Ze 3 lata temu moja już-była-żona zarabiała na życie sprzątaniem.
Trafiła się jej fucha: nowo wybudowany blok. Najpierw do doczyszczenia po budowie, potem do utrzymywania porządku jako gospodarz (gospodyni) domu. Poprosiła mnie, żebym z nią pojechał na negocjacje i ewentualnie pomógł w doczyszczaniu w dni, gdy będę miał wolne. Jedziemy na miejsce obejrzeć obiekt. Bloki są dwa, 10 i 4 piętrowy, połączone łącznikiem i małe patio pomiędzy nimi. Obchodzimy wszystko dookoła, uzgadniamy zakres obowiązków i wynagrodzenie. Trochę nas dziwi, że blok do doczyszczenia po budowie, a już mieszkają ludzie, ale nie takie rzeczy się zdarzają.
Umowa podpisana, stawka dla nas zadowalająca, ale poniżej średniej na rynku. Bierzemy się do roboty. Jak to po budowie: pełno pyłu, jakieś deski, wiaderka, na klatkach na szybach od zewnątrz zaschnięty tynk, itp. W trakcie roboty poznajemy pana konserwatora (nazwijmy go Krzysztof), który jest zatrudniony przez wspólnotę jako tzw złota rączka. Facet bardzo inteligentny, jest z nim o czym pogadać. Od niego przez kolejne dni dowiadujemy się, że:
- Owszem, blok jest nowo wybudowany. O ile można uznać 3 lata za "nowo".
- Owszem, były tu inne firmy sprzątające.
- Owszem, mieszkańcy od 3 lat żyją w takim syfie.
- Owszem, narzekają, ale kolejne panie i firmy sprzątające rezygnują po miesiącu.
Po kilku miesiącach owocnej współpracy (blok doczyszczony na błysk, mieszkańcy pieją z zachwytu) wspólnota powiadamia moją ex, że niestety nie podpiszą z nią kolejnej umowy. Są zadowoleni, lokatorzy też, ale jest za drogo.
Pojechałem tam z ciekawości po ok pół roku. Wiosna. Na korytarzach rozmazane, zaschnięte błoto chyba jeszcze z grudnia. Na parapetach, skrzynkach pocztowych, itd., warstwa kurzu, w której powstały chyba nowe gatunki flory i fauny. Napotkany pan Krzysztof informuje, że znów - co miesiąc, to nowa firma, blok powoli zarasta brudem.
Wychodząc napotykam (P)ana ze wspólnoty - wypatrzył mnie przez okno. Prawie się na mnie rzuca. Że on się nie może dodzwonić do mojej żony (w między czasie zmieniła numer), że bardzo by chciał, żebyśmy wrócili, bo lokatorzy go w końcu zlinczują, itd.
Ja: - Nie ma problemu.
P: - Za X zł, jak poprzednio?
Ja: - Nie, za Y (X plus 50%).
P: - Co??? Nie, poprzednio było X!
Ja: - Tak, ma pan rację, to było poprzednio. A teraz jest inaczej.
Nie dogadaliśmy się. Czasem przejeżdżam koło tego bloku, zachodzę pogadać z panem Krzysztofem. Nic się nie zmieniło. Nie wiem, jak ludzie mogą tam mieszkać.
blok
No i dobrze, niech obrastają brudem jak im było szkoda pieniędzy na dobrze wykonaną robotę. Na moim osiedlu spółdzielnia zatrudnia osoby niepełnosprawne do sprzątania (niepełnosprawne w niewielkim stopniu, ale wystarczająco dużym żeby miały problem ze znalezieniem innej pracy) które tu mieszkają i odliczają im z zarobków czynsz. Moim zdaniem to dość sprytne i miłe z ich strony :D
OdpowiedzMoże lubią? Zawsze można popatrzeć jak nowe gatunki życia powstają w brudzie :)
Odpowiedz"Patrzeć jak trawa rośnie" nabiera nowego znaczenia :)
OdpowiedzZawsze mnie zadziwiało to, że niektórzy nie potrafią trochę więcej kasy wyłożyć jednorazowo i potem mieć spokój. Jak wiadomo, chytry traci 2 razy.
OdpowiedzA ja nie wiem, dlaczego nikt się nie ruszył żeby zmienić zarząd wspólnoty. Bo akurat lokatorów rozumiem, jak kupili mieszkanie, to co, mają sprzedać, bo komuś żal zapłacić za sprzątanie?
OdpowiedzNa początku blokiem administrowała firma, która go wybudowała. Po 2 latach okazało się, że nie potrafią się rozliczyć ze 120 000 zł, sprawa trafiła do sądu (gdzie pewnie jest do tej pory). Potem zawiązała się wspólnota, ale jeśli chodzi o czystość, to nic się nie zmieniło.
Odpowiedza lokatorzy sami nie mogą sprzątać? u mnie w budynku są grafiki na klatce schodowej:> Ale nie jest to super-hiper zamknięte osiedle, tylko normalny blok z końca lat 90-tych ;)
OdpowiedzMoim zdaniem to przeżytek, który prowadziłby do zbędnych konfliktów. Nie wiadomo, kto tam mieszka, lokatorzy być może zmieniają się szybko, nie zależy im na okolicy a jedynie na swoim mieszkaniu. Poza tym... kto by chciał sprzątać za darmo taki bałagan, którego nie chcą tknąć firmy sprzątające?
Odpowiedzu nas tak samo, sprzątamy sami. nie ma z tym problemu, lokatorzy z danego piętra się dogadują i tyle. co tydzień sprzątnie kto inny i jest czysto - a jak sprząta się samemu, a nie firma, to się szanuje porządek i nie robi zaraz bagna. :P
Odpowiedzsprzątanie sprawdza się w małych klatkach gdzie ludzie się znają przy większych osiedlach lepiej zatrudnić kogoś do sprzątania - opłaca się wszystkim, bo działa wtedy efekt skali
Odpowiedz"Ja: - Nie, za Y (X plus 50%)." - i za to skrzynka piwa się należy!
OdpowiedzUwierz mi, mogą.. Znam osobiście osoby, które nie tyle na klatce mają taki syf, co w mieszkaniu.. W kuchni na blatach i w zlewie zaschnięte żarcie, stosy tłustych garów, a to wszystko pokrywa gdzie nie gdzie pleśń. Podłoga jest lepka od brudu, a o reszcie pomieszczeń - jak np. łazienka i toaleta lepiej nie wspominać. I to nie jest opuszczone mieszkanie - ludzie tam żyją. Po prostu im to nie przeszkadza..
Odpowiedz