Widzę, że dużo ostatnio historii o CV i rozmowach kwalifikacyjnych, to i ja coś dorzucę.
Zostałam jakiś czas temu poproszona o asystowanie w rozmowach kwalifikacyjnych w firmie prowadzonej przez znajomego. Mało istotne czym firma się zajmuje, ważne, że robi to w ścisłej współpracy z kilkoma firmami zagranicznymi, co zmusza do stałego kontaktu z pracownikami innych narodowości. Znajomy szukał osoby na stanowisko biurowe. Do obowiązków zatrudnionego należałaby więc dbałość o dokumentację bieżącą firmy, organizację pracy biura, wystawianie faktur, obsługa urządzeń biurowych i kontakt telefoniczny, mailowy i osobisty z przedstawicielami zagranicznymi. Nie muszę dodawać, że znajomość języka angielskiego w stopniu biegłym, była wymogiem koniecznym i właściwie na to i na poziom inteligencji własnej zważano bardziej niż na dyplomy uczelni.
Moja skromna osoba miała się przydać właśnie w kwestii oceny językowej. Miałam przeprowadzić z kandydatem rozmowę w tym języku, ocenić przykładowego maila napisanego pod konkretne wytyczne.
Wszystkie osoby, które zaproszono po przesiewie cv miały wypisane językowe certyfikaty, ukończone studia na kilku różnych kierunkach i inne cuda wianki.
Na 10 zaproszonych, w większości powtarzała się historia taka.
Akt I
Blondi, wyfiokowana, twarz wymazana podkładem jakby go kto szpachlą nakładał, różowiutkie tipsy z brokatem (poważnie). Wielki dekolt obowiązkowo.
Co to ona nie umie, czego to ona nie studiowała, ile to ona czasu nie spędziła w Anglii i jaka to ona kontaktowa.
Znajomy prowadzący rozmowę sadza pannę przed laptopem i każe napisać przykładową wiadomość do zagranicznego kontrahenta z zamówieniem na jakieś części. Blondi z wielkim zapałem, acz niemałym trudem wstukała tipsami "Hello" i siedzi. Marszczy spieczone solarką czoło. Płaty tynku zdają się pękać i kruszyć.
Kurtyna. Koniec aktu pierwszego.
Akt II
Blondi.
Mniej tapety, tipsy obecne.
Ona nie jest pewna czy to jest praca dla niej. Skończyła filologię na licencjacie i jej w szkole proponowali 4.000 na rękę, ale ona nie wie... Bo może tu będzie lepsza oferta. No bo do niej w ogóle pracodawcy się sami ustawiają w kolejce, bo tak świetnie się posługuje jednym obcym językiem.
Rozmowa - w sumie po takich referencjach jakie sobie wystawiła, spodziewałam się czegoś więcej niż zdawkowych odpowiedzi w stylu "Yes", "No", ewentualnie "I don′t know". Mimo naprawdę dużego starania nie udało mi się z niej wydobyć nic więcej.
Przykładowy list wypocony w wordzie sprawił, że zwątpiłam we własną wiedzę z zakresu gramatyki i ortografii. No bo przecież wielka pani anglistka nie mogła się mylić pisząc "You sended this tomorou to hour firm but we pay you with bank" Z całą pewnością jest to jakiś wyjątek, o którym ja niedouczona zwyczajnie nie wiem.
Kurtyna.
Znajomy podsumował to wszystko jednym zdaniem. Najwidoczniej ci wszyscy, którzy zgłosili się do tej biurowej roboty, wychodzili z założenia, że w pracy będą robić kawę szefowi, a angielskiego używać do ogólnego pojęcia o co chodzi w grach na facebooku.
interview
- Zna pan angielski? - Oczywiście, bardzo dobrze. - Could you tell me something about yourself? - Eeeee... bo wie pani, na takie rzeczy to ja się nie przygotowałem...
OdpowiedzPS. Popraw 'kontrahenta', bo troszkę kłuje w oczy ;)
OdpowiedzUps! Fakt :P Literówka
Odpowiedz"You sended this tomorou to hour firm but we pay you with bank" - jak dla mnie cytat dnia, mistrzyni :D
Odpowiedzhaha:D ciekawe co znaczy "with bank"? Może "na bank", tzn. na pewno?
OdpowiedzRaczej "z bankiem". Zresztą czepiacie się, przecież wiadomo o co chodzi, będziecie się biednej czepiać.
OdpowiedzJeżeli naprawdę miała ten licencjat, to nawet nie wiem jak to skomentować. Udało się zatrudnić kogoś ogarniętego? Bo jak nie, to ja chętnie się zaciągnę :D
OdpowiedzMogła mieć :). Studia językowe często kończą ludzie, którzy zdania sklecić nie potrafią. Np moja znajoma na 3cim roku studiów magisterskich nie dodawała -s w 3 os Present Simple. Z kolei na magisterskich uzupełniających (dotyczy języków innych niż ang) są ludzie, którzy nie potrafią odmienić czasownika "mieć". Cóż, w szkołach będą nauczać.
OdpowiedzA potem się dziwić że biedna młodziez (czyt. np ja) musi szukać pomocy w szkołach językowych i na korepetycjach. Chociaz ja po przeżyciach związanych z wyzej wymienionymi miejscami nauki, stwierdziłam że głownie chce się nauczyc słwonictwa i zaczęłam czytać książki po angielsku. I polecam bo więcje dzięki temu umiem niż wielu znajomych chodzacych ktoryś rok na korepetycje itp.
OdpowiedzU mnie w grupie też jest kilka nieuków, ale to dopiero pierwszy rok, mają jeszcze czas na dokształcenie się... Chociaż obawiam się, że jakimś cudem skończą studia nie robiąc postępów i gimnazja i licea dostaną kolejną porcję kompetentnych nauczycieli nieumiejących np. napisać 'continuous' (autentyk)...
Odpowiedzeee... Teqkilla, "continuous" jest akurat poprawne.
Odpowiedz@krytykantka: Chodziło o to ,że nie umiała napisać continuous i to jest właśnie autentyk.
OdpowiedzNa szczęście spośród tych 10 trafiła się jedna pani. W sumie też blondynka, ale ogarnięta, bez 5 dyplomów, studiująca zaocznie. Wydawała się przynajmniej dobrze zorganizowana, a do kwestii językowej nie miałam najmniejszych zastrzeżeń. Pracuje już prawie pół roku, a znajomy sobie chwali bo nie ma w biurze bajzlu.
OdpowiedzZ tym angielskim to norma ;) Gdy ja pomagałam przy rekrutacjach w pewnej firmie, zdarzało się, że kandydaci podczas wstępnej rozmowy telefonicznej zapytani o coś po angielsku rzucali słuchawką, po czym wyłączali telefon; dzwonili dnia następnego tłumacząc "A bo wie pani, wjechałem do tunelu/bateria padła/telefon się zepsuł" - i czytali z kartki angielskie słówka ;)
Odpowiedz-wjechałem do tunelu -ale ja dzwoniłam na domowy...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 24 marca 2012 o 14:13
Niekoniecznie to dziwne, Pomarańczka oferuje telefony z numerem domowym, lecz działające w sieci GSM, mój dziadek z takim poszedł do sklepu i z powrotem.
Odpowiedzuwielbiam cv ze zdaniem biegły angielski a jeszcze bardziej lubię te z certyfikatem. po 2 dniach męczarni podczas rekrutacji zmądrzałyśmy z koleżanką i przygotowałam test pisemny tak na wstępniaka jak oblał reszty rozmowy nie było.
OdpowiedzTak mi się skojarzyło: - Do you speak English? - Yes. - Address? - Jaki tam dres? To zamszyk jest... :)
OdpowiedzNa szczęście coraz mniej znaczą dyplomy. W cenie są prawdziwe umiejętności i zdolności. Dość już mam czytania/słuchania o zadufanych w sobie młodych ludziach, roszczeniowo podchodzących do życia, na zasadzie: "mam skończone dwa kierunki, tysiące kursów- praca mi się należy". Takie właśnie, rzetelnie prowadzone rekrutacje obnażają wszelkie braki i niedociągnięcia potencjalnych pracowników. Z wartością własną na rynku pracy jest jak z wartością jakiejkolwiek innej rzeczy- warta jest ona tyle, ile ktoś chce nam za nią zapłacić. Pomijam oczywiście wszelkiego rodzaju patologie i machloje.
OdpowiedzAle z drugiej strony człowiek który ma wiedze i umiejętności ale zdobył je sam czesto nie jest traktowany poważnie i nawet nie może podejść do rozmowy kwalifikacyjnej.
OdpowiedzJejku! Tydzień temu miałem rozmowę o pracę po angielsku. Pogadaliśmy sobie o pracy, ekonomii, hobby i różnych takich oraz o paru technicznych rzeczach. Rekrutantka powiedziała, że bardzo dobrze mówię. Co w tym dziwnego? A no to, że uważam, że mam kiepski akcent więc w CV wpisałem angielski jako "dobry". Może powinienem do umiejętności zawodowych dodać umiejętność "nie ściemniania w CV?" ;)
OdpowiedzZnajomosc angielskiego (ktora chyba kazdy kandydat wpisuje w CV), a umiejetnosc prowadzenia rozmowy po angielsku, to niebo i ziemia.
OdpowiedzGlan, jak na mój gust to z takim wpisem automatycznie lądujesz na pierwszym miejscu kandydatur :P
OdpowiedzJeszcze brakuje tylko żeby pracodawcy-kretyni oduczyli się pytań w stylu "jak siebie pan(i) widzi za 10 lat"? Jeszcze bym zrozumiał, gdyby takie pytania padały na rekrutacji w banku czy agencji reklamowej, a nie w magazynie opon ;)
OdpowiedzJa słysząc po raz n-ty takie pytanie odpowiedziałam: "Z mężem, dwójką dzieci, w domu z ogródkiem i do tego pieska".
OdpowiedzPamiętam jak sam szukałem pracy w UK. Nie to że się chwalę, ale posiadam CAE (certyfikat językowy) i trochę rozmawiać umiem. Okazało się, że Brytyjczycy najpierw stawiali oczy w słup, że są w stanie się z Polaczkiem dogadać a potem rezygnowali ze współpracy, gdyż jestem "Overqualified". Czyli mam zbyt duże umiejętności jak na oferowaną pracę. Ot, piekielne podejście w UK, gdzie Polaków się często szuka do najprostszych robót i to jeszcze z jak najmniejszą znajomością języka, prawdopodobnie po to by nie mogli w razie czego dochodzić swoich praw.
OdpowiedzA ta prace w końcu znalazłeś??
OdpowiedzTia, przy taśmie produkcyjnej i to dopiero wtedy jak się załapałem na kontrakt "hurtowy", czyli byłem jedną z kilkudziesięciu osób które zostały zaoferowane firmie przez agencję pośrednictwa pracy, nie sprawdzali tam umiejętności językowych i udało się.
Odpowiedz"Okazało się, że Brytyjczycy najpierw stawiali oczy w słup, że są w stanie się z Polaczkiem dogadać a potem rezygnowali ze współpracy, gdyż jestem "Overqualified"." Czyli możesz szczerze zacytować Kiepskiego: "There is no job in this country for people with my qualifications. "(mogłem coś źle przetłumaczyć-w szkole miałem tylko niemiecki i francuski) A mówią, że Polska to dziwny kraj..
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 marca 2012 o 0:32
Dobrze przetłumaczyłeś.
OdpowiedzTaka bolesna prawda, w Anglii Polaków nie potrzebują za bardzo do konkretniejszej pracy, a właśnie do fizycznej/brudnej/ciężkiej roboty, którą nasi wezmą bo i tak lepiej tam płacą niż u nas, a angole nie ruszą bo by im korona z głowy spadła.
OdpowiedzBzdury, Polacy do konkretnej pracy są bardzo w Anglii poszukiwani, tylko niewielu spełnia wymagania (w Polsce trudno o kontretne specjalistyczne doświadczenie, potrzebni są tylko akwizytorzy). Pracuję już w drugiej firmie w Anglii i tak samo jak w poprzedniej zanim szef umieści ogłoszenie w internecie, przychodzi do mnie i pyta się czy nie znam przypadkiem dobrych polskich inżynierów.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 marca 2012 o 13:58
Czyli rozumiem, że po waszym "przesiewie" zostały osoby z najlepszymi "papierowymi" kwalifikacjami? To trochę nie fair, bo ktoś już tu pisał, że zna biegle język, ale wpisuje go jako "dobry" z powodu akcentu, a Wy mogliście taką osobę przeoczyć! Sam piszę muzykę dla wielu artystów z USA czy UK i nie mam problemu w kontaktach (czy to e-mail, czy to Skype), ale zawsze będę przegrywał "przesiewy" w Polsce z "tipsiarami po kursach"... Może warto by było dać szansę nie tylko tym z wycackanym CV?
OdpowiedzOstatnio na świecie (a szczególnie u nas w Polsce zrobiło się to modne), obowiązuje zasada chwalenia się każdą umiejętnością, jaką tylko się da - nawet, jeśli się jej nie posiada. Przez coś takiego, curriculum vitae ludzie trakują tak samo, jak konto na Facebooku, to znaczy - każdy wpisuje tam wszystko, co się da, bo wierzy, że tego nie da się zweryfikować. Mam masę znajomych, którzy na FB chwalą się "angielskim, francuskim i włoskim", nawet jeśli jedyne, co mieli kiedyś wspólnego z tymi językami to obecność na obowiązkowych lekcjach w liceum, na których robili wszystko, poza nauką. Po jakimś czasie idzie się przyzwyczaić i zaczyna się to robić nawet zabawne :)
OdpowiedzNo cóż, jest to odpowiedź na absurdalne wymagania pracodawców, którzy do najprostszej pracy nie wymagającej szczególnych umiejętności szukają osoby ze skończonymi studiami, znajomością dwóch języków obcych, stosem dodatkowych certyfikatów i długą listą umiejętności, oraz oczywiście z wieloletnim doświadczeniem w wykonywaniu takiej samej pracy.
OdpowiedzPrzypomniała mi się scena z Allo Allo:D http://youtu.be/L1K8d9qXGnI
OdpowiedzDlatego własnie studentów się nie zatrudnia:)
OdpowiedzHeh...post jako zywo przypomniał mi jak przed kilkoma miesiącami sama asystowałam w wyborze kandydatki do pracy mojej koleżance. Nie była to tak powazna firma, jak w przypadku opisywanym przez Autora. Koleżanka wydzierżawiła w słynnym gdańskim Madisonie sklep, w którym zamierzała sprzedawać ekskluzywną designerską odzież. A że Gdańsk miasto kosmopolityczne, więc chciala profesjonalne asystentki ze znajomością angielskiego na poziomie komunikatywnym. Ponieważ sama nie włada tym językiem, poprosila mnie o przeprowadzenie takiej symulacji sytuacji w sklepie, w której przyjmowalam rolę klienta. We wszystkich CV, które koleżanka otrzymała kandydatki wyraźnie pisały, że angielskim władają w stopniu dobrym, bardzo dobrym a nawet płynnym. [J]a- [K]andydatka. [J] Excuse me. I'm looking for something smart to wear for special occasions. Could you please recommend some smart evening outfit? [K] Eeeeemmm......help? [J] oh, yes. What would you advise me? I want to buy something trendy but not too expensive. Some dress, maybe? [K] Noooo, no dres. We are not sport ( cokolwiek miało to oznaczać). Żadna z nich nie znała zwrotu: " Good morning/evening/afternoon. How can I help you?". Zadna z nich nie potrafila spytać jaki rozmiar potrzebny jest klientce. Wiekszośc nie znała nazw części garderoby. Przeważał jezyk migowy i oburzenie, że każemy im odgrywać te scenki. Bo one znają dobrze język a ja pytam o jakieś kosmiczne sprawy. Zaznaczam, że nie wychodziłam poza normalne sklepowe sytuacje, z którymi niewatpliwie spotkałyby się w codziennej pracy. Tyle na temat znajomości językow obcych wśród rodakow.
Odpowiedz