Jestem didżejem (nie mylić z wodzirejem).
Tak, gram w klubach już prawie dekadę i ciągle mi tego mało. To jest to co kocham i co sprawia wewnętrzną satysfakcję. I tak sobie już plumkam, głównie co weekend, w paru stolicznych miejscach. Stereotyp jaki jest, wszyscy wiemy - didżej to k*rwiarz i r*chacz, nieważne czy za "dekami" stoi przystojny facet z obrączką na palcu czy nastoletni gówniarz, który nie potrafiłby wyrwać najgorszego kaszalota na parkiecie. Didżej po prostu wyrywa lachony w liczbie większej od liczby zer po przecinku naszego długu publicznego. Nieważne, że jego największą miłością jest muzyka i doprowadzenie do zadowolenia nią wszystkich się bawiących, nie każdego indywidualnie w jakiś inny sposób. To teraz sytuacja, która jeszcze bardziej utwierdza mnie w owym przekonaniu ogółu ludzkości;)
Sobota, ok. północy. Klub.
Lightmanek sobie pogrywa w najlepsze (w końcu czas, gdy ludzie już porządnie się rozgrzewają), pali jak to zwykle papieroska i raczy się napojem o złocistym kolorze. Wtedy podbija [O]na. Lat maksymalnie dziewiętnaście i pół, chyba świeżo odebrany dowód, coby swój wiek chłopakom na bramce udokumentować. Włosy rozwiane niczym Mandaryna na koncercie w Pcimiu Górnym, w pasie - ni to pasek, ni to spódniczka, w każdym bądź razie rzecz nie wiele zakrywająca miejsce, które publicznie zakryte być powinno. But oczywiście wysoki, z serii "Takie co ledwo na nich stoję, nie mówiąc o chodzeniu", zapewne pożyczony od mamy po niedawnym Sylwestrze. Bluzeczka adekwatna do pory roku (luty, średnio -20), czyli zapięta na jeden guziczek, przewiewna, ot coby (w tańcu) zbytnio nie przeszkadzała i śliczności pod nią skryte sowicie eksponowała. Myślę sobie: "Chłopcy pewnie na bramce popili, że larwę wpuścili.". Ale to już nie moja sprawa, [J]a jedynie stoję i obserwuję, nie mogąc się doczekać gorącej dyskusji z nowoodkrytym podgatunkiem płci pięknej.
[O]: Cześć, jesteś tu didżejem?
Nie, k*rwa, stoję i trzymam kredens, tudzież walizki z płytami, coby od nadmiaru głośności mi z konsolety nie pospadały. I tak stoję tu sobie jakieś 3 lata - mniemam oczywiście w myślach, nie chcąc urazić eksponatu. Oczywiście rozumiem pytanie. Dziecko pewnie pierwszy raz w klubie, ludzi nie zna (choć mogło się skapnąć widząc mnie ze słuchawkami na uszach, akurat miksującego 2 kawałki).
[J]: Owszem, to ja. W czym mogę pomóc?
[O]: Zagrałbyś Lejdi Gagę albo Ryjanę? Weź zagraj coś fajnego!
Nie będąc na moim miejscu, zapewne nie zrozumiecie mojego burakowatego wyrazu twarzy, idącej pary z uszu, potowego tsunami płynącego z mego czoła i ogólnym MEGAwk*rwie. My didżeje, po prostu uwielbiamy jak ktoś nam mówi, żeby zagrać coś fajnego (czyli to, co do tej pory było ch*jowe tak? jakoś nie zauważyłem po pękającym w szwach klubie od kilku dobrych lat). Kochamy także, gdy proszą nas o współczesne gwiazdy popu, typu Pitból, Ryjana czy Lejdi Dżaga. Otóż jest jedna zasada. Co do stylu i sposobu grania może mieć zastrzeżenia tylko jedna osoba - właściciel lokalu. Didżej nie będzie się kierował zachcianką jednej osoby, gdy widzi, że parę setek świetnie bawi się na parkiecie przy dotychczasowej muzyce. Tym bardziej nie będzie zamieniał ambitniejszego house′owego pierd*lnięcia na komercyjne badziewie, grane nawet na Tv Trwam i w Radiu Maryja. Lecz, ze względu na kilkuletnie doświadczenie i masę takich sytuacji, zawsze staram się być spokojny i ładnie wytłumaczyć, ażeby osoba nie poczuła się urażona. To, co w duchu sobie pomyślę, niech zostanie dla mnie. ;)
[J]: Przykro mi, nie gramy dziś komercji.
[O]: Ale ja bardzo proszę...
I tutaj jej słodka minka niczym kot ze Shreka. A więc - myślę sobie - zwierzyna złapana, czas się zabawić. Zalotnym spojrzeniem i jednoznacznie wrednym uśmieszkiem kieruję do niej moje ulubione słowa, podczas konwersacji z takimi "kobietkami".
[J]: A co jesteś w stanie za to zrobić?
Z reguły po tym pytaniu dziewczyny odpuszczają albo jeszcze chwilkę pożartują i "rozstajemy się" w zgodzie i miłym wspomnieniu. Tym razem odpowiedź zbiła mnie kompletnie, tak jakby larweczka specjalnie na to czekała.
[O]: Loda ci zrobię! Zobaczysz, jeszcze takiego w życiu nie miałeś!
I śmieje się dziewczę, na dodatek bezceremonialnie jej ręka wędruje ku mojemu rozporkowi. Tylko dzięki refleksowi nabytemu podczas codziennej, kilkugodzinnej grze w szachy, zdołałem w porę złapać jej kończynę zdecydowanym ruchem, przy okazji szczerząc zębiska, a spojrzenie zmienić w spojrzenie kota, któremu inny kot narobi do kuwety.
[J]: Pohamuj się trochę dziewczynko, ciut za krótko się znamy!
Wtem zmieszana, z opuszczoną głową, nie wie bidulka co czynić, ale brnie dalej w sytuację.
[O]: Bo ja tak naprawdę nie przyszłam po kawałek. Mam dziś wieczór panieński (!!!) i to jest moje zadanie od przyjaciółek. Muszę zrobić loda didżejowi w klubie X. No i akurat Ty dziś tu grasz. Najlepiej tutaj, w czasie gdy miksujesz.
Chyba nie muszę mówić dokąd sięgała moja szczena, po wypowiedzeniu tych paru słów. Rozumiem, gdyby jeszcze tak bardzo by jej się didżej spodobał, czy naszłaby ją nieodparta ochota i ja akurat byłem w pobliżu. Ale żeby zakład?! I żeby w jakiś tydzień przed ślubem?! Swoim?! Skinąłem jedynie na koleżankę barmankę (zawsze mi pomaga, gdy jest "u mnie" ktoś upierdliwy), po czym ona wpada i szybkim "Jak tam, Kochanie?" próbuje spłoszyć insekta. Po części jej się to udało, bo dziewczę już kieruje się do zejścia, mówiąc na odchodne:
[O]: Zastanów się jeszcze, ja ci zapłacę, bo mam pieniądze!
Do końca imprezy czułem na sobie jedynie spojrzenia jej i przyjaciółek. Przed finiszem uraczyła mnie jeszcze na chwilę swą obecnością, wręczając zalotnie kartkę papieru z adresem.
Po imprezie, jak to zwykle cała obsługa zebrała się na zapleczu i popija piwko. Ja oczywiście dzielę się wrażeniami - chłopaki z baru mówią, że głupi jestem, bo nie dość, że i bym "pociupciał", to i jeszcze bym im flaszkę postawił. Na to jeden z kumpli mówi, że skoro mam adres, to on sobie z chęcią użyje. Po prostu poda się za mnie (że niby ciemno w lokalu, na pewno nie zapamiętała wyglądu), żebym mu dał jedynie jedną walizkę z płytami na dowód. A proszę cię bardzo, myślę sobie. Niech tylko jakaś płytka zginie, to płacisz podwójną wartość. Poszedł. I wrócił. Po jakiejś godzinie, z obitą mordą. Dziewczę, podając mi ową kartkę, chyba zapomniało, że mieszka z narzeczonym. ;)
To tyle, jeśli chodzi o pierwszą klubową historyjkę z mojej strony. Kto był piekielny? Dziewczę, bo gotowa dla przyjaciółek na taką rzecz przed ślubem? Czy też przyjaciółki, bo wysłały przyszłą Pannę Młodą do takiego zadania? Może ja, bo złamałem stereotyp i nie wziąłem podanego na tacy? A może narzeczony, bo pobił nam kolegę? :) Oceńcie sami.
PS. Walizki i płytek narzeczony nie uszkodził, ufff...
klubik w stolicy
Pisz prosze wiecej, swietnie sie czyta :)
OdpowiedzDokładnie. A o płytki martwiłam się do końca.
OdpowiedzNie wiem dlaczego brał płytki. To, że chciał udowodnić, że jest didżejem pewnie utrwaliło ją w myśli, że nim nie jest.
OdpowiedzJeśli tak teraz wyglądają wieczory panieńskie to chyba nigdy się nie ożenię :)
OdpowiedzTakie wieczory panieńskie w Warszawie to chyba codzienność... podczas mojego wakacyjnego pobytu w stolicy, przez ok 2 miesiące naoglądałam się wiele nawalonych panien młodych, które mogłyby zrobic "wszystko, byle komu"
OdpowiedzMoże jestem dziwny, ale jestem przeciwko wieczorom panieńskim i kawalerskim. Fakt, na pewno zdarzają się też jakieś "normalne", ale po jaką cholerę w ogóle to wszystko?... OK, teraz czekam na minusy :D
OdpowiedzKompocik, masz plusa za komentarz i fajny nick ;D
OdpowiedzJest jedna firma w Warszawie, która organizuje wieczory kawalerskie, na których zabiera pana młodego i jego towarzyszy np. do klubów ze striptizem i burdeli. Jak widać panowie nie lepsi ;)
OdpowiedzJa nie miałem wieczoru kawalerskiego. Było dużo innych spraw na głowie... Nie żałuję, bo i nie widziałem potrzeby organizowania takiej imprezy. Jeśli już, to wolałbym ten czas spędzić z żoną. Przy niej też mogę się napić ;-)
OdpowiedzOjtam można zrobić normalny wieczór kawalerski. O ile w granicach normalności mieści się to, że moja siostra z koleżankami nie zmęczyła jednego wina i poszły spać, a w tym czasie jej narzeczony bawił się z kumplami z piwem w jednej ręce a karabinkiem do paintballa w drugiej. Ale trzeba przyznać - świetna z nich para :)
OdpowiedzRefleks ćwiczony na grze w szachy potrafi przydać się w najmniej spodziewanych momentach ;)
OdpowiedzMoże nie piekelny ale na pewno głupi jest narzeczony skoro chce się pakować w małżeństwo z taką "damą".
OdpowiedzTo, że nie wiedział jak się kobieta prowadza nie jest objawem jego głupoty. Jedynie głupie z jego strony było pobicie chłopaka, który przecież wierności mu nie obiecywał. To do dziewczyny powinien mieć pretensje, a nie do jakiegoś obcego kolesia.
Odpowiedzrozwielitka, jeżeli przed oświadczynami koleś się nie zorientował, że zaleca się do kurtyzany, to albo jest niewidomy albo skrajnie głupi. Choć jego zachowanie (pobicie) wskazuje, że rzeczywiście jest debilem.
Odpowiedz@TomX wiesz, co do tego pobicia, to nie jest opisane co tam zaszło. Co byś zrobił, gdyby w Twoim domu przyszedł jakiś koleś, który chce, zeby Twoja dziewczyna zrobił mu "dobrze"? Poza tym niektórym dziewczynom własnie na wieczorze panieńskim odwala. Więc faktycznie gość mógł nie wiedzieć.
Odpowiedz"Stoję i trzymam kredens" hehehe no proszę Cię, mistrz :D
OdpowiedzKredens mnie rozłożył na łopatki :D Panna głupia jak but. I naprawdę smutne jest jak niektórzy ludzie się tak szmacą. Co do muzyki to jak jeszcze biegałam po klubach to zawsze szłam na wieczory, w które grają określony typ muzyki do tańczenia, taki jak lubię.
OdpowiedzCzemu glupia? Tak latwo oceniasz? Podejrzewam, ze nawalona. To sporo tlumaczy. A rozwiazlosc nie jest oznaka glupoty. To ze ktos ma inna moralnosc i wyznaje inne wartosci nie znaczy, ze jest od ciebie glupszy. A co do historii to bardzo interesujace jest zdanie "ambitny house". Ze niby co? Lolz
OdpowiedzTo że nawalona może i ją tłumaczy, ale nie usprawiedliwia...
Odpowiedztaaa..a mi sie zdawalo, ze to DJ jest dla publiki, a nie na odwrot?
OdpowiedzOczywiście, że jest. W innym wypadku moja praca nie miałaby jakiegokolwiek sensu. Aczkolwiek w każdym klubie każdy poczególny dzień jest określony, np. że w piątek grane jest to, w sb tamto. Ludzie przyzwyczajeni dobrze o tym wiedzą i przychodza akurat na konkretną imprezę. I nagle, z powodu czyjejś zachcianki mam owym ludziom psuć klimat? Zastanów się proszę.
OdpowiedzPublika DJowi nie płaci, nno nie wprost. Publika płaci właścicielowi, przychodząc do lokalu, a właściciel dopiero płaci DJowi. Jak publika przestanie przychodzić, to się właściciel zastanowi, co jest skutkiem pustek na parkiecie i może sam dojdzie do słusznych wniosków - każe zmienić repertura (albo DJa :) )
OdpowiedzAle od tego są konkretne wieczory, żeby właśnie fan house nie marudził, że leci "ryjana" i "lejdi gaga" ;) I odwrotnie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 marca 2012 o 14:23
Fajna historia, czekam na więcej! A piekielna jest sama instytucja wieczoru kawalerskiego/panieńskiego. Bywa, że jest niewinnie, a bywa, że potem ma się moralniaka, albo ślub do odwołania... Kłopoty zaczynają się, kiedy ktoś ma słabą silną wolę... :)
OdpowiedzByłam na dwóch wieczorach panieńskich - na jednym zasnęłam z nudów (byłam trzeźwa), a na drugim nie byłam trzeźwa, bo nudę zabijałam sięganiem po kieliszek. Potem mi tylko opowiadali co się działo. Nie ma imprez nudniejszych niż 'babskie wieczory' i wieczory panieńskie.
Odpowiedzrozwielitka- wszystko zależy od towarzystwa ;) ja miałam 3 dniowy panieński w domku nad jeziorem, było ze mną 8 najbliższych mi koleżanek i trochę alkoholu ;P cały weekend przegadałyśmy i prześmiałyśmy, robiłyśmy grilla i ogólnie relaks na ogródku. Żadnych durnych zadań itp i swój panieński wspominam szalenie miło, bo to było coś czego potrzebowałam w tym całym ślubnym zamieszaniu i stresie.
OdpowiedzMnie rozwalił ambitny house :)
OdpowiedzMoże to był dr House? ;)
Odpowiedzdosłownie to samo pomyślałam czytając tę wypowiedź
OdpowiedzZastanawiam się, co decyduje o jego ambicji, ale chyba moja inteligencja nie sięga tak wysoko, by to zrozumieć:)
OdpowiedzHistoria na plus. Tylko tego Pitbóla mi nawet nie przypominaj. Na co dzień z sukcesem omijam szerokim łukiem wszystkie radiostacje nadające twórczość tego pana ;) Pozdrawiam i proszę o więcej!
OdpowiedzRyjana... jak nie beczy jak koza, to w innej piosence robi "ram pam pam" jak 25 letni diesel na mrozie. Kto tego badziewia słucha?
OdpowiedzRozwaliłeś mnie, że mało z krzesła nie spadłem. :D Jednakże musisz pamiętać, że gusta są różne.
OdpowiedzOczywiście. Niektórzy mają gust, a niektórzy są bezguściami - tak to już jest...
OdpowiedzPuść coś fajnego. Coś z klasyki rocka, coś z repertuaru Queen. (kot ze Shreka)
OdpowiedzAnother Brick In The Wall i mój ulubiony Show Must Go On dla Ciebie ;)
Odpowiedzwielkie dzięki puść jeszcze Queen w rytmie pociągu: Breakthru
OdpowiedzAnother Brick In The Wall? Jesteś pewien, że nie pomyliłeś zespołów..? ;)
OdpowiedzJakby DJ spełniał zachcianki gości z klubu to by był burdel, a nie impreza. Na wiejskich potańcówach to może przejdzie, ale nie w dobrym klubie.
Odpowiedzlata '90.kumple mi opowiadali,jak to zamówili "kaczuchy".DJ puścił.Tylko oni się przy tym bawili xD.
OdpowiedzIm dłużej jestem na piekielnych tym mniej rozumiem ludzi...
OdpowiedzŁadnie byś pisał, dowcip masz dobry, ale momenty się czasem zbytnio dłużą, a to nie "W pustyni i w puszczy" ;) Ja Ci powiem, że przelatywałam wzrokiem co i rusz dalej,a to niedobrze.
Odpowiedzboże widzisz i nie grzmisz... miałbyś darmowego loda i jeszcze byś zgarnął za to pare groszy a ty odmówiłeś... ja bym sie 2 razy nie zastanawiał tylko od razu zgodził...
OdpowiedzNie każdy facet leci na byle pustaka.
Odpowiedznaprawdę chciałbyś loda od panienki, która opitoliła więcej pni niż tartak ?
OdpowiedzMoże ten post był ironiczny?
OdpowiedzI powiedz, że RL nie przyciąga kobiet ;)
OdpowiedzAż się boję urządzać własny wieczór panieński, a nie wróć, ja mam normalne przyjaciółki i pierwszego lepszego penisa nie wkładam sobie do ust ;)
Odpowiedza drugiego lepszego?;p
Odpowiedzja wkładam tylko jedynego penisa do ust, nikt inny nie dostąpi tegoż to zaszczytu ;)
Odpowiedzz tego co wiem to zer po przecinku (w Polsce przynajmniej) przy podawaniu dowolnej kwoty jest niezbyt wiele, dokładnie 2. a przy podawaniu dowolnej liczby jest ich nieskończenie wiele...
OdpowiedzJesteś pewnie jednym z małego odsetka facetów którym dziewczyna zrobiłaby loda i jeszcze zapłaciła za to :)
Odpowiedzzawsze to lepsze niż sam miałbym płacić;)
OdpowiedzJa tam uważam, że wieczory panieńskie i kawalerskie to fajna sprawa. Wieczór mojej siostry bardzo dobrze wspominam, chociaż miałam wtedy ledwo 16 lat i siostra non-stop pilnowała, abym nie zniknęła jej z pola widzenia i nie przesadziła z używkami. Było kulturalnie i zabawnie, ale potem kawalerowie z pannami i tak się połączyli i zrobili wspólną imprezę, bo siostra i szwagier bez siebie nie mogli wytrzymać ;) Wszystko zależy od ludzi, a że puszczalstwo zdarza się wszędzie, to już nikogo nie dziwi. Mało to pikantnych historii o wieczorach panieńskich, 18stkach? Nie zdziwię się, jak niedługo zaczną się opowieści o balach poprzedszkolnych okraszonych zabawami erotycznymi. To jak się ludzie bawią zależy tylko i wyłącznie od nich, a nie od tego, jak nazywają daną imprezę.
OdpowiedzHaha refleks przez grę w szachy :D
OdpowiedzWyjdę pewnie na wredną, ale nie rozumiem co 'miłość do muzyki' ma wspólnego z didżejowaniem. To co puszczasz to nie muzyka, to łupanie. To już Doda śpiewająca pop ma więcej wspólnego z prawdziwą muzyką, niż ty.
Odpowiedzmagenta_ co z tego, że prawdę piszesz, jak i tak "większość" lubuje taką łupankę... żal.
OdpowiedzJakbyś poszukała wyżej komentarza lightmana to wiedziałabyś, że słucha też "zwykłej" muzyki, np. Queen ;) Ja zresztą też uwielbiam muzykę, a chyba jedynym rodzajem, którego nienawidzę zawsze i wszędzie, jest disco-polo (nawet na przyjęciach i zabawach).
OdpowiedzDla Ciebie muzyką zapewne jest rock (którego nota bene i ja słucham w wolnych chwilach), dla mnie równiez muzyka klubowa. I nie oceniaj proszę ile mam wspólnego z muzyką, nawet mnie nie znająć. Uważasz się lepszą, bo słuchasz czegos nie-mainstreamowego? Oceniasz moją miłość, a ciekaw jestem ile masz w domu płyt z oryginalnymi nagraniami, ile płyt winylowych, ile na to w życiu pieniędzy przeznaczyłać. Ja mogę śmiało powiedzieć, że kupiłbym za tę równowartość niejeden samochód. Każdy ma swój gust, także proszę o uszanowanie i chociażby argumentacje swych wypowiedzi.
OdpowiedzMinus za określenie "prawdziwa muzyka". Wiele osób go używa, a to moim zdaniem jest objawem ignorancji. To, że ktoś słucha rocka znaczy, że jego gust muzyczny jest nieporównywalnie lepszy od wielbiciela popu czy house'u? Wkurza mnie to za każdym razem... szczególnie kidmetale chełpiący się czego to oni nie słuchają i jakich odruchów nie mają na muzykę z radia.
Odpowiedzdla mnie ciężko było by położyć np. dark side of the moon pink floydów na jednej półce z jakimś house,techno itp nie dałbym rady :)
OdpowiedzNo, niestety - dla mnie osobiście na przykład muzyką będzie zawsze tylko to, gdzie używa się przede wszystkim instrumentów muzycznych.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 kwietnia 2012 o 2:26
Sorry, ale muszę się doczepić. "W liczbie większej od liczby zer po przecinku naszego długu publicznego." Wiesz, że to jest bez sensu?
OdpowiedzFakt, tak to można zrozumieć. Choć z drugiej strony, po zerze może być jeszcze jakaś inna cyfra. Niedoprecyzowanie.
OdpowiedzBez sensu, bo po przecinku dajesz część ułamkową. 10,500 to 10 i pół, nie 10 tys pięćset. Tobie chodziło zapewne o kropkę, którą można wstawić, żeby lepiej się duże cyfry czytało, np 1.000.000 to będzie milion. Tak więc zer po przecinku naszego długu publicznego będzie dokładnie 0. To tyle z czepialstwa stosowanego :P
OdpowiedzDzięki, o Pitagorasie :)
Odpowiedzpo 1 jak wy to robicie że o północy to wam sie dopiero zaczyna rozkręcać impreza a ja już zasypiam od jakiegoś czasu :) nigdy nie chodze na imprezy bo bym nie wytrzymała :) po drugie nie wiem czy to stereotyp, ale didżej nie kojarzy mi sie z umilanie czasu, raczej z puszczaniem strasznie badziewnej muzyki, ale może są i tacy co puszczają jakąś lepszą niż obecne "hity"? ciekawi mnie co to jest ambitniejsze house'owe pier... :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 kwietnia 2012 o 21:21
Skoro ciekawi, to nie trzeba siedzieć w domu w sobotnie wieczory, tylko wybrać się do klubu. Może i dla Ciebie to badziew, ale uwierz, że jest potężne grono osób, której takiej muzyki słuchają i przy której się bawią. A impreza zaczyna się rozkręcać o północy, ponieważ ludzie przeważnie do tej godziny się schodzą.
OdpowiedzJa nie lubię klubowych imprez między innymi z tego powodu, że ludzie wychodzą z założenia, że do 22 i tak w klubie się nic nie dzieje, że lepiej przyjść na już rozkręconą imprezę. I zachodzi taka nieświadoma istota jak ja do klubu o 22, a tam pusto... o 23 coś zaczyna się dziać, o 24 jest fajnie, o 2 wszyscy wychodzą. Sofcik, widać, że na imprezy nie chadzasz i mam nikłe pojęcie o tym, czym tak naprawdę zajmuje się dj. Owszem, bardzo często dj musi grać pod publikę i puszczać badziewną łupankę, coby ludzie porzucali sadłem na parkiecie, ale nawet nie wiesz, jaka to dla nich radość, kiedy mają możliwość zagrania na jakiejś zamkniętej imprezie, gdzie ludzie życzą sobie zupełnie inne klimaty.
OdpowiedzPoproszę jeszcze choć trochę historii z DJ`skiej dziedziny :) Co do wieczorów panieńskich/kawalerskich - jak się ma dobre towarzystwo i dobry gust to i bawić się można dobrze.
OdpowiedzI nawet tutaj Cie znalazlam Lightmanie ;D Szkoda ze kariere na demotach skonczyles, ale tutaj tez niezle Ci idzie :D Opowiadanie genialne,chcemy wiecej :D
OdpowiedzNie wiem czy ktoś już tu zwrócił na to uwagę, bo dużo tu komentarzy, przejrzałam tylko kilka początkowych, ale... "Didżej po prostu wyrywa lachony w liczbie większej od liczby zer po przecinku naszego długu publicznego." ?????????? Przedobrzone i bez sensu.
OdpowiedzFajnie, przywracasz wiarę w mężczyzn:)
OdpowiedzA niszczysz wiarę w kobiety :)
OdpowiedzCóż. Kobiety, które obracają się w porządnym towarzystwie, wiary w mężczyzn nie potrzebują - bo mają WIEDZĘ, że większość raczej nie pasuje do tych infantylnych stereotypów...
OdpowiedzChyba żyję w jakimś innym świecie. W zeszłym roku byłam na panieńskim koleżanki i tak się złożyło, że obok bawili się panowie z nieznanego nam kawalerskiego. Ich zadanie dla "młodego" było następujące-miał wręczyć różę naszej "młodej". Było miło, pośmialiśmy się, bo gość nieśmiały był a panowie rozchichotani obserwowali wyczyny swego bohatera. Poza tym obyło się bez pijaństwa, wszechobecnych penisów i chamskiego podrywania obcych kolesi. Czyli, że jednak można. Jacy ludzie-taka zabawa :)
OdpowiedzWitam A po co jest didzej? nie starczy winamp żeby zmieniał te "kawalki" ?
OdpowiedzNie.
OdpowiedzHm... Jeżeli jest jakaś impreza, jakakolwiek, to wolałbyś widzieć, jak człowiek dobrze bawi się, miksując, zmieniając dla Ciebie/Was muzykę, czy żeby był sobie komputerek i on odwalałby robotę? Ja zdecydowanie wolałabym mieć kontakt z żywym człowiekiem. Przy okazji (gdyby mnie coś zainteresowało) popytałabym o jego zajęcie, pracę. A od komputera co bym się dowiedziała? Chyba, jak wygląda winamp.
OdpowiedzWinampa spotkasz często w słabych klubach (czyli niemal wszędzie). Podobno czasami można odgadnąć, która piosenka kiedy będzie leciała. Bazuję na opowieściach brata, gdyż sam mam awersję do klubów. :)
Odpowiedzod tego są MUZYCY, którzy GRAJĄ NA INSTRUMENTACH,ŚPIEWAJĄ takie miksowanie to tylko obsługa programu komputerowego, ale też bardzo pokazowe zajęcie, rozumiem że niektórym się podoba :) szczególnie po używkach :)
OdpowiedzNo, niestety - ogarnięcie umysłem nawet tak (przyznajmy) nieskomplikowanej sztuki (ale jednak sztuki) jak muzyka rockowa przekracza możliwości intelektualne większości bywalców takich przybytków... Nie wspominam już np. o poezji śpiewanej, bluesie czy jazzie... A czymś kompensować to trzeba. Zamiast więc granej na instrumentach muzyki, wymagającej od wykonawcy talentu, umiejętności interpretacji, a nieraz i improwizacji, mamy muzykę puszczaną z różnych nośników przez tzw. DJ-a. Ma być po prostu do tańca. I tyle. Bo cóż więcej wymagać?
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 12 kwietnia 2012 o 2:34
O fuj! Gej!
Odpowiedzinstrument kojarzy ci sie tak? no typowy poziom bywalca takich przybytków :)
OdpowiedzBez wątpienia zachowanie tej dziewczyny było kompromitujące i szokujące (na pewno dla mnie). Tym nie mniej już po przeczytaniu kilku akapitów wypowiedzi "didżeja nie wodzireja" miałam wrażenie, że napisał to jakiś perfidny, wyrachowany cham - przy tym złośliwy i sarkastyczny w kiepskim tych słów znaczeniu. Nie chcę nikogo oceniać po jednostronicowej pisanej wypowiedzi, ale po przeczytaniu mam złe zdanie i o narzeczonej i o opowiadającym.
OdpowiedzNastępnym razem powiedz, że masz jakąś chorobę weneryczną, ale doustnie się nią nie zarazi, więc nie ma problemu. Możecie zaraz pójść w jakieś ustronne miejsce itd. Założę się, że panna od razu wymięknie. Najbardziej odstraszająco działałby HIV, ale nie wiadomo, jakie byłyby skutki, gdyby taka plotka zaczęła krążyć między ludźmi.
OdpowiedzEee myślałem że DJ więcej tych panienek rwie, wszak dług publiczny ma dwa miejsca po przecinku co najwyżej ;) Jakbyś napisał że "ilość miejsc po przecinku zbliżona do tej, którą posiada liczba pi" to byłoby już imponujące ;)
OdpowiedzPierwszy raz słyszę stereotypy o Djach. I serio 60% populacji nigdy nie słyszało słowa wodzirej.
Odpowiedz