roku tej szamotaniny w końcu się rozstaliśmy... Uff...
I tak to zdecydowanie za długo trwało. Powinnam była go już kopnąć w cztery litery, jak podrzucił mnie jak zgniłe jajo do mojej znajomej (która nie była mi nawet bliska) i pojechał na wycieczkę i balety z siostrzyczką do Niemiec i zostawiając taki burdel w moim mieszkaniu.
Mój Piekielny chłopak (obecnie ex)
Jak mogłaś go tak bezczelnie osądzić? Może miał jak najlepsze chęci:chciał,abyś nie czuła się,aż tak samotna bez jego,jakże wspaniałej osoby,więc załatwił Ci towarzystwo panów Grzybka i Pleśniaczka. A tak serio to mogłaś mu to do walizki wsadzić.No ciekawa jestem jak bardzo by się ucieszył.Dobrze,że się gada pozbyłaś.Pozdrawiam.Ps.A kończyna już w formie?
OdpowiedzKończyna nigdy już nie będzie do końca w formie. Mam kolano emerytowanej babci.
Odpowiedz@gejlord dzięki,miło,że ktoś tu mnie zrozumiał.Heh tylko zmniejsz przedział,bo jeszcze przez kilka miesięcy mam przyjemność być 24-latką ;P
OdpowiedzTak myślę... Głupia jesteś, naprwdę. Mało asertywna. Dziwisz się, że jak twój chłopak to zauważył, to zaczął cię wyzyskiwać? Oczywiście, nie jestem po jego stronie ani nic, ale... No przecież, każdy ma swoje prawa!
OdpowiedzGłupia byłam, ale zmądrzałam. Teraz się nie patyczkuję. Miałam dobrą lekcję od życia...
OdpowiedzCzłowiek uczy się na błędach,szkoda tylko,że na swoich...
Odpowiedzna nieswoich się nie nauczy, ot prawda zyciowa,,
OdpowiedzWiesz co, że się podjął i nie podołał, naraził Cię na straty, faktycznie ciężko. Ale z drugiej strony ja myślę, że chłopak to nie mąż, nawet jak się jest długo, ciężko wymagać od na tyle obcej osoby 100% uwagi i jego czasu. Że rachunków nie płacił? No był tam na Twoją prośbę, podejrzewam, że miał gdzie mieszkać. Przykro jak się dowiesz, że ktoś, kto powinien wspierać, tego nie robi do końca, ale też nie stawiałabym faceta w takiej sytuacji, żeby rezygnował z wszystkiego, będąc na każde zawołanie. Męczyłoby mnie to nawet w stosunku do najbliższej rodziny, a to jednak sprawdzian dla uczucia.
OdpowiedzAle chłopak być może będzie mężem- i nie zmieni się magicznie po założeniu obrączki i symbolicznym 'biorę sobie ciebie'. Nie wiem, czemu w takiej sytuacji nie mogła wymagać od niego więcej. A sprawdzian uczucia? Lepiej żeby teraz niż po kilku/kilkunastu latach, potem ciężej byłoby przyjąć fakt, że facet jest głąbem.
Odpowiedz@matar, rozumiem, że jakbyś spotykała się z kimś tydzień lub dwa to też nie miałabyś oporów, aby poprosić go o latanie wokół ciebie 24h, bo przecież kiedyś może być twoim mężem?
Odpowiedzdigi, oczywiście, że nie. ale autorka pisze wyraźnie, że pomieszkiwali ze sobą, miał nawet u niej jakieś swoje rzeczy. czyli nie mogli być ze sobą dzień- dwa, nie sądzę też, żeby tylko się spotykali od czasu do czasu. poza tym, mógł od razu powiedzieć- nie mam ochoty/czasu/siły się tobą zajmować, musisz sama sobie poradzić.
Odpowiedz@Jot wszyscy wiemy jakie miałaś przeżycia z facetami, ale uwierz mi, gdyby mojej coś się takiego stało, nie musiałaby nawet prosić i żadne gadanie, że się będę dla niej poświęcał nie miało by znaczenia. Przypuszczam, że w odwrotnej sytuacji, mógłbym tak samo na swoją dziewczynę liczyć. Na tym, moim zdaniem, polega związek. W historii nie był to facet, a chłopiec, który jeszcze nie dorósł do miana faceta. Może nigdy nie dorośnie.
OdpowiedzPomieszkiwali... po miesiącu można zacząć zostawiać swoje rzeczy i zostawać u kogoś na noc, co nie znaczy, że jest to jakiś poważny i trwały związek.
Odpowiedzyyy, inne podejście mamy po postu:) dla mnie zostawianie u kogoś swoich rzeczy- i odwrotnie, czyjeś rzeczy u mnie- świadczy o zaangażowaniu w związek. zostawać na noc- owszem, ale bez zostawiania swoich zabawek:) uważam, że chłopak zachował się beznadziejnie, tak jak pisałam wcześniej mógł uczciwie powiedzieć- mam cię gdzieś, radź sobie. to byłoby niemiłe, ale przynajmniej wiedziałaby na czym stoi.
OdpowiedzTo nie jest moje podejście, tylko obserwacja rzeczywistości. Wiele osób spotyka się ze sobą praktycznie bez zobowiązań, a zostawia rzeczy dla wygody. Bo skoro i tak ktoś sypia u dziewczyny/faceta co drugi dzień, to ma nie zostawić szczoteczki czy kosmetyków, bo nie wypada? Chyba w dzisiejszych czasach to już tak nie działa. Zgadzam się, że facet nie zachował się w porządku, jednak Jot ma dużo racji. Uważam, że zajmowanie się kimś przez całą dobę musi być męczące, myślę, że nawet małżonkowie źle by znosili taką sytuacją, a co dopiero taki sobie niepewny związeczek.
OdpowiedzDigi - to nie od czasow zalezy, a od ludzi. Ja uwazam jak Matar, jesli z kims jestem, mam prawo wymagac od niego wiecej. Inna sprawa, ze ja zwiazkiem nigdy nie nazwalabym ukladu, kiedy spotykam sie z kims tydzien lub dwa. Dla mnie zwiazek wymaga glebszego poznania drugiej osoby, zaufania, szacunku i wzajemnej pomocy, dokladnie jak opisal Shadow. W sytuacji opisanej historii porzadny czlowiek - bez wzgledu na plec- stara sie pomoc bliskiej osobie sam z siebie, nie trzeba go prosic. Jot - w sytuacji takiej, jak w historii, na dodatek gdy nie masz zupelnie nikogo innego do pomocy, to niestety trudno, trzeba prosic o pomoc calodobowa. Wolalabys lezec w lozku, glodna, i tam zalatwiac potrzeby fizjologiczne? No chyba nie... Pewnie, ze nie jest to jakas super komfortowa sutuacja, ale no niestety, zycie nie zawsze jest slodkie i rozowe. A od tego jest ktos taki, jak chlopak/dzieczyna, maz/zona, zeby (razem z pozostala rodzina, a przede wszystkim w przypadku jej braku) w takich sytuacjach czlowiekowi pomoc. A jak ktos z kims jest tylko dla przyjemnosci i pomieszkuje, bo wygodniej, ale w rzeczywistosci sie nie angazuje i nie chce dac nic od siebie, to sobie chyba pojecia pomylil. Bo zwiazek to nie tylko milosc i przytulanie, ale i wyrzeczenia. Tyle,ze osladzane miloscia, wiec i mniej bolesne. A jak ktos nie dorosl, to zachowuje sie jak chloptas opisany przez autorke.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 czerwca 2012 o 11:17
Czyli rozumiem, że chłopak jest dla Ciebie w pełni obcą osobą? Czyli całujesz się czy chodzisz do łóżka z obcą osobą? A ja zawsze myślałam, że do tego trzeba jakiegoś zaufania, chyba jakaś strasznie zacofana jestem. Gdybym mój chłopak miał taki problem i zamieszkałabym z nim to automatycznie dokładałabym się do rachunków, co jak co ale to ona miała go utrzymywać? Druga sprawa, żeby zrobić zakupy czy posprzątać wiele nie trzeba - przede wszystkim chęci, których on nie miał. Nawet koleżance możesz pomóc zrobić zakupy czy posprzątać gdy będzie w podobnej sytuacji - to też obca osoba, a podejrzewam, że gdyby była to sytuacja opisana z koleżanką, to napisałabyś jaka ona zła. To chyba kwestia empatii i zwykłej chęci pomocy, której ex autorki zabrakło.
Odpowiedz@nisza, autorka nie określiła jasno, ile czasu była z chłopakiem przed operacją, dlatego uważam, że sam fakt, że zostawiał u niej rzeczy nie musi świadczyć o tym, że byli ze sobą w jakimś szczególnie trwałym związku.
OdpowiedzPrzykre, że koleżanka dzwoniła do niego z opieprzem za stan mieszkania. Tak se to o Tobie i waszym związku świadczyło.
OdpowiedzCóż, to nie ona wplątywała koleżankę w całą sytuację, tylko jej ex. I masz rację, że to źle świadczyło o ZWIĄZKU, ale jednak jeszcze gorzej o nim - wynikałoby, że nawet nie dzwonił spytać "czy wszystko u Ciebie w porządku?" i czy może jakoś pomóc. A ona to pies, że ją na 2 tygodnie podrzucił i ot tak zapomniał o niej?
Odpowiedz@bukimi, koleś jak koleś, wiadomo, że zachował się ch*jowo, ale wzajemne pretensje wyraża się bezpośrednio, a nie za pomocą koleżanki, która dzwoni i opierd*la kolesia za syf w mieszkaniu AUTORKI. Jak dla mnie w tym konkretnym aspekcie zachowanie autorki też nie było fajne. Aha. Nie usprawiedliwiam chłopa, ale rozmowy przez koleżankę nigdy nie są fajne.
Odpowiedz@digi51 Autorka powinna się wypowiedzieć jak to dokładnie wyglądało, ale ja zrozumiałem sytuację tak, że koleżanka nie została poproszona o zadzwonienie, tylko uczyniła to z własnej inicjatywy. 'Pomimo' autorki, a nie za jej namową.
Odpowiedz@notaras, nieistotne, ja bym po prostu powiedziała koleżance, że sama z chłopakiem pogadam i tyle. Nieciekawa sytuacja, ale nie wiem czy bylibyście zachwyceni gdyby kumpela waszej dziewczyny/ kumpel chłopaka dzwonił do was z mordą. Przyjemne to?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 czerwca 2012 o 11:17
Digi, a moze tamta sama zadzwonila? Na moj gust to nie byla rozmowa "przez kolezanke", a jak pisze Notaras - ona sama zadzwonila. Tez bym zareagowala, gdybby ktos przyjaciolke moja skrzywdzil, Ty nie?
Odpowiedz@nisza, dobra, ja rozumiem, ale jak to wygląda, że dzwoni do gościa koleżanka i żąda kasy za sprzątanie mieszkania autorki? Niezbyt normalna sytuacja jak dla mnie, sama bym do nie dopuściła, nie po to, żeby chłopak nie poczuł się głupio, tylko dlatego, że uważałabym, że jest to siara DLA MNIE. I nie, nie zadzwoniłabym do chłopaka przyjaciółki z opie*dolem, gdyby sobie tego nie życzyła.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 czerwca 2012 o 11:58
digi51, ja zrozumiałam, że autorka usiadła zapłakana i załamana tym, co zobaczyła, tym bardziej, że nie miałaby nawet jak tego posprzątać i wiedziała, że nikt jej nie pomoże. Sama raczej by z taką awanturą nie zadzwoniła w takim stanie. A jej koleżanka nie mogła zostawić jej w takiej sytuacji, tym bardziej, że wiedziała, że autorka sama tego odpowiednio nie załatwi. Chłopak z autorką poradziłby sobie bez problemu, a koleżance udało się załatwić sprawę. Zrozum wreszcie..
OdpowiedzNiezbyt normalne to jest zostawianie takiego syfu na tak długi czas. Zakładam, że autorka była w szoku - właśnie okazało się, że będzie mieszkać sama w takim syfie, że na śmietniku byłoby jej lepiej. Koleżanka zauważyła w sumie przez przypadek (w ogóle nie powinno być sytuacji "porzucenia" autorki i koleżanka nie odwoziłaby - ergo nigdy nie znalazłaby się w mieszkaniu). A że żądała kasy za sprzątanie? I chwała jej za to, że nie zostawiła kalekiej dziewczyny w potrzebie! W takim syfie to autorka by się nabawiła jakiegoś choróbska, bo wątpię aby była w stanie to ogarnąć z niesprawną nogą, a niestety sprzątaczki za darmo nie pracują, a środki czystości trzeba kupić. Uważasz, że autorka powinna pokryć te koszta?
Odpowiedzmocne, co prawda to prawda: powinnaś była..
Odpowiedz"Niestety ja głupia" - dobra charakterystyka postępowania Autorki.
OdpowiedzO rety... Jaka dyskusja się tutaj rozwiązała. Już wyjaśniam pewne kwestie dyskusji. Zanim miałam wypadek, byliśmy ze sobą siedem miesięcy. Ja byłam bardzo zaangażowana w ten związek. Wcześniej już dyskutowaliśmy o tym, żeby razem zamieszkać od nowego roku akademickiego po wakacjach. W wyniku wypadku jedynie stało się to wcześniej o niecałe trzy miesiące. Jeśli chodzi o moją koleżankę- zadzwoniła sama z własnej inicjatywy i ja na to nie miałam wpływu. Nawet mówiłam, że ja zadzwonię i go sama opieprzę, ale ona nie słuchała twierdząc, że jestem za miękka i widząc ten bajzel widziała, że trzeba z nim ostro pogadać. Poza tym kumpela jest osobą dość impulsywną a jednocześnie jak ja ją znam- jeśli ona odgrażała się, że jak nie zapłaci, to ona sprzątnie mieszkanie za darmo, ale jednocześnie sprzątnie jego rzeczy z mieszkania, to można było się spodziewać po niej, że dotrzyma tego słowa. Szczerze? Nie dziwię jej się. Ma własną działalność i prowadzi usługi właśnie dotyczące sprzątania. Ja jej powiedziałam, żeby normalnie mu rachunek za ten uprzątnięty burdel wystawiła, bo było w diabły roboty i to obrzydliwej. Też uważam za słuszne, żeby pokrył koszta środków czystości.
OdpowiedzMnie ciekawi jak wygląda dom Twojego byłego, jak Twój tak wyglądał po paru tygodniach...
OdpowiedzMamusia mu posprząta... Skończył studia i wrócił do rodzinnego domku.
OdpowiedzNie pojmuję, czemu do samego początku nie płacił połowy kosztów utrzymania domu. No serio, nie rozumiem, z czego to wynikało?
OdpowiedzPonieważ głupio mi było go prosić o to by się dokładał, bo na wakacje zrezygnował z powrotu do swojego rodzinnego miasta, chciał popracować (o ile nie kłamał) i jednak też po prostu mi głupio było bo nie miał się kto mną zająć jak byłam unieruchomiona. Po prostu chciałam to jakoś zrekompensować, bo nie lubię brać nie dając nic w zamian. Tyle, że on to bezczelnie wykorzystał i uważał, że mu się należy. A kiedy zaczął się dokładać do rachunków (1/5 zaledwie a powinniśmy płacić pół na pół) to jeszcze miał takie wymagania, że z rangi dziewczyny zostałam chyba zdegradowana do rangi szmaty, bo w końcu jak coś mu nie pasowało to żądał tonem roszczeniowym (choćby przykład z prześcieradłem). Jak powiedziałam, że nie kupię, bo on to podarł i to moją własność zniszczył, to potrafił się wydrzeć "Ja *urwa płacę to chce mieć na czym spać!". Odpowiedziałam mu, że za mało płaci, żeby mieć takie wymagania, poza tym zniszczył moją rzecz, więc wypadałoby odkupić mi a nie z pyskiem skakać. To był dzieciak rozpieszczony jak dziadowski bicz. Ma rodziców, trzy siostry, w gospodarstwie domowym są cztery samochody, mają dom, nigdy mu nic nie brakowało, mamusia wytarła nosek, pogłaskała po głowie, jak tupnął nogą to dostał, co chciał. A ja oczywiście z biednej rodziny, samochodu nie mam, domu nie mam, pochodzę z rozbitej rodziny, mieszkanie do generalnego remontu i pewnie pomyślał, że chyba on szlachcic a ja chłopka na usługi... Nigdy mu nie zazdrościłam, że lepiej jemu i jego rodzicom się powodziło niż mi. Ale widać ten dobrobyt zepsuł go.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 czerwca 2012 o 20:00
Po Twojej historii myślałam, że to Tobie się lepiej powodzi - najpierw sama w mieszkaniu, później nie żąda podziału kosztów rachunków... A tu proszę...
OdpowiedzNo właśnie nie. Ale po prostu jestem honorowa i uznałam, że w zamian za pomoc i opiekę wręcz byłoby ujmą na honorze, żeby go jeszcze prosić o dokładanie się do rachunków. Mieszkanie nawet nie jest moje a rodziców, tylko ojciec mieszka z konkubiną gdzie indziej a moja mama wyemigrowała za granicę za chlebem, bo inaczej nie byłoby nas stać na to bym mogła studiować...
Odpowiedz