Czasami w naszym fachu potrzebny jest sprzęt.
Różny, czasem drobny, czasem ten większy.
A kasy zawsze piekielnie brakuje. Teraz już mniej, bo akcje władz szpitala i województwa odnowiły tabor i uzupełniły braki. Ale pamiętam dobrze te biedniejsze czasy...
W naszej bazie królowały dwa "okręty flagowe" - Mercedesy, popularne kaczki.
Wymalowane na żółto, z oznakowaniami, z zewnątrz robiły wrażenie całkiem sprawnych maszyn.
Znacznie gorzej było od środka...
Jechaliśmy do wezwania: cukrzyk, nieprzytomny, w domu na wsi. Zima.
Już przy zjeździe w drogę prowadzącą do wioski, miałem wrażenie, że ze strachu okasztanię sobie zbroję...
Droga przez las, pochyła jak czoło polityka i kręta jak jego sumienie. Do tego zima - odśnieżanie tego traktu nie leżało w sferze zainteresowań władz gminy.
Ale jedziemy twardo. Z fasonem. Nie zwracając uwagi na coraz bardziej skrzypiące hamulce i zapach palonych okładzin wyczuwalny w kabinie.
W końcu odmiana... ale nie na lepsze.
Podjazd pod górę, stromy jak cholera. W połowie dom, do którego mamy wezwanie. Dojechaliśmy, zamiatając tyłem - tylny napęd plus nieco łyse opony.
Na miejscu użyliśmy znalezionych obok drogi kamieni, celem unieruchomienia naszego rumaka i do boju. Pacjenta zbadaliśmy, zakłuliśmy, podaliśmy leki i na noszach wieziemy do karetki.
Wprowadzamy je z drżeniem łydek, bo przecież ręczny oddał ducha dawno i jedyne, co trzyma parę ton żelastwa i wjeżdżającego, ponad stukilowego pacjenta, to kawałki skały pod kołami.
W pewnym momencie straszna informacja od kierowcy:
- Nosze nie chcą się zablokować, bo stoimy na pochyłości!
I co dalej??
Ano nic... Razem z ratownikiem wlazłem do środka, złapaliśmy mocno rączkę od noszy i trzymamy. A kierowca rusza i próbuje wyjechać kolejne dwa kilometry pod stromą, ośnieżoną górę...
W połowie tej trasy nastąpiły dwa wydarzenia, obydwa niespodziewane.
Nagle otworzyły się tylne drzwi do karetki. Na oścież.
W tym momencie nasz biedny pacjent odzyskał świadomość.
Otworzył błękitne oczęta i ujrzał... oddalającą się wstążkę drogi, od której dzieliło go kilkadziesiąt centymetrów, bez żadnej fizycznej bariery, a u podstawy wielgachnej góry kilka drzew i lustro wody leżącego poniżej zbiornika...
Zaczął więc wydawać z siebie mało artykułowane, za to coraz głośniejsze jęki przerażenia. Do tego rozpoczął intensywną aktywność ruchową, zmierzającą do uwolnienia się z tego rydwanu piekieł!
I tu popełniłem błąd taktyczny, który zaowocował drugą niespodzianką. Ryknąłem:
- Nie szarp się pan, bo puścimy te nosze, a nie są zablokowane!
- Łaaaaaa!!!!!
Po tym wrzasku chorego we wnętrzu karetki rozszedł się zapach wyraźnie świadczący o tym, że nerwy ma on równie słabe, co zwieracze...
I tu doceniliśmy otwarte drzwi karety. Pozwalały oddychać bez ryzyka zagazowania na amen. Lubił chłopina zjeść, nie ma co...
Na szczęście góra się skończyła.
Zatrzymaliśmy się na równym. Wydobyliśmy nosze. Wylaliśmy ich zawartość płynną (obiad) pozostawiając stałą (konsumenta).
Zablokowaliśmy nosze i ruszyliśmy do szpitala.
Tylko przez całą drogę ciągnęły się za nami nieartykułowane ryki pacjenta, które wyraźnie świadczyły o tym, że do bazy dojedzie w znacznie gorszej, niż wyjściowo formie... Przynajmniej psychicznej.
I po co było przytomnieć?
służba_zdrowia
"Daleko od noszy" musi być na faktach, dochodzę do wniosku czytając tę historię.
OdpowiedzJest na faktach. Tak wygląda polska służba zdrowia w większości przypadków.
OdpowiedzPolska służba tak wygląda bo nie ma pieniędzy... Myślicie, dlaczego są takie kolejki? Nie ma terminów, a za darmo nikt nie będzie pracować... Wyższe płace, lepsi fachowcy - bo wielu już wyjechało za granicę...
Odpowiedzci gorsi zostali tylko dlatego, ze ktoś musiał
OdpowiedzLekarzom nie płacą, a racja - nikt za darmochę pracował nie będzie. Mają drastycznie ograniczoną liczbę pacjentów których mogą przyjąć. Moja babcia w grudniu była w przychodni jedynie cztery (!) razy, tak mało mają... :/
Odpowiedz"I po co było przytomnieć?" najlepszy tekst ;)
OdpowiedzA w duzej części ci co zostali pracują jak im pasuje...
OdpowiedzMam sugestię - dodaj na początku uwagę, żeby nie czytać przy jedzeniu. Bardzo dobrze to opisałeś - praktycznie zero szczegółów, a mimo to udało mi się to sobie wyobrazić... Bleh.
OdpowiedzA co tu obrzydliwego?
Odpowiedzhehe, zawartość płynną i stałą szybko sobie wyobraziłam (i jak zwykle + za opis i piekielność sytuacji):D nieźle się chłop zestresował. ale od początku próbuję sobie wyobrazić jak wygląda kwestia blokowania noszy. domyślam się, że chodzi o unieruchomienie ich we wnętrzu karetki czyli przy/za/czepienie w jakiś sposób, tak żeby pacjenta nie zgubić, nie uszkodzić itp.?
OdpowiedzDokładnie tak. Po wjeździe do wozu nosze powinny się zablokować na podstawie, bo inaczej wyjadą z całą zawartością. Ale w tym monster trucku wystarczyło parę stopni przechyłu i po sprawie.. Przydawała się siła w łapkach.
Odpowiedztaki ambulans, prawdziwy monster-truck to jest myśl. wyobraź sobie, że jedziecie czymś takim na wezwanie:) nikt by się nie odważył drogi zajechać... a jak wam się udało wtedy nie wylecieć wraz z tymi 100kg pacjenta przez drzwi?
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 1 lutego 2012 o 10:37
Michu, Tobie to można stawiać plusa nie czytając tekstu. Opis czoła polityka mnie powalił.
OdpowiedzJa tam wolę kwestia okasztanienia sobie zbroi. ROTFL.
OdpowiedzJa wiem, że fakt stanu technicznego karetek jest tragiczny, to sposób opowiadania znów spowodował, że moja córka (3 lata) pyta, - czemu się śmiejesz? Lubię czytać Twoje historie :-)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 lutego 2012 o 16:37
A ja pytam czemu u licha ten komentarz miał zerową ocenę przy 2 głosach?!! (dołożyłam swojego plusika) Toć autorka samą prawdę pisze.
OdpowiedzMnie natomiast bardzo interesuje jak w takiej karetce przeprowadzało się akcję reanimacyjną?? Miewaliście zapewne wezwania do pacjentów wymagających reanimacji? Nijak nie mogę sobie tego wyobrazić... Co do historii to nie będę wypisywać "ulubionych fragmentów" bo musiałabym skopiować większą część tekstu;)
OdpowiedzNic mi nie mów o starych karetkach... Kiedyś zgubiliśmy pacjenta bo się nosze nie chciały zablokować o.O I jak ruszyli nosze huknęły o drzwi i wyjechały bo nie zdążyłem złapać... Teraz mamy śliczną, prawie "nowiutką" i chodzimy wokół niej na paluszkach ;)
OdpowiedzMichu... no uwielbiam Cię po prostu... wstawiłeś taki zlepek genialnych tekstów że nie mogłam zaczerpnąć powietrza między jednym a następnym :D dzięki :*
OdpowiedzHmm... Wyszedłem z wprawy... Tyle czasu i ani jednego trolla? Nawet mój najwierniejszy fan z gatunku gryzoni odpuścił? Trzeba napisać coś nowego, bo mi się krytykanci rozleniwią :) A co do opieki zdrowotnej, rzecz działa się dawno, więc i takie wypadki się już nie zdarzają. Karety nowsze, drobnicy też przybyło... Highlife...
OdpowiedzNie wywołuj pieska z norki :P
Odpowiedz@TrissMerigold, rozwaliłaś mnie:D
OdpowiedzMahoń pozbierać Cię i skleić? :P Mam taki dobry, jubilerski klej :P
Odpowiedzpóki co, jakoś się ogarnęłam. ale trzymaj na przyszłość, może się przydać:)
OdpowiedzNapiszę coś, żeby nie było, że tylko krytykuję:) Historia jak najbardziej piekielna, brak pieniędzy na podstawowe sprzęty do ratowania życia to jedna z największych porażek naszego państwa. Opisana jest piekielność bez obrażania osób niewinnych zaistniałej sytuacji. Można? Można. Jestem też pełna podziwu, trzeba było mieć naprawdę DUŻO siły, aby utrzymać te nosze.
OdpowiedzAhh, ojejku Miona, jam taka kontenta z tegoż powodu, aż mi tlenu w płucach ubyło...
OdpowiedzNie bardzo wiem, czemu maja sluzyc takie durne wstawki, ale skoro nalegasz: na leczeniu znam sie bardzo kiepsko, na prowadzeniu samochodu calkiem niezle i zastanawiam sie, czy kierowca byl idiota, ze na sliskiej drodze doprowadzil do "skrzypiacych hamulcow i palonych okladzin", czy to taka nutka dramatyzmu. I tak dobrze, ze o piszczacych na lodzie oponach nie pisales, bo faktycznie - wtedy obudzilbym zone swoim smiechem, tylko niekoniecznie wesolosc wzbudzilaby twoja historia. Bylbym zobowiazany, gdybys uszczegolowil, w jakiej orientacji byl pacjent wzgledem karetki, bo troche odleglosci mi sie nie zgadzaja, ale moze cos sobie zle wyobrazam. Tak ogolniej... cieszysz sie tu spora sympatia, moja rowniez, choc coraz mniejsza. Umiesz pisac, ze wzgledu na zawod - mam kilku znajomych z twojej branzy - masz co opowiadac. Zwyczajnie ciesz sie tym i rob swoje, takie wywolywanie wilka z lasu, jak tu zaprezentowales, jest niesmaczne. Komus tam niedawno odpisywales, ze jego ujadanie cie nie dosiega i nie ma dla ciebie znaczenia, a jednak sie dopominasz. Nie wiem, co to mialo na celu, wywolanie twoich fanek, zeby cie zapewnily o twojej wspanialosci i swoim uwielbieniu? Ogarnij sie, bo przykro patrzec, jak z fajnego goscia zaczyna wychodzic megalomania. Koniec marudzenia, milego minusowania.
OdpowiedzBiorąc pod uwagę, że jechaliśmy dłuższy czas z góry, samochodem, który miał naprawdę mocno zużyte podzespoły, skrzypienie zawieszenia i zgrzanie klocków nie dziwi. Przynajmniej mnie. O piszczących oponach nie pisałem, bo nie stwierdziłem. A sama wstawka... fakt, nie powinienem się dopominać krytyki, bo kończy się takimi wjazdami, jak Twój... Orientacja pacjenta: leżący na plecach, głową w stronę kabiny, patrzący do tyłu w stosunku do kierunku jazdy. Więc jak tylko się drzwi otworzyły, patrzył prosto przez nie. Co do sympatii: jako właściciel durnych wstawek i megaloman mam prawo chyba nie zwracać na jej przejawy uwagi? Bo jeżeli tak objawiasz sympatię, strach pomyśleć, jak okazujesz wrogość:) W jednym masz na pewno rację: stary chłop, piszący pamiętnik, powinien się liczyć z tym, że go ktoś w końcu op....oli... I nie bawić się w odpowiadanie na komentarze. P.S Dałem plusa :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2012 o 11:10
Najdziwniejsze jest to, że takie prymitywne obelgi i wyzwiska (odnoszę się do tego, ze ktoś Pana "opier...") nie powinny robić na nas żadnego wrażenia, a jednak ciężko się przyzwyczaić do nich.
OdpowiedzWniosek dla potencjalnych pacjentów po tej historii prosty - dla dobrego samopoczucia i zdrowia psychicznego lepiej nie odzyskiwać przytomności w karetce.;P Bo niby sprzęt lepszy ale nigdy nie wiadomo co po otwarciu nasze piękne oczęta mogą ujrzeć.:)
OdpowiedzNa przykład moje piękne oblicze :) To gorsze od widoków ekstremalnej wspinaczki karetką :)
Odpowiedz@hellreiser nie kuś! Jeszcze się która z Twoich wielbicielek specjalnie uszkodzi żebyś ją ratował! Żeby zobaczyć oblicze idola pewnie dużo by zniosły ;)
OdpowiedzAutor dał czadu, historia dla czytelnika powalająca śmiechem, dla personelu i "konsumenta" chyba mniej. :D
Odpowiedzpowiem Ci Hellriser że Ty i Zaszczucony inspirujecie mnie coraz bardziej do zmiany zawodu :) jakieś ciekawe wasze życie musi być :)
OdpowiedzPoczytaj kilka historii z rodzaju tych "mniej wesołych" to ci raczej przejdzie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 lutego 2012 o 19:20
Pomijając fakt, że to paranoja, żeby ratownik musiał się martwić, czy karetka zapali czy nie, czy z niej coś odpadnie, wypadnie, czy dojedzie w całości czy się rozsypie po drodze to historia rewelacyjna, ale słowo daję, nie chciałabym być ani na miejscu pacjenta, ani ratownika, bo to stres niewyobrażalny. Pozdrawiam i życzę dużo siły fizycznej i psychicznej, na takie i inne przypadki.
OdpowiedzZ punktu widzenia tego pacjenta to z was naprawdę piekielne "łapiduchy". A, że nieproszony oprzytomniał to faktycznie sam sobie winien ;)
OdpowiedzWiem, że to nie wasza wina i zdaje sobie sprawę że to ja zostanę zaszczuty. Ale tak szczerze nie pozwałbyś was gdyby Tobie coś takiego zafundowali :D ?
OdpowiedzOd dziś przestaję narzekac na sprzęt :D Moim kompanom wypadły kiedys boczne przesuwne drzwi z prowadnicy. Nie wiem, jak chłopaki to zrobili, ale wypadły na amen i musieli wpakowac je bokiem do środka, obok pacjenta i przytrzymując pognali do szpitala :D. Widok ponoc niezapomniany :P
OdpowiedzU nas takie zdarzenia miały miejsce kilkakrotnie. Kiedyś ratownik na miejscu zdarzenia oparł się niebacznie o te właśnie boczne wrota i wypadł na nich z hukiem na plecy... Z innego wyjazdu przywieźliśmy w kabinie osłonę pod silnikiem, kolejny był błotnik...
Odpowiedzw składzie karetek powinien w takim razie być też mechanik;)
OdpowiedzOpis dojazdu do miejscowości podobny do miejsca w, którym kiedyś mieszkałam. Zachodniopomorskie Świętoszewo, tą dziurę nawet na mapie ciężko znaleźć, a zakręty po 90stopni. Masakra puszcza i zadupie jakich mało.
Odpowiedz