Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nie spotkałam się już dawno z Moher Commando w akcji, a już…

Nie spotkałam się już dawno z Moher Commando w akcji, a już szczególnie nie w akcji mojej osoby dotyczącej. No, to piękny czas był, ale się skończył, bo kilka dni temu miało miejsce spotkanie trzeciego stopnia.

Ponieważ nieustannie mam wurg na świat, dużo stresu i masę pracy, próbuję powrócić do stanu zen, niczym ten cholerny kwiat lotosu na owej pieprz*nej tafli jebitnie spokojnego jeziora. Z uporem i desperacją próbuję, różnymi sposobami.

Kółka na przykład, są niezłym sposobem. Tym razem padło na dwa. Wyszalałam się po drogach, ale że trzymam się przepisów, to mało mi tej 90tki było, pojechałam jeszcze na tor, na torze umęczyłam się jak koń na westernie, bo akurat tego dnia – znaczy w piątek – upał się nagle zrobił jak diabli. A ja w kombinezoniku skórzanym ze wzmocnieniami i czarnym kasku, no miodzio po prostu. W końcu wymiękłam, zadowolona pojechałam na miejsce zborne, gdzie znajomy miał kółeczka przejąć i sam się udać w trasę.

Dojechałam, szlag, plac bez kawałka cienia, grzeje jak diabli. No nic, oparłam motor na stopce, obeszłam go tak, żeby stać tyłem do słońca, podparłam się na siodełku i stoję z kaskiem w łapie. Czuję, że słonko mnie pokonuje, ściągnęłam rękawiczki, rozpuściłam włosy, żeby chociaż trochę wiatru złapać. Dalej gorąco, w dodatku dostaję smsa „spóźnię się kwadrans”. Uh. Stoję jeszcze trochę, w końcu poddaję się i rozpinam kombinezon tak gdzieś do mostka. No, trochę chłodniej. Pod spodem miałam koszulkę ognioodporną, z wyglądu zwykły biały golfik [a dla czepialskich – pod tym z kolej stanik sportowy, więc zero negliżu whatsoever].

Stałam tak sobie chwilę, usłyszałam jakieś gulgotanie za sobą i jak nie jeb…, wybaczcie mój klatchiański*, na ziemię razem z motorem. Otworzyłam oczęta i cóż widzę? Moher babę widzę, z wyjątkowo niekorzystnej perspektywy. Zerwałam się z motoru, stawiam go do pionu, pytam kobiety, czy aby wszystkie klepki na miejscu i jednocześnie, co w owej chwili zajmowało mnie o wiele bardziej, sprawdziłam, czy sprzęt nie ucierpiał. Na szczęście nie ucierpiał, przystąpiłam więc do darcia mordy na babola. Rzeczony babol kopnął solidnie w stopkę, na skutek czego motor, ze mną w bonusie, klepnął o glebę. Oto, czego się w fascynującej wymianie zdań [której dosłownie nie przytoczę, bo po pierwsze była bardzo chaotyczna, po drugie mało cenzuralna i połowa byłaby wykropkowana] dowiedziałam:

- kto to widział, żeby dziewucha na czymś takim jeździła?!
- jak toto nie wstyd w takich kudłach rozpuszczonych, jak pani negocjowanego afektu*, stać?!
- jeżdżę na tym diabelskim ustrojstwie dlatego, żeby cudzych mężów odbijać! [o co chodzi w okolicy, z tym odbijaniem mężów za pomocą kółek, ja się pytam?!]
- moja matka wchodziła w bliską relację z bydłem oraz nierogacizną, podobnie jak wszystkie moje przodkinie od zarania świata!
- nie dość, że szlajam się po okolicy na nieszczęsnym motorze, siedząc na nim, wybaczcie, muszę zacytować: „siedząc na nim, jakbym się z prosiakiem jeb*ła”, to jeszcze bezwstydnie rozbieram się na ulicy [to ten odpięty kombinezon, zdaje się, bo jako jedyna istota w zasięgu wzroku byłam ubrana od stop do głów, nawet w golfiku].

Kusiło mnie jak nigdy, żeby babie walnąć raz a dobrze w splot słoneczny. Ale przywołałam wizję tego lotosu na tym cholernym jeziorze, poodychałam stylem zen, aż od hiperwentylacji [i upału] zakręciło mi się w głowie i poprzestałam na wyżyciu się werbalnym. Przyznaję, może i powinnam zachować wyniosły spokój, ale potrzebowałam oczyścić aurę, mówiąc babie, co o niej myślę. A myślałam sporo, kilka minut bez powtórzeń.

Wiarę w ludzi nieco odbudowała mi bardzo ładna bizneswoman, która przez całe zajście szukała czegoś pod siedzeniem w swoim samochodzie [rzecz działa się na parkingu] i wszystko widziała. Podeszła, obrzuciła moher babę chłodnym spojrzeniem i rzuciła:
- Widać zazdrość zżera, że się własnej młodości nie wykorzystało.
Uśmiechnęła się do mnie i poszła.

Babsko oddaliło się niechętnie. Kumpel uwierzyć nie chciał.

*copyright by Terry Pratchett

moher

by Dark
Dodaj nowy komentarz
avatar Owieczka
5 11

Opowiadanie bardzo mi się podobało. Marzę o motocyklu, przy czym jedynym, na który bym wsiadła to Honda GoldVing.Terrego Pratchetta uwielbiam.Wielki plus ode mnie leci:)

Odpowiedz
avatar Owieczka
4 8

No pewnie, że sobie jaja robi.Bo nikt o zdrowym podejściu do świata i życia takich bzdur by nie wypisywał.

Odpowiedz
avatar Lunnayenne
2 6

Taki język po prostu oddaje uczucia autorki. Ja niemal widzałam miny pt. "Podejdź, a zabiję" oraz "Nawet nie musisz podchodzić, i tak zabiję". Historia piekielna, napisana ciekawie. @Dark, masz tego więcej?

Odpowiedz
avatar bohun
3 5

A mnie się podobało. Tylko teraz za każdym razem wsiadając na motocykl będę miała w uszach tekst o utrzymywaniu zażyłych stosunków z prosiakiem :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Ludzie, nie karmcie trolla. Historia na plus. Było wzywać Policję i niech babsztyl za napaść, znieważenie i uszkodzenie mienia odpowiada - tym bardziej, że świadka miałaś. Cóż to za moto, że bez wielkiego wysiłku podniosłaś? Jakieś endurko? Bo moja pierdziawka "jedyne" 200kg waży, a trochę się napociłem jak dźwignąć z matki ziemi przyszło.

Odpowiedz
Udostępnij