O nauczycielce plotkarze.
Dziecię moje w „pierwszej podstawówki” miało klasowego kolegę Piotrusia. Z mamą Piotrusia znałam się tyle co z korytarza szkolnego - ot czekając na dzieciaki rozmawiałyśmy o pogodzie lub innych dyrdymałach. Wymieniłyśmy się też numerami telefonów na wypadek, jakby któryś z chłopaków był chory i potrzebował uzupełnić zeszyty. Owszem - widziałam, że Dorota nosi perukę, ale nic mi przecież do tego. Do czasu...
Dzwonek obwieszczający koniec lekcji. Dzieciaki pakują tornistry, a że spieszy mi się jak diabli, to wchodzę do klasy popędzić mojego Żółwika. Natychmiast doskakuje do mnie wychowawczyni, z pytaniem dlaczego Piotrusia już od kilku dni nie ma w szkole. Szczerze odpowiadam, że nie wiem, bo z Dorotą ostatnio kontaktu nie miałam. Na to się pańci włączył tryb śledczy: „Czy mama Piotrusia to jest umierająca? Czy ma raka? Ile jej jeszcze dni życia zostało?”. Mocno zaszokowana odparłam, że nie jestem upoważniona w żaden sposób do posiadania ani też rozpowszechniania takiej wiedzy. Na co wychowawczyni ignorując, że otacza nas już wianuszek dzieci zainteresowanych tematem, ciągnie swoje przesłuchanie. Bo przecież skoro rozmawiam czasem z Dorotą, to chyba wiem dlaczego ona nosi perukę. Przecież nawet panie sprzątaczki zauważyły, że mama Piotrusia nosi perukę, albo chusteczkę zawiązaną na głowie, no to jakim cudem ja nie wiem?!
Rzadko mi brakuje języka w gębie, ale tym razem wybąkałam tylko, że nosa w cudze sprawy nie wtryniam i zwyczajnie nie wiem. Szybko ewakuowałam się ze szkoły ciągnąc Żółwika za sobą.
Dopiero w domu pod wpływem pytania Żółwika („Mamo, a jak mama Piotrusia umrze, to moglibyście go adoptować, żeby nie trafił do domu dziecka?”) uświadomiłam sobie, że tej sprawy nie mogę zostawić odłogiem. Bo jeśli któreś z dzieci będących świadkami sceny, zada jakieś szokujące pytanie wprost Piotrusiowi???
szkoła
Co za tępa...Brak mi słów.
OdpowiedzJak ta wychowawczyni mogła tak nagadać przy dzieciach? Przecież wiadomo, że w tym wieku nie są jeszcze zbyt taktowne bądź dyskretne, powtarzają po dorosłych, rozgadują na lewo i prawo. Najbardziej żal Piotrusia...
OdpowiedzOj, no bo przecież głupie dzieci i tak nic nie zrozumieją!
OdpowiedzI bardzo dobrze, bez serca ta kobieta. Mi by przez gardło to nie przeszło.
OdpowiedzChyba bardziej głupia.
Odpowiedzzanim narobisz dymu w dyrekcji, skontaktuj się z samą zainteresowaną "umierającą" i poinformuj ją, że jej robią za plecami
OdpowiedzOczywiście, że nie robiłam w szkole dymu. Rozmowa z niedoszłą "nieboszczką" nie należała do przyjemnych.
Odpowiedzwyobrażam sobie... W każdym razie moje wyrazy szacunku za postawę. Dobrze zrobiłaś
OdpowiedzKolejna historia o walniętej nauczycielce. One powinny przechodzić obowiązkowe badania psychiatryczne (tak co 5 lat), a dopiero później uczyć dzieci.
OdpowiedzWtedy byśmy mieli niesamowity niedobór nauczycieli.
OdpowiedzSzczerze, to kobita jest zwyczajnie głupia. Jakim cudem dochrapała się stopnia "nauczyciel dyplomowany" tego chyba bogowie nawet nie wiedzą. O jej wyskokach mogłabym serial napisać. Mały przykład: wybrała się z pierwszakami na cmentarz uprzątnąć zaniedbane groby. Zdziwiłam się, że sama chce maszerować z całą klasą przez ruchliwe centrum miasta, więc zaoferowałam, że mogę pomóc. Łaskawie się zgodziła. Na miejscu poprzydzielała dzieciakom groby. Jedna z dziewczynek dostała zadanie wyplewienia dziecięcego grobu z wysokiego trawska. Ledwo mała wsadziła łapkę w trawę to pech ciał, że trafiła na rozbity znicz. Rączka rozcięta paskudnie + brudna, krew sika, mała płacze. A co wychowawczyni? Krzyczy na małą, że co ona ma jej teraz zrobić, jak nawet chusteczek nie ma!? Żyła mi na szyi wyszła, więc cedząc przez zęby zapytałam gdzie ma apteczkę. No nie ma, bo się jej do eleganckiej torebki nie mieści...
OdpowiedzGłupia flądra na nieodpowiednim stanowisku
OdpowiedzNie będę się rozwodzić nad głupotą tej "nauczycielki" bo inni to już zrobili :) Chcę Ci pogratulować kochanego dzieciaka. Ten tekst o adopcji mnie totalnie rozbroił.
OdpowiedzWiele dzieci tak mówi, to naturalne i pokazuje, że ktoś odwalił kawał dobrej roboty przy wychowaniu wrażliwego i nieszablonowego dzieciaka. Szacunek!
OdpowiedzŻółwik rósł w specyficznej atmosferze. Moja Matula-belferka między innymi uczyła dzieciaki z porażeniem mózgowym, więc siłą rzeczy i ja, a później Żółwik wyrośliśmy w klimacie, że osoba niepełnosprawna to nie jakieś „dziwo”, bo mieliśmy z takimi osobami normalny kontakt. Ja pracowałam w domu dziecka, więc siłą rzeczy czasami Żółwik mi towarzyszył w zajęciach, które wykraczały poza mój etat. A później Żółwik przypadkiem trafił do przedszkola integracyjnego, w którym były dzieci z porażeniem, autystyczne, niesłyszące i niewidome. Żadnych czarów nad Żółwikiem nie uprawialiśmy- ot tak sobie rósł w przekonaniu, że świat składa się z różnych ludzi. Teraz mam dużego Żółwia, dla którego nie budzi zdziwienia, że imprezę urodzinową trzeba rozplanować co do minuty pod względem posiłków i przekąsek, bo kolega cukrzyk musi wiedzieć kiedy ma sobie zrobić zastrzyk insuliny.
Odpowiedzto wcale niekoniecznie świadczy o wyjątkowo dobrym sercu dzieciaka (nie mówie że twój synek nie jest super :P), tylko wiele dzieci, zwłaszcza jedynaków, mogłoby tak zareagować (o ile lubiłyby danego kolege). zawsze to fajnie mieszkać z kumplem w takim wieku, dzieci mają takie marzenia :D
OdpowiedzWspaniały dzieciak, gratuluję.
OdpowiedzNa stos z nią.
Odpowiedzo kobietolekkichobyczajów....one wbijają jakiś lvl ze zdobywania plot do kawusi i ciasteczek? juz im durne serialiki nie wystarczają??
OdpowiedzSerialiki tylko 150 exp...
Odpowiedz