Tym razem historia zupełnie z innej beczki, bez humoru, innym stylem.
Będzie drastycznie (nie każdy czytać musi).
Jak już wcześniej wspominałem, pochodzę z pięknej mazowieckiej wsi. Wieś wesoła, wieś spokojna, rodem z Kochanowskiego. Aczkolwiek, od czasu do czasu wydarzają się iście diabelskie sytuacje. Ta, którą Wam przedstawiam, wstrząsnęła nie tylko wioską, ale i wszystkimi okolicznymi gminami.
Ku przestrodze.
Zbliża się okres różnego typu ciężkich prac w polu - niedługo tzw. sianokosy (zbieranie ściętej wcześniej trawy), następnie żniwa. Przy owych pracach zawsze kręci się pełno dzieciaków. Małe, ciekawskie brzdące, które rwą się na wszelkie pojazdy czy maszyny. Sam wiem po sobie - jako kilkulatek, ciężko było mnie odciągnąć od traktora czy kombajnu - jednak zawsze wszystko było odpowiednio zabezpieczone, a jeśli był cień jakiegokolwiek zagrożenia, natychmiast wkraczali rodzice. Z drugiej strony, ciężko upilnować maluchy, tym bardziej gdy samemu jest się zajętym pracą.
Cofamy się zatem do początku lat 90.
Nieodpowiedzialnością, poniekąd spowodowaną nawałem obowiązków, wykazali się dorośli, opiekujący się małym Stasiem. Mianowicie, jego wujek oraz mama, siostra wujka.
Lato. Po skoszeniu zboża następuje zbieranie słomy, czyli załadowanie na przyczepę, wcześniej sprasowanych w kostki, pozostałości po pszenicy, jęczmieniu, żyta etc. Podczepia zatem wujek przyczepę do traktora. Dodam, że traktor to tzw. trzydziestka (fachowo Ursus C-330), w dodatku bez kabiny (dla nieznających się -
http://kutno.olx.pl/ciagnik-ursus-c-330-iid-6960912 ). Nakreślając sytuację - wujek kieruje traktorem, na przyczepie jedzie mama Stasia. Sam Staś posadzony na błotnik ciągnika, trzymający się jedynie wujka jedną ręką. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby przewidzieć czyhające niebezpieczeństwo. Podczas jazdy, pokonując jakąś nierówność na polu, Staś nie daje rady utrzymać się na "siedzisku" i spada. Prosto pod koła przyczepy. Na domiar złego, wujek nie zauważa zdarzenia i zatrzymuje maszynę dopiero po krzykach matki - dokładnie w momencie gdy przednie koło przyczepy staje na główce Stasia, ukazując całą jej zawartość. Wszystko rozgrywa się na oczach lamentującej wniebogłosy kobiety.
Miał 6 lat.
W podobny sposób dochodzi do kilkuset wypadków rocznie. Uważajcie na swoje pociechy w każdej sytuacji. Bo chyba kilkuminutowa "świetna zabawa" nie jest warta życia czy kalectwa...
wieś
To straszne... Swoją drogą jak można pozwolić dzieciakowi siedzieć na błotniku... Mi nigdy tata nie pozwolił (też ma tzw. trzydziestkę).
OdpowiedzNa błotniku można siedzieć ale trzeba umieć się trzymać. Ja się zawsze trzymałam światła i ramienia wujka. Tylko, że ja byłam starsza. W drugim traktorze była specjalna ławeczka zrobiona dla mnie i dla kuzynki :)
OdpowiedzZ ławeczkami się też spotykałam :) no i faktycznie, jak byłam starsza to też siedziałam. Ale nie w taki młodym wieku.
OdpowiedzJezu, jak byłam mała to sama tak jeździłam, włażąc ludziom do ciągników..
OdpowiedzNormalnie, też siedziałem. No ale Ursus miał kabinę;)
OdpowiedzMoja "trzydziestka" miała kabinę i siedzenie z boku zrobione przez wujka-majsterkowicza. Ale na dodatek sprytnie domontował pasy.
OdpowiedzMasz racje lightman, te raczki powkręcane w rożne ruchome części, paluszki odcięte siekierka. Ja osobiście nauczyłam się ze "kunia" od tył się nie zachodzi. A dziadek ostrzegał :) Dla mnie te wypadki to tylko brak wyobraźni rodziców, lub zaniedbanie. Nie dotrą do mnie argumenty, ze dzieci się na wsi upilnować nie da. Masz plusa :D Wieś jest piękna.
OdpowiedzJak miałem jakieś 10 lat koń mnie w plecy dziabnął, boli na samą myśl... Ja zwykle siedziałem z wujem w kabinie albo na przyczepie, czasem się biegło z psem obok ciungnika. Prace na polu są super ;)
OdpowiedzTe czereśnie prosto z drzewa, truskawki z piachem, kradzione słoneczniki. Owoce już tak nie smakują:(. Ucieczki przez żyto przed sąsiadem :) Ogniska z gitarą i rzucanie się na stóg siana.Ta wolność. A jednak jak 10 latek może być, na tyle duży żeby prowadzić ciągnik, a za mały na kufel piwa. Ja nie pojmuje. Dla mnie to wspomnienia z wakacji dla was życie. Bałuty kocham całym sercem, ale wole wieś :}
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 19 kwietnia 2012 o 20:08
Ja nie pochodzę ze wsi, ale jak na wakacje jeździłem, to sadzali mnie na przyczepę/furmankę, a nie na błotnik, to tak trochę hardcore:)
OdpowiedzDzieci da się upilnować i większość rodziców na wsi to robi. Ale oczywiście zawsze znajdą się rodzice-debile, jak wszędzie zresztą. Ile to historii było o dzieciach poszkodowanych z winy rodziców w mieście? ;)
OdpowiedzMnie rodzice do babci wozili na wieś i bardzo lubiłem jeździć z dziadkiem na traktorze na błotniku kiedyś babcia do nas biegła na obiad zawołać a ja do dziadka: ,,Gazu dziadek babka goni'' babcia długo to pamiętała jeszcze :)
OdpowiedzPrzed wojną stryj mojego dziecka siedział na wozie, tyle, że drugi stryj musiał przejechać przez bruzde. No i ten z wozu spadł. Efekt? Częściowy paraliż ciała. Ale to już życie na wsi, jeden błąd i może kosztować. Jak miałem 12 lat to "pojeżdżałem" na łące trzydziestką bez kabiny z 6 letnim bratem na błotniku. Tyle, że z boku szedł z widłami dziadek i jakby asekurował.
OdpowiedzAsekurował widłami?
OdpowiedzAsekurował w razie jakby brat spadł, by nie wkręcił się w koła, tylko nadział na widły. Ładniej w trumnie wyglądają podziurawione zwłoki niż zmiażdżone, czy przemielone, nie?
Odpowiedzach to podjeżdzanie,teraz człowiek starszy,to "podaje"
Odpowiedz@papioczek - dokładnie!
OdpowiedzJa też pochodzę ze wsi i niejednokrotnie tak jezdzilem na blotniku. Dzięki Bogu nic się nie stało jednak uważam, że teraz ludzie są bardziej ostrożni i nie sadzają już tak dzieci oraz rzadziej biorą na pole. Kiedyś było to nagminne. Ps. Odmienia się "kombajnu" a nie "kombajna":)
Odpowiedzotóż właśnie z tym miałem problem, a nie chciało mi się lecieć do słownika;) Dzięki!
OdpowiedzMoja mama pracuje na chirurgii dzieci. Przy każdych żniwach mają ofiary nieupilnowania dzieci. A na dodatek nie pracuje na tej najgorszej chirurgi i trafiają do niej tylko "lżejsze" przypadki. Więc trzeba doliczyć te "cięższe" i śmiertelne... Wychodzi naprawdę dużo ofiar.
OdpowiedzWieś - polamentują i zrobią sobie nowego Stasia. Tam ludzkie życie ma inną wartość.
OdpowiedzŻe niby na wsi ludzkie życie jest mniej warte? Bo tak zrozumiałam Twoją wypowiedź. Poza tym- postrzeganie wartości ludzkiego życia nie zależy od miejsca zamieszkania, a od charakteru człowieka. Poprawcie mnie jeśli się mylę.
Odpowiedz"TAM ludzkie życie ma inną wartość"???? No błagam!!! "lenka" 100% racji. Też cholernie negatywne odebrałam ta wypowiedź:/ Podchodzi mi to pod dyskryminacje i gorzej...ale boje się użyć tego słowa.
OdpowiedzNienawidzę dzielenia ludzi na wieś/miasto. U ciebie (specjalnie z małej litery) wychodzi typowe drobnomieszczaństwo, uważanie się za kogoś lepszego. Nie wiem czy taką wypowiedzią chcesz jeszcze bardziej podwyższyć swój status, lecz zapewniam cię, że zdrowo myślący człowiek, czy to z miasta czy wsi, wybucha śmiechem i niedowierzaniem, jak wielkim można być idiotą.
Odpowiedzvaryag... ty podła wredna gnido... lepiej żebyś był bezpłodny niż takie coś jak ty ma się rozmnażac...
OdpowiedzVaryag, czyżby "miasto" w pierwszym pokoleniu? ojciec za młodu też z widłami ganiał, a teraz dziecko ma dziwny "kompleks wsi"?! Życie to jest życie i wszędzie jest tak samo ważne - u mnie w małym miasteczku, u Ciebie (nie wiem gdzie) i na wsi też. Pomyśl, zanim coś następnym razem napiszesz.
OdpowiedzNo ludzie, co się burzycie, Varyag jest z miasta, więc jest lepszy :D To chyba typ człowieka, który mieszka w brudnej dzielnicy małego miasteczka, ale mieszka w MIEŚCIE :D Nie wiem, kto daje takiemu człowiekowi plusy. Może i by sobie zrobili nowego Stasia, ale po płaczu, długiej żałobie i w XII wieku :D
OdpowiedzNie dziel sztucznie społeczeństwa. Ja się urodziłam w mieście, za małego brzdąca mieszkałam w czymś pomiędzy miastem a wsią, potem wróciłam do miasta, teraz mieszkam na wsi.<br> I gdzie mnie mądralo umieścisz? W której kategorii.<br> Ceń życie gdziekolwiek jest/eś. Drugiego się nie dostaje.
OdpowiedzVaryag - każdy mierzy swoją miarą.
OdpowiedzVaryag, nie wiem skąd się urwałeś. Mnie opadły ręce na ten komentarz. Aż nie wiem co napisać. A mnie ciężko zaskoczyć... Jakieś kompleksy, rodzice ze wsi, a Ty warszawiak od ćwierć pokolenia czy zwyczajna bezmyślność..? Lightman napisał o wielkiej tragedii, która nie powinna się wydarzyć, ale takie sytuacje się zdarzają. Wychowałam się na wsi, zdarzały się wypadki przy pracy, niektóre dość drastyczne. Zawsze winny jest człowiek i splot nieszczęśliwych okoliczności. Nieważne gdzie się akcja odbywa. Ale co ja Ci będę tłumaczyć. Przecież Ty i tak swoje wiesz.
OdpowiedzNie raz jeździłem na błotniku ursusa, ale zawsze miałem stracha (jako dziecko). Znacznie bezpieczniejsza jest przyczepa. Szkoda, że nie mogli na niej posadzić dzieciaka, tak matką na tyle, zrobić miejsce wśród kostek. Nic by się nie stało. Ot, brawura spotykana w każdym miejscu na świecie, brak wyobraźni. A w przypadku Varyaga, brak kultury.
OdpowiedzPamiętam podobną historię, która wydarzyła się bodajże w 1997, w naszych okolicach było o niej głośno. Pewien rolnik miał kombajn. Jak większość kombajnów miał on w swoim wyposażeniu prasę do ugniatania trawy (nie wiem jak to się poprawnie nazywa, poprawcie, jeżeli się mylę). Ten pan miał dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę ok. 8-10 lat, nie więcej. Dzieciaczki bardzo lubiły bawić się we wnętrzu prasy (nie wiadomo, czy ktoś z rodziców o tym wiedział). Pewnego dnia ojciec wziął kombajn i pojechał na pole. Skończył, wrócił do domu - dzieci nie ma. Akcja poszukiwawcza wokół wsi nic nie dała. Coś go tchnęło, żeby sprawdzić kombajn. I znalazł, ciała dzieci zmiażdżone przez prasę...Pan nie wytrzymał bólu, powiesił się następnego dnia. Jego żona zaraz po nim. Ludzie, bądźcie bardziej rozważni, gdy bierzecie ciężki sprzęt, zawsze upewniajcie się, że Waszych dzieci nie ma w pobliżu.
OdpowiedzNie wiem, czy mieszkamy z tych samych okolicach, czy też może to po prostu zbieg okoliczności, ale też słyszałam o czymś takim...
Odpowiedz@ble_ble Skąd on miał wiedzieć, że tam są dzieci. Mam teraz sprawdzać czy pod maską samochodu jest jakieś dziecko zanim odpale?
OdpowiedzTeż to słyszałem, nauczyciel od BHP opowiadał na lekcji.
OdpowiedzAlbo takich przypadków jest masa, albo to miejska (wiejska?) legenda. Też o tym słyszałam.
OdpowiedzJakby wcześniej zauważył to by nie było tragedii.
OdpowiedzCaptain Obvious strikes again!
Odpowiedz@Gorn221 Widzisz przyszłość? Brawo. Praca w wywiadzie już czeka.
OdpowiedzNie, nie widzę przyszłości. Mam oczy, rozglądam się nimi.
OdpowiedzAh żniwa.. Mimo iż mieszkam w sporym mieście od samego urodzenia to dosłownie każde wakacje spędzałam na wsi więc temat jeżdżenia na trzydzieste (z kabiną, lecz bez tylnej szyby)nie jest mi obcy. Z tą różnicą,że ja siedziałam na fotelu, między nogami kierowcy,że tak powiem :P Gdy byłam przy dolnej granicy lat nastu śmigałam już samodzielnie po polu, podjeżdżając z furą przy zbieraniu siana lub słomy. Teraz lat mam 17 i nadal nie mogę się doczekać wyjazdu na wiochę bo to fajne przeżycie i dobrze jest się czasem wymęczyć i popracować(nie tylko przy żniwach,czy sianokosach). Co do historii to tak małych dzieci jak ten chłopiec nie powinno się puszczać do maszyn, ew.pod warunkiem, że nie ma zagrożenia i jest to pod nadzorem odpowiedzialnej, myślącej osoby!!!
OdpowiedzZmodyfikowano 5 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 kwietnia 2012 o 21:21
Szkoda dzieciaka. :c
OdpowiedzNa początku myślałem, że znajda go w kawałkach w belach słomy. Ale i tak fajnie ;/
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 kwietnia 2012 o 21:45
taa a póxniej marudzicie że"dawniej było lepiej a teraz dzieciaki pod kloszem wychowywane, ja to łaziłem sam w wieku 2 lat, moi znajomi tez i zyjemy" itd itp
OdpowiedzTo mi przypomina historię z przed ok. 6lat. Mieszkam w malutkiej wioseczce każdy każdego zna. Mój kolega z klasy (ostatnia klasa podstawówki wtedy) pomagał w polu rodzicom, gdy jechali ciągnikiem siedział na brzegu przyczepy i jak można się domyślić spadł. Z opowieści słyszałam, że koło przyczepy przejechało mu po głowie. Na szczęście finał był taki, że koledze nic się nie stało (był przez pewien czas w szpitalu, ale jest w pełni sprawny). Pomagał rodzicom juz wcześniej(i dalej to robi), i zapewne myślał, że skoro nie pierwszy raz to jest bezpiecznie...
OdpowiedzW podobny sposób w 1991 roku mała andra straciła dłoń, kiedy spadając z traktora złapała się za jakąś jego niezabezpieczoną część (mówili, że za pasek klinowy - ja się nie znam na budowie tych maszyn więc pewna nie jestem).
Odpowiedz:((( sytuacja jak w najgorszej do przeżycia scenie z "Faith like potatoes".
OdpowiedzGdzie głupota (ew. brak przewidywania) - tam poważny wypadek (śmierć czy okaleczenie). Sam pochodzę z małego miasta (30k mieszkańców), ale pierwsze półtora roku mieszkałem na wsi. Potem jak byłem starszy (powiedzmy 4+, bo od tego mniej-więcej wieku pamiętam), co roku spędzałem wakacje na "rodzinnej" wsi. Jako dzieci, ja i moich 2 kuzynów (siostrzeńcy mojej matki) co roku byliśmy u wujka (brat matki, który posiadał dwójkę własnych pociech w podobnym wieku - chłopak i dziewczyna - ona się nie liczyła :D) na wakacjach. Teraz sobie wyobraźcie, co potrafi wykombinować czwórka chłopaków (różnica wieku to 2 lata między najstarszym a najmłodszym), bez nadzoru własnych zapracowanych matek. Wujek, gospodarujący na ojcowiźnie, również miał "ciapka" (Ursus C-330). Na pole było ok. 2 km., polnymi i bardzo nierównymi drogami. Jeździliśmy z nim ciągnikiem. 2 najstarszych chłopaków na ciągniku, który miał siedziska na osłonach tylnych kół, pozostali dwaj na przyczepie - później cała czwórka na przyczepie, niekoniecznie siedząca :P. I nigdy nic się nie stało. Ale wujek _zawsze_ zwracał uwagę na bezpieczeństwo. Nie wiem jak on to robił, ale wioząc nas, oczy miał "naokoło głowy". Nikt, nigdy nie spadł mu z ciągnika czy przyczepy. Inna sprawa, że choć wieś niewielka - jakieś 50 rodzin - innym gospodarzom również nie przydarzył się żaden wypadek. A ciężkiego rolniczego sprzętu na wsi nie brakowało. O czym to świadczy, dopowiedzcie sobie sami...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 kwietnia 2012 o 1:23
No i po takich historiach można zrozumieć tendencje do trzymania dzieci jak najdłużej za rączkę. Tylko że z kolei obecnie rodzice, zwłaszcza w większych miastach, mają skłonność do przesadzania w drugą stronę. Nie wiem, czy w ogóle jest jakiś złoty środek.
OdpowiedzMożna pokazać i wytłumaczyć dziecku co i jak działa trzymając za rączkę. Np działanie jakiejś rozdrabniarki wrzucając gałązkę, ale trzymając małe blisko siebie.
OdpowiedzJa dodam historie która miała miejsce u mnie na wiosce.Synek w podobnym wieku do tego opisanego ok 6 lat schował się przed tata za kołem traktora.Ojciec go nie widział wsiadł do traktora i ruszył.
Odpowiedz