Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dzisiaj mi się przypomniało, jacy to ludzie potrafią być natrętnie wścibscy i…

Dzisiaj mi się przypomniało, jacy to ludzie potrafią być natrętnie wścibscy i upierdliwi.

Kilka lat temu uparłam się wyciągnąć ze schroniska psa. Mowy niestety nie było, żeby zamieszkał u mnie [wtedy kończyłam liceum i mieszkałam z rodzicami], zaczęłam więc dręczyć tych nielicznych ludzi, co do których byłam pewna, że podołają. Bo podołać było czemu. Ten konkretny pies był mieszańcem czechosłowackiego wilczaka [dla ciekawskich polecam Google], którego były właściciel, osobnik najwyraźniej na poziomie intelektualnym jętki jednodniówki, pozwolił swojej malamutce na przelotny romans z psem właśnie tej rasy. Dziesięciomiesięczny szczeniak sterroryzował jego, osiedle i straż miejską, aż w końcu trafił po wielu przebojach do schroniska. Nie złamało go, to był rodzaj psa, który raczej sam łamał schroniska. Zębami.

Efekt był taki, że psa prawie nikt nie wyprowadzał, ciężko było zrobić mu badania, klatkę miał rzadko sprzątaną – z własnej winy, czy raczej winy człowieka, który nie potrafił go ułożyć. Lubię wyzwania, a Hagan był wielkim wyzwaniem. Po kilku tygodniach i kilku kilogramach siekanego mięsa, jakoś udało nam się dogadać. Głównie dlatego, że znam i rozumiem dynamikę działania wilczej sfory – pies miał ją za główną wytyczną społeczną, bo przy braku wychowania od człowieka, to jedyne co znał. Chodziłam podrapana od tradycyjnych powitań, pogryziona od zabaw, ale zadowolona.

Niestety stało się tak, że pies w schronisku nie mógł dłużej zostać. Poturbował lekko wolontariuszkę, która co prawda zlekceważyła instrukcje i była to jej wina, ale miała bogatych rodziców, którzy zaczęli grozić sądem. Pies co prawda nie poszedł do odstrzału od razu, ale rozpaczliwie potrzebował domu. Wtedy też oznajmiłam kuzynowi, który mieszkał godzinę drogi ode mnie, że jeszcze o tym nie wie, ale pragnie przygarnąć psa. Dał się przekonać, miał w końcu wielki dom z ogrodem i spore serducho, więc sierść zamieszkał w nowym domu.

Były problemy, różne i dużo. Listonosz przestał przynosić polecone, sąsiedzi narzekali [denerwował ich pies wyglądający jak puszysty wilk, chodzący w ciszy za nimi wzdłuż płotu], kuzyn też z ofiarami w ludziach i sprzęcie uczył się rozumieć bydlątko. Ale bydlątko, wdzięczne za ciepłe posłanie, pełną michę i dużo spokoju, próbowało się dostosować. Z oporami, bez entuzjazmu, który widuje się u większości psów, powoli, ale konsekwentnie. Mimo wszystko z jakiegoś powodu [mam podejrzenie, że poprzedni właściciel, Pan Jętek Jednodniówek, lał psa i stąd niechęć do rodu Adama] zostałam ulubienicą Hagana, jeździłam do niego praktycznie codziennie, żeby go socjalizować i odciążyć kuzyna, który w końcu o takie atrakcje wcale się nie prosił.

Kiedyś poszliśmy na spacer w śniegu. Mnóstwie śniegu. Pole za parkingiem osiedlowym domków widzieli z okien wszyscy sąsiedzi na ulicy. W tym jedna Bardzo Aktywna Społecznie Sąsiadka, której nieszczekający i w zasadzie nieagresywny pies był solą w oku bo „jak to tak, kto to widział, żeby taką bestię trzymać”. No i tamtego dnia widzieliśmy ją na straży w oknie, nawet pomachaliśmy jej przechodząc.
W trakcie spaceru, jak to ja, wyzłośliwiłam się na coś kuzynowi, za co oberwałam śnieżką. Odpowiedziałam niecnym wepchnięciem kuzyna w zaspę. W odwecie zostałam natarta śniegiem i chociaż my, jak dzieciaki w przedszkolu, zaśmiewaliśmy się do bólu, Hagan nie pojął. Nim się zorientowałam, wisiał całą potęgą swojej szczęki na ręku kuzyna, który najwyraźniej w psich oczach postanowił mnie ukrzywdzić. No i dziki, ale lojalny pies postanowił w tym przeszkodzić.

Dobrze, że puchowa kurtka zamortyzowała kłapnięcie, ale jakiś kwadrans zabrało nam uspokojenie i w końcu odczepienie psa od ręki kuzyna – bydlątko nigdy nie znało komend, a w szkole odesłali nas, póki pies się nie ucywilizuje wystarczająco, o co nie mam pretensji. Tylko w tamtej sytuacji nie było sposobu, żeby go odwołać.
Nic w końcu złego, prócz kilku zadrapań, siniaków i zniszczonej kurtki, się nie stało. Wracaliśmy już do domu, kiedy zatrzymał się samochód straży miejskiej, wysiadło dwóch panów, którzy oznajmili nam, że otrzymali zgłoszenie o niebezpiecznym zwierzęciu puszczonym luzem [był non stop na smyczy], który dotkliwie pogryzł obcego człowieka, którego ponoć zabrała karetka. Ja zaczęłam tłumaczyć, że to nieporozumienie, pies nie polepszał wcale sprawy, wurcząc basem tak niskim i donośnym, że śnieg zaczął wokół niego topnieć, a kuzyn jak wyrwał do drzwi sąsiadki, że aż pognał za nim jeden ze strażników.

Tłumaczyliśmy się ponad dwie godziny. Tak, na tym mrozie, tak, z wkurzonym i zestresowanym psem. Mało tego, ten strażnik, który został ze mną, próbował pogłaskać psa po głowie, argumentując, że dobrze wychowany pies się da. Moje rozsądne argumenty ani dzikie wrzaski nie odwiodły go od tego postanowienia. Udało się za to imponującemu garniturowi zębów Hagana, zaprezentowanemu na widok zbliżającej się ręki. Trochę popsuło mu to PR.

Najpierw sąsiadka wspomagana przez strażników twierdzili, że pies kogoś zamordował. Potem, że zeżarł, co było logicznym argumentowaniem braku zwłok czy choćby śladów morderstwa. Jak się przekonali, że to nie przejdzie, zaczęli mówić, za sugestią sąsiadki, że pies pogryzł mojego kuzyna, a on boi się przyznać, bo zostanie poszczuty psem. A pies, jak wiadomo, zamorduje go i zeżre. Nieistotne były zdecydowane protesty kuzyna, okazanie poszarpanego rękawa i tłumaczenie, że pies złapał go podczas zabawy. Monthy Python wymięka, poziom absurdu ścina powietrze.

Kolejne oskarżenia były takie, że znęcamy się nad psem, dlatego jest agresywny. Że go nie karmimy, dlatego ma zapadnięte boki [bardziej był podobny do wilczaka, niż malamuta i taką miał budowę, po prostu nie był spasiony]. Potem, że pies za karę siedzi cały czas na łańcuchu obok garażu [fakt braku łańcucha i instalacji mocującej w jakikolwiek sposób psa do ściany nie był istotny]. A na sam koniec wredne babsko wycisnęło suchotniczą łzę z oka wyznając, że ja codziennie wieczorem przyjeżdżam tylko po to, żeby szczuć ją tym, rozumiecie, przykutym na łańcuchu cały czas, psem, spacerując pod jej oknami.

Panów nie interesowała umowa adopcyjna, telefon do schroniska, weterynarza, do szpitala czy wysyłali karetkę, psie posłane w przedpokoju, kaganiec, z którym cały czas stałam w ręku, słowem nic. Co prawda mandatu nie wlepili, bo i chyba nie było za co, ale grozili zabraniem psa, uśpieniem go i podaniem nas do sądu za znęcanie się nad zwierzakiem. Jestem całkiem pewna, że nie sami nie wymyślili by nic z tego, gdyby nie sekundująca im sąsiadka.

Szkoda, że byłam smarkata i nieotrzaskana wtedy, dzisiaj zadbałabym o to, żeby debilną rozmowę nagrać komórką czy playerem [a miałam wtedy taki, tylko do głowy mi nie przyszło], złożyć na nich jakieś pismo, a na babola sprawę w sądzie albo chociaż na policji.

Pytanie roku brzmi: co baba z tego miała? Do dzisiaj nie wiemy.

straż miejska + sąsiedzi

by Dark
Dodaj nowy komentarz
avatar Izura
2 10

Może to samo co ja ratując jakąś bide- satysfakcje i przyjaciela.

Odpowiedz
avatar Dark
6 16

widzę, że się rwiesz do oceniania kogoś kogo nie znasz i sytuacji, o której masz pojęcie dość skromne. cóż, nie widzę sensu w dyskutowaniu. nie przyszło ci do głowy, że gdyby mój kuzyn psa nie chciał, to by go nie przygarnął? i że lepiej psa socjalizować niż usypiać tylko dlatego, że debil, który miał go od szczeniaka nie zrobił nic w tym kierunku? nie, jasne, lepiej żeby ktoś, kto psa widzi tylko zza 2,5metrowego płotu, lamentował, że spać nie może bo ma palpitacje...

Odpowiedz
avatar ukalltheway
7 9

Jakbyś poczytał o wilczakach (jakichkolwiek nie tylko czechosłowackich) to byś wiedział, że to nie są ''ewidentnie agresywne i niebezpieczne psy'', takiego psa trzeba po prostu UMIEĆ UŁOŻYĆ (zresztą jak każdego innego, bo nawet mały pies może być agresywny/niebezpieczny patrz bulterier) a to, że pies miał pewne ''własne'' zachowania to nie jego wina, taka specyfika w tym wypadku ''wilczej'' natury, poza tym skoro zaczął ją bronić to możliwe, że był bity, nad psem trzeba pracować, socjalizować, wychowywać. Są przykłady wielkich psów które są tak dobrze ułożone, że są nawet dzicioodporne oraz idiotoodporne a są przypadki małych psów, które ''wychowanie'' to może we śnie widziały. Skoro kuzyn psa wziął, skoro się nim opiekował, skoro psa od razu nie uśpiono w schronisku to oznacza, że miał potencjał na dobrego oraz wiernego przyjaciela. Gdyby był taki ''czyste zło'' jak go opisałeś to nie trafiłby nawet do schroniska albo długo tam nie pożył. Sama przyznam od niedawna (paru miesięcy) się interesuje wilczakami i wiem, że są wspaniałe - chociaż czechosłowackiego bym nie wzięła, nie dlatego, że to bestia wcielona tylko do tego psa trzeba mieć rękę, cierpliwość, podejście a przede wszystkim umiejętność ułożenia takiego psa, trzeba mieć mocną pozycję, umieć go ''podporządkować'' a wiem, że ze swoim charakterem i ''podejściem'' do dużych psów mogłabym mu nieświadomie nawet więcej krzywdy niż dobroci zrobić, dlatego może pójdę na ''łatwiznę'' ale jak wilczak to Saarloosa ;) łagodne, nie wymaga takiej ''pracy'' w wychowaniu, nieszczekliwe a też piękny przedstawiciel wilczaków, do tego dziecioodporny co się w przyszłości może przydać. Mam nadzieje, że Hagan miewa się świetnie i podrap/pogłaszcz go ode mnie! musi być piękny. I chyba właśnie najcudowniejsze w tych psach jest to, że bliżej wilka już być nie można... dopóki nie zacznie się samego ''ojca rasy'' oswajać ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2012 o 0:06

avatar bloodcarver
6 8

@Dark - ludzie mają takie pojęcie, jakie im dałaś, więc albo publikuj na stronach bez systemu komentarzy, albo się nie fochaj, że komentują majac pojęcie skromne i rozeznanie sytuacji niewielkie - bo za zakrez pojęcia i rozeznania u czytelników tylko Ty odpowiadasz.

Odpowiedz
avatar Samenta
2 4

Dark, powiem ci szczerze: historie masz iście piekielne, ale wkurza mnie w tobie jedna rzecz - nie znosisz jakiejkolwiek krytyki. Nawet jeśli jest ona uzasadniona, jak w przypadku bloodcarver.

Odpowiedz
avatar Dark
-3 3

krytyka bywa konstruktywna i nie - pierwszą cenię, druga mi wisi. przejrzyj jeszcze raz moje komentarza, jeśli cenienia pierwszej nie wyłapałaś/eś. z resztą, przecież nikt nie zmusza, żeby czytać.

Odpowiedz
avatar Izura
0 10

Wielbie wilczaki! Baba pewnie się bała- pies o wilczym wyglądzie, a przecie to bestia, która połyka w całości ten wilk (brak śladów krwi na śniegu jest tego dowodem!).

Odpowiedz
avatar Shadow85
11 11

Ludzie boją się dużych psów. Nie potrafią się w stosunku do nich zachować. Nie potrafią wychować małego pieska typu York. Opisany pies może i był agresywny, ale kto w zabawie nie został zaczepiony zębami przez swojego psiaka? Instynkt obronny zadziałał. Zachowanie na podwórku? Obrona terytorium, jak najbardziej normalne zachowanie. Irracjonalny strach, niewiedza, głupota? Pewnie wszystkiego po trochu. P.S. Ja również uwielbiam wielkie psy im większe tym lepsze. Najciekawsze jest to, że każdemu mojemu piseskowi mogę nawet zabierać jedzenie ręką z miski kiedy jedzą i te nawet nie warkną.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 maja 2012 o 22:31

avatar Izura
7 7

Mój był tak nauczony, ze dzieci mu mogły przy jedzeniu w misce grzebać, z powodu babci mojej było to konieczne ("Idź zobacz co piesek je", "Idź obudź pieska" mogłoby się dla dwuletniego dzieciaka skończyć tragicznie, bo piesek to zgryz miał jednak dobry i mocny). Ja za to mogłam bez problemu babrać się w ranach i bawiliśmy się w ataki- skakał na mnie z warkami i zębami bez gryzienia, na słowo przestawał. Bo ludzie biorą się za coś o czym mają takie pojęcie jak ja o fizyce- zerowe. Każde merdanie ogonem jest dobre, pomrukiwanie jest warczeniem a od psa trzeba wymagać, żeby wszystkiego sam się nauczył. Co za problem wziąć terierka i go nosić w torebce? Co z tego, że to terier? Co z tego, że jest psem aktywnym, że służył do polowania na gryzonie? Przecież jest słit.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Oj, boją się ludziska dużych psów. Tylko, że te duże, to w znacznej większości są o niebo lepiej wychowane i ułożone niż pokurcze. PS. masz rację, im pies większy tym lepszy ;) nie trzeba się schylać do głaskania :D

Odpowiedz
avatar Shadow85
2 2

@gremlin i o dziwo łagodniejszy. Duże pieski nie muszą szczekać na wszystko co się rusza, bo nie czuja się przez wszystko zagrożone. Zdają sobie sprawę ze swoich rozmiarów, siły i wrażenia jakie robią. Moja bernardynka to typowy leń. Cały dzień śpi, ale jak ktoś wejdzie na podwórko, wystarczy że szczeknie, albo się pokaże. 90% osób wieje gdzie pieprz rośnie, przeskakując 2m płot :) BTW. Pies nigdy nikogo nie ugryzł, szczeka, podbiega, wącha i odchodzi. Na bramie jest tabliczka, ze jest groźny piesek.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2012 o 11:40

avatar konto usunięte
3 3

@Shadow85 - przez 11,5 lat miałem berneńczyka - skromne 40 kg, a że czarne i przez kudły wyglądające na wielkie, to ludziska omijali szerokim łukiem. Psia pierdoła i ciapa, i typowy pasterz - stado nie może się rozdzielić na spacerze. Komiczne sytuacje: wychodzi z dwiema osobami na spacer, jedna z osób odłącza się... ERROR! stado musi być w komplecie i psiak stawia bierny opór :D Teraz mam znajdę sznyżła (coś w rodzaju mieszanki wyżła niemieckiego i sznaucera). Grzebanie w misce z jedzeniem to pestka - mogę zabrać kość prosto z pyska bez żadnego warknięcia czy oporu ;)

Odpowiedz
avatar Dark
5 7

znaczy, w sumie pytanie na końcu było poniekąd retoryczne, bo częściową odpowiedzią jest po prostu to, że baba była głupia i już. a czepianie się, że ją widok psa razi przez płot został w rozmowie ucięty przez kuzyna, że jego razi, jak ona w bikini się opala, a jakoś dzielnie to wytrzymuje. bo z samym psem nikt tam nie miał styczności bardziej, niż przez płot.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 maja 2012 o 22:38

avatar Fey
4 6

Historia piekielna, przyznaję, ale bardziej mnie teraz zastanawia jedno: co dalej z psem?

Odpowiedz
avatar Dark
7 7

Pies został tam, gdzie był, dogadywał się ze mną, kuzynem i powoli poszerzanym kręgiem znajomych coraz lepiej, choć mentalności retrivera nie miał nigdy. Dożył wieku 7lat, zachorował na niewydolność wątroby połączoną jakoś z nerkami i w poczuciu, że ma pana i własny dom, nie tak dawno temu umarł. Dawał się prowadzać do wetów, pół roku po opisywanej historii kuzyn zabrał go na szkolenie, bo już wtedy się dało. Generalnie wyszedł na prostą, chociaż sąsiadka co kilka miesięcy wydzwaniała hobbystycznie na straż i policję donosząc uprzejmie na zmianę, że albo kuzyn znęca się nad psem albo pies nad kuzynem. Widzę, że niektórym tutaj potrzeba drukowanymi napisać, więc napiszę: mimo, że NIGDY nie zaatakował człowieka tak, żeby coś mu zrobić [bo rzucił by się do gardła, a nie złapał za rękę, którą mi kuzyn śnieg za kaptur sypał], a ostatnim i jedynym aktem umiarkowanej agresji po adopcji była właśnie sytuacja wyżej opisana.

Odpowiedz
avatar Alucard95
3 3

,,ale grozili zabraniem psa, uśpieniem go i podaniem nas do sądu za znęcanie się nad zwierzakiem." - Chcieli uśpić psa, bo myśleli, że się nad nim znęcacie? I don't want to live on this planet anymore... A tobie gratuluję psiaka i brawa za to co dla niego zrobiłaś.

Odpowiedz
avatar Lunnayenne
1 1

Znaczy się każdy pies, który zaatakuje człowieka w obronie pana, ma być uśpiony? Pies nie zawsze odróżnia zabawę od ataku. Ja nie mogę ćwiczyć z bratem sztuk walki, bo pies się wtrąca. Ba, broni nawet kota, kiedy się z nim droczę. Ręce mam wiecznie pogryzione i podrapane, bo Raptor nie umie wyczuć, jak mocno można złapać i czasem ugryzie za mocno. To tylko nadpobudliwy pies, wiecznie podekscytowany. Taką bestyjkę jak Hagan z chęcią bym przygarnęła, ale nie dałabym mu rady. Mogę wychować kota, ale nie zaniedbanego przez poprzedniego właściciela psa.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
5 7

Który nie przestaje atakować, mimo wydanej komendy? A zaczyna, mimo braku prawdziwego ataku? No, to powinien na spacerze mieć przynajmniej kaganiec na pysku! A do czasu, kiedy będzie się nadawał na szkolenie, wychodzenie w miejsca dostępne i uczęszczane powinno być ograniczone do minimum. To mówię ja - wychowany przy psie - znajdce, którego też trzeba było resocjalizować.

Odpowiedz
avatar Izura
1 1

Spróbuj z piskiem jak szczenie jak za mocno łapie, pies czuje dobrze pysk ale może nie wiedzieć gdzie jest granica.

Odpowiedz
avatar Lunnayenne
1 1

Raptor nie chodzi na spacery, dość mu ruchu i zabawy z nami lub z kotem na podwórku, dlatego kaganiec jest zbędny. A gryzie na tyle rzadko i słabo, że to zniosę. Mam podrapane ręce, ale nie tylko przez psa - kotek i koszatniczki też robią swoje, dlatego te dwie pręgi więcej lub mniej nie mają dla mnie znaczenia. Potrafi być delikatky, bo kotu krzywdy nie robi (tylko go przygniata do podłogi, gania lub szturcha łapą), a mnie co najwyżej podrapie. Mam za wysoki próg bólu, żeby zauważyć, że zostawi ślad.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
6 12

Jeśli nawet właściciel może zostać pogryziony, to czemu się dziwić, że się okoliczni ludzie boją? Psy niebezpieczne należy na ogólnie dostępne tereny wyprowadzać na smyczy i w kagańcu, z tego co wiem. Kaganiec w ręku się nie liczy, bo nic nie daje. Tu kuzyna nie uratował. A gdyby to jakieś dziecko obrzuciło cię śnieżkami? Albo dla jaj podbiegło i popchnęło w zaspę? Przy dzieciaku mogłoby to się, z tego co opisujesz, skończyć gorzej, niż pogryzioną kurtką, boby się próbował bronić, a nie uspokajać zwierzę. Nawet jeśli formalnie nie było za co wam mandatu wystawić, to z opisu (zostawiając fakty, wycinając rzeczy które pamięć lubi przeinaczać) wygląda, że zachowaliście się głupio, a sąsiadka się bała i trochę spanikowała. To kto tu był piekielny?

Odpowiedz
avatar sla
-2 10

Będę teraz złośliwa i wredna - jeśli jakiś człowiek, nawet dziecko, naruszy moja nietykalność i popchnie mnie w zaspę to byłabym wręcz zadowolona z obrony psa. Chyba moja empatia umarła. Prawdę mówiąc potrafię panikować na widok kazdego psa podchodzacego do mojej nogi, niezależnie czy sięga mi do pasa czy nawet nie do kolana. Lecz nawet ja nie wpadam na tak genialne pomysły by zmyślać i chcieć psa uśpić.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2012 o 1:11

avatar Izura
2 4

A jeśli to byłoby dziecko, które przyjechało w odwiedziny? Idziecie na spacer i dla jaj Cię popycha, lądujesz tyłkiem w śniegu a pies wisi wbity w dziecko.

Odpowiedz
avatar sla
2 2

Nie poszlabym na spacer z małym dzieckiem i dużym psem nad którym jeszcze nie do końca panuje. Moi dziadkowie także mieli psa o podobnym charakterze i jako mała dziewczynka nie mogłam sie do niego zbliżać, także jak był na smyczy i w kagancu na spacerze.

Odpowiedz
avatar Dussiolek
1 1

piękne stworzenia!

Odpowiedz
avatar plokijuty
1 3

"Pytanie roku brzmi: co baba z tego miała?" Odpowiem za Wiktorem Hugo, autorem 'Nędzników': Baba miała satysfakcję - według własnego mniemania - niszcząc komuś opinię.

Odpowiedz
avatar Zgryzliwaxx
3 9

Pytanie roku: a gdzie piesek miał kaganiec? Tym bardziej, że sami wiedzieliście, że pies jest po przejściach, więc bywa agresywny i nie reaguje na komendy. Jak się idzie na spacer, w miejsce prawdopodobnie publiczne, to się powinno pamiętać o takich rzeczach. Psu może nagle coś odbić, poczuć się zagrożony lub pomyśleć, że ktoś zagraża jego pani (chociaż tak nie jest)i wtedy nieszczęście gotowe. Jak dla mnie to straszna nieodpowiedzialność u kogo kto zdeklarował się opiekować takim psem. Całkowicie nie zgadzam się z komentarzem Sly. I co jak pies wbije zęby w dziecko, pokiereszuje go albo gorzej, to będziesz się potem tłumaczyć, że dziecko naruszyło Twoją nietykalność, bo Cię popchnęło dla zabawy? Jak pomyślę, że wyjdę kiedyś z dzieckiem do parku na spacer i zaatakuje mnie lub , broń Boże, moje bezbronne dziecko taki agresywny pies to nóż mi się w kieszeni otwiera. A wystarczy tylko ten kaganiec założyć. Ale zauważyłam niestety, że większość właścicieli takich psów reaguje zawsze tak samo: on jest łagodny, on nie gryzie. Może właściciela nie ugryzie, ale w przypadku 60 kilogramowego psa nigdy ostrożności za wiele... Ehh, uniosłam się

Odpowiedz
avatar sla
2 2

Przecież nie chce by niewinne dziecko było poszkodowane, aż tak zle ze mną nie jest. Jeśli jednak obca mi osoba tak sie zachowuje to sama jest sobie winna. Nie obchodzi mnie, czy popchnelo mnie dla zabawy czy złośliwie, dlaczego mnie kopnelo czy uderzyło - nie życzę sobie tego.

Odpowiedz
avatar Dark
5 5

matko, skąd się nagle w dyskusji wzięły jakieś hipotetyczne dzieci-widmo, które zjawiają się zawsze, jak mowa o psach jako pożerane niewiniątka... pies był cały czas na półtorametrowej smyczy. kaganiec miał, zdjęłam mu, bo próbował wcinać śnieg, co z kagańcem na paszczy szło mu opornie. przypominam - smycz nonstop, 1,5metra metalowego lancuszka, pies mieszaniec, niezakwalifikowany jako niebezpieczny, więc nie miałam wedle ówczesnych przepisów [nie wiem jak teraz, bo aktualnie sierścia nie mam] obowiązku kagańczyć go na smyczy. był wieczór, wokół ani pół żywego ducha. nie chodziliśmy z nim nigdy do parku ani w środku dnia, tylko wieczorami i wcześnie ramo na wertepy za budową, gdzie zawsze było pusto i mimo to pies ZAWSZE był na smyczy - niektórzy właściciele psów naprawdę używają mózgów, w przeciwieństwie do niektórych właścicieli dzieci. btw, jakby jakiś dzieciak rzucił w psa śnieżką, to 1. rzucanie jest czynnością dystansową i pies na smyczy by dzieciaka nie sięgnął. 2. nie byłby to atak na mnie, więc nie włączył by mu się tryb bronienia najbliższej mu dwunożnej istoty. 3. osobiście natarłabym bachora śniegiem i patrzyła czy równo puchnie, skoro ktoś by tak wychował dziecko [nadal jest to hipotetyczne dziecko-widmo, przypominam, bo ani pół dzieciaka w historii nie było na horyzoncie] że znęca się [skoro śnieżką, to czemu nie kamieniem, skoro tak niektórzy lubią gdybać?] nad obcym zwierzakiem. mnie śnieżką - spoko, najwyżej odrzucę, w psa, który nijak się nie obroni i nie rozumie - po moim trupie. btw, jeśli dla kogoś piekielni jesteśmy my, trzymający ZAWSZE psa na krótkiej smyczy, a nie zidiociali strażnicy [proponuję ze zrozumieniem przeczytać o co kolejno się czepiali, przecząc samym sobie i logice] ani sąsiadka, która oprócz telefonu o psa, regularnie wzywała policję, bo kuzyn gasił silnik po 10sekundach od zaparkowania [turbina], czym mącił spokój jej duszy, a na sąsiadkę z drugiej strony donosiła uprzejmie, że demoralizuje okolicę susząc na balkonie gorsety [skąd inąd bardzo ładne], bo była starą, wredną babą zakiszoną we własnym jadzie, to szerokiej drogi życzę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2012 o 14:14

avatar Izura
4 4

Bo dzieci to przecież standardowe psie jedzenie. Każdy pies poluje na dzieci. A tak serio- media straszą psami i dziećmi, zaczyna się to tak samo kodować jak pedofil na każdym rogu. Szkoda, że nie podają informacji o głupocie rodziców, typu zostawianie dziecka samego z psem, pozwalanie na podchodzenie do jedzącego psa, brak jakiejkolwiek wiedzy o psiej mowie ciała. U mnie też brakło kilku centymetrów bo tak babcia z dzieckiem się bawiła- mała skoczyła na śpiącego pieska, szczęście, że była postraszona psim pyskiem (jej matka tego chciała, lepsze dziecko nielubiące psa niż pogryzione) i skoczyła na tyłek- pysk zamknął się się kilka cm od twarzy. A w gazetach by było "zły pies zabił niewinne dziecko mimo troskliwej opieki".

Odpowiedz
avatar Rammaq
0 0

Pies jak każdy inny, po prostu wymaga szczególnej uwagi. Niektórych błędów wychowawczych nie da się cofnąć. Nie będzie miłą przytulanką, ale z opisu wnioskuję, że na stróża nadaje się znakomicie. Duży teren, porządne jedzenie i tabliczka na ogrodzeniu w stylu: Ty, który tu wchodzisz nieproszony lepiej spisz testament. W stosunku do swojej pani nie jest agresywny- to bardzo dużo, nie musi być pozytywnie nastawiony do całego świata. A na spacerkach uważać i tyle.

Odpowiedz
Udostępnij