Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia http://piekielni.pl/24299 przypomniała mi inną, z dawnych czasów mojej młodości, kiedy to…

Historia http://piekielni.pl/24299 przypomniała mi inną, z dawnych czasów mojej młodości, kiedy to całe lato spędzałam w stajni, jeżdżąc, pomagając przy koniach i "marnując" czas.

Powiedzenie "końskie zdrowie" ma z rzeczywistością mniej więcej tyle wspólnego co wieloryb z figurową jazdą na łyżwach. Konie chorują, i jedyne co podaje im się końskiego, to dawki różnych specyfików, żeby to wszystko opanować. A że stajnia była naprawdę spora, ponad 40 koni, to w sumie cały czas "coś" się działo, przeważnie jakieś zupełne drobnostki, które można było opanować przy użyciu stajennej końskiej apteczki.
No i tak właśnie pewnego pięknego lata (miałam na koncie moze lat 10 czy 11) do stajni zawitała grzybica. Konie jak to konie, witają się, dotykają, ocierają, a zresztą wystarczy, że ktoś pomyli czy pożyczy szczotki czy czaprak, i takie rzeczy przenoszą się z prędkością nadświetlną. Żadna tragedia, konie z grzybem trzymamy osobno, myjemy ręce po każdym koniu, starsze dziewczyny wygrzebały środek na grzyba, taki do rozpuszczenia w wodzie, rozpuściły go w 2 litrowej butelce po Pepsi, ponacierałyśmy konie i reszta została w tejże butelce na oknie.
Dla bezpieczeństwa, etykietka "pepsi" została usunięta, markera żeby butelkę podpisać nie było, no ale co tam. Przecież poza nami i paroma osobami z obsługi/właścicielem nikt tam nie chodził, to i kto by to ruszył.

Tego dnia jednak właściciela cały dzień nie było, a dzień był wyjątkowo słoneczny. W tamtych czasach jakakolwiek klimatyzacja w autach to byla rzadkośc (stara jestem, wiem), wiec wrocil zmeczony i spragniony. Minął się ze mną jeszcze w drzwiach siodlarni, po chwili coś mnie tknęło, odwróciłam się na pięcie i galopem z powrotem. Wbiegam do siodlarni, a tam właściciel już, już ma się uraczyć "naszym" płynem na grzyba z owej 2 litrowej butelki po Pepsi.
Powstrzymałam go w ostatniej chwili.

Płyn oczywiście w kolorze piekielnym bo nie wiedząc co to i nie sprawdziwszy sobie nosem zapachu, NIE DO ODRÓŻNIENIA od Pepsi.

Po tym wydarzeniu marker się jakoś znalazł i już nikt naszego środka pić nie próbował.
Atak grzybicy w stajni został opanowany, ale za każdym nawrotem butelki zawsze były porządnie oznaczane.

stajennych historii (najróżniejszych) mam masę, większość śmiesznych, część piekielnych, także jeśli się spodoba, to dodam więcej :)

stajnia sto lat temu

by Kapri
Dodaj nowy komentarz
avatar greenwolf
6 8

Do leśniczówki w której mieszkałam przychodzili drwale po skończonej dniówce. I był taki jeden- Mariuszek. Młody chłopaczek, strasznie zabawny. W pewien upalny dzień po robocie zaszedł do biura i, spragniony, pociągnął ze stojącej przy biurku butelki spory łyk Coli. Musiał niestety po tym fakcie jechać na płukanie żołądka gdyż we wspomnianym naczyniu był Rundap- środek chwastobójczy. Mariuszkowi nic się nie stało, wszyscy sie później śmiali że mu korzonek uschnie. Ale od tamtej pory wąchał nawet herbatę w szklance.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

O.o dobrze, że nic mu się nie stało. mojemu panu malarzowi również. coś mi mówi, że fachowiec był już nawykły do różnych gorszych specyfików;P

Odpowiedz
avatar erystr
0 0

nie Rundap, a Roundup, produkt nielubiany przez zwolenników teorii spiskowych, gdyż producentem tego środka jest amerykańska firma Monsanto, która wytwarza np nasiona roślin GMO, a podczas wojny w Wietnamie wyprodukowali środek o nazwie "Agent orange" który spowodował mutacje genetyczne u ludzi mieszkających niedaleko obszarów które były pryskane tyn środkiem...

Odpowiedz
avatar peeYie4o
3 5

Dlatego warto wszystkie butelki, słoiki i inne pojemniki opisywać, zwłaszcza jeśli zawierają środek inny niż oryginalnie. Mazak i zestaw naklejek bardzo w tym pomaga.

Odpowiedz
avatar Piotrek1
0 0

Kolor piekielny? Pepsi jest w butelce czarne a rozlane na szalce karmelowe...

Odpowiedz
avatar Kapri
0 0

"piekieln" nie w sensie czarny, tylko ze taki wlasnie brazowy... colowy ;) szkoda ze nie pamietam juz nazwy tego srodka, moze udaloby mi sie gdzies znalezc zdjecie jak to wyglada. Mysle ze generalnie przezroczystosc ma to podobna, choc nikt przy mnie nigdy do szklanki tego nie przelewal. A historia z czasow kiedy bakterie jeszcze masowo nie trzebily ludnosci i wszyscy pili w stajni z tej samej butelki. Wszyscy ciagle zyjemy ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

heh, wywołałam szum medialny...:) ponoć właśnie te przeciwgrzybiczne środki są w kolorze Coli i trudno na oko odróżnić:P

Odpowiedz
avatar clansman88
-1 3

To jest duży problem w stajniach - ludzie trzymają koniki w sterylnych prawie że warunkach i te konisie nie mają prawie odporności. Zarazi się taki czymś, rozniesie po stajni, a potem ładowane są w konia antybiotyki itp. A zwróćcie uwagę, że zwierzęta naszych dziadków prawie nigdy nie chorowały gdy stały w naprawdę mało czystych miejscach. To są moje wnioski oparte na prywatnych obserwacjach. Gdybym się mylił to proszę o poprawę i logiczne argumenty.

Odpowiedz
avatar pirlipatka
1 1

Zwierzęta nie chorowały, czy nie diagnozowano tych chorób? Ot, jakieś parchy wyskoczyły- przejdzie. A jak nie przejdzie i rozniesie się, to najwyżej będzie parszywy. Myślę, że to nie kwestia sterylności (konie w końcu nie przebywają w szpitalnych pomieszczeniach polewanych lizolem), tylko rozwoju diagnostyki i większego zwracania uwagi na choroby zwierząt :)

Odpowiedz
avatar Kapri
0 0

haha, w tamtych czasach trudno bylo o "sterylne" warunki. Wszystkie konie mieszkaly sobie razem, w stajni byla duza rotacja ludzi, przy wyjazdach spotkalismy ludzi z innych stajni i jakos sie nanioslo. Grzyb akurat roznosi sie bardzo latwo i nie mozna na niego sie uodpornic. Konie choruja bo tak maja. Bardzo latwo sie zarazaja od siebie nawzajem, poza tym maja bardzo delikatne przewody pokarmowe. Maja delikatne nogi, ktore latwo sie uszkadzaja. Moje konie praktycznie mieszkaja na pastwisku, w kazda pogode i nie drze o ich zdrowie, ale jak jeden kon ma w stajni katar, to mi sie slabo robi, bo wiem co zaraz z tego bedzie ;) dodatkowo wystarczy jedna osoba ktora nieopatrznie nakarmi konia swieza kanapeczka, albo ze kon krzywo stanie. Przerabialam WSZYSTKO od przeziebien, poprzez odlezyny, rozbite glowy az do polamanych nog i naprawde mozna by za koszty weta kupic dobre autko... kazdy wlasciciel konia Ci to powie.

Odpowiedz
avatar Kapri
0 0

@pirlipatka - wet bywal tam praktycznie codziennie, plus kilka jezdzacych u nas studentek weterynarii... diagnozy zawsze stawial wet, ale nacieranie to juz byla nasza specjalnosc :) w koncu to sama przyjemnosc postac i konia pomiziac :)

Odpowiedz
avatar pirlipatka
1 1

@Kapri, chodziło mi o wypowiedź clansman88- "zwierzęta naszych dziadków prawie nigdy nie chorowały". W to, że weterynarz bywał u Was codziennie, nie wątpię :)

Odpowiedz
avatar Jorn
1 3

W latach późnopodstawówkowych parałem się amatorsko fotografią od A do Z, czyli nie tylko robiłem zdjęcia, ale też je sam wywoływałem. Jako, że czasy były analogowe, przenoszenie zdjęć na papier odbywało się nie przy użyciu komputera i drukarki, lecz środków chemicznych. Traf chciał, że wywoływacz też kolorem przypominał Pepsi i trzymało się go w takich butelkach, jakie akurat były pod ręką (kupowało się to w proszku do rozpuszczenia w wodzie), ale zarówno ja, jak i moi koledzy mimo szczenięcego wieku mieliśmy tyle rozumu, żeby butelki z każdej strony wyraźnie opisywać.

Odpowiedz
avatar Rammaq
0 2

Powiedzenie "końskie zdrowie" ma z rzeczywistością mniej więcej tyle wspólnego co wieloryb z figurową jazdą na łyżwach. Plus, mało osób to rozumie. Jak grzbica nawraca, to konie najlepiej zaszczepić, a stajnię potraktować fumigantem.

Odpowiedz
avatar Kapri
0 0

nie sadze by w tamtych czasach w naszych stronach ktos slyszal o szczepieniach czy opryskach stajni na grzyba, przypominam ze to bylo cale LATA temu. Teraz juz nie spotkalam sie z grzybica u zadnego z moich ani ze znajomych koni od bardzo wielu lat. Moje prywatne konie chyba nawet nigdy grzybicy nie mialy.

Odpowiedz
avatar Rammaq
1 1

Zgadza się. Myślę, że moja wypowiedź została źle odebrana. Historia na plus. To wtrącenie o zwalczaniu grzybicy, było podane jedynie dodatkowo. Szczepionki to stosunkowo nowy wynalazek.

Odpowiedz
avatar Kapri
0 0

aaaah, no i wszystko jasne :)

Odpowiedz
avatar madzia5811651
0 0

Znajoma opowiedziała mi inną historie. Ma konia i podjechała pewnego razu ze swoim psem do stajni.Piesek gdzieś tam sobie pobiegł obwąchiwać i nagle wrócił szurając pyszczkiem o ziemie.Ewidetnie bolała go buźka.Okazało się,że w jakims boksie stał jakiś kwas,czy inny chemia,a na półeczce wyżej płynny cukier (coś na styl karmelu,w tej okolicy często dodaje się tego cukru do siana). Pojemniczek się przewrócił, cukier wykapał do wiadra i piesek najwyraźniej musiał się tego trochę napić.Miał poparzony cały język, dziąsła i przełyk, nie jadł chyba 3 dni.Dostal jakieś środki przeciwbólowe. Teraz już jest ok, ale wiadomo że pies nam nie powie,czy ma czucie w pysku,czy nie:P

Odpowiedz
Udostępnij