Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W „spadku” po teściach dostała nam się córka ich przyjaciół. Mieszkała blisko…

W „spadku” po teściach dostała nam się córka ich przyjaciół. Mieszkała blisko nas, więc odwiedzała mnie dość często. Zjawiała się z czwórką dzieci około dziewiątej rano. Dzieciaki były jeszcze małe - dwa, trzy, cztery i pięć lat. Miała nosa - zawsze trafiła na śniadanie. Mieli też pewien zwyczaj. Nie, właściwie- dwa. Oba doprowadzały mnie do szału.

Po pierwsze - czego by nie dostrzegli do jedzenia, zawsze reagowali tak samo: „A co to jest? A dobre? Ja tego nigdy nie próbowałem.”. Nie dasz dzieciom? Nie poczęstujesz? Ano właśnie!

Drugi zwyczaj był równie wkurzający: „O! Jakie super! Firanki, buty, klocki, cokolwiek! Mi by się takie przydało.”

Bóg wie, co w takiej sytuacji robić - ściągać z grzbietu i oddawać? Udać, że się nie słyszy? Czułam się jak jakieś straszne skąpiradło, bo przyznaję nie miałam szczególnej ochoty prezentować im np. swoich foteli, czy szafy.
Przeszło mi dopiero, gdy moja koleżanka-psycholog popukała się w głowę na moje rozterki i powiedziała, że mam zupełnie zdrowe reakcje (chociaż i tak wobec dzieci miękłam).

Po śniadaniu była kawa. Dzieci w tym czasie bezceremonialnie lazły do pokoju naszego dziecka i zaczynało się „rozwalanie zabawek”. Nasza dzidzia (mniej więcej roczna) próbowała te zabawy przesypiać, ale trudno spać w takim jazgocie.
„Koleżanka” popijała kawkę i nawet specjalnie nie zaglądała do swoich pociech. Towarzyszyła mi we wszystkim. „Nie przeszkadzało” jej, że muszę pracować. Nie zniechęcali przychodzący klienci...
Około szesnastej zjawiał się z pracy mój mąż i zgodnie zasiadaliśmy do obiadu - w siedmioro. Po obiedzie dzieci wracały do zabawy. Ona piła kolejną kawę.
Do kolacji czas jakoś mijał. Po ostatnim „rodzinnym” posiłku my zajmowaliśmy się dzieckiem, a oni oglądali telewizję.
Wypraszałam gromadkę z dziecinnego pokoju, więc zaczynały się „trochę” nudzić. Dodam, że nie miały zwyczaju sprzątać po sobie.

Ok. dwudziestej trzeciej „lekko wściekły” mąż (a wyjątkowo trudno go wyprowadzić z równowagi - nawet mnie przez te „parę lat” małżeństwa udało się to tylko dwa razy) zaczynał poziewywać. Jej dzieci przysypiały na podłodze. Wtedy zaczynało się „zbieranie” - rozespane pociechy płakały, nie chciały wychodzić. Kolejna godzina „w plecy”!

Najgorsze jednak było pożegnanie. Przy akompaniamencie jęków „Mama chodź do domu!” – ona, ubrana już, potrafiła przetrzymać mnie jeszcze godzinę w przedpokoju, bo przez cały dzień nie zdążyła mi wszystkiego powiedzieć. Raz złośliwie zagaiłam: „To może rozbierz się, wejdź, pogadamy jeszcze... (było dobrze po północy!)
Oczywiście, że się rozebrała i weszła! Więcej się ze złośliwościami nie wygłupiałam.

Te wizyty powtarzały się średnio co trzy dni. Najpierw mieliśmy nadzieję, że może jej się znudzi (głupio wyrzucać kogoś z własnego domu). Płonną.
Ucieczka nie miała szans powodzenia - po prostu czekali na nas na placu zabaw. Nieotwieranie drzwi nie miało racji bytu, nie mogłam sobie pozwolić na niewpuszczanie klientów. Ominięcie domofonu też nie było żadnym wyzwaniem.
Próbowałam delikatnie dać jej do zrozumienia, że „jestem zajęta”, „nie mam czasu”.
„To my poczekamy”. I czekali. Na placyku. Gdy była brzydka pogoda- koczowali w piątkę na schodach.
To trwało z miesiąc.

Przyszedł do nas z wizytą mój Tata. I, oczywiście oni. Dzieci nieustannie darły się ze sobą, wrzeszczały, niszczyły zabawki. Po całym domu walały się jakieś ciastka, chrupki, puste kartoniki po soczkach. Jak powiedziałam- ona nie miała zwyczaju zwracać uwagi dzieciom (ani na nie).

Nagle usłyszeliśmy w drugim pokoju straszny rumor. My z Tatą zerwaliśmy się na przysłowiowe „równe nogi” i popędziliśmy tam. Naszym oczom ukazał się taki widok: wyrwana ze ściany kratka z zabawkami; pod kratką jedno z dzieci, a reszta wesoło skacząca po wierzchu. Mój Tata nie wytrzymał! Chwycił dwójkę za karki i powlókł do mamusi. Trzecie podążyło za nim. Ja zajęłam się akcją ratunkową: wyciągnęłam spod mebla ofiarę, zaprowadziłam do kuchni, przyłożyłam lód do rozbitego nosa. Nie bardzo słuchałam, co dzieje się w pokoju. Gdy weszłam po kwadransie, panowała tam cisza.
- Będziemy się zbierać. - Powiedziała i (o cudzie!) w pięć minut się wynieśli.
Popatrzyłam na Tatę pytająco.
- Wyraziłem tylko swoje zdanie. - Oświadczył skromnie.
O tak! Mój Tata umiał jasno i dobitnie wyłożyć, co myśli. Nie musiał nawet podnosić głosu.
Wizyty się skończyły.

Po tygodniu nie wytrzymała. Zadzwoniła, by „poinformować mnie”, że się gniewa, ponieważ mój Tata zachował się niewłaściwie i życzy sobie od nas przeprosin.
- Znam swojego tatę prawie ćwierć wieku i nie przypominam sobie, by kiedykolwiek zachował się niewłaściwie. - Odparłam i rozłączyłam się.
Myślałam, że sprawę mam z głowy. Jakież było moje zdumienie, gdy w pierwszą powakacyjną niedzielę całą piątkę ujrzałam pod drzwiami.
- Postanowiłam ci wybaczyć. - Oświadczyła i zaczęła pakować się do mieszkania.
Włos mi się zjeżył!
- O nie! - Wrzasnęłam desperacko, wypychając ją na klatkę. - Dość tego! - I zatrzasnęłam drzwi.

Podzwoniła jeszcze trochę, popukała... W końcu odpuściła.
Gdy widzę ją czasami na ulicy, umykam, co sił w nogach.

znajomi

by feliksorp
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar smal
36 36

Znam ten ból i współczuję Ci. Przez pewien czas, prowadziliśmy tzw "dom otwarty". Było fantastycznie, znajomi cudowni - do czasu. W pewnym momencie zauważyliśmy, że kilkoro z naszych przyjaciół, praktycznie w swoim domu nie mieszka. Żyli na nasz koszt, coraz częściej krytykowali np. jedzenie,które moja żona gotowała. Albo,że nie ma deseru. Mieli pretensje, że odkurzam - kiedy oni oglądają telewizję. Przyprowadzali zwoich znajomych.Itd. itp. Trwało to dość długo, ale wreszcie nie wytrzymałem. Po wyrzuceniu ich - straciłem nie tylko przyjaciół, ale i opinię, bo obsmarowali mnie, gdzie tylko się dało.

Odpowiedz
avatar katarzyna
4 4

Niektórzy chyba przyciągają takie osoby- miałam taką koleżankę. Żaliła się, a ja doradzałam zdecydowane kroki, ale kto wie, czy byłoby mi łatwo postawić sprawę całkiem jasno. Na szczęście, albo nie wysyłam przyjaznych fluidów, albo przeciwdziałam zawczasu. Toteż wszystkim polecam- i brak skrupułów- no bo niby z jakiej racji. Dom jest pierwszym miejscem, z którego mamy prawo kogoś wyrzucić!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Po prostu mnie zamurowało jak można się tak zachowywać. Tacy ludzie to BYDŁO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
19 19

tacy przyjaciele, to nie przyjaciele, tylko zwykłe bydło.

Odpowiedz
avatar Heavy
4 4

Nie no, dlaczego bydło, "koleżanka" nawet postanowiła feliksorpi wybaczyć, sama do niej przyszła i wyciągnęła rękę! :D Jak można tego nie docenić? A tak na serio, to jestem pod wrażeniem, że tyle wytrzymałaś. Ja bym rozniosła tam wszystko i wszystkich po kilku takich wizytach.

Odpowiedz
avatar Pytajnik
11 29

"głupio wyrzucać kogoś z własnego domu" ?? Powaznie? Moim zdaniem wlasny dom to miejsce skad najmniej "glupio" kogos wyrzucic. Co do reszty - naprawde nie umialas im powiedziec "nie pasuja mi wasze wizyty, nie przychodzcie, nie bede was wpuszczac nawet po paru godzinach"? To wcale nie jest takie trudne.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 17

Wyrzucić, albo po prostu nie wpuszczać. Ja też nie rozumiem.

Odpowiedz
avatar Reira
0 14

Dokładnie.

Odpowiedz
avatar meg
36 42

Ja się autorce w sumie nie dziwię - uczy się od małego, że trzeba zawsze być miłym, polska słynna gościnność jest znana szeroko, więc niejako "w złym tonie" jest kogoś wyprosić. A jak już gospodarz się ośmieli nawet delikatnie zasugerować, że może czas zakończyć wizytę, to gość uważa, że ma prawo czuć się oburzonym - w końcu "gość w dom, wiadomo-kto-w dom". Jednym słowem - nie uczy się nas mechanizmów jakie pozwolą chronić naszą prywatną strefę, a wręcz przeciwnie - mamy się poświęcać, byle gościowi było dobrze. Nie oceniam czy to źle, czy to dobrze, ale skrajności nie wróżą nic dobrego, a jak człowiek robi coś wbrew sobie to powinien umieć to zmienić.

Odpowiedz
avatar Nex
18 32

Voldemort?

Odpowiedz
avatar seera
-2 8

ale są jednak pewne granice tej "gościnności".I na pewno nie ma tego po ojcu,że jest takie cielę, bo ojciec zaraz postawił sprawę jasno i skłonił ich do ucieczki.Jeżeli baba nie miała za grosz przyzwoitości i nachodziła ją dzień w dzień z całym swoim bachorlandem i praktycznie żyła na ich koszt to ją powinna wywalić zaraz i się nie przejmować.A wstydzić to się tamta powinna.

Odpowiedz
avatar feliksorp
16 18

"Dom otwarty" mieliśmy na studiach. Ale to były zupełnie inne czasy- jak się jest pięknym, młodym i bez zobowiązań... i goście nie tak bezczelni...i gospodarz bardziej pobłażliwy...(zupełnie inna bajka). Nie, wcale się nie śmieję- wiem, jak to jest, gdy za dobre serce dostaje się po kuprze, a zamiast "dziękuję" słyszy chamstwa. Podobnie jest z "Oddaj pieniądze". "Co za cham! Jak śmiał się upomnieć!". Nie pisałam zdaje się nic o "wyrzutach sumienia"- ale, owszem, czułam się źle, gdy dzieci i ich matka przymawiali się o różne rzeczy, a ja musiałam odmówić. Nie rozpatrywałam tego w kategoriach "naciągania". Było mi przykro, ponieważ wydawało mi się, że skoro proszą- widocznie- potrzebują. Może to wynika z tego, że do dziś z trudem przychodzi mi "poprosić". Myślałam, że inni też "tak mają". Poważnie. Głupio i przykro wyrzucać kogoś ze swojego domu! I mam nieodparte wrażenie, że ten fakt jest według Ciebie większym przestępstwem, niż to, że ktoś nie rozumie "subtelnych aluzji" typu: "Nie. Jestem zajęta. Przyjdź innym razem." i odpowiada Ci, że "poczeka". Wszystko dzieje się pod drzwiami Twojego mieszkania, bo o telefonie "zapomniał", następnie wychodzi przed klatkę i czyha na placu zabaw. Kiedy próbujesz zwiać, mówi "Pójdę z Tobą" i wlecze się z czwórką dzieci. Paradoksalnie- to, że staram się być kulturalna i taktowna- jak wywnioskowałam z Twoich słów- jest "godne potępienia". Myślę, że nigdy nie zdarzyło Ci się spotkać kogoś, kto ma "grubą skórę". I ciesz się z tego. Generalnie nie wszyscy goście są chamami i nachałami. Rozumiem, że strona ma na celu opisywanie sytuacji kuriozalnych. Jasne, że pochodzę z domu, w którym nawet sparszywiałego kotka jak się przybłąkał, wlokło się do weterynarza. I nie należeliśmy do tych "braci w miłości, co oślizgłego robaka całowali, a przeszli obojętnie obok płaczącej kobiety..."- jak mówi poeta. Dziewięćdziesiąt siedem procent ludzi umie się zachować, więc czy dla tych zaledwie trzech- warto robić z siebie ordynusa? Myślę, że gdybym użyła któregoś z "magicznych" słówek- trwałoby to nieco krócej. Chociaż...kto wie? Po niektórych po prostu "spływa". Nie można ich obrazić, czego by się nie powiedziało i nie zrobiło. A'propos "magicznych" słówek- nie mam na myśli np.: "demigro!"

Odpowiedz

Zmodyfikowano 8 razy. Ostatnia modyfikacja: 26 marca 2012 o 3:25

avatar seera
0 4

dobra,ale jest różnica między biednym kotkiem albo kimś kto jest gościem,od czasu do czasu przyjdzie w odwiedziny choćby i na cały dzień,a byle dziw**, która Cię bezwstydnie codziennie obżera, robi Ci w domu rozpierduchę a Ciebie traktuje jako babysitter.Chyba,że się bałaś konfliktu z teściami. Ktoś kto u Ciebie praktycznie mieszka NIE JEST GOŚCIEM i zasady gościnności go NIE DOTYCZĄ.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 marca 2012 o 12:04

avatar konto usunięte
2 6

Ja jestem grzeczna dla grzecznych - Tobie np wystarczyłoby powiedzieć "Przepraszam, ale jestem teraz zajęta. Może innym razem?" Wychodzisz nieobrażona, a ja też jestem zadowolona. Tak samo bym powiedziała na początku tej kobiecie, którą opisujesz. Jednak gdyby mnie zignorowała to wtedy trzeba być bardziej zdecydowanym, bo nie można innym pozwolić, żeby nam na łeb weszli. Rozumiem, że wielu ludzi ma problem z asertywnością i cieszę się, że wreszcie się jej pozbyłaś. Jedno co mnie ciekawi to logistyka - ja nawet tyle żarcia nie mam w domu, żeby nakarmić dodatkowo piątkę ludzi bez zapowiedzi - jak sobie z tym radziłaś?

Odpowiedz
avatar LuLu
2 2

Tak to jest jak się daje palec a ktoś będzie chciał całą rękę. Współczuję i cieszę się, że ja nigdy nie miałam takiego problemu...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Rozumiem Cię doskonale - mi zawsze powtarzano, że gość to istota wyższa i trza mu nieba przychylić, a dzieciom to już w ogóle... Więc miewam podobne problemy. Ale się staram! Całe szczęście, że tata cię uratował :)

Odpowiedz
avatar feliksorp
8 8

Na swoje żale do teściów usłyszałam "Oni już tacy są- dobra tam!" i historię o futrze i matce mojego gościa. W skrócie- teściowa kupiła sobie futro. "Jak sobie kupisz drugie, to mi stare oddasz!"- zadecydowała mamusia. Minęło z dziesięć lat. Teściowa nabyła nowe futro. W ciągu tygodnia mamusia pojawiła się i zagaiła: "Pamiętasz? Obiecałaś,że mi oddasz!". Niedaleko pada jabłko od jabłoni... Mój Tata też mówił, że z takimi trzeba rozmawiać ich językiem, ale jak radzić sobie z kimś, kto wyrzucony z domu nie odchodzi od drzwi. W ogóle się nie obraża. Nie zawsze udaje mi się od niej zwiać. W małym mieście jest to niemożliwe. I ona próbuje się do mnie wpraszać za każdym razem, waląc tekst: "Tak mi się z tobą dobrze rozmawia." Przyznała się nawet,że: "Zachodziłam do ciebie parę razy, ale chyba cię nie było..." Jasne, że mnie nie było- powiększyła nam się rodzina i zmieniliśmy mieszkanie. Ja bym najpierw zadzwoniła i upewniła się, kiedy masz czas. Nie pchałabym się też z gromadą wygłodzonych dzieci. Ona nie przychodziła codziennie, ale zawsze jakoś trafiała "świeżo po zakupach". Może nie byłam jedyną naciąganą i widziała nas np.: z okien innych fr... to znaczy gościnnych ludzi. Podła i to świnia to była moja szefowa, która zapałała do mnie dziwną sympatią i zwierzała mi się, że jak kogoś nie lubi, to go do siebie zaprasza na kawę, robi w najmniejszej filiżance, i mu do tej kawy pluje! Domyślasz się, że nie skorzystałam z zaproszenia nigdy, mimo, że kusiła mnie "kawą w największej filiżance". W ogóle starałam się unikać babska. Co do "zastaw a postaw" też tego nie znoszę- niezapowiedziani goście jedzą, co mamy. Jeśli kogoś zapraszamy- robimy to, co lubią. Sprawia mi przyjemność, gdy znajomi są zadowoleni i nie widzę problemu w przygotowaniu. Ale to działa w obie strony. Mechanizm "co to?- ja nigdy nie jadłem" dotyczył wszystkiego! Nieważne, czy były to mielone, czy sałatka z pomidorów- nigdy nie jedli i już! Dziękuję za wszystkie komentarze i słowa pokrzepienia. Okazuje się, że nie ja jedna miewam problemy z intruzami. A że każdy radzi sobie inaczej- jeden przyjmuje, drugi ucieka, trzeci wyrzuca- jego prawo.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Jejku, jak Ty wytrzymałaś z tym babskiem i jej potomstwem tyle czasu?

Odpowiedz
avatar obserwator
-3 7

I nie zgłosiłaś na policję nękania, przez przeklętych kosmopolitów zwanego stalkingiem?

Odpowiedz
avatar Mirame
-1 7

Co ci przeszkadza w kosmopolitach? Jak ktos nie jest patriotą i za kawałek ziemi życia nie spieszy oddawać tylko dlatego, ze akurat na tym kawałku mówi się w danym języku, to znaczy że jest zły?

Odpowiedz
avatar madzia5811651
0 0

A wystarczyła zwykła, ludzka szczerość. Też miałam taką koleżankę. Przychodziła, wszystko trzeba było za nią robić, podwozić, pożyczać, kupować. Ja jej prosto w oczy powiedziałam co o tym myslę i że nie będę się z nią tak często widywać, bo mam męża i chce z nim spędzić czas.Wcale się nie obraziła, rozumiała i zawsze pytała czy może.Mimo wszystko trudny charakter i z innych powodów znajomość się skończyła.

Odpowiedz
avatar anhas
0 0

Podziwiam cierpliwość,ja bym tyle nie czekała. Koniecznie napisz,co takiego Twój tata im powiedział.

Odpowiedz
avatar MhL
-2 2

naprzykrza mi się niechciany gość ale uj tam, wpuszczę go znowu bo przecież nie wypada... należy odróżniać gościnność od głupoty :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Koleżaneczka bezczelna straszliwie. Jedna uwaga co do historii: mi osobiście źle się czyta przez ten natłok cudzysłowów. Naprawdę, nie ma konieczności brania każdego wyrażenie potocznego w cudzysłów.

Odpowiedz
avatar feliksorp
1 1

Wiesz, generalnie staram się używać znaków diakrytycznych zgodnie z ich przeznaczeniem. To, co wzięłam w cudzysłów, to teksty mojej znajomej- po prostu cytuję ją. Ale- dzięki! "Dobra krytyka nie jest zła"- jak mawiała moja Babcia. Może tekst istotnie trochę upstrzony i irytuje, chociaż nie wiem, czy z dialogami byłoby lepiej. Pomyślę.

Odpowiedz
avatar slodkatrucizna
0 0

no trzeba mieć tupet, masakra. nie wyobrażam sobie bym mogła komuś siedzieć "na głowie" całymi dniami w dodatku z dziecmi pomijając fakt ze ten ktoś pracuje i ma własne dziecko. Gdzie sie tacy ludzie rodzą? O.o

Odpowiedz
avatar feliksorp
1 1

Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczona zwłoka- Święta spędzaliśmy "na puszczy"- zero internetu, zero zasięgu komórkowego. Dopiero dziś dorwałam się do cywilizacji. Nie wiem, czy daję jakieś sygnały: "ja- taka dobra- wykorzystujcie!". Może coś w tym jest! Nie da się jednak zaprzeczyć, że są ludzie, którzy nic sobie nie robią z jasnego postawienia sprawy(pisałam już o tym). Może sama nie dość jasno dałam jej do zrozumienia, że nie odpowiada mi sytuacja, ale- do cholery!- ponoć średnia "iku" w Polsce wynosi sto trzydzieści! Zresztą, sprawę- zdawało się- "załatwił" mój Tata. Powiedział jej jasno i dobitnie(w nieco ostrzejszych słowach), że jak się nie umie zachować w cudzym domu, niech zabiera swoją hordę i wraca do męża! Wyrzucił ją- i co to dało? Przysłowiowe g...no! Jest takie- bardzo dosadne- powiedzenie o siusianiu, deszczu i przedstawicielce najstarszego zawodu świata- to ten typ! Mówiąc szczerze- wolę unikać, bo to zajmuje mniej czasu! Miewam poza tym wrażenie, że niektórym ludziom odpowiada KAŻDA forma zabicia czasu. Nieważne, co mówisz- byle jeszcze te parę minut przeleciało. Co do nękania- to nie u nas w Polsce- nawet jak jest zakaz zbliżania, policja nie ma środków na egzekwowanie wyroku. Wiem, co mówię- widziałam, jak to wygląda! A poza tym- przecież "nic takiego się nie dzieje!", ona "nie stwarza żadnego zagrożenia!", żeby "chociaż zrobiła krzywdę komuś z pani rodziny!"- to są cytaty z pewnego pana policjanta, który tak zbywał moją koleżankę, gdy złożyła doniesienie na byłą żonę swojego aktualnego ślubnego! Bezczelność "mojej" znajomej jest raczej śmieszna. Nie życzę sobie usłyszeć od jakiegoś typa, że "przesadzam". MhL- nie wydaje mi się, że jeśli powiem Ci(hi...hi...hipotetycznie, oczywiście)- odp...ol się, bo nazywasz mnie głupią, to od razu od tego stanę się mądrzejsza! Zamiast tego zwrócę Ci raczej uwagę na charakter strony- nie chodzi o to, by kreować się na "bohatera w swoim domu"- to nie jacyś "niepokonani"- to-"piekielni". Każdy daje wmanewrować się czasami w idiotyczną sytuację. Ja nie jestem taka skora do obrzucania innych inwektywami, tylko dlatego, że sama zrobiłabym inaczej. Jest teraz takie modne słowo: empatia. Proponuję ponowne przeczytanie definicji.

Odpowiedz
avatar Ender27
0 0

W takich momentach pozbywam się zaszczepionych mi kompleksów w guście "boję się, że się narzucam", towarzyszących mi przy każdej wizycie.

Odpowiedz
avatar atheo
0 0

Dobrze że ja to taka niegościnna jestem... Do mnie nikt nie przychodzi, i nie boleję nad tym.

Odpowiedz
Udostępnij