Postanowiłam zadebiutować historią opowiedzianą przez moją przyjaciółkę. Działo się to parę lat temu, kiedy przyjaciółka [nazwijmy ją B] nie miała jeszcze telefonu komórkowego.
Rzecz działa się w niedzielę rano, na ulicy prowadzącej do kościoła. B wyszła po coś z domu. W pewnej chwili usłyszała jęk dochodzący z krzaków obok chodnika. Zajrzała tam i zobaczyła ciężko pobitego, zakrwawionego mężczyznę, który próbował niezdarnie wstać. Ogólnie wyglądał tak, jakby nie do końca był przytomny, nie można było nawiązać z nim żadnego kontaktu, nic, coś mamrotał, gramolił się i chlapał krwią. B bała się go zostawić samego i lecieć szukać telefonu, bo mężczyzna mógł coś sobie zrobić gorszego wstając, czy choćby wpakować się niezupełnie przecież przytomny na pobliską ruchliwą jezdnię. Usiłowała jednocześnie jakoś go uspokoić i wezwać pomoc. Czyli kogoś, kto albo ma komórkę, albo podejdzie do znajdującego się jakieś 100 metrów dalej automatu i zadzwoni na pogotowie.
Akurat napatoczyła się pani w nieco starszym wieku [P].
[B]- Proszę pani! Proszę pani! Tu jest pobity człowiek, czy może pani zadzwonić na pogotowie?
[P]- Niestety, nie mogę, spieszę się do kościoła.
Na szczęście następnym przechodniem był jakiś chłopak z komórką, który sam zainteresował się sytuacją i wezwał fachową pomoc.
ulice miasta
Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie anyone? Ironia tej historyjki po prostu mnie powaliła...
Odpowiedz@szypty - zwłaszcza jeszcze w kontekście kontekstu tamtej przypowieści - Żydzi Samarytanie uważali (ze wzajemnością) Żydów Judeiczyków za apostatów i była między nimi jawna (w niektóych momentach krwawa) wrogość (więc z nakazu religii - nawet nie tyle nie powinien mu pomagać co jeszcze tym, którzy go pobili pomóc). Więc dziś ta przypowieść mogłaby być np. o poblitym przez Twa Tutsi któremu pomógł Hutu, albo w słabszych natężeniach dresu/metalowcu moherze/"lemingu" kaczyńskim/reszcie świata.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 stycznia 2012 o 17:26
Został "dobrym Samarytaninem" bo był niewierzący... Zadziwiające.
OdpowiedzOdkryłem prawdę! Mohery to sekta nabijająca sobie msze!
OdpowiedzNiczym lajki na fejsiku
OdpowiedzJa nie widzę w tym, nic niestosownego. W końcu to katolicki kraj, i są pewne ;) "priorytety":);)
Odpowiedzgdzie ty te przecinki stawiasz...
OdpowiedzGdzie popadnie. Jak ptaszysko. Leci leci i sru, zrzut resztek przetrawionego pokarmu. :D
OdpowiedzMhm nie ma to jak pomoc bliźniemu.
OdpowiedzKsiądz pewnie pochwalił :)
OdpowiedzZauważyłam, że bardzo wiele jest ludzi, którzy co niedzielę biegają do kościoła, natomiast odwracają się od człowieka w potrzebie, a nawet byłyby gotowe mu jeszcze jedną szpilę wbić. Kiedyś byłam z facetem, który nie zareagował jak byliśmy na wspólnej mszy niedzielnej, kiedy zasłabłam. Sama więc musiałam jakoś się wyczołgać na powietrze, mimo już znacznie ograniczonego widzenia (mroczki, szarości, etc.), bo jakże on mógłby mszę opuścić? Skąd w ludziach takie zakłamanie, dwulicowość, czy jak w ogóle to nazwać?
OdpowiedzHipokryzja... staram się być neutralna wobec religii, ale jak widzę tych ludzi wierzących na pokaz lub kompletnie swojej wiary nierozumiejących to mnie szlag trafia.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 stycznia 2012 o 19:31
@ekstramocne -phew! mojej historii nie przebijecie - mnie (jeszcze nie rok "powstania klasycznych dresów" - więc "proto" stąd) "protodresiki" wracające z piątkowej mszy dla zabawy "bo im się wygląd (i wyznanie) nie podobały)" pobiły (pół tuzina dryblasów na dzieciaka) - do dziś mam na brodzie kilkucentymetrową bliznę - Władza jak Władza - olała, dopiero jak rodzina tym wkurzona ruszyła po dzielnicy ze mną i udało się jednego z nich zdybać i dotargać do Władzy to cokolwiek zrobiła... Choć efekt był i tak "śmieszny"... Tak to jest: Rzymskokatolicyzm - uczęszczanie, powtarzanie mantr zasad a realia i ich stosowanie...
OdpowiedzPodobna sytuacja - reanimacja w kościele - ksiądz ani mszy nie przerwał, ani tez nie pomodlił się za konającego parafianina. Pogotowie na chórze swoje, ksiądz przy ambonie swoje...
Odpowiedz- Proszę księdza, ten człowiek wpadł pod samochód, niech ksiądz zadzwoni po pogotowie! - Śpieszę się na mszę, będę się za niego modlił
OdpowiedzPrzypomniało mi się kazanie, które kiedyś słyszałam. Ksiądz mówił o niedzieli i pracy koniecznej, że jest to służba na rzecz bliźniego itd. I w tym kontekście powiedział też coś takiego: jeśli idąc do kościoła zobaczymy leżącego człowieka potrzebującego pomocy, to nie myślmy o tym, że niedziela, że trzeba, że się spóźnię albo opuszczę, bo Bóg jest w tym leżącym człowieku, który potrzebuje pomocy.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2012 o 3:41
Egzamin praktyczny z wiary oblany. Bo taka postawa to nie jest wiara.
OdpowiedzTego typu ludzie nie mają zielonego pojęcia na temat prawd zawartych w wyznawanej (ponoć) przez nich religii. Filozofia chrześcijańska jest im na wskroś obca i nieznana. Ale klepanie na pamięć wkutych formułek? znajomość liturgii i durnawnych pioseneczek (mam wrażenie, że pisał je wiejski poecina z zadęciem grafomański) - na wyrywki! Uważam, że gdyby ludziska naprawdę wierzyli i znali swoją religię, świat byłby piękniejszy. Niestety, kler rządzi i wypacza wszystko na opak. To pisałem ja, ateista.
OdpowiedzNajważniejsze jest przecież, że pani chodzi do kościoła. Katole nie oceniają ludzi prze pryzmat jego poczynań czy przekonań. Dla nich najważniejsza jest liczba odbębnionych mszy w tygodniu, miesiącu.. Od wielu lat zadaję takim oszołomom pytanie: "pokaż mi w Piśmie Świętym cytat o tym, jak Bóg powiedział: 'budujcie wielkie kościoły ku mej chwale'". Nie ma czegoś takiego! Niektórzy zaczynają porównywać mnie do niewiernego Tomasza, który musi zobaczyć, bo inaczej nie uwierzy.. Sęk w tym, że od wielu lat uczono mnie, że Pismo Święte jest dane człowiekowi przez Boga. Człowiek jest tylko spisał, ale pod natchnieniem boskim. Gdzie tu logika?? Ja uważam, że najważniejsze to być dobrym człowiekiem. Nieważna jest liczba mszy, w których się uczestniczy. Msza nie zmini człowieka w lepszego. Istotne jest to, co robi się dla innych. To, czy potrafi się żyć...
Odpowiedz