Mam cukrzycę. Z tego powodu dość często spotykam Piekielnych. Ale może zacznę od początku.
Działo się to odkąd pamiętam. Często miałam okropne bóle brzucha, w okolicy żołądka. Trafiałam do szpitala kilka razy, dostawałam coś przeciwbólowego i jechałam do domu. Raz mnie zostawili na tydzień, bo nie mogłam stać na nogach. Miałam 8-9 lat. Po kilku takich akcjach lekarze uznali, że symuluję. Taa, 9-latka wymyśla sobie takie bóle, że nie może ustać i rodzice ją muszą nosić do szpitala... Robiłam to dla przyjemności...
Oczywiście oprócz tych wycieczek do szpitala, przy okazji każdej wizyty u doktor rodzinnej mama pytała, co to może być, prosiła o skierowanie na badania. Doktor oczywiście wiedziała lepiej, że nic mi się nie dzieje. A mama nie protestowała. Teraz strasznie tego żałuje. Ale wtedy nie była tak doświadczona... W końcu doszło do tego, że pani doktor kazała mamie dawać mi witaminę C w razie napadu bólu. Mama była zszokowana. Wiedziała, że lekarze niewiele pomogą, więc jak zaczynał mnie boleć brzuch, mama dawała mi No-spę i czekała na poprawę. Najgorsze miało dopiero nadejść...
Na przełomie 3 i 4 klasy strasznie popsuł mi się wzrok. Musiałam założyć okulary. Na dodatek po rozpoczęciu roku szkolnego zauważyłam, że dzieje się ze mną coś złego. Miałam nieposkromione pragnienie. Piłam wszystko, co było w zasięgu wzroku. Najgorzej było w listopadzie. W szkole piłam wodę z kranu (bleee...), w domu przekonałam się do wody mineralnej (nienawidziłam jej wcześniej), wodę z czajnika, jak ta się kończyła to z kranu. Najgorzej było w nocy. Po takiej ilości picia zdarzało się, ze posikałam łóżko. Strasznie się wstydziłam. Idąc do kuchni napić się kilka razy spadłam ze schodów. Ale głupia nikomu nie powiedziałam... Tata mówił, że to przez to, że zaczął się sezon grzewczy, każdemu chce się pić. To uspokajało mamę, ale na szczęście nie uśpiło to jej czujności.
Nadeszła niedziela, 13 listopada. Mama zrobiła obiad, pojechała na zakupy. Ja zostałam w domu, źle się czułam. Dałam jej moją listę zakupów. Po jej powrocie ze sklepu przyjechała ciocia. Ja tego nie bardzo pamiętam, chciałam iść spać. Mama bardzo się zmartwiła. I wtedy chyba uratowała mi życie. Powiedziała, że jedziemy do szpitala. Tata nie chciał, mówił, że pewnie mam anginę, jutro pojedziemy do lekarza, w niedzielę nikt nas nie będzie chciał przyjąć. Ja krzyczałam, że do szpitala nie pojadę, bo doktorzy znowu będą krzyczeć. Uratował mnie upór mamy. Pojechaliśmy. Pan doktor, znajomy mamy jak tylko mnie zobaczył, spytał, czy miałam kiedyś robione badania cukru. Pielęgniarki zabrały mnie gdzieś i nakłuły palec. Nagle zrobiło się zamieszanie. Ja tego nie pamiętam, mama mi powiedziała, że nie kontaktowałam. Pielęgniarki gdzieś biegały, lekarze stali nade mną, wysłali mamę po piżamę i powiedzieli, że dzisiaj nigdzie nie pojadę.
Powiedzieli, że to "tylko" cukrzyca...
Ja zostałam sama, pielęgniarki przebrały mnie, podpięły do kroplówek, pompy insulinowej. Skończyło się na 2 tygodniach w szpitalu, szkoleniach. Jak cukier się już unormował poczułam się bardzo dobrze, zmieniłam szkła na dużo słabsze.
Lekarze powiedzieli, że gdybym wtedy usnęła, nie byłoby co budzić. Do szpitala trafiłam w skrajnym odwodnieniu, z kwasicą. Cukier był rekordowy w szpitalu: 1260. 12 razy wyższy niż norma.
A wystarczyłoby, żeby pani doktor wysłała mnie na zwykłe badanie krwi. Ale człowiek uczy się na błędach. Teraz jak mojemu rodzeństwu coś się dzieje mama nigdy nie ustępuje lekarzom... A w ogóle to jakim trzeba być lekarzem, żeby nie rozpoznać cukrzycy u dziecka mającego takie charakterystyczne objawy. Jak mama zawiozła katę wypisu ze szpitala to nasz szanowna była pani doktor zrobiła tylko wielkie oczy...
PS. Mama znalazła po kilku dniach moją listę zakupów. Były na niej wypisane tylko artykuły spożywcze, a dokładniej kilka rodzajów picia.
służba_zdrowia
szczęście w nieszczęściu cały ten zbiór wypadków, miałaś Anioła, który czuwał i dobrze się spisał :)
OdpowiedzAnioł nazywa się mama, moim zdaniem. Pozdrawiam i życzę zdrowia, aż zbladłem czytając tę historię.
OdpowiedzGdyby "anioł" jakikolwiek był i czuwał, to do zagrożenia życia nie powinno chyba w ogóle dość, co? Chyba, że "anioł" był bardzo leniwy...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 czerwca 2012 o 13:04
@Doom Anioł był i czuwał. Tylko miał podcięte skrzydła.
OdpowiedzTa cała pani doktor powinna za to odpowiedzieć. I stracić pracę, skoro ją olewa/się do niej nie nadaje...
OdpowiedzTylko, że ponad połowa lekarzy z przychodni rodzinnych powinna wylecieć z roboty...
OdpowiedzSzczerze MeSpook? To niech wylecą... Nie mówię, że lekarz rodzinny ma wiedzieć wszystko, ale cukrzyca nie jest jakąś taką nieznaną czy rzadką chorobą, a badanie krwi nie jest takie drogie. Nawet jeśli miała odgórne zalecenia by nie wydawać takich skierowań to mogła zasugerować matce, by zrobiły prywatnie... Miałam swoją - dużo mniej groźną przygodę z lekarzem rodzinnym. Do tej pory jakoś na dobrych trafiałam więc bez zastrzeżeń brałam co kazali. Zdarzyło się raz przed sesją, że coś gardło zaczęło mnie boleć, od czasu do czasu pokasływałam - nic wielkiego, olałabym, ale nie chciałam się rozłożyć na egzaminy. Lekarz stwierdził, co mnie nie zaskoczyło, że mam przesuszone gardło, przepisał jakieś leki i syropek. Czerwona lampka powinna mi się zapalić jak złorzeczył na moje branie leków hormonalnych, ale się nie zapaliła. Następnego dnia nie mogłam mówić, a temperatura skoczyła. Przejrzałam ulotki w poszukiwaniu odpowiadających efektów ubocznych, nie znalazłam - zauważyłam jednak coś innego - syrop był wyksztuśny... Zdarł mi kompletnie gardło przez noc... Dobry miesiąc się leczyłam po tym. Jasne - moja wina, bo nie przyjrzałam się wszystkim lekom, ale tak jakoś nerwy przed sesyjne, zmęczenie jak wieczorem wróciłam i nie zwróciłam uwagi na niegroźny przecież syropek...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 maja 2012 o 13:31
MrSpook- i bardzo dobrze, niech wylecą z hukiem! Może wtedy na ich miejsce przyjdzie ktoś, kto będzie przynajmniej odrobinę bardziej ogarnięty i zaangażowany w swoją pracę. Bo niestety często jest tak, że nikt nie może cię przyjąć i czekasz po 3 godziny, bo wszyscy nagle się stracili, a po krótszej zabawie w detektywa odnaleźli się w pomieszczeniu socjalnym żłopiąc kawę litrami. A pacjenta mają głęboko w końcowym odcinku przewodu pokarmowego...
OdpowiedzNie zrozumieliśmy się... ja tej hołoty szczerze nienawidzę... ... dzięki naszemu jeszcze bardziej kochanemu wymiarowi sprawiedliwości, proces ten trawa bardzo długo... panują takie zależności w tej grupie... jesteś biegłym sądowym? rusz mnie, a uprzykrzę życie twojemu dzieciakowi na uniwerku/akademii medycznej, bo mam tam kolegę od wódki - tamtejszego wykładowcę...
OdpowiedzWszystko ok. Ale 3 zdanie mnie powaliło. Jak można twierdzić, że przez sam fakt bycia cukrzykiem narażonym się jest na zwiększona dawkę Piekielnych. Przecież to absurd.
OdpowiedzNie taki absurd, było już kilka opowieści że cukrzyk np. źle się czuję na ulicy, zatacza się policjanci sprawdzają alkomatem, trzeźwa ale się zatacza i ledwo kontaktuje, ale trzeźwa to niech idzie dalej.
OdpowiedzTo może wydawać się absurdem, ale taka jest prawda. Czasami muszę mierzyć cukier w miejscach publicznych i padają wtedy komentarze, wcześniej, jak byłam na penach (takie strzykawki)i musiałam dać sobie nimi insulinę na plaży wyzwano mnie od ćpunów. I w końcu moje częste wizyty u lekarzy. Czasem, jak z nimi rozmawiam, to wydaje mi się, że o cukrzycy słyszeli na studiach i sporo zapomnieli...Nie piszę już o spotkaniach rodzinnych, których nie cierpię, bo zawsze muszę każdej ciotce, babci tłumaczyć, że nie mogę już jeść. Niestety społeczeństwo bardzo niewiele wie o cukrzycy...
Odpowiedzlindana - potwierdzam twoje słowa, mnie też niejednokrotnie wyzywano od ćpunów, skończyło się nawet wezwaniem policji do miejsca mojej pracy bo ktoś stwierdził, że się szprycuję w pracy, bo mi pen upadł na posadzkę. Ludzie są czasem tak głupi, że aż to niesamowite, widzą igłę to zaraz ćpun - ot Polska
OdpowiedzEch...I właśnie przez takich ludzi, przez ich komentarze miałam bardzo niską samoocenę w gimnazjum. W klasie byli ludzie, którzy chyba naprawdę wierzyli, że cukrzycą można zarazić się przez podanie ręki...Dla mnie gimnazjum było czasem, w którym nienawidziłam siebie przez cukrzycę, starałam się to ukryć. Zdarzało się nawet, że nie mierzyłam cukru w szkole albo chowałam się z tym w toalecie. Teraz jestem w liceum, i mimo, że na początku w ogóle nie chciałam mówić klasie o cukrzycy, powiedziałam. Nie ma komentarzy, wspierają mnie jak mogą, przyjaciółki uczyłam nawet używać Glukagonu. Czuję się bezpiecznie, a to chyba najważniejsze :)Nie wstydzę się już cukrzycy, nie wstydzę się mierzyć cukru i dawać insuliny, dzięki temu wyniki w leczeniu są dużo lepsze :)
OdpowiedzHmmm, nie przypuszczałem że jest tak źle ze społeczeństwem. "Naród dobry, tylko ludzie chu*je." taki mały cytat.
OdpowiedzNie ch..je, a k..rwy. Piłsudski. Przepraszam za offa :)
OdpowiedzNie wiem czemu się tak dzieje, ale niestety często ludzie mają "zakodowane": młody, to jest zdrowy. Na ulicy kiedyś dostałam ataku padaczki i koleżanki ładnych rzeczy się o mnie nasłuchały: ćpunka, zachlała na imprezie, nie tykajcie bo się HIV-em zarazicie itp.
OdpowiedzLindana trzymaj się,mam słodkiego syna i znam to wszystko z autopsji.Wielkość oczu,które robią nauczyciele po usłyszeniu że mają cukrzyka w klasie naprawdę robi wrażenie. A krótkie szkolenie z zakresu "obsługi" takiego stwora wprawia większość w osłupienie. Wiwat polskie uczelnie nie potrafiące przygotować belfrów na spotkanie z tak już powszechną chorobą jaką jest cukrzyca.
OdpowiedzJa miałam to szczęście, że mam 2 lata starszą koleżankę, też słodką. Szła przede mną przez podstawówkę i gimnazjum, nauczyciele nie robili problemów. Tylko panowie od wf-u byli dość oporni na wiedzę i robili takie rzeczy, że jak sobie pomyślę, co mi groziło to włosy stają dęba... Jedna taka sytuacja to ta, jak mama szukała mnie w lesie, bo panu zachciało się marszobiegu, nie powiedział przed wf-em co będziemy robić. Szłam po jakichś lasach z 3 cukierkami w kieszeni, a mama umierała ze strachu o mnie...
OdpowiedzJa sama wiem co to jet cukrzyca. Mam zagrożenie typu 2. Co roku spotykam się z cukrzykami. A co do lekarki.... brak słów. Mi pierwsza lekarka nie zrobiła krzywej cukrowej(wypijam 0,5l wody z glukozą i chyba co 30min mierzą mi cukier-dla niewiedzących). A najmłodsze dziecko jakie widziałam z cukrzycą miało może niecały roczek. Wszystkiego dobrego :).
OdpowiedzKilka tygodni temu byliśmy na spotkaniu Koła Przyjaciół Dzieci z Cukrzycą, i pojawiła się nowa członkini-półroczna Madzia. Ja w ogóle nie wyobrażam sobie życia tak małego dziecka i jej rodziców. Jak mierzyć cukier, kłuć ciałko igłami, przeliczać wymienniki. Ja jestem chyba wielką optymistką, po powrocie do domu ze spotkania powiedziałam mamie, że mam wielkie szczęście, że pamiętam życie bez cukrzycy, a wspomnień mi nikt nie odbierze. Popłakała się...
OdpowiedzSzokujące 1200 cukru... ja też od nie dawna dowiedziałem się że mam cukrzyce typu 1, mój lekarz był na szczęście na tyle ogarnięty że wysłał od razu na badania krwi i moczu. Wynik 488 we krwi do szpitala trafiłem tego samego dnia. Chce tylko przypomnieć że ponad 400 poziomu cukru to już zagrożenie życia i ryzyko śpiączki cukrzycowej. Dziwie się że nie napisałaś nic o pęcherzu, częste chodzenie powinno być uciążliwe i dać jakiś sygnał. Pozdrawiam
OdpowiedzNo oczywiście problemy z pęcherzem były, napisałam o kilku wypadkach w nocy. Ten wysoki cukier był sensacją w szpitalu przez kilka dni, to w ogóle był cud, że go przeżyłam. Życie zawdzięczam lekarzowi, któremu chciało się wieczorem w niedziele mnie zbadać, może uratowało mnie to, że to znajomy mamy i nie chciał nas spławiać. Być może normalny lekarz olałby objawy i kazał iść rano do lekarza rodzinnego, który nic by nie zrobił ...Albo ja bym się już nie obudziła rano...
OdpowiedzOoo, widzę, że nie tylko ja miałam takie cudowne początki cukrzycy. Oczywiście również błąd lekarza, aczkolwiek u mnie skończyło się śpiączką. Czasem zastanawiam się, czy nasza kochana służba zdrowia wie, że ma nam pomagać, a nie szkodzić... Dobrych cukrów życzę ;)
OdpowiedzNiestety, tak jest często z tą cukrzycą. Mój brat też na nią choruje. Akurat nic piekielnego tutaj nie było, objawy zostały wykryte gdy była jakaś epidemia więc to nawet dobrze że wysłali go na cukier a nie' To tylko przeziębienie, teraz epidemie. Poleży w łóżku, wyzdrowieje'. W szpitalu miał cukier ponad 900...
OdpowiedzZa każdym razem w szpitalu brali pewnie krew i nikt nczego nie zauważył???Może po prostu objawy szybko się cofały...U dzieci nieraz cukrzyca jest rozpoznawany dopiero przy takich objawach jakie ty miałaś.Po prostu miałaś już dekompensację. Zdarza się.
OdpowiedzGdzie masz napisane, że brali krew? Jako dzieciak leżałam w szpitalu przez dwa tygodnie na obserwacji i ani razu nie pobrali. A gdyby zmarła? To też "zdarza się"?!? Ot, polska służba zdrowia, straty w pacjentach wliczone w sumienie.
OdpowiedzU mnie było mniej drastycznie, bo bez bezpośredniego zagrożenia życia. Miałam 13 lat, przeleżałam dwa tygodnie na obserwacji zwijając się z bólu żołądka. Po dwóch tygodniach chcieli mnie wypisać z diagnozą "lekomania" (upominałam się o środki przeciwbólowe). A ja miałam w żołądku jeziorko żółciowe i zapalenie błon śluzowych od przełyku aż po dwunastnicę.
OdpowiedzZastanawia mnie tylko fakt,ze mama widząc co się dzieje sama nie zrobiła podstawowych badań krwi.Mozna zrobić je prywatnie koszt niewielki a jaka pomoc.
OdpowiedzTak, można, ale trzeba jeszcze wiedzieć. Sytuacja miała miejsce parę lat temu, mogła po prostu nie mieć świadomości. Zwłaszcza, że lekarze upierali się, że autorka symuluje.
OdpowiedzMój brat w chwili wykrycia miał bodaj 680 cukru, a i tak wyglądał na umierającego. - A w przychodni? Niech pan sobie poczeka w kolejce (około godzinę jak nie więcej). Jacyś ludzie go przepuścili i zaraz potem karetką pojechał do szpitala wojewódzkiego. Zmieniliśmy przychodnię.
OdpowiedzCukrzyca to nie przeziębienie - nie bierze się ot tak z niczego,z powietrza.Ale po kolei: Pierwszy poważny błąd to niedoinformowanie lekarki która powinna była posiadać wiadomości na temat cukrzycy w rodzinie i paru innych skutkujących nią schorzeniach od Twojej mamy. W wieku w którym byłaś bez takiego wywiadu b.ciężko jest zdiagnozować konkretne schorzenie bądź podejrzenie jego występowania.I to jest niewielkie,acz usprawiedliwienie owej lekarki. Trzecim i już naprawdę poważnym błędem był błąd(bez urazy)Twojej matki.Dlaczego? Otóż zazwyczaj znane są zarówno choroby dziedziczne(nadciśnienie,cukrzyca,etc)występujące w rodzinie,jak i te które doprowadzały do zgonów.Niewiem w jakim wieku i jako które dziecko urodziła Cię Twoja mama,ale wielokroć tez występuje cukrzyca ciążowa,i ta także powinna nasunąć podejrzenia zarówno mamy jak i lekarki.Twz"rodzinne objawy"czyli" a mój wujek ze strony taty to..."powinny też dać obraz dość jasny nawet dla rodzinnej diagnozy. No i oczywiście"specjalność zakładu" czyli dieta z którą tak chętnie eksperymentują mamy powinna w zestawieniu ze smoczym pragnieniem dać wiele do myślenia. W sumie 2 zbiegi okoliczności:niefortunny;czyli niedoinformowana rodzinna,i fortunny - szpital i szybka diagnoza.Swoją drogą cukrzyca musiała mieć naprawdę ostry przebieg skoro jej objawy u Ciebie były ewidentne jak u dorosłego człowieka....
Odpowiedzwybacz, ale cukrzyca typu 1 nie wymaga posiadania wujka z cukrzycą ;] I zawsze jest to zaniedbanie lekarza jeśli nie kieruje na zwykłe badanie krwi.
OdpowiedzMama urodziła mnie jak miała 25 lat, jestem najstarsza z rodzeństwa, w rodzinie nikt nie chorował, nie przyszło jej do głowy, żeby robić badania. Ja sama się przed tym broniłam. Teraz co jakiś czas wszyscy w domu przechodzą badania cukru, a raz w roku ogólne badania krwi. Mądry Polak po szkodzie :)
OdpowiedzMoja lekarka rodzina uznała moje poranne i pojedzeniowe hipoglikemie dochodzące do ok. 50 mg/dl za całkiem normalne, którymi się nie powinienem przejmować. Więc widać na jakim poziomie mamy służbę zdrowia ;)
OdpowiedzU mnie tez bylo podobnie, wstydzialm sie chorby, najgorsze byly komentarze osob, ktore nie maja na ten temat zielonego pojecia, ze cukrzyca to przez jedzenie slodyczy albo przez odchudzanie sie itp. Cukrzyca typu 1 powinna miec inna nazwe bo rozni sie od cukrzycy typu 2 i to w znacznym stopniu. A lekarze naprawde malo wiedza az dziwne. W Polsce nie mam dobrych wspomnien z lekarzami oprocz jednej pani diabetolog, ktora byla specjalistka w tej dziedzinie. Teraz nie mieszkam w Polsce, mam synka, jestem drugi raz w ciazy I jak na razie mam sie dobrze. Da sie zyc z cukrzyca, ale nie zycze tej choroby nikomu:)
Odpowiedzdziękuję za Twoją historię - dzięki niej wiem trochę więcej na temat objawów cukrzycy i będę mniejszą ignorantką :] obyś piekielnych na Swej drodze spotykała jak najmniej
OdpowiedzDobrze, że Ci nie dali tradycyjnego remedium: gips+lewatywa+witaminy z reklamy. Jak bardzo sprytnym trzeba być, żeby być takim głupim i zdać studia medyczne?
OdpowiedzWspaniała ta nasza służba zdrowia. Po co zrobić, albo chociaż zasugerować badania, jak można stwierdzić, że pacjent symuluje i mieć święty spokój.
OdpowiedzW moje rodzinie nikt nigdy nie chorowal ani nie choruje na cukrzyce, zawsze zdrowo sie odzywialam, uprawialam sporty a zachorowalam na ta podstepna chorobe.
Odpowiedz