Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia http://piekielni.pl/28266 przypomniała mi pewne wydarzenie z zamierzchłych, licealnych czasów. Byłam uczennicą…

Historia http://piekielni.pl/28266 przypomniała mi pewne wydarzenie z zamierzchłych, licealnych czasów.

Byłam uczennicą dosyć aktywną, działałam w uczniowskim samorządzie, udzielałam się przy okazji różnych uroczystości, brałam też udział w konkursach, głównie literackich, gdyż od zawsze lubiłam pisać. Od czasu do czasu udawało mi się dostać jakieś wyróżnienie czy nawet nagrodę.

Pewnego razu wysłałam swoje opowiadanie na konkurs skierowany do licealistów z całej Polski. Tematu już nie pamiętam, zresztą, nie jest to ważne. Faktem jest, że konkurencja była mocna, zgłoszonych prac dużo, a ich poziom dość wysoki. Mniej więcej po 2 miesiącach zostałam wezwana do gabinetu pani dyrektor, która głosem szczytującego skowronka oznajmiła mi, że na adres szkoły przyszło pismo od organizatora konkursu i że moje opowiadanie zajęło w nim drugie miejsce, a rozdanie dyplomów i nagród odbędzie się - cytując klasyka: "O mamuńciu!" - na Zamku Królewskim w Warszawie. Z perspektywy mojego (wtedy) małego zapyziałego miasteczka jawiło się to niczym wyprawa do Nowego Jorku.

Na dowód dyrektorka pokazała mi pismo, w którym podano nazwiska 10 wyróżnionych osób. Co ważne, przy nazwiskach większości zwycięzców znajdował się dopisek "za pracę przygotowaną pod kierunkiem ..." i wymienione nazwiska nauczycieli, którzy - jak się domyśliłam - w jakimś stopniu pomagali swoim uczniom, być może sprawdzali im prace konkursowe, udzielali jakichś wskazówek (w regulaminie konkursu był punkt, który umożliwiał napisanie pracy "pod kierunkiem", takie prace startowały w osobnej kategorii).

Pani dyrektor pogratulowała mi, po czym zrobiła wielce zasmuconą minę i zapytała z wyraźnym wyrzutem w głosie:
- A dlaczego w zgłoszeniu na konkurs nie napisałaś, że twoja praca powstała pod kierunkiem pani X (polonistki, a jednocześnie wychowawczyni naszej klasy - kobiety, która traktowała pracę w szkole jako rodzaj kary bożej i wyspecjalizowała się w tępieniu co ambitniejszych jednostek)?
- Bo nie powstała - odparowałam. - Swoją pracę napisałam całkowicie samodzielnie i pani X nie ma z nią nic wspólnego.
- No... ale tak by wypadało... Tak by to ładnie wyglądało... Pani X to taki zasłużony pedagog, zostało jej 3 lata do emerytury... No, muszę przyznać, że trochę nam przykro... Och, no trudno... Widzisz, bo w sumie to na to rozdanie nagród w tej Warszawie, to nie będzie miał kto z tobą pojechać jako opiekun... No, szkoda, pani X na pewno by nie odmówiła, ale w tej sytuacji...

Wzruszyłam ramionami i wyszłam z gabinetu.

A do Warszawy oczywiście pojechałam. Sama :).

szkoła

by Piekielnaaaaa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Xazerf
30 32

W 100% popieram, przeciwstawiać się dziadostwu w szkołach, gówno robią to niech tyle samo dostają. Cholerne sępy...

Odpowiedz
avatar KleoKot
7 11

No cóż, ja w polonistycznych konkursach udziału nie brałam, za to w matematycznych nagminnie. A w takowych nie da się inaczej niż "pod patronatem nauczyciela" startować. No i w gimnazjum, oczywiście, startowałam. Ale wszystkiego chyba nauczyła mnie moja mama, która matematyki uczy w liceum, no i sama robiłam. Ale pani na "nową garsonkę", jak to zwykliśmy w klasie powtarzać, miała. ^^

Odpowiedz
avatar Xazerf
9 11

Ja dla tego w licku nie wystartowałem w żadnym konkursie z chemii. bo edukacja kończyła się na: ,,otwórzcie sobie rozdział bla bla i zróbcie notatki:. Na pytanie nauczyciela/wychowawcy czemu nie chcę, odpowiedziałem mu prosto: ,,Dostaniecie tyle ile mi daliście, czyli mniej niż zero." Po tych słowach były z 3 miesiące ,,gnębienia",ale i tak mu nie wyszło :)

Odpowiedz
avatar KleoKot
5 5

Ja na szczęście w LO miałam nauczycielkę z matmy, która uczciwie ze mną pracowała i, gdyby nie ona, na pewno nie miałabym takich wyników. Mama, wiadomo, coś pomagała, ale bardzo rzadko. ;]

Odpowiedz
avatar eMM
0 2

ja za to w liceum brałam udział w konkursie matematycznym, był z takiego działu, którego baba od matmy serdecznie nie znosiła. Przygotowywałam się sama (tak samo jak 2 innych uczestników), w konkursie miałam jakieś dość wysokie wyróżnienie (konkurs krajowy, ale mało znany), ale jak zwykle, na apelu wszystkie laury zebrała "kochana" matematyczka za ogromny trud przygotowania uczniów do konkursu itp :/ o wyróżnionych nie było mowy. A ja na deser musiałam się dopraszać o mój przysłany za udział dyplom, zanim babsztyl wyrzuci go do kosza (dla niej byłam pomyłką w klasie matematycznej)

Odpowiedz
avatar Anastazja
8 8

Jako kontrprzykład podam mojego pana od fizyki: zgłosiłam się ostatnio do konkursu, a on nie tylko przejrzał moje prace, zgłosił uwagi, podpisał się na każdej (łącznie chyba z 25 autografów musiał złożyć :), pomógł wypełnić papierki, a gdy w regulaminie znalazł punkt, że nauczyciel prowadzący dostanie jakiś drobiazg i papierek, który może być czymśtam przy awansie, z góry zaznaczył, że on żadnej nagrody nie chce, za to szkoła zapewne chętnie. Takich nauczycieli wszystkim życzę.

Odpowiedz
avatar Jasiek5
2 4

Gratuluję serdecznie. To co zdobyłaś to tylko Twoja osobista zasługa, a nie "sukces pedagogiczny". Miło mi było to czytać.

Odpowiedz
avatar ukalltheway
0 2

No tak bo licealistka, to takie małe biedne dziecko, które bez pomocy dorosłego - nauczyciela to nie da rady nawet wsiąść w odpowiedni autobus/pociąg do innego miasta ;)

Odpowiedz
avatar Piekielnaaaaa
0 0

Z tego co się orientuję, szkoła powinna zapewnić uczniowi opiekę na czas wyjazdu. Licealista, ale jednak niepełnoletni.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

jak mnie kiedyś pobili pod szkołą to nauczyciele nie zrobili nic, bo to się działo "poza terenem szkoły". Dlatego tłumaczenie o tym, że szkoda powinna zapewnić opiekę uczniowi na czas wyjazdu nie jest tłumaczeniem ;)

Odpowiedz
avatar symplicja
-1 1

To nie było przypadkiem I LO? Celowo nie pytam w jakim mieście ;)

Odpowiedz
avatar Piekielnaaaaa
0 0

Oj nie. Ale chyba wiem o które miasto chodzi :).

Odpowiedz
avatar rhanai
0 2

Dobrze pamiętam podobny numer... W moim przypadku to były zawsze konkursy recytatorskie. Idę sobie szczęśliwy człowiek po eliminacjach szkolnych i jakichśtam okręgowych na etap miejski i widzę przy swoim nazwisku nazwisko mojej polonistki, która mnie szczerze nienawidziła, a ja jej dłużna przez te wszystkie lata nie byłam. Nigdzie nie podawana, jeśli pani owa zdawała sobie sprawę z mojego udziału w imprezie to był szczyt jej zasług. Natychmiast idę zdementować ową informację, a komisja: przecież dziecko drogie nie mogłaś zajść tak daleko sama! Pani polonistka na pewno cię wspierała, prawda? No nie zaprzeczaj! I jeszcze piętnaście minut podobnej dyskusji w równie sugestywnym tonie. Zwycięscy byli i tak przesądzeni (siostrzeniec i protegowana przewodniczącej komisji z kontaktami na gruncie towarzyskim z całą familią i jak tej drugiej jeszcze jakoś to szło, tak ten pierwszy jąkał się niemiłosiernie i mówił tak jednostajnym tonem, że z ideą recytacji nie miało to nic wspólnego), więc machnęłam ręką. Ale smutno mi było.

Odpowiedz
Udostępnij