Świeża historia związana z prawem jazdy. Trafił mi się cholernie uciążliwy jegomość. Nawet się nie przywitał tylko powiedział do którego samochodu mam wsiąść. Włączył silnik i powiedział, że wylosowałem do pokazania zbiornik płynu do spryskiwaczy i światła cofania. Po pokazaniu zbiornika wcisnąłem sprzęgło, wrzuciłem wsteczny i powiedziałem że teraz powinny się świecić i że może sprawdzić. Podniósł głos i odparł że nie mam mu tłumaczyć jak działają tylko pokazać! Zgasiłem silnik i przekręciłem kluczyk do pozycji między „stop” a „rozruch” i pokazałem palące się światło. Był niepocieszony - najchętniej oblałby mnie bez ruszania z miejsca.
Pomimo że najbardziej wysunięty na prawo łuk (pas ruchu) był wolny, kazał czekać aż zwolni się środkowy (wszystkich było 3). Jadąc po prawym widzimy w prawej, tylnej szybie tylko swoje pachołki. Na innych pasach widać trochę więcej tyczek, co może być mylące.
Na mieście, przed jednym ze skrzyżowań wybełkotał po cichu (żeby nie było słychać na nagraniu) „prawo”, a kiedy skręciłem w prawo usiłował mi wmówić że powiedział „lewo”, a ja nie wykonałem polecenia.
Nie omieszkał wypomnieć wjechania na krawężnik (który nie był krawężnikiem, a granicą między asfaltem, a kostką brukową) oraz jazdy na nieodpowiednim biegu (40 km/h na dwójce na odcinku kilkudziesięciu metrów).
Oblałem w końcu niestety z własnej winy - nie zatrzymałem się całkowicie przed znakiem „STOP”. Samochód ledwie się toczył, ale stopa na pedale hamulca świerzbiła tego CH.U.J.-a od samego początku.
Niestety historie o egzaminatorach przymykających oko na błędy czy ułatwiających zdanie egzaminu można między bajki włożyć.
WORD Tarnobrzeg egzaminator Krzysztof Zbignioń
Aż się wierzyć nie chce. Ni wiem jak takich ludzi może coś takiego bawić.
Odpowiedzraczej nie bawi.To czysty interes.Teraz MściwyFrustrat będzie musiał zapłacić za kolejny egzamin.I może jeszcze raz zapłacić,i może...
OdpowiedzEgzaminatorzy WORD są zorganizowaną grupą przestępczą. Masowo wyłudzają pieniądze przez wymuszanie kolejnych podejść do egzaminów. Ja sam prawa jazdy nie potrzebuję, przede wszystkim dlatego że nie stać mnie na samochód. Niestety w tym chorym kraju muszę je mieć bo jak powiem komuś że nie mam to patrzy na mnie jak na inwalidę albo jakiegoś odmieńca.
OdpowiedzEgzaminator ma stałą stawkę, która jest niezależna od ilości uwalonych ludzi. Co do takich buraków, bardziej bym obstawiała, że to po prostu rasowy buc z charakteru:)
OdpowiedzW niektórych ośrodkach egzaminatorzy dostają premie zależne od ilości oblanych klientów. Poza tym wysokość ich pensji zależy od obrotów ośrodka. Sam fakt że mają pracę jest korzyścią wynikającą z oblewania zdających. Im więcej podejść tym więcej zapotrzebowania na etaty.
OdpowiedzTak dla kontrastu: obserwowałam ostatnio egzamin brata. Łuk elegancko, ruszył więc w miasto. Kochana siostra zamiast siedziec w budnynku i obgryzać paznokcie, została na placu podziwiając zjawisko: Egzamin, za kółkiem ledwie pełnoletni jegomość. Dojechał do koperty, cofa...ŁUP. Pachołek rozjechany na masło. A egzaminator w najlepsze podziwia wróble na płocie. Nasz niedoszły kierowca wyprostował auto, ponownie bierze zakręt...Po czym skasował na amen kolejny pachołek. Egzaminator-ornitolog nadal głuchoniemo-ślepy. Trzecia próba identyczna. W końcu przejechał, stoi w początkowej kopercie...I wyjeżdża w miasto. Czy to egzaminator taki miły, czy tez rodzice chłopaka tacy szczodrzy,nie wiem. Ale ja się boję co będzie jak taki ktoś plastik odbierze...
OdpowiedzNie może być, ten pachołek wyrósł jak z podziemii :D
OdpowiedzHyc o pachołek, łapówka k**** bęc!
OdpowiedzMoże jakiś syn prezesa/dyrektora? Albo tak jak MsciwyFrustrat "Łapówka k**** bęc!" :)
Odpowiedz"Niestety historie o egzaminatorach przymykających oko na błędy czy ułatwiających zdanie egzaminu można między bajki włożyć." - nie zgodzę się. Ja trafiłam na bardzo miłego egzaminatora i zdałam za 1 razem. Nie podpuszczał mnie w żaden sposób, nawet przymknął oko na to, że nie wrzuciłam kierunkowskazu przy skręcie. Na kolejnych zakrętach, jeżeli widział, że już dojeżdżamy, a ja nadal nie wrzuciłam kierunku (ze 2 razy się zdarzyło) to pytał "w prawo prawda?" itp. Więc jednak można trafić na normalnego człowieka.
OdpowiedzJa też miałam bardzo miłego pana. Niestety nie zdałam, bo nie zatrzymałam się przed zieloną strzałką (bo stałam w małym korku i pojechałam za resztą samochodów jak ruszyły). Następnym razem trafił mi się taki sam buc, ale pokazałam mu, kto tu rządzi <:
OdpowiedzAkurat zgodnie z przepisami jak jest STOP to ma być stop. 0 ruchu. Zero. Sam sobie winien jesteś.
OdpowiedzAle ja nie o tym. Nie żalę się że mnie za to oblał, bo mógł (mógł też udawać że nie zauważył, ale tego nie zrobił).
OdpowiedzChociaż ja mam tutaj troszkę inne zdanie. Już kilka osób mi opowiadało o oblewaniu przy znaku STOP. Zwykle egzaminator dawał po hamulcach zanim auto wjechało na linię zatrzymania. Według mnie dopóki auto na tę linie nie wjedzie to nie ma prawa nacisnąć hamulec i oblać - skąd wiadomo, że zdający nie chce podjechać sobie po prostu jak najbliżej lini?
OdpowiedzW ogóle "dawanie po hamulcach" w sytuacji gdy niema zagrożenia na drodze służy chyba tylko dodatkowemu upokorzeniu zdającego. Równie dobrze egzaminator mógłby zaznaczyć nie zastosowanie się do znaku w protokole i powiedzieć o tym na końcu egzaminu, ale nie... "Egzamin przerwany!", "Egzamin przerwany!"... i tak k**** do zbankrutowania :/
OdpowiedzWydaje mi się, że gdyby nie było realnej potrzeby "dawania po hamulcach", to egzaminator by tego nie robił, bo wtedy właśnie to zagrożenie się zwiększa. Aczkolwiek mogę się nie znać, sama ledwo z elki wyszłam.
OdpowiedzWiele zalezy od egzaminatora. Ja (nie)przyjemnosc zdawania egzaminu mialam wiecej niz razm wiecej niz dwa, niestety wiecej niz trzy :P I kilku egzaminatorow poznalam,jeden byl koszmarny, nakrzyczal na mnie, ze ujrzawszy pod maska inny uklad elementow niz w samochodzie kursowym, nie wskazalam od reki, w ciemno elementu, ktory wylosowalam, a chcialam sie zorientowac po symbolach... Inni byli neutralni, formalni, nie wrodzy, ale i niezbyt przyjazni, inni (zwlaszcza pewien starszy pan) - szalenie mili,widzac,ze sie niemilosiernie stresowalam, uspokajali,samim zagajali z usmiechem. Za kazdym razem prosilam o wytlumaczenie bledow,jakes wskazowki na kolejny raz.Z niektorymi dalo sie pogadac - najrozsadniejsi byli starsi, ktorzy pamietali czasy, gdy egzaminatorem nie mozna bylo byc po kursie, ktorego warukniem jest posiadanie prawa jazdy iles tam lat (samo posiadanie!- tak jak dzis), a jedynie pod warunkiem pracy instruktora, najpierw mlodszego,potem starszego stopniem. Dzis wielu egzaminatorow po prostu robi kurs, a wcale wiele bardziej od przecetnego kierowcy doswiadczeni nie sa. Rozsadny egzaminator wie, ze kilka sekund za pozno wlaczony kierunkowskaz to nie przestepstwo, a nieraz moze byc wynikiem stresu wynikajacego wylacznie z faktu,ze TO EGZAMIN. Taki egzaminator zwraca uwage na calosc jazdy, nie zas na pier.doly, bo wie, co sie na drodze liczy.. Tak samo jest zreszta z instruktorami - wiekszosc mlodych, z ktorymi jezdzilam, uczyla raczej kiepsko. Z takim, niestety, przejezdzilam caly kurs ;/ (nie jest to tylko moja opinia, trafily do niego dwie moje znajome). A po kilku godzinach jazdy z innym, starszym, znacznie bardziej doswiadczonym, umialam wiecej niz po 30 z owym mlodym (niestety ;/), co tez zaskutkowalo na egzaminie :):)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2012 o 13:24
4 razy to jeszcze nie tak dużo. Starsi egzaminatorzy rzeczywiście są lepsi, nie zdasz wytłumaczy co było źle. Spora część reszty wygląda jakby była tam za karę(wiem z własnego przykładu).
OdpowiedzPopieram w 100 %, zarówno o egzaminatorach, jak i młodych instruktorach
OdpowiedzTeż się nie mogę zgodzić z tym, że egzaminatorzy robią wszystko, aby nas oblać. Kiedy zdawałam egzamin za pierwszym razem zestresowałam się i wjechałam pod zakaz, więc była ewidentnie moja wina, ale za drugim razem trafiłam na świetnego egzaminatora. Był strasznie miły, gdy przy parkowaniu nie zaciągnęłam ręcznego spojrzał tylko na hamulec, zapytał "Nie zapomniała pani o czymś?" szybko go zaciągnęłam, a on pochwalił, że bardzo dobrze. Wydaje mi się, że dużo zależy od człowieka, jeżeli egzaminator jest w porządku i umiemy jeździć to się do niczego nie przyczepi. Jednak i tak uważam, że 30h to zdecydowanie za mało, aby nauczyć się jeździć.
OdpowiedzZ tym oblewaniem to zależy od człowieka, który egzaminuje. Za pierwszym razem miałem strasznego cwaniaka, dwaj kolejni neutralni, a za czwartym razem kiedy zdałem, egzaminowała mnie pani. Zajechaliśmy pod sklep meblowy, miejsca tyle że tirem by zaparkował. Kazała wybrać sobie miejsce i zaparkować. Po manewrze, pochwaliła i powiedział, że wracamy. A co do 30h nauki to rzeczywiście mało ale jeśli już się zda to chyba najlepiej wsiąść do samochodu dłuższego niż Yariska, bez wspomagania, ABS. Jak to już człowiek ogarnie to potem z górki...
OdpowiedzAle po egzaminie nie wybieramy też auta, które ma 130KM pod maską tylko 30KM :) Pierwsze jazdy polecam słabym autem, które możemy zajechać na amen. W imię nauki! :)
OdpowiedzHmm... to w takim razie czekam na historię o miłych egzaminatorach tej samej płci co zdający.
OdpowiedzPrzepraszam, ale jak się obleje egzamin, to zawsze winny jest egzaminator, nie? Ja jakoś wiem, że pierwszy egzamin oblałam, bo przejechałam przy skręcaniu podwójną ciągłą. Moja wina, a egzaminator był w porządku. Wytłumaczył grzecznie dlaczego oblałam i nie było problemu. Drugi raz trafiłam na równie fajnego gościa, który nawet przymknął oko na brak kierunkowskazu przy zawracaniu. I zdałam. I nadal uważam, ze obaj byli ok, a nie, ze nie zdałam, bo się pierwszy uwziął.
Odpowiedzwina egzaminatora albo ktoś na pasy wbiegł :)
OdpowiedzTakie przypadki też były. Egzaminatorzy umawiali się z podstawionymi pieszymi/rowerzystami, którzy wbiegali/wjeżdżali na jezdnię w ustalonym miejscu. Wtedy wystarczy że egzaminator ma lepszy refleks od egzaminowanego, szybciej naciśnie hamulec i egzamin przerwany. Figurant dostaje dolę od egzaminatora i biznes się kręci.
OdpowiedzNo tak: podstawieni piesi, złośliwi egzaminatorzy, interes WORDu, milion innych niezależnych od biednego zdającego czynników. Bo przecież nie fakt, że nie umie dana osoba jeździć.
OdpowiedzMarchewko droga, nie bulwersuj sie tak. Zdarzaja sie i tacy i tacy egzaminatorzy. To,ze Ty natrafilas na takich w porzadku, a ulalas samodzielnie, nie znaczy,ze nie ma takich, ktorzy mniej lub bardziej pomagaja egzaminowanym wrocic na kolejny egzamin. Bo sa. Niestety. Jako osoba po kilku egzaminach wiem, co pisze. Nie twierdze, ze kazdy egzaminowany jezdzil genialnie, bo ciezko,aby niczym mistrz kierownicy prowadzil ktos po 30h kursu, ale niestety - sa egzaminatorzy, ktorzy dzika frajde czerpia z dokopania i tak juz zdenerwowanemu egzaminowanemu. I nie ma, ze jak sobie ktos poradzi na drodze, jesli stresuje go egzamin. Bo tak to juz bywa, ze wlasnie stresuje samo to, ze to egzamin, nie zas jazda. Po prostu - sa i mili egzaminatorzy, ktrzy ulac musza kogos, kto na wlasne zyczenie musi ponownie przystapic do egzaminu, ale sa i tacy, ktorzy robia wszystko, zeby ktos, kto generalnie sobie radzi i nie stwarza zagrozenia na drodze, musial zdawac po raz kolejny. Roznie bywa. I nieladnie generalizujesz twierdzac, ze zawsze winny jest egzaminator, tymczasem w zadnym z komentarzy taka opinia sie nie pojawila. I tyle.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2012 o 19:02
Ja bym powiedział że w trzech przypadkach sam zawiniłem. W dwóch natomiast była to złośliwość egzaminatora.
Odpowiedzegzaminatorzy nie przymykają oka? Zależy jacy. Mój kolega (zdał za pierwszym razem) jechał sobie i pod koniec egzaminu powiedział egzaminatorowi, że tu się JAKAŚ KONTROLKA ŚWIECI (szczegół, że powinien znać co oznacza ta kontrolka - bardzo charakterystyczna) a egzaminator zerknął, spuścił hamulec ręczny i powiedział tylko 'jedź, jedź'. I kolega zdał.
OdpowiedzMoże faktycznie zasady egzaminowania są nieco nie halo. Pamiętam swoje 2 egzaminy: 1) Idealnie panuję nad samochodem, dobra technika jazdy, kontroluję prędkość, nie mam żadnych "niespodzianek" w stylu gasnącego silnika czy zbyt gwałtownego hamowania. Zjeżdżając z ronda jednak nie zerknęłam w lusterko, by upewnić się, że nikt za mną nie jedzie. Nie zerknęłam, bo dojeżdżając do ronda nie widziałam w pobliżu (płaski teren, idealna widoczność, zero drzew) ani kawałka samochodu i po prostu nie mógł mi się nikt zmaterializować za zderzakiem w ciągu kilku sekund. Oblane. Podejście nr 2: Ja zdenerwowana, gaśnie mi silnik, wrzucam złe biegi, "jodłuję", przy hamowaniu wpadam nawet w minipoślizg. Zdałam, bo nie złamałam żadnego przepisu. Co ciekawe, egzaminator w obu przypadkach trafił się ten sam.
OdpowiedzBo zeby zdac, nie trzeba umiec jezdzic, tak naprawde, a jedynie prawidlowo i przepisowo wykonac szereg manewrow :)
Odpowiedzusłyszane od znajomego który swego czasu był egzaminatorem - "bo wiesz, rano zakładamy się ilu uda nam się oblać". ile prawdy nie wiem, choć facetowi ufam
OdpowiedzWORD w Tarnobrzegu jak widzę. Brat zdał za ósmym razem, ale zanim to się stało cała rodzina przeszła nerwicę. Życzę, aby Tobie udało się prędzej;) Na pewno jest przynajmniej dwóch fajnych egzaminatorów- babeczka, która brata egzaminowała za pierwszym razem, no ale oblał na własne życzenie i pan, który towarzyszył mu ostatnio i podobno nawet był miły. Wierzę, że niektórzy egzaminatorzy potrafią spotęgować i tak stresogenną sytuację, a niestety nie każdy ma nerwy ze stali.
OdpowiedzNerwicę już chyba mam (po piątym). Też słyszałem że "babeczka" jest w porządku. Nie chciałbym za szóstym razem znowu trafić na pana "Zbignionia".
OdpowiedzNie chcę nikogo urazić, tym bardziej że sama czekam na drugi termin (tak się starałam nie przydzwonić w słupek na luku tyłem, że zatrzymałam się "granicznie" na linii):) Przywołuję po prostu słowa mojego instruktora: "Do Tarnobrzegu trafiają frustraci, którzy stracili pracę u nas (czyt. Krk)". Pozostawiam bez komentarza :)
OdpowiedzNo to z "deszczu pod rynnę" trafiłem :/
OdpowiedzKiedy ja zdawałam na prawko (kilka lat temu), egzaminy odbywały się inaczej a i tzw "rękaw" był nieco ciaśniejszy niż dziś. Zawsze byłam nerwową osóbką tak więc przed egzaminem zaczęłam się cała trząść (na rękawie precyzja to nr 1), poprosiłam więc egzaminatora (już gdy siedziałam w aucie), aby dał mi chwilkę bo się denerwuję i nogi mi się trzęsą. Odp. egzaminatora: "Jedź, ja Cię za nóżkę potrzymam, żeby Ci się nie trzęsła i zaczął mnie głaskać po nodze" - uciekłam, oblałam, poskarżyłam się mężowi (on akurat robił w tym samym ośrodku kat. C, mąż gościa zbluzgał za molestowanie i wymienił moje imię i nasze nazwisko a jako, że nazwisko bardzo rzadkie to mąż też oblał bo trafił na swoim egzaminie na tego samego typa...(mierzył mu cm miarką na placu). Pozdrawiam też mojego pana instruktora jazdy przy okazji, bo gdyby nie mój mąż, który nauczył mnie jeździć to w życiu bym nie zdała po naukach mojego instruktora (jak większość znajomych będących jego uczniami). Zapomniałam dodać, że przy mnie z placu wyjechała panna, która strącała pachołki na placu niemalże wszystkie jak leci a egzaminator jakby tego nie widział i panna zdała...Nie wnikam co za układy były między nimi...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 lutego 2012 o 2:50
Możecie mówić, że jestem mściwym frustratem ale cieszyłem się jak dziecko kiedy dowiedziałem się, że policja aresztowała w tym tygodniu ośmiu egzaminatorów tarnobrzeskiego WORD. Mam nadzieję że bohater mojej historyjki jest wśród nich.
Odpowiedz