Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Finalna historia o "Jadzi" Nie będzie piekielna, ani śmieszna, moim zdaniem będzie…

Finalna historia o "Jadzi"

Nie będzie piekielna, ani śmieszna, moim zdaniem będzie tragiczna.

Wracając do historii, kilka lat temu byłem ministrantem w jednej z Białostockich parafii. Jako że zbliżał się czas kolędy, zgłosiliśmy się do rozdawania takich zaproszeń kolędowych (tak u nas w parafii kiedyś było że rozdawało się broszurkę opisującą mijający rok w parafii z odcinkiem na którym było trzeba wpisać kwotę jaką daje się na kościół). Zachodu trochę z tym było bo trzeba było pukać do każdych drzwi i wręczać owe zaproszenie, a jak kogoś nie było to zostawiać w drzwiach. Jak wiadomo często było się częstowanym ciastem bądź jakimś cukierkiem wiec czas naprawdę się wydłużał, ale zawsze coś się zarobiło (księża dawali nam za to pieniądze bo poświęcamy swój czas kosztem lekcji)

I tak pewnego wieczoru rozdaję owe zaproszenie wraz z kumplem. Dochodzimy do bloku Jadzi i zaczynamy się kłócić który ma iść i jej wręczyć owe zaproszonko. Kumpla uratował telefon że musi wracać do domu. Nie pocieszony chodzę po klatce Jadzi jak najdłużej żeby zajść i dać zaproszenie jak najpóźniej to wymigam się od rozmowy. Przychodzi ten moment. Pukam.

Otwiera mi mąż Jadzi (tak Jadzia miała męża jednak nie wiele osób wierzyło w jego istnienie, czyli odpada wątek że nikt jej "nie przetrzepał" jak to miało w miejsce w komentarzach). Wręczam zaproszenie i chce już uciekać gdy słyszę:
-Może wejdziesz, zapewne to twoje ostatnie mieszkanie, właśnie zrobiłem herbaty. A tak no zapomniałem Jadzi nie ma, wiec spokojnie.
Zgodziłem się i tak oto usłyszałem historię życia owego pana.

Owy pan miał na imię Stanisław. Pan Stanisław w latach 50 czy 60, był kierownikiem zakładów mięsnych, które dostarczały mięso Białostockim sklepom. Jako człowiek lubiący pracować i jeździć autem. Co kilka dni jeździł do PGR po mięsko które było właśnie przetwarzane w owych zakładach. Tam właśnie poznał Jadzie. Jadzia była jedynaczką, córką kierownika czy dyrektora (zarządcy) PGR-u. Podobno kobieta piękna(na zdjęciach wyglądała ładnie). Jako że jej ojciec nie chciał żeby córka wyszła za mąż za "chama" z wioski upatrzył sobie właśnie pana Stasia. Pan Staś nazywany już starym kawalerem, płacącym bykowe, nie obraził się na takie swatanie. Dziewczyna mu się podobała, wiec czemu nie. Tak Jadzia i Stanisław zostali parą i w niedługim czasie małżeństwem. Nie długo potem pojawiły się dzieci. Właśnie po ślubie zaczęła się katorga pana Stanisława. Jadzia jako jedynaczka była tak rozpieszczona że nic w domu nie umiała zrobić, ani posprzątać, ani ugotować, ani uprać. Pan Stanisław chodził do pracy, a po pracy miał drugi etat w domu czyli sprzątanie, gotowanie, pranie, znowu gotowanie dla dzieci na drugi dzień kiedy będą z matką. Jadzia natomiast uważała że jak ona zajmuje się dziećmi przez 8 godzin to musi się skupić tylko na tym. Po przyjściu Stanisława do domu, od razu uciekała do koleżanek (chociaż jak pan Stanisław mówi, pewnie to oficjalna wersja). Tak sobie żyją razem. Dzieci i wnuki nie odwiedzają dziadków, tzn odwiedzają kiedy nie ma Jadzi. Odwiedzają dziadka. Pan Stanisław dalej zajmuję się domem, a Jadzia w tym czasie chodzi i kradnie zakupy, pikietuje, rozkazuje czy wsiada do cudzych aut służących jej jako taksówka.

Po zapytaniu pana Stanisława czy nie chciał się rozwieźć odpowiedział że chciał. Jednak ona robiła szopkę, on kochający ją i dzieci zostawał. Teraz już mówi że nie ma to nawet sensu, od kilkunastu lat żyją osobno. Ona na niego warczy, on to puszcza mimo uszu.

I taka życiowa rada od pana Stanisława dla wszystkich: "Uważaj synu, ładne opakowanie nie zawsze ma w sobie ładny środek, częściej ładne opakowanie ma zakryć mankamenty środka, wiec jeżeli kogoś szukasz to postaraj się go najpierw poznać jego środek, a nie kochać powłokę"

Jadzia

by Nyord
Dodaj nowy komentarz
avatar bloodcarver
11 17

"było trzeba wpisać kwotę jaką daje się na kościół" oraz "poświęcamy swój czas kosztem lekcji" - dwa powody, przez które żałuję, że Reformacja nie wyrwała KRK z korzeniami.

Odpowiedz
avatar mitzeh
6 8

Dałabym setkę plusów, gdybym mogła :) Chociaż to "poświęcanie czasu" akurat aż tak bardzo mnie nie razi - każdy ma prawo robić z własnym czasem co mu się żywnie podoba, nawet zajmować się największymi (w mniemaniu innych) głupotami.

Odpowiedz
avatar MarioSponge
-3 3

oj tam oj tam, przecież nikt tego nie robi na siłę. nie czepiaj się :)

Odpowiedz
avatar bloodcarver
0 6

@mitzeh - z własnym, tak. Ale to był czas lekcji, słono opłacony przez wszystkich podatników (a więc np nasze mamy). To marnować to już po prostu grzech. No i wykroczenie przeciw obowiązkowi szkolnemu, a więc przeciw "oddajcie cesarzowi, co cesarskie".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 lutego 2012 o 13:19

avatar mitzeh
7 9

@bloodcarver, na początku też tak to zrozumiałam, ale potem Autor zaczął opisywać sytuację, która miała miejsce wieczorem, więc założyłam, że chodziło mu nie o "czas, kiedy powinniśmy być w szkole na lekcjach", tylko o "czas, który po szkole powinniśmy poświęcać na odrabianie lekcji/przygotowywanie się do lekcji itp.". Uważam to za karygodne, kiedy bez żadnych konsekwencji zastępuje się zajęcia szkolne zajęciami kościelnymi (albo jakimikolwiek innymi, które nie są związane z edukacją lub szeroko rozumianym "życiem" szkoły), zwłaszcza bez odrabiania ich potem (jeśli jest to ogólna, oficjalna decyzja dyrekcji) - ale jeżeli ktoś z różnych powodów woli zajmować się kościelną akwizycją zamiast przygotowywać się do zajęć, a rodzice się na to godzą, cóż.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 lutego 2012 o 13:28

avatar TomX
2 2

2 fragmenty, które sprawiają, że będąc praktykującym katolikiem wstydzę się za kościół (instytucję).

Odpowiedz
avatar mitzeh
11 11

A teraz komentarz właściwy ;) Pana Stanisława żal ogromnie, tym bardziej, że nie jest to wcale odosobniony przypadek. Morał historii stary jak świat, ale jak widać ciągle trzeba o nim przypominać :) Chociaż jako jedynaczka czuję się nieco skrzywdzona sugestią, jakoby wszyscy ludzie nieposiadający rodzeństwa byli niesamodzielnymi darmozjadami ;) Tylko, jak przy wielu historiach, muszę się przyczepić do jednego: ludzie, jeśli nie umiecie odmienić bardzo skomplikowanego słowa "ÓW", to go nie używajcie. Na Piekielnych jest to nagminne, co i rusz ktoś w komentarzach zwraca na to uwagę - jak grochem o ścianę, żadnego skutku, ktoś tylko pokrzyczy, że "czepiamy się szczegółów". Może to i szczegół, ale istotny, do tego razi niesamowicie, mimo że historia sama w sobie jest w miarę interesująca i dobrze napisana.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 lutego 2012 o 13:22

avatar bloodcarver
8 8

[irony]Bynajmniej to był jedynyn duży błąd językowy w tekście.[/irony] A na serio, szczegół istotny i upierdliwy, ale tutaj nie przykuł mojej uwagi... chyba przez kontekst innych opowiadań, bo to tak ogólnie jest napisane całkiem nieźle.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 lutego 2012 o 13:26

avatar mitzeh
2 4

Ja jestem z tych, których razi nawet mówienie "tą książkę", więc może faktycznie się czepiam ;)

Odpowiedz
avatar sla
1 1

Historia bardzo ciekawa, zastanawia mnie tylko jedno - od kiedy środek ma jakikolwiek wpływ na opakowanie? Przecież to są dwa, całkiem niezależne elementy człowieka, nie można więc stwierdzić, że opakowanie ma coś ukrywać.

Odpowiedz
avatar mitzeh
7 7

Powiedzenie "oceniać książkę po okładce" nie wzięło się znikąd ;) Pomijając mniej lub bardziej filozoficzne, a czasem nawet naukowe, rozważania na temat tego, jak życie wewnętrzne wpływa na życie (w tym również wygląd) zewnętrzne człowieka i vice versa, najbardziej trwałe opinie o drugiej osobie tworzymy na podstawie tzw. "pierwszego wrażenia", które to wrażenie formuje się w ciągu dosłownie kilku sekund i oparte jest w ogromnej większości na wskazówkach niewerbalnych, wliczając w to (niestety lub "stety") aparycję. I ciekawostka - teoretycznie ja wiem i Ty wiesz, i wielu innych ludzi również, że wygląd i charakter mogą pasować do siebie jak pięść do nosa, ale badania wykazują, że mimo to w pierwszym odruchu "automatycznie" przypisujemy ludziom ładnym/pięknym lepsze cechy charakteru niż tym przeciętnym/brzydkim, z jednym wyjątkiem - jeżeli (w naszej opinii) wykorzystują swój wygląd, by osiągnąć coś, czego inaczej nie mogliby osiągnąć (np. kiedy studentka mająca pustkę w głowie zalicza przedmiot, bo na kolokwium założyła bluzkę z większym niż zazwyczaj dekoltem).

Odpowiedz
avatar sla
2 2

To powiedzenie w oryginale brzmi 'nie oceniaj książki po okładce'. Oczywiście, pewne cechy naszego charakteru są widoczne na zewnątrz, jednak to nie charakter sprawia, że ktoś jest ładny czy brzydki, atrakcyjny czy też nie. Przecież nie każda atrakcyjna kobieta jest wredną łajzą, a właśnie tak mówi nam morał historyjki. Jeśli zaś chodzi o pierwsze wrażenie - człowiek jest w stanie zapanować nad automatycznym zaszufladkowaniem bliźniego. Wymaga to jedynie sporo pracy, lecz jest możliwe nauczyć się oceniać jedynie fakty, nie dokładając do nich nic od siebie. Jeśli zaś chodzi o przypisywanie dobrych cech ładnym to wcale tak fajnie nie jest. Jeżeli chodzi o cechy jak bycie miłym, uprzejmym, kulturalnym - owszem. Jednak widząc blondynkę, nawet śliczną większość stwierdzi, że jest głupia. Do tego dochodzi także zazdrość, która w śliczny sposób psuje nam wizerunek drugiej osoby (np - skoro ładna kobieta jest na wysokim stanowisku to na pewno osiągnęła to przez łóżko).

Odpowiedz
avatar Nyord
0 2

Nie czas lekcji, tylko czas na naukę. Chyba opacznie mnie zrozumieliście:D pewnie mój błąd. Chodziło się wieczorami, wiec na naukę było już za późno.

Odpowiedz
avatar mitzeh
0 0

Za późno na naukę? Poczekaj na pierwszą sesję w życiu, zapomnisz co to sen ;)

Odpowiedz
avatar MalaMaudie
1 1

Ooo, ktoś prócz mnie z Białegostoku :D Swoją drogą, nie wyobrażam sobie jakby mogła mi się kobieta do samochodu załadować. Wtedy ją bym chyba złośliwie przewiozła tak, że oduczyłaby się od wsiadania do innych :D

Odpowiedz
avatar edyciurek
0 0

Tak jest często, że jedna strona pastwi się nad drugą psychicznie, bądź fizycznie. :(

Odpowiedz
avatar k4be
0 0

Mieli przynajmniej to szczęście, że dawniej nie wszystkie kobiety były złe.

Odpowiedz
avatar erystr
1 1

czyżbym coś przegapił ? dlaczego jest to finalna historia ? coś się Jadzi stało ?

Odpowiedz
avatar Nyord
1 1

Ja już jestem po studiach, znaczy rzuciłem. Nigdy nie uczę się w nocy. Mi to nie wychodzi. Zresztą nigdy jakoś nagminnie się nie uczyłem. Zresztą nigdy nie byłem nocnym markiem i najpóźniej do 22 i do wyra:D Z Jadzia nic, nie mieszkam tam już wiec nie mam świeżych informacji, co do mnie dochodzi to tylko powtarzanie starych schematów takich jak zakupy czy ładowanie się do auta.

Odpowiedz
avatar seera
0 0

ech,szkoda faceta....

Odpowiedz
avatar Face15372
-5 5

Ooo, to będzie koniec tych wyssanych z palca historyjek?

Odpowiedz
avatar jyyli
-4 4

Nie rozumiem, co takiego piekielnego w tym, że facet sam musiał wokół siebie wszystko zrobić. To chyba normalne, że człowiek sam sobie ugotuje czy upierze. Piekielnym byłoby, gdyby facet był kaleką, która nie potrafi pralki nastawić.

Odpowiedz
avatar mitzeh
2 4

"Czytanie ze zrozumieniem" to już tak wytarta fraza, że aż nieswojo się czuję, używając jej... Przecież tu nie chodzi o to, że facet musiał być samodzielny, tylko o to, że robił (i nadal robi) wszystko w domu, podczas gdy "żona", oprócz tego, że charakter ma ogólnie nieznośny, nawet palcem nie kiwnie. To jest dokładnie to samo, co sytuacja odwrotna - kiedy mężczyzna każe żonie prać, sprzątać, gotować, a sam nie ruszy tyłka z kanapy.

Odpowiedz
Udostępnij