Swego czasu pracowałem w ZUP-ie. W zakładzie usług pogrzebowych. Wbrew pozorom i ogólnemu przekonaniu praca ta dawała mi dużo satysfakcji. Kiedy rodzina pogrążona jest w żałobie człowiek stara się jej jak najlepiej pomóc. Kiedy wszystko zostało zrobione tak jak należy bardzo często spotykaliśmy się z podziękowaniami ża pomoc w tak trudnym momencie.
W zakładzie pracowałem ja i dwóch moich kolegów - ogólnie młoda ekipa.
Siedziba zakładu znajdowała się w mieście w którym mieszkam, natomiast we wsi oddalonej o kilkanaście km znajdowała się jego filia. W filii tej znajdowało się kilkanaście najpopularniejszych trumien. Na codzień budynek był zamknięty, a opiekował się nim, powiedzmy Opiekun. Kiedy ktoś z rodziny przychodził wybrać trumnę dla bliskiej osoby, Opiekun otwierał filię i dzwonił po nas.
Tak było i tym razem. Dostaliśmy telefon żeby przyjechać do filii. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Pojechaliśmy najpierw do domu zmarłej osoby, rozeznać się w sytuacji. Osoba ta była słusznych rozmiarów, a zmarli mają niestety to do siebie że puchną. Nie wszyscy ale zdarza się i trzeba wziąć to pod uwagę przy wyborze trumny.
W tym samym czasie część rodziny zmarłego była już w filii wybierając rzeczoną trumnę. Przyjechaliśmy na miejsce w momencie kiedy oni już zdecydowali się na klasyczną dębową. Zaczęliśmy tłumaczyć rodzinie, że ta trumna jest zdecydowanie za mała i zaoferowaliśmy przywiezienie z siedziby innej, większej ale też droższej. Tłumaczyliśmy, że to nie jest dobry pomysł, ale na próżno. Może to kwestia naszego młodego wieku, może nie wydaliśmy się zbyt ponurzy (p
Pogrzeb