Teściowa.
Powinno wystarczyć, ale rozwinę.
Początkowo kobieta była wspaniała, przedstawiałam ją jako antytezę dowcipów o teściowych. Niestety, im bardziej się przekonywała, że "usidliłam" jej jedynego synka, tym bardziej pokazywała rogi. Jedna sytuacja szczególnie zapadła mi w pamięć.
Rzecz działa się dzień przed ślubem. Wesele organizowaliśmy w rodzinnej wsi męża. Całość odbywała się w wynajętej remizie z zapleczem kuchennym, kucharkami były Panie pracujące w szkolnej stołówce, zastawa wynajęta, wszystkie zakupy robiliśmy sami. Jednym słowem nie było nikogo "obcego" do obsługi, poszczególne osoby z rodziny były odpowiedzialne za różne części przygotowań i doskonale system ten się sprawdzał.
Wieczorem przed imprezą wszystko było przygotowane, w tym wynajęty namiot do tańców rozstawiony przed budynkiem i cały alkohol w chłodziarkach. Remiza mimo że kilometr od domu rodzinnego męża, położona na uboczu, więc głupotą byłoby pozostawić ją bez opieki. Padł więc pomysł/prośba aby nasz świadek zanocował w budynku. Na miejscu była toaleta, prysznic, a my byliśmy wyposażeni w łóżka polowe, ze względu na sporą ilość rodziny która od tygodnia pomagała w przygotowaniach. Świadek nie miał nic przeciwko. Dodam, że na co dzień mieszkał w akademiku, więc żadne warunki nie były mu straszne;).
Wszystko ustalone, jednak wieczorem dogadaliśmy się z mężem, że nasi znajomi mają dojechać koło 1 nad ranem, świadkowi można by dotrzymać towarzystwa, a wybycie z domu gdzie nocowało prawie 20 osób to też niezły pomysł. Ot, spędzimy sobie tą ostatnią noc "wolności" przy piwku z przyjaciółmi, a nie słuchając sześciu ciotek męża.
Koło 22 wszyscy w domu szykowali się do spania, w kuchni trwały ostatnie rozmowy, a my zaczęliśmy pakować łóżka do samochodu. Nagle z kuchni Wychodzi teściowa (T), robi wielkie oczy i jak nie wrzaśnie:
T: A CO WY TU ROBICIE?
Ja: A, bo pomyśleliśmy sobie, że zanocujemy w remizie, żeby (Świadek) sam nie siedział, zresztą znajomi jeszcze jadą...
T: ALE JAK TO TAK?
Ja:???
T (jednym ciągiem, bez przerw na oddech): JAK TO TAK MOŻE BYĆ? JAK WY ŚMIECIE? CZEMU NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ? NIKT MNIE NIE SZANUJE! WŁASNEJ MATKI! JAKIM PRAWEM JA MAM NIE WIEDZIEĆ GDZIE MÓJ SYNEK SPĘDZA NOC? JAK TAK MOŻE BYĆ!
I tak w kółko, T we łzach, prawie włosy z głowy wyrywa, cała rodzina się na te wrzaski zleciała, moi rodzice z klasycznym "WTF?", mąż tylko wzdycha po to nie pierwszy raz jego mamusi coś odbiło (nawet wesele mieliśmy odwoływać przez nią, ale to inna historia).
Aby lepiej wydobyć piekielność sytuacji pragnę dwie rzeczy dodać:
Tak, nikt jej nie powiedział. Nie wpadliśmy na to, że powinniśmy. Oczywiście po spakowaniu samochodu poszlibyśmy powiedzieć wszystkim dobranoc, to nie miała być tajemnica ani ucieczka.
Po drugie, mój mąż miał wtedy 28 lat, od 14 roku życia mieszkał w internacie (wieś, nie było warunków do codziennych dojazdów do szkoły), potem na studia wyprowadził się do Warszawy, gdzie już pozostał na własnym gospodarstwie. Więc kobieta od co najmniej 12 lat nie miała pojęcia "Gdzie jej synek spędza noce".
jakie chore babsko, współczuję teściowej, mam nadzieję, że mieszkacie daleko od niej ;)
OdpowiedzCholera, za sam wstęp "Teściowa. Powinno wystarczyć, ale rozwinę" należy się plus :) I zgodzę się z natalegiem.
Odpowiedzwłaśnie miałam to samo napisać :D pokochałam autorkę za mistrzowski wstęp
OdpowiedzA ja nie. Jak dla mnie to po prostu obrażanie matki mojego męża czy mojej.
OdpowiedzOjejku, straszne :) Teściowej z historii miłe słówka się raczej nie należą. Poza tym to że jest matką Twoją czy też partnera nic nie znaczy i nie przyznaje jej z marszu przywileju bycia szanowaną przez wszystkich. Każdy na swój szacunek sobie musi sam zapracować. ;p
Odpowiedzz tej historii nie, ale ja się odnoszę do sformułowania "Teściowa.Powinno wystarczyć, ale rozwinę." to może inaczej 'polak, lekarz, nastolatek - powinno wystarczyć, ale rozwinę" i tu poleci historyjka o jakiejś osobie sprowadzonej do wspólnego mianownika.
Odpowiedzwhy so serious? proponuję nie myśleć tak dosłownie. trochę dystansu. wstęp ma ewidentnie zabarwienie żartobliwe.
OdpowiedzDlatego w takich sytuacjach brać ślub kościelny w jakimś klasztorze na końcu świata z dwójką najlepszych przyjaciół jako świadkami, bez wesela i do widzenia...
OdpowiedzTeż twierdze, że jak ktoś już chce nałożyć na siebie taką klątwę to powinien zrobić to na spokojnie i darować sobie imprezę.
OdpowiedzMieszkam na wsi, kilometr od mojego domu na uboczu jest remiza z kuchnią gdzie są organizowane różne imprezy(festyny, urodziny, komunie, śluby). Wsie klony?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 stycznia 2012 o 17:41
u mnie przyszła teściowa też zaczyna pokazywać różki...obmyśla przygotowania do zaręczyn i ślubu i "ona chce mieć huczne wesele" (czyt. nasze)na 120 osób minimum z takim menu, taką muzyką i masą gosci, których nie widzieliśmy na oczy ani my ani zapewne ona...czuję, że będzie wojna.
OdpowiedzNie dajcie się ! To Wasze życie. Jeśli moja przyszła teśćiowa będzie piekielna to nie będzie miała ze mną łatwego życia :)
Odpowiedzjeśli je sfinansuje,to niech zaprasza nawet sąsiadów;)
OdpowiedzCholera... jakbym czytała o sobie... :P Moja przyszła teściowa, podobnie jak teściowa bebe, była na początku naprawdę super. Przychodziła na papieroska, pogadać, miła, kochana i w ogóle cud, miód i orzeszki. Do czasu, kiedy mój mężczyzna nie oznajmił, że chce sobie mnie zarezerwować (czyt. paść na kolana i prosić żabkę o łapkę). Teraz teściowa popada w skrajności - raz zwraca mi uwagę np. o to, że śmiem krzyknąć na jej synusia, a innym razem ględzi nam o ślubie i wielkim weselichu (właśnie na te tysiąc pięćset sto dziewięćset osób), no i oczywiście o tym, kiedy to ja zamierzam jej wnuka urodzić, w końcu to już najwyższa pora (mam 22 lata, nie jest to dla mnie pora ani na ślub, ani tym bardziej na dziecko). I tym sposobem, niestety stereotypy o teściowych okazują się jednak poniekąd prawdziwe. Mam nadzieję, że zachowam rozsądek na starość i uda mi się nie być stereotypową teściową...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 stycznia 2012 o 13:02
A mnie się wydaje, ze nawet jak po części je sfinansuje to w dalszym ciągu nie jest jej wesele tylko jej syna. A w zamian za pomoc finansową mamy być pozbawieni decydowania nawet o tym jaka muzyka ma grać, to ja dziękuję. Moi rodzice też dają pieniądze na ślub i wesele, ale się nie wtrącają. Pomijając, że teściowa za żadne skarby nie chciała się zgodzić, żeby moi rodzice również dorzucili się do wesela. Wiadomo, wtedy nie mogła by się tak rządzić ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 5 razy. Ostatnia modyfikacja: 31 stycznia 2012 o 8:55
Się mamuśka obudziła!! Niech se własne wesele urządzi a synowi da pożyć!!
OdpowiedzTo tak jest, nasi niczego nie finansują a wtrącać się chcą. Później obraza majestatu, szkoda słów.....ten szacunek wymuszony.
OdpowiedzMoja stwierdziła w dzień ślubu o godz. 14 że jej się rozsadzenie gości na sali weselnej nie podoba :D
OdpowiedzW pełni się zgadzam. Przykład może nie związany tematycznie ale ja osobiście lubię się trzymać myślenia: "Całe życie miałeś mnie w dupie, miej aż do śmierci". (Chodzi mi wyłącznie o sedno logiki tego przykładu :))
Odpowiedz