Byłam kiedyś na praktykach studenckich w rządowej instytucji w pewnym mieście stołecznym, którego nazwa nic nie ma do historii, ale dla zainteresowanych podpowiem, że zaczyna się na L, a kończy na "ondyn".
Praktyki były bezpłatne, stolica droga, a mój budżet napięty, więc zatrzymałam się w hostelu dla studentów. Hostel taniutki jak na lokalizację (samo serce metropolii!), zatem nie spodziewałam się fajerwerków. I rzeczywiście nie było szału: w pokoju pięć łóżek piętrowych (pokój, nawiasem, wyłącznie dla kobiet), trzy umywalki i kosz na śmieci. Nic to, naiwnie pomyślałam. Ważne, że jest gdzie spać.
Gdybym wiedziała, co mnie spotka w tym miejscu, tobym wybrała życie pod byle mostem.
Pierwsza noc. Leżę w dolnej koi, zasłonka zaciągnięta, przysypiam po całym dniu biurwowania. Słyszę, jak ktoś się ładuje na górną pryczę. Odpłynęłam już trochę w sen, gdy nagle słyszę "jebs! jebs!" w metalową ramę łóżka, i wołanie:
- Halo! Proszę się nie przewracać z boku na bok!
Nie skomentowałam, bo myślałam, że mi się przyśniło.
Rano towarzyszka z góry zniknęła, nim się obudziłam. Dla pewności sprawdziłam ramę łóżka: było tak skręcone, że chyba słoń musiałby się po nim turlać, żeby się zatrzęsło.
No nic.
Druga noc. Leżę w łóżku i oglądam serial na laptopie, zasłonka zaciągnięta, ja popijam wodę z butelki. Znowu słyszę, jak ktoś się pakuje na górną pryczę. House rozwiązuje kolejną zagadkę, gdy nagle znów "pizg! jeb!" na cały pokój, za którym podąża gromkie:
- Nie pije się w łóżku! To NIEHIGIENICZNE!
Zirytowałam się i wstałam z łóżka. Zdążyłam tylko ujrzeć, jak jakaś zasuszona babcia zaciąga szybko swoją zasłonkę.
Po raz drugi: no nic.
Trzeci dzień, wieczór:
Murzynka z pryczy obok poszła się kąpać. Wróciła, rozwiesza ręcznik na sznureczku u wezgłowia swojego łóżka.
Babcia z góry, gromko:
- Nie wiesza się mokrych rzeczy w pokoju, w którym się śpi!
Murzynka patrzy na nią ze zdziwieniem.
[B.]: Ale po co ja do ciebie gadam. Ty czarna jesteś, to nic nie rozumiesz po angielsku!
Czwarty dzień, wieczór:
Oglądam dalsze przygody House′a i podświadomie czekam na "jebs, jebs!".
"Jebs, jebs!"
[B.:] Halo! Proszę nie używać komputera!
Wkurzam się.
[J.:] A co to pani przeszkadza? Laptop cichy, a ja mam słuchawki!
[B.:] Negatywną energię wysyła!
[J.:] Spokojnie, i tak większość biorę na siebie.
Nakładam z powrotem słuchawki i ignoruję krzyki babci.
Piąta noc:
W rogu pokoju nocowały trzy sympatyczne Hiszpanki. W jakimś momencie jedna z nich zaczęła pochrapywać. Nie jakoś głośno, ale dość słyszalnie. Sięgam ręką do kieszonki torby, by wyciągnąć stopery, gdy słyszę z góry stłumione przekleństwo. Babcia ze zwinnością kuny zsuwa się z łóżka, podbiega do chrapiącej dziewczyny i jak nie zacznie nią potrząsać! Dziewczyna otwiera oczy blada jak ściana, a babcia wrzeszczy jej w twarz:
- JESTEM WYZNAWCĄ HARE KRISZNA I WIEM, ŻE JAK KTOŚ CHRAPIE, TO JEST NAWIEDZONY PRZEZ DEMONY! PRECZ! PRECZ! - I zaczyna coś zawodzić.
Hiszpanki obudziły się, odciągnęły babcię od towarzyszki, poleciały na skargę do recepcji.
Rano łóżko babci było puste.
Wieczorem wszystkie mieszkanki pokoju urządziły z tej okazji imprezę.
Dwa dni później babcia wróciła.
Tego samego wieczoru pierwszy raz w życiu zrozumiałam, co to znaczy być na skraju załamania nerwowego.
Akcja z babcią wylatującą i powracającą powtarzała się regularnie. Polityka hostelu zabraniała banowania kogoś, jeśli nie popełnił ciężkiego przestępstwa, więc obsługa nie miała wyjścia, jak ciągle przyjmować babcię. Ja wolałam wracać do pokoju jak najpóźniej, by nie spędzać zbyt wiele czasu z dziarską staruszką. Miało to swoje dobre strony, bo wałęsając się po mieście odkryłam wiele świetnych miejsc.
Tak minęły dwa tygodnie.
Ostatnia noc mojego pobytu w mieście. Przeziębiłam się wcześniej tego dnia i trochę pokasływałam.
Syropek brałam, ale raz kaszlnęło mi się trochę za mocno.
[B.:] Ciszej nie możesz?! Co za ludzie! Wolałabym prędzej w Zoo ze zwierzętami mieszkać niż z wami!
Cały pokój międzynarodowych kobiet, unisono:
"TO CO TU JESZCZE ROBISZ?!"
Kiedy wyprowadzałam się z hostelu, na pożegnanie trzasnęłam drzwiami mojego pokoju. Bluzgi babci zagłuszyły oklaski i wiwaty moich współlokatorek.
Zagranica
Dlaczego ta babcia spała w hostelu dla studentów?
Odpowiedzbo oszczędzała na leki i wizyty u lekarza
OdpowiedzLekarze i leki (te drugie powyżej 65rż. i dla osób o niskich dochodach) są darmowe w UK chyba że była tam nielegalnie w co wątpię więc na pewno nie musiała na to oszczędzać może po prostu była skąpa?
OdpowiedzDlaczego nie można było od razu napisać, że to Londyn, tylko bawić się i pisać "zaczyna się na L, a kończy na "ondyn""? Jaki w tym sens? Przecież to nie jest nazwa firmy czy nazwisko osoby, którą opisujemy, a miasto...
OdpowiedzA taki o, żarcik :)
OdpowiedzTo albo ja się nie znam na żartach, albo ten Twój żarcik jest bardzo słaby :P
OdpowiedzEEee tam czepiasz się :) mnie tam się podobał :)
OdpowiedzWszystkim się podoba:)
OdpowiedzPrzypomniało mi się: "Londyn? Nie ma takiego miasta. Jest Lądek Zdrój." :)
OdpowiedzNie wiem skąd to, ale domyślam się, że z jakiejś poczty ;) Pani w okienku na 90% wpisała Lądyn i dlatego "mądry" program podpowiedział Lądek Zdrój ;)
Odpowiedzhttp://www.youtube.com/watch?v=qlMEpSbESiU Proszę, Mistyczny ;)
OdpowiedzZapadam się pod ziemię ze wstydu ;p Dawno nie oglądałem Misia i nie skojarzyłem ;P
OdpowiedzZdarza się ;)
OdpowiedzJa nie rozumiem spolegliwej polityki hostelowej u tych Angoli. To jest hostel, a nie noclegownia dla bezdomnych - można złego klienta wyrzucić. albo dać kozetkę z składziku na miotły, będzie mogła karaluchy sobie nawracać.
Odpowiedzsie uśmiałem
OdpowiedzNajbardziej rozśmieszyło mnie gdy wszystkie dziewczyny powiedziały TO CO TU JESZCZE ROBISZ?!:))
OdpowiedzSerio powiedziała że jest z Hare Kryszny? :O U nich nie ma nic o tym, że jak ktoś chrapie to jest opętany...
Odpowiedznie L ondyn tylko L odyn! xDDD
Odpowiedz