Stara historia, a piekielny - chyba właściciel drogi.
Jeszcze nie miałem komórki, młody byłem.
Jechałem sobie rowerem. Karta rowerowa w portfelu, rower sprawny, jechałem grzecznie przy prawej krawędzi prawego pasa. A tu nagle dziura. Brak klapy na jakiejś studzience. Czarna dziura na czarnym asfalcie w słoneczny dzień pod słońce, czyli wiele czasu na reakcję nie miałem. Na hamowanie za późno, cokolwiek innego i bym zobaczył wcześniej, byłoby OK. Ale nie, z 30 na godzinę w miejscu się nie stanie.
Zasygnalizowałem łapą, że skręcam w lewo, i odbiłem, łukiem omijając dziurę.
A za mną jak nie łupnie!
Zatrzymałem się, patrzę, a tu jeden samochód stoi, a w jego tyle drugi zaparkował.
I obaj kierowcy się na mnie darli, że moja wina, co ja robię, jak ja jeżdżę! Próbowałem tłumaczyć, pokazać, że dziura, ale kto by tam słuchał.
Sam na dwóch, nie miałem szans. Policji wezwać też nie było jak. Wystraszyłem się, że obiją. Wsiadłem na rower zanim do mnie doszli, i już mnie nie było.
I czy piekielny byłem ja, że nie wjechałem w tą dziurę? Albo że bałem się pobicia?
Czy kierowcy, odporni na fakty?
Czy właściciel drogi z dziurą, który uznał, że jak studzienka tylko połową wystaje na jezdnię, a drugą na trawnik, to sobie może na pokrywę poczekać, bo samochody tak blisko krawężnika i tak nie jeżdżą?
Dlatego rowerzystę najlepiej omijać szerokim łukiem. Na wypadek, jakby się przewrócił albo omijał dziurę. Nie wspomnę o zawianych rowerzystach, jadących zygzakiem.;)
OdpowiedzZawianych w sensie pijanych to akurat można przejechać i to będzie ich wina, spoko. Ale wiatr boczny na rower działa dużo bardziej niż na samochody czy nawet motocykle, o czym warto pamiętać np jak się kończy las przydrożny.
OdpowiedzHm, twierdzisz, że nie miałeś czasu nacisnąć hamulca a zdążyłeś zasygnalizować manewr "skrętu" w lewo? W tym czasie spokojnie byś wyminął przeszkodę prawą stroną (piszesz, że była tam trawa, a nie np. krawężnik).
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 maja 2012 o 16:22
Sygnalizowałem już odbijając. To nie zajmuje NIC czasu. I tak, oczywiście, nikt nigdy między jezdnią o trawnikiem nie robi krawężników. Jasne.
OdpowiedzZapraszam do mnie - szosa, pobocze i trawa. Krawężnika nie uświadczysz. Jeśli ująłbyś to nie zasugerowałabym tego w komentarzu. Po prostu bazując na Twoim opisie historii, mając za sobą samochody (skoro były tak blisko jak opisujesz) to myślę, że ja uciekałabym raczej w prawo a nie pod koła. Oczywiście, w żaden sposób nie usprawiedliwia to kierowców.
OdpowiedzSzosa, pobocze i TRAWNIK?!
OdpowiedzNo to, takie zielone obok drogi...
OdpowiedzObok szosy - łąka, oddzielona poboczem. A trawnik, to oddzielony jest krawężnikiem lub innym ogranicznikiem. Zreszztą, skoro ja niby mogłem zjechać z drogi, to i oni nie musieli robić nic innego, niż odbić w prawo, no nie?
OdpowiedzNapisałam Ci jak ja (na podstawie Twoich opisów sytuacji i kolejności działań) bym się zachowała w takiej sytuacji. I kolejny raz powtórzę - raczej (nigdy nie można na 100% tego określić) zjechałabym na prawo. Wg mnie piekielni są wszyscy: właściciel drogi (za niedopilnowanie jej stanu), Ty (za nagłe odbicie w lewo prosto pod koła samochodu) i kierowcy (za niezachowanie bezpiecznego odstępu). Pozdrawiam :)
OdpowiedzTrzeba było czekać na policję - kierowcy popełnili klasyczny błąd niezachowania odpowiedniej (bezpiecznej) odległości od poprzedzającego pojazdu (roweru) oraz niedostosowania prędkości do warunków na drodze. Jako kierowca zawsze omijam rowerzystę przeciwległym pasem ruchu, a jeśli nie ma do tego warunków - zwalniam do prędkości roweru i jadę za nim, aż będę mógł wykonać manewr bezpiecznie.
OdpowiedzGdybym miał możliwość ją wezwać, to tak. Ale byłem młody, nie miałem komórki, a cała sytuacja wyglądała mi na nadchodzący wpier*ol.
OdpowiedzMoim zdaniem wykonał wszystko prawidłowo. 30km/h to sporo jak na rower i były spore szanse, że nie wyhamuje, a hamowanie nagłe mogłoby go obrócić w poprzek jezdni. Nie jest też zobowiązany, żeby jechać po trawie/krzakach/krawężnikach jak widzi przeszkodę. Nie był to też manewr skrętu, ale omijanie. Kierowcy powinni też zachować odległość 1m od wyprzedzanego rowerzysty a jak nie ma możliwości to trzeba się powlec trochę za nim i poczekać na dogodny moment. Ci dwaj raczej tak nie podchodzili do tej sprawy więc się skończyło jak w opowiadaniu.
Odpowiedz30 na godzinę na równej, płaskiej prostej, i to oddzielonej trawnikiem od chodnika, więc z dala od nieprzewidywalnych pieszych - to nie jest wielkie halo. Wielu rowerzystów daje radę szybciej. Nawet mój młodszy brat. Dla mnieto maksimum możliwości - niestety i na szczęście. A historia mi się przypomniała po przeczytaniu o rowerzystce z cukrzycą. Tam ona była winna, ale - każdy rowerzysta może być zmuszony do nagłego odbicia. Gdyby kierowcy za nią o tym pamiętali, dostałaby tylko opiernicz.
OdpowiedzNie chodziło mi o rekordy prędkości tylko o drogę hamowania i ewentualne konsekwencje.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 maja 2012 o 12:26
Droga hamowania roweru jest podobna do samochodowej czy motocyklowej. Słabsze hamulce, ale i pęd mniejszy.
OdpowiedzDobrze zrobiłeś, nic się nie przejmuj. Jak dekla na studzience nie było to odszkodowanie dostaną - obojętnie czy w zdarzenie był zamieszany jakiś rowerzysta czy nie.
OdpowiedzAnalizując historyjkę i komentarze (zwłaszcza to, że sygnalizowałeś już w trakcie wykonywania manewru) wygląda to dosyć jasno: władowałeś się pod maskę samochodu, na który wskutek gwałtownego hamowania władował się inny, jadący za nim, wskutek zbyt małej odległości pomiędzy nimi. Jeżdżę rowerem i jednośladem. Natomiast dużo jeżdżę samochodem, ot daleko mam do pracy. Powiem krótko, bo większość rowerzystów tego nie zrozumie. Samochód waży 1,5 tony, niełatwo wyhamować go na małej długości. Jakbyś dostał lekkiego strzała w tylne koło i spędził kilka miesięcy w gipsie, to nauczyłbyś się jednej złotej zasady: WIĘKSZY MA ZAWSZE PIERWSZEŃSTWO. Na drugi raz wpadnij w dziurę, albo owiń się na drzewie na poboczu. Bo jak strzeli cię samochód, to w najlepszym przypadku zabiorą cię w plastikowym, czarnym worku.
Odpowiedz"WIĘKSZY MA ZAWSZE PIERWSZEŃSTWO." Jeżeli naprawdę tak uważasz to chyba nie powinieneś mieć prawa jazdy.
Odpowiedz