Pracuję w kinie.
Nasze zaplecze wygląda tak, że są pokoje socjalne i menadżerstwo, potem wąziutki korytarzyk prowadzący do wyjścia dla służby, a za nimi ulica wychodząca na tył budynku redakcji lokalnej gazety i pub.
Prawie rok temu, sobota wieczór.
Wychodzę na przerwę nikotynową z kolegą, menadżerem i operatorem. Dotleniamy płucka, miła rozmowa, jest okej.
Z pubu po drugiej stronie ulicy wytacza się para - przejrzały hipsterek i typowy tubylczy kaszalot płci żeńskiej. Ledwo się czołgają, ale się doczołgali i bełkotliwie poprosili o papierosa.
Daliśmy.
Baba była na etapie przyjaźni z całym światem i usilnie próbowała nawiązać z nami kontakt, ale jak to zwykle bywa u naprutych obywateli, co chwila zapominała, o czym właśnie mówiła. Ze trzydzieści razy wyraziła zachwyt nad wzorkiem w krawacie menadżera, a moim kościom policzkowym chciała zrobić zdjęcie razy co najmniej pięćdziesiąt.
Za którymś z kolei wybuchem entuzjazmu do sznurówek w butach operatora, znudziliśmy się i powiedzieliśmy ładnie "do widzenia", bo trzeba było już wracać na służbę.
Operator dyskretnie wstukał kod do drzwi na zaplecze, wchodzi, za nim menadżer, za nim ja... prawie, bo babsztyl nagle jak nie skoczy niczym spasiony tygrys i wyląduje w korytarzu!
[M.:] Niech pani stąd wyjdzie, tu są pomieszczenia służbowe. Pani właśnie złamała prawo.
[B.:] Ja chcę zwiedzić to miejsce! Tu jest fajnie! - I ładuje się dalej.
Menadżer się zaparł nogami, tuż za nim operator - a wierzcie mi, obaj razem wzięci i tak byli mniejsi od kaszalota.
Babsko utknęło w drzwiach i rozgląda się, co by tu spsocić, tuż za nią spanikowani ja i kolega na zewnątrz, gdzieś z tyłu milczący hipster. Widać było, że z etapu przyjaznej pijaczki przeszła na level pijaczki wrednej.
Baba dostrzegła czerwony przycisk na ścianie opodal.
[B.:] A co to jest? Ja to wcisnę, co?
[M., przez zęby:] Niech pani tego nie wciska, to jest alarm pożarowy, który uruchamia system w całym centrum handlowym.
[B.:] Ale ja to tylko wcisnę i już mnie nie ma! - I sięga po przycisk!
Na szczęście jej łapa była za krótka i nie dosięgała nad ramieniem menadżera. To ją rozjuszyło.
[B.:] No daj mi pan wcisnąć! Tylko raz! Tylko raz i znikam!
[M.:] Niech pani się stąd wynosi! Strzyga, leć po ochronę!
Nagle budzi się hipster z tyłu.
[H.:] Nigdzie nie lecisz! Janet, jak oni sprowadzą ochronę, to powiesz im, że ten facio cię łapał za cycki! Ja to potwierdzę!
[B.:] Tak jest! Łapałeś mnie za cycki, zboczeńcu jeden!
[M.:] Ale...
[H.:] Kochanie, wciskaj przycisk, a ty zamknij japę!
Menadżer oblewa się zimnym potem. Z dwóch obecnych kamer jedna była wycelowana akurat w plecy operatora, a druga w grupkę na zewnątrz. Dramatu pod alarmem żadna nie miała prawa nagrać, a w tym kraju jest zasada, że klient ma zawsze rację, nawet jak jej nie ma i nawet słowo czterech osób przeciwko dwóm nie miałoby znaczenia.
Sytuacja zaczynała się więc robić nieciekawa.
Babsztyl swoje, menadżer i operator swoje, ja z kumplem błagamy babę, żeby sobie poszła, z tyłu hipster skacze jak popieprzony i podjudza ją, żeby uruchomiła alarm. Tak minął nam chyba najgorszy kwadransik mojego życia.
Nie wiem, jak skończyłaby się ta żenująca sytuacja, gdyby uliczką nie zaczął nadjeżdżać powoli radiowóz. Hipster pierwszy go zauważył i wyszarpnął kaszalota z korytarza. Chyba do niego dotarło, że przeholowali.
Na to kolega i ja śmignęliśmy jak kuny do korytarza, a menadżer natychmiast zatrzasnął drzwi.
Przez wizjer w drzwiach widzieliśmy, jak parka niewinnie stoi pod drzwiami i udaje pogrążonych w głębokiej rozmowie. Jak tylko radiowóz przejechał, ci natychmiast zaczęli kopać w drzwi i wydzierać się, że oni chcą tylko ten czerwony przycisk wcisnąć...
Menadżer zadzwonił z biura po ochronę, która dyskretnie acz stanowczo wyjaśniła państwu, że to, co robią, jest niestosowne.
Po tym wszystkim menadżer pozwolił nam na specjalną przerwę na bonusowego papierosa, żebyśmy ochłonęli.
Wypaliliśmy go w asyście pięciu napakowanych ochroniarzy. Ot tak, na wszelki wypadek.
Kino zagranica
hi hi papierosek dla ukojenia nerwow z sytuacji wyniklej z papieroska.. jednak palenie szkodzi..
Odpowiedzszkoda że nie wezwaliście na prubę włamania :P
OdpowiedzSądzę, że mogliby zgłosić jedynie PRÓBĘ włamania.
OdpowiedzWłaśnie, dlaczego nie zgłosiliście zdarzenia policji? Wtargnięcia i próby bezpodstawnego włączenia alarmu? Obaj panowie byli w środku, czy jeden nie mógł ciałem zasłonić guzika?
Odpowiedz"Baba dostrzegła czerwony przycisk na ścianie opodal. [B.:] A co to jest? Ja to wcisnę, co? (...) [B.:] No daj mi pan wcisnąć! Tylko raz! Tylko raz i znikam!" Czy tylko ja podczas czytania pomyślałem o Dee Dee z Lab. Dextera???
OdpowiedzNie tylko ty :d
Odpowiedztylko w opowieści to Dee Dee minimum jakies 20 lat pózniej i 80kg-100kg więcej :)
Odpowiedz@lsegrim5: Dexter Lab to stara kreskówka, możesz mieć rację :D
OdpowiedzNie znoszę hipsterów :/
OdpowiedzHeh, zaminusowali cię :D Plus jeszcze ludzie tolerujący wszystko i wszystkich do czasu aż ich to nie dotyczy i jak ktoś krytykuje jakąś grupę społeczną to z mordą :D. Peace PS: @Autor: Było powiedzieć złapałem za CO?! i taki wtf w głosie że nie ma za co :D
OdpowiedzPowiem szczerze, że nie wiem co to jest i chyba nawet nie chcę wiedzieć.
OdpowiedzDlaczego masz nick strzyga?
Odpowiedz"[M., przez zęby:] Niech pani tego nie wciska, to jest alarm pożarowy, który uruchamia system w całym centrum handlowym." I naprawdę myślał, że w ten sposób ja zniechęci?
OdpowiedzPijaków powinno się zgarnąć za pysk (tudzież kudły) i wytarmosić brutalną siłą, na kopach, na zewnątrz. Ale rozumiem, że tam, za granicą, byłby z tego duży problem, niestety?
OdpowiedzTen przycisk pożarowy u nas nazywany ROP-em nie tylko Angoli przyciąga swoim magicznym kolorem, Polaków też, wiem z autopsji :D
OdpowiedzJak Angole, to niech będą Polaczki. Tak dla 'równości' bo za granicą, to w sumie są Polaczki, nie Polacy.
OdpowiedzTa niewiasta powinna się "przypadkiem" w tym korytarzyku nadziać na łokieć czyjś. Może to by ją otrzeźwiło. A 4 świadków + kamery vs 2 pijanych lub/oraz upalonych lub/oraz naćpanych - i ochroniarze / policja miała by uwierzyć tej dwójce?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 marca 2012 o 0:29
Jeżeli to miało miejsce w Anglii to spokojnie by im uwierzyli.
OdpowiedzAle jak to? Ja tego kompletnie nie rozumiem ;/
OdpowiedzNaprawdę mało jest takich idiotów... No cóż, przynajmniej osiągnęli swój cel - nie są "mainstreamowi" :D
Odpowiedz"(...) a w tym kraju jest zasada, że KLIENT ma zawsze rację" Hmmm z historii wynika, że ten babsztyl jednak nie był waszym klientem...
OdpowiedzNie wiem, czy jest u Was coś takiego, ale można by spróbować nosić pilota do alarmu napadowego. W przypadku takiej sytuacji dyskretnie przyciskasz guzik i przyjeżdża ochrona.
Odpowiedz