Wychowałam się w niewielkiej miejscowości. Nie jest to miejsce, gdzie ptaki zawracają, ale szału też nie ma. Ot, normalna mieścina, jakich w tym kraju wiele. A i przekrój społeczeństwa dość zróżnicowany.
Do liceum dojeżdżałam do innej miejscowości pociągiem, więc naturalnie musiałam kupować bilet miesięczny. Tak było i tym razem.
Dosyć ciepły koniec marca 2005, druga klasa liceum, osiemnaście lat skończone. Pomyślałam sobie wtedy, że wyjdę kupić bilet wieczorem, bo rano do szkoły na ósmą, a że początek miesiąca, to i kolejka po bilety będzie nieziemska. Założyłam kurtkę, kasę na bilet do kieszeni i poszłam w nadziei, że zdążę wrócić zanim się ściemni, w końcu daleko nie mam.
Mniej więcej w połowie drogi trzech chłopaczków w typie gangsta kulturalnie spytało, czy nie miałabym ochoty dorzucić im się do piwa. Nie miałam ochoty. Nie odeszłam daleko, kiedy jeden z nich szarpnął mnie z tyłu za kurtkę. Nie będę opisywać, co się wtedy stało. Grunt, że do domu wróciłam z pociętą i zakrwawioną twarzą, z doszczętnie zniszczonymi okularami, uboższa o 100zł i srebrny łańcuszek zerwany z szyi. A biegłam takim tempem, że dziwię się, że nie zakwalifikowali mnie na olimpiadę w Pekinie. I tu dopiero całe piekło się zaczyna.
Mama zadzwoniła po policję i pogotowie. Karetka była pierwsza, dali coś na uspokojenie, przemyli skaleczenia jakimś świństwem, powiedzieli, że szyć nie będą, bo gorzej będzie wyglądało takie zszyte niż naturalnie zagojone i pojechali. Policja przyjechała trochę później, spytali co się stało. Spakowali mnie razem z mamą do samochodu, żeby rozejrzeć się po okolicy, choć gangsta-chłopaczki już dawno zdążyli się ulotnić. Potem na komisariat, gdzie złożyłam zeznania, podając jak najwięcej szczegółów dotyczących tych trzech, żeby ułatwić poszukiwania.
Przez następnych kilka dni panowie z komendy miejskiej i powiatowej grali mną w ping-ponga, wzywając to na jeden, to na drugi komisariat, zadając ciągle te same pytania i pokazując ciągle te same albumy ze zdjęciami potencjalnych podejrzanych. Ba! Nawet byłam wezwana na okazanie, gdzie wśród czterech "przestępców" rozpoznałam trzech policjantów z komendy powiatowej i jednego z miejskiej.
W międzyczasie wróciłam do szkoły. Zorientowałam się, że ktoś za mną chodzi - wpadałam na tego samego faceta w pociągu, przed szkołą, w sklepie, w bibliotece - w końcu powiedziałam mu dzień dobry. Jeszcze tego samego dnia zostałam zawezwana przed oblicze pana komendanta miejskiego i jego zastępcy. I zaczęło się szoł.
Okazało się mianowicie, że nikt mnie nie napadł. Wszystko to wymyśliłam, bo pieniądze najzwyczajniej przepuściłam, a twarzy nikt mi nie pociął żyletką, tylko podrapałam kluczami. Skąd to wiedzą? Przeprowadzili testy na materiale skóropodobnym i wyszło im, że żyletką bym była pocięta dużo głębiej i że takie ślady mógł zostawić jedynie klucz od zamka typu yale, który wtedy miałyśmy w drzwiach. Mało tego, mają świadków na to, że wcale mnie tam nie było, że na miejscu zdarzenia jest monitoring (ciekawe od kiedy, bo choć od zdarzenia minęło kilka ładnych lat, żadnej kamery tam nie widziałam do dziś), który niczego nie nagrał, poza tym pobrali ślady zapachowe, które potwierdzają, że wcale mnie tam nie było! Normalnie CSI wymięka.
Dali mi więc pan komendant i jego zastępca wybór - albo sama się przyznam, że wszystko wymyśliłam i dostanę tylko dwa lata w zawiasach za składanie fałszywych zeznań, albo mogę dalej ciągnąć tę farsę, a oni po prostu udowodnią to, co już wiedzą i oprócz dwóch lat bez zawiasów zostanę też obciążona kosztami zaangażowania organów ścigania.
Pomyślałam sobie - ukryta kamera, czy coś? Ale nie ze mną te numery, widziałam wszystkie odcinki "Kryminalnych", nie dam się nabrać. Wiem co się stało i nie wmówią mi, że czarne jest czarne, czy jakoś tak.
Oj, próbowali mnie zastraszyć, próbowali. Na dobrego glinę i złego glinę, na dobrego glinę i dobrego glinę, na złego glinę i jeszcze źlejszego glinę, na złego glinę i głupiego glinę... Niestety, było to przed czasami powszechnych dyktafonów w telefonach komórkowych, więc nie mogłam nagrać ich metod śledczych. A szkoda.
Mało tego, w czasie pamiętnego przesłuchania usiłowali jednocześnie od mojej mamy dowiedzieć się, czy nie sprawiam problemów wychowawczych, czy nie mam kłopotów w szkole, czy nie biorę narkotyków. Mama ich oczywiście wyśmiała i odesłała do stu diabłów. To im nie wystarczyło - policjanci zaczęli pojawiać się przed moją szkołą, wypytywać o mnie znajomych, czy czasem nie chwaliłam się jakimś nowym sprzętem czy kosmetykiem. Nagle stałam się główną podejrzaną w sprawie napadu na samą siebie. Żart? Nie.
Ciągnęło się to kilka ładnych tygodni. Wreszcie chyba odpuścili, a moment przed zakończeniem roku szkolnego dostałam z prokuratury pismo informujące o umorzeniu postępowania z powodu niewykrycia sprawców.
Happy end był później, ale niektórym się nie spodobał. Napiszę więc tylko, że gdyby panowie policjanci tę energię, którą włożyli w udowadnianie mi winy spożytkowali na faktyczne szukanie sprawców, zakończenia sprawy w postaci Dżerego spuszczającego zza krat łomot tym trzem typkom, zwyczajnie by nie było.
policja
na te działania policji aż nóż się w kieszeni otwiera:[ a z 'mafią' to już tak bywa.. szkoda tylko pociętej twarzy i pewnie urazu na psychice przez napaść. chyba, żeś silna babka:)
OdpowiedzTeraz to się z tego śmieję, ale wtedy raczej do śmiechu mi nie było. I trochę żałuję, że dyktafonu w telefonie nie miałam, bo "Uwaga" miałaby materiał na kilka programów...:) A twarz się zagoiła, blizn zasadniczo nie widać, chyba, że się mocno opalę, czyli praktycznie nigdy. I na szczęście przy następnych wyborach samorządowych nowy burmistrz zrobił porządek z panem komendantem i jego zastępcą, bo okazało się, że nie tylko ze mną takie numery próbowali uskuteczniać.
OdpowiedzTo dobrze, że przynajmniej blizny nie zostały... dla mnie to parodia jakaś, nie policja... P.S. Jedna uwaga tylko: stopniowanie przymiotnika "zły" wygląda tak: zły, gorszy, najgorszy. Wyrażenie "jeszcze źleljszego" po prostu aż kłuje w oczy :)
Odpowiedz@Mirame Myślę, że to celowo jest ;-)
Odpowiedz@Cefik - domyśliłam się, ale mimo wszystko nie wygląda to fajnie i nie jest potrzebne :)
OdpowiedzOstatnie zdanie brzmi jak ostrzeżenie ;)
OdpowiedzLepiej Dżeremu nie podpaść:)
OdpowiedzI za to ostatnie zdanie największy plus. Jak się nie da inaczej, to trzeba tak :)
OdpowiedzA o co w nim chodzi? Bo nie mam zielonego pojęcia.
Odpowiedz@InuKimi, zakończenie zostało zedytowane przez autorkę już po napisaniu mojego komentarza i wtedy miał on sens ;)
Odpowiedz"Nie chcę wiedzieć, kogo skroili, żeby mi oddać." "A morał z tej bajeczki płynie taki, że nie wszystkie mafiozy to złe chłopaki" No cóż może skroili i okaleczyli kogoś tak samo jak ciebie, a morał jest kiepski bo zakłada, że "Kalemu ukraść krowę - źle, Kali ukraść krowę - dobrze" Dżery na koncie pewnie też ma pobicia i kradzieże ale "obcych" więc jest "dobry chłopak". Historia jest piekielna ale ostatnie dwa akapitu ją psują.
OdpowiedzChodziło mi raczej o to, żeby pokazać, że przy odrobinie dobrej woli nielegalnymi środkami można niestety zrobić więcej niż przeznaczone do tego służby za pomocą paragrafów. I uwierz mi, nie chciałabym kiedyś zaleźć Dżeremu za skórę, bo facet bezpieczny nie jest, a dużo może. Taki urok mojej mieściny.
Odpowiedzale żeby dwa lata zawiasów albo i nie to już jest szczyt jakiegoś absurdu.
OdpowiedzBardzo ładny fake. No prawie że uwierzyłem, normalnie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 maja 2012 o 0:18
Dlaczego fake? Ja też przez to, że kielicha wypiłam z kilkoma osobami bez strachu mogę chodzić w takich porach i w takich miejscach w mojej dziurze gdzie normalnie nikt nie wejdzie bez sprężynowca. Mili ludzie jak się pogada, pośmieje z nimi ale zaleźć za skórę to bym im nie chciała.
Odpowiedzhttp://grono.net.pl/brwinow/topic/719141/sl/brwinowska-policja/0/? - pierwsze trzy wpisy. Też fejk?
OdpowiedzNa pewno sama od 2006 przygotowywałaś tego fejka ;) żeby w 2012 wrzucić to jako stuprocentowo prawdziwą historię i na takie zarzuty odpowiedzieć wcześniej spreparowanymi wpisami na gronie... Polska...
OdpowiedzNie rozumiem, dlaczego niektórzy od razu zakładają, że to fejk. W sumie wielka szkoda, ale takie historie się zdarzają. I to zapewne na porządku dziennym. Jak pobito mojego narzeczonego w drodze do pracy, byłam częściej wzywana na policję, niż on. Bo byłam w domu, kiedy on zakrwawiony wrócił i to ja zadzwoniłam po pogotowie i policję. W pewnym momencie też próbowali mi wmówić, że to ja wszystko zaplanowałam. Na szczęście nie jestem z tych, których łatwo zastraszyć w taki sposób... Oczywiście sprawę umorzono...
OdpowiedzGdyby mi się nie zdarzyło, też bym nie uwierzyła. Wszak policja ma służyć i chronić, prawda?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 maja 2012 o 9:36
zakładają, że to fejk, bo ślepo wierzą w to, że policja jest po to, żeby pomóc obywatelom...
OdpowiedzNaprawdę CSI się chowa. A co do żyletek to nie wpadli na to,że rana zależy od nacisku? Można zarówno drasnąć jak i zrobić głębokie rany.
OdpowiedzWidać chłopaki sie nie golą... albo mają kwadratowe twarze o.O
Odpowiedzkwadratowe twarze... :D padlem na swoja kwadratowa mordke :)
Odpowiedz"Ba! Nawet byłam wezwana na okazanie, gdzie wśród czterech "przestępców" rozpoznałam trzech policjantów z komendy powiatowej i jednego z miejskiej." Brawa dla panów policjantów, że chce im się odstawiać takie szopki :) A mogli zwyczajnie olać rozpoznanie i powiedzieć, ze nikogo podejrzanego nie złapali. Widzisz? Starali się :)
OdpowiedzPodejrzewam, że doskonale znali sprawców, którzy mieli niestety "plecy". Dlatego Ciebie zastraszali. Tak podejrzewam.
Odpowiedz