Czasem się zastanawiam, czy wrzucać opowieści poważne, tragiczne... W końcu łatwiej się czyta humoreski. Zwłaszcza, że lubię się wygłupiać.
Ale zaczynając przygodę z Piekielnymi przyrzekłem sobie, że postaram się pokazać Wam wszystkie strony ratownictwa. Dziś czas na opowieść: dlaczego na rok przestałem ratować ludzi... Uprzedzam, będzie trudno i cholernie smutno... Zaczynamy?
Jesień, jakieś cztery lata wstecz. Wiatr urywał łeb, jak to na północy.
Dyżur piekielny od początku...
Najpierw jedziemy do pobitej staruszki - temat na osobną historię...
Potem reanimacja.
Potem młodzieniec, który odprowadzał dziewczynę na pociąg i wypadł zeń podczas ruszania. Po kilku dniach oddał narządy i trafił na cmentarz...
Słowem, wyjazdy cholernie trudne i smutne w rokowaniach...
Najgorsze nadeszło po zmroku...
Dyżurowałem na "Esce" w bazie głównej. To karetka specjalistyczna, która ma pod opieką pół rejonu. Wezwania dostajemy przez telefon, więc każdy jego dzwonek stawia nas natychmiast do pionu.
Koło osiemnastej dyspozytorka prosi nas o pilne zgłoszenie.
Podaje miejsce i powód: półtoraroczny chłopczyk wypadł z okna na czwartym piętrze na ulicę...
Zazwyczaj zbieramy się szybko, ale wtedy... Pamiętam, że biegłem mając nie zawiązane buty i jeden rękaw kurtki na sobie...
Na miejscu byliśmy po jakichś czterech minutach. Bo kierowca dał tak ognia, że zakręty pokonywaliśmy na dwóch kołach, a tam, gdzie był korek, po prostu lecieliśmy chodnikiem...
Na miejscu koszmar.
Na chodniku leży malutkie ciałko. Spod głowy kałuża krwi...
Klękamy, stabilizujemy główkę, badam oznaki życia... Słabiutkie...
Tętno ledwo wyczuwalne, oddycha nieregularnie, charczy...
Źrenice szerokie, znaczy, mózg poszedł do nieba...
Obok szlochający rodzice, ale - co rzadkie - nie próbują nam skakać na plecy, ojciec pyta, czy może pomóc, matka przez łzy prosi o ratunek...
No to ratujemy... Chociaż szans nie ma. Za długo pracuję, żeby nie wiedzieć, jak to się musi skończyć.
Intubacja - wiecie, jak łatwo wsadzić do tchawicy maleńką rurkę, na środku ciemnej ulicy, u dzieciaka z założonym kołnierzem chroniącym szyję?
Wkłucie - niemożliwe do założenia. Brak ciśnienia, uciskamy klatkę piersiową, wentylujemy i zakładamy nowość: wkłucie doszpikowe, wstrzeliwane w kość... Weszło!!! Jest!!!
Podajemy leki, ale... przy przekładaniu na deskę okazuje się, że piszczel jest złamana, wkłucie wypada... Proszę o drugie - nie ma... W końcu nowość... Przez radio rozpaczliwie prosimy wszystkich dookoła, żeby nam przywieźli chociaż jedno!
Zgłaszają się wszyscy w mieście. Nawet Szef, który dyżuruje w szpitalu, mówi, że szukają, żebyśmy wytrzymali, spróbują dowieźć... Wtedy okazuje się, że w całym, sporym w końcu, mieście, jest tylko jedno doszpikowe - właśnie je zużyliśmy... No to pozamiatane...
Leję leki do rurki intubacyjnej - metoda stara, ale innego wyjścia nie mamy. I reanimujemy. Czterdzieści minut, godzina...
Maluch już nie walczy. W końcu przychodzi ten moment, którego nienawidzę jako kierownik zespołu:
- Panowie, dziękuję, kończymy... Już wystarczy. Walczyliśmy... Dziś Ona była lepsza...
I widzę swoją załogę... Trzech chłopaków zahartowanych w bojach, w tym kierowca z dwudziestoletnim stażem... Płaczą jak dzieci...
Na koniec kilka słów wyjaśnienia: to nie była zwykła tragedia. Bo nie była to rodzina patologiczna. Normalni ludzie. Dwoje dzieci. Pojechali wszyscy do sklepu, zostawili otwarte okno celem wywietrzenia pokoju. Po powrocie, mama zrobiła kolację i weszła do pokoju. A synek minął ją biegiem i wypadł przez okno...
Następnego dnia rodzice przyszli do szpitala po kartę zgonu. I kolejne zaskoczenie: podziękowali, że cokolwiek zrobiliśmy, że nie odpuściliśmy. To rzadkość...
A ja? Na miejscu musiałem trzymać formę...
Nie odzywałem się do ludzi przez dwa dni. W ogóle.
A potem wziąłem rok urlopu z pogotowia. Żeby nie myśleć. I tylko czasem śni mi się ta ulica, żółte światło latarni i chyba najcięższa walka, jaką w życiu stoczyłem...
służba_zdrowia
to pierwsza historia, gdzie naprawdę się popłakałam. Tym bardziej, że napisałeś to w taki sposób, że dokładnie czuło się każdą emocje...
OdpowiedzJa tez...
OdpowiedzCzemu michu zamknął konto?
OdpowiedzRok przerwy.
OdpowiedzPo przeczytaniu tego musiałem chwilę ochłonąć jednak nie chcę wyobrażać sobie, jak czułeś się będąc tam. Nie chcę..!
Odpowiedzja również się popłakałam , szkoda mi każdej osoby która musiała przez to przejść jak i autora jak i rodziców . masakra..........
Odpowiedzu nas był przypadek, kiedy chłopiec się bawił w pokoju, mama szykowała mu obiad i to dziecko zrzuciło na siebie telewizor... Też nie było szans na przeżycie, ale ratownicy dali z siebie wszystko. Chwała Wam za to.
OdpowiedzJa też jak czytałam to łzy mi leciały...
OdpowiedzMi po przeczytaniu przypomniała się historia jednej dziewczynki, która spadła z klifu w Irlandii... I też nie chciałabym być na miejscu jej rodziców...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 lutego 2013 o 18:42
Po przeczytaniu tego w pełni rozumiem Twoją potrzebę "urlopu z pogotowia"...
OdpowiedzSą takie historie tutaj że nawet najtwardszy człowiek wymięka. Smutna historia, naprawdę.
OdpowiedzDziwnym trafem z odtwarzacza akurat leciało Disciple "Things Left Unsaid", co tylko spotęgowało emocje. Ratownik to chyba najbardziej niewdzięczny zawód, nie dość, że dajesz z siebie wszystko, to jeszcze potem ludzie mają do ciebie pretensję, że się nie udało.
OdpowiedzTym razem nie mieli. Zupełnie. I to było chyba najsmutniejsze... Bo wiedzieli, że szanse są marne. My też. Zresztą, kierowca powiedział mi jak wracaliśmy, że mam u nich duży szacun, bo próbowałem... Czasem ratujesz nie dlatego, że wiesz, że dasz radę, ale dlatego, że nie ma bezwzględnych przeciwwskazań. I liczysz na cud...
OdpowiedzSą jeszcze strażacy
OdpowiedzAle co ze strażakami?
OdpowiedzMichu - strażacy szukali mojgo syna w pożarze, mimo że go już tam nie było- z niewielkimi poparzeniami był u sąsiadów. A ryzykowali własne życie(dom drewniany).
OdpowiedzTo była pierwsza historia jaką w życiu przecztałem, która mnie do głębi poruszyła. Podziwiam hart ducha i opanowanie w takiej sytuacji.
OdpowiedzCzasem się zastanawiam, czy to opanowanie nie oznacza odczłowieczenia. Ale z drugiej strony, w akcji nie ma miejsca na nadmiar emocji. Trzeba walczyć. Do końca. Może dlatego tak szybko się wypalamy?
OdpowiedzRzeczywiście, w takiej sytuacji trzeba działać jak maszyna. Ale jeśli masz emocje potem, to ciągle jeszcze jesteś człowiekiem. Szacunek.
Odpowiedzo jakim odczłowieczeniu Ty w ogóle mówisz??? tak można nazwać kogoś, kto po takim przeżyciu, jak gdyby nic idzie na piwo z kumplami, a nie odreagowuje tak jak TY! myślę Michu, że ze swoim opanowaniem jesteś odpowiednim człowiekiem, na odpowiednim miejscu!...i gdyby kiedykolwiek musiał mnie ktoś ratować to chciałabym, żeby miał chociaż połowę Twojego charakteru i uporu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 stycznia 2012 o 20:00
Brak mi słów...
Odpowiedz... brak słów normalnie.. :-( Podziwiam, Michu..bardzo.
OdpowiedzBardzo poruszająca historia, naprawdę. I gratuluję, że nie poddaliście się, tylko walczyliście do końca. Takich ratowników nam potrzeba.
OdpowiedzMichu, gdziekolwiek jesteś, czuj się przytulony. Tak z głębi serca. Ta praca nie jest łatwa z samego założenia, ale takie rzeczy zostają na zawsze.
OdpowiedzDołączam się do przytulenia. I naprawdę, naprawdę podziwiam z całego serca za determinację.
OdpowiedzTo ja też cię Michu tulę. Strasznie smutna historia, oby takich jak najmniej.
Odpowiedz*przytula*
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 stycznia 2012 o 23:41
też dołączam się do tulenia. postawa godna podziwu. naprawdę przywróciłeś wiarę w polską służbę zdrowia.
Odpowiedza i ja dołączę się do wspólnego tulanka Micha. Chłopie byle było więcej takich ratowników jak Ty czy Zaszczurzony!!
OdpowiedzTo ja także przytulę. Pierwsza historia, która mnie tak poruszyła... Postawa twoja i rodziców dziecka godna szacunku
OdpowiedzTULIMY!!!
OdpowiedzTeż się przyłączam. Trzymaj się Michu.
OdpowiedzTakże przytulę Micha, bo za opanowanie i determinację cali Piekielni go powinni tulić.
OdpowiedzTak STRASZNIE, STRASZNIE, STRASZNIE chciałoby się Ciebie przytulić i powiedzieć: JESTEŚ WIELKI!
OdpowiedzJa też Cię Michu tulę. Tak jeszcze dopowiem, że jeżeli kiedykolwiek musiałaby po mnie jechać karetka, to moją ostatnią prośba byłoby, żebyś Ty Michu tam był.
OdpowiedzNigdy nie chciałbym być na twoim miejscu,tym bardziej że coś takiego musi zapaść w pamięć. Czytałem tu już wiele historii o patologii, o ludzkiej znieczulic, ale po tej nie wiedziałem nawet jak wyrazić soje zdanie. Wiem, że moje słowa i tak nic nie zmienią ale naprawdę cię podziwiam ciebie oraz twoich kolegów, że mimo wszystko się nie poddaliście.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 stycznia 2012 o 22:50
Na ogół nie ruszają mnie żadne tego typu historie, choć szczerze współczuję osobom je przeżywającym. Ta jednak wywołała u mnie emocje.. Ciężko się przyznać, ale mam świeczki w oczach. Pozostało mi tylko pogratulować Ci wytrwałości, w tej akcji. A dzieciątko niech spoczywa w pokoju..
OdpowiedzPoryczałem się - u mnie zjawisko rzadko spotykane.Dzięki właśnie takim Ludziom nie straciłem całej wiary w służbę zdrowia. Respect Bro.
Odpowiedzcholernie smutna historia... ale walczyliście do samego końca i to się liczy. a cuda się przecież zdarzają i na pewno niejedną trudną historię z happy endem mimo wszystko też przeżyłeś. PS. dzięki, że i Ty pokazujesz różne oblicza tej pracy. bo od jesieni idę na ratownictwo. i chcę być jak najbardziej świadoma w co się pakuję
OdpowiedzJa też się poryczałam. Dzięki za to, że nadal mogę wierzyć w to, że są ludzie, którzy pomagają do końca i choćby nie wiem co. Mam nadzieję, że jak (nie dajcie, bogowie) do mnie trzeba będzie wezwać karetkę, to przyjedzie taki Michu2606xyz i mnie uratuje. Oby. Dzięki.
OdpowiedzWzbudzasz skrajne uczucia Michu, od płaczu ze śmiechu do płaczu nad tragedią. Przepięknie opisane. I za to dziękuję.
OdpowiedzWidzę tych rodziców wpatrujących się w twoje sprawne, doświadczone ręce i liczących na cud i twoją zaciętość jak starasz się mimo wszystko... Każda śmierć jest straszna, wiem to doskonale, bo stałam nad grobami zbyt wielu bliskich, ale taka jak ta powala na kolana najsilniejszych. Chwała ci za to Michu, że miałeś siłę wrócić.
OdpowiedzMusiałem. Nie umiem inaczej :)
OdpowiedzMyślałem o studiowaniu medycyny. Sądziłem że może uda mi się uodpornić, sekcje nie będą przerażające... Jednak z każdym dniem odkąd zacząłem o tym kierunku myśleć pojawiały się coraz większe wątpliwości. Perspektywa pracy "przy ludzkim życiu" z każdym dniem robiła się dla mnie coraz bardziej przerażająca. Zacząłem się zastanawiać, czy dam radę przetrwać psychicznie chociaż rok studiów. Z każdym dniem kierunek ten coraz bardziej mnie przerażał. Z drugiej strony nie wiedziałem, "co innego mógłbym robić?". Jakiś czas temu jednak bylem już całkowicie pewien że nie dam rady. Autorze, dziękuje ci za tę historię, dziękuje również innym piszącym jej podobne. Pomogliście mi podjąć tą trudną decyzję. Dzięki m.in takim historiom nigdy nie porwę się z motyką na księżyc i nie zniszczę dzięki temu swej psychiki. Wybaczcie mi, proszę, ten post. Nosiłem to w sobie od dłuższego czasu. Wątek ten poruszył ową wrażliwą strunę.
OdpowiedzJa też tak myślałem - ale biorąc udział w sporej całkiem ilości wypadków z "wypływającymi parującymi mózgami"(niestety dosłownie) człowiek się jakoś uodparnia. Potwornie jest tylko na samym początku. To po prostu trzeba przeżyć.
OdpowiedzA ja dziękuję serdecznie moim trollom. Komentarze powyższe są nieziemsko minusowane... Co nie zmienia faktu, że dziękuję również Wam, kochani, za zrozumienie :)
OdpowiedzCóż poradzić, w paru województwach ferie się zaczęły. Gówniarze się nudzą...
OdpowiedzTo chyba najsmutniejsz historia jaka się tu pojawiła :'(( Podziwiam Cię, że znalazłeś siłę, do powrotu.
OdpowiedzSiła wynika głównie z mojego defektu emocjonalnego. W sytuacjach tragicznych rzadko reaguję smutkiem. Najczęściej to gniew i wściekłość na brak szans, bezsilność. Ale własnie dlatego powtarzam, że ratunkowa uczy pokory szybko. I że nasza praca to nie zabawa w Boga. To próby z Nim negocjacji. Czasem słucha. Czasem nie...
Odpowiedzmyślę, że nie tyle negocjacje z Bogiem, co walka ze śmiercią i diabłem czyli tym, kto szczerze nienawidzi ludzi i chce wszystkich unieszczęśliwić. choroba, śmierć to nigdy, ale to nigdy nie jest Boża wola dla człowieka. wiem, że Bóg jest dobry i choć ludzie często Go oskarżają, to nie On powoduje takie tragedie, tylko właśnie diabeł. często się powtarza fragment o dobrym Parterzu z Ewangelii Jana, i tam jest zdanie, które oddaje całą istotę sprawy: "złodziej (szatan) przychodzi, by kraść, zarzynać i wytracać, Ja (Jezus) zaś przyszedłem, aby (owce czyli ludzie) miały życie i obfitowały". i nie tylko ten fragment:)
OdpowiedzO... Myślałam że tylko ja tak mam. Że zamiast siąść i załamać ręce wściekam się. Ale czy ja wiem, czy to defekt?
OdpowiedzNo ja, cały czas płaczę. Mam zbyt wybujałą wyobraźnie, więc wszystkie sceny opisywanej przez ciebie historii, stanęły mi przed oczami. Taka tragedia... Nie wiem co bym zrobiła na miejscu rodziców... Pewnie bym się załamała... Michu... Szacun dla Ciebie... Próbowałeś, to się liczy... Żałuję tylko, że moje spotkania z ratownikami, nie były tak pozytywne. Historie Twoje i innych ratowników, zwracają mi odrobinę wiary w służbę zdrowia. Szkoda tylko, że nie mogę tego zobaczyć gdy w moim otoczeniu zdarzają się tragedie... Trzymaj się chłopie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 stycznia 2012 o 23:48
zobaczysz, że wkrótce znowu będziesz przez jego historię płakać, ale ze śmiechu:) powtórzę się, ale myślę, że Michu to bez wątpienia właściwy człowiek we właściwym miejscu, więc nam zwraca wiarę w opiekę zdrowotną w kraju.
Odpowiedzzobaczysz, że wkrótce znowu będziesz przez jego historię płakać, ale ze śmiechu:) powtórzę się, ale myślę, że Michu to bez wątpienia właściwy człowiek we właściwym miejscu, więc nam zwraca wiarę w opiekę zdrowotną w kraju.
Odpowiedz@Mahon szczerze? Rzadko kiedy płaczę, nie ważne czy ze śmiechu, czy smutku, ot taka moja natura. Gdy płaczę, nie mogę się powstrzymać przez dłuuugi czas. Podobnie mam ze śmiechem xD A co do opieki zdrowotnej to wątpię, żeby Michu tak łatwo przywrócił mi w nią wiarę. Owszem miło jest czytać o ratownikach którzy, swój zawód wykonują z największym poświęceniem i determinacją, tylko, że w moim otoczeniu są sami "ratownicy" którzy jeżdżą po to, żeby jeździć. Niestety...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 stycznia 2012 o 0:34
dobrze, to niech będzie, że pewnie po kolejnej historii doktora będziesz się dłuuuugo śmiać:) chyba w każdym zawodzie znajdą się ludzie i taborety. choć w przypadku tak trudnych zawodów, związanych ze zdrowiem i życiem powinni się nimi zajmować ludzie, którym naprawdę zależy i poradzą sobie. może w końcu wprowadzą też jakieś podobne procedury jak przy wstępowaniu do policji lub wojska
OdpowiedzZastanawiam mnie jedno, co za debil minusuje komentarze, pozdrawiam go "serdecznie". Kit mu w ucho i kawałek szkła.
Odpowiedzlepiej nie, bo potem będzie trzeba ratować;P
OdpowiedzMichu zasadzi wychowawczego kopniaka i będzie cacy.
Odpowiedza, chyba że w ten sposób, Kobalamina:)
OdpowiedzNormalnie się przez to popłakałam, a nie zdarza mi się to często.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 stycznia 2012 o 0:40
Ścisneło serducho...
OdpowiedzSzacunek Doktorze
OdpowiedzMyślałem, że nic mnie już w życiu nie ruszy, ale popłakałem się jak dziecko... :(
OdpowiedzPodczas czytania tej historii leżałam już w łóżku a obok mnie spala moja 10cio miesięczna córeczka. Poplakalam się jak dziecko. Myślę sobie, że nie potrafiłabym zachować się tak jak rodzice tego maluszka, gdybym straciła własne dziecko... Więc moje zdanie jest takie że nie tylko Michowi należy się szacunek ale także tej dwójce, która nie utrudniała akcji ratowniczej tylko w pewien sposób cieszyła się, że ktoś mimo wszystko próbuje pomóc ich dzieciątku i mimo że to się nie udało nie mieli żalu do ekipy ratowniczej...
OdpowiedzBardzo smutna historia , aż mi ciarki przeszły po całym ciele. Szacunek dla Ciebie i twoich współpracowników
OdpowiedzPopłakalam sie- jak większośc tutaj. Również mam malutkie dziecko, drugie troszkę większe i wpadam w histerię przy byle gorączce. Nie wyobrażam sobie momentu kiedy jedno z moich dzieci miałoby stracic życie- rano biega, bawi się czy tam gaworzy a wieczorem... nic. Pakowanie potem ubranek, zabawek, łózeczka... Koszmar. Słyszałam o kobiecie której dzieciątko udusilo sie pępowiną 2 dni przed terminem porodu- kilka miesięcy sie cieszysz, urządzasz pokoik, wybierasz imię... Czujesz ruchy dziecka, masz jego zdjęcie... Nie pamiętam jaki sławny pisarz mial ulożyć najsmutniejszą historię świata w jednym zdaniu "Oddam buty dziecięce- nigdy nie używane". Michu- mam nadzieję że takiego podejścia nauczyłeś swoich studentów i takich wytrwałych, mądrych ratowników będzie coraz więcej.
OdpowiedzPopłakałam się. I przyłączam się do przytulania Ciebie. Dla mnie Ty i Twoi współpracownicy jesteście Ludźmi przez duże L. A do minusujących gówniarzy, weźcie powiedzcie za go minusujecie, bo nie ogarniacie swoimi ptasimi móżdżkami tego o czym Michu pisze?
OdpowiedzChyba najgorzej przeżywa się dzieci. U nas na izbie to z rzeczy, które do dziś mąż wspomina jako koszmar, to dziecko, które weszło pod traktor na własnym podwórku. Ale jak się zaczyna wspominać, to i te dziecko co czekało na serce, i wcześniak z wątrobą na wierzchu w inkubatorze, jakoś te rzeczy nie bledną z czasem.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 stycznia 2012 o 12:19
Bardzo smutna historia. Niestety nikt z nas nie jest bogiem/Bogiem (uzależnione od wiary). Niektóre sprawy są z góry przegrane, niezależnie od stopnia niesprawiedliwości, jakiej doświadczamy. Koszmarem lekarza jest właśnie taka sytuacja jak ta, którą opisałeś... Koszmarem prawnika, jest niewinny klient i mnóstwo dowodów winy. Pewnie każdy zawód ma jakieś swoje mniejsze lub większe koszmary... Pozdrawiam i życzę sobie i wszystkim dookoła jak najszybszego Twojego powrotu do zawodu - bo takich jak Ty właśnie powinno być najwięcej.
Odpowiedzz tekstu wynika, że wrócił:) rzecz się działa 4 lata temu, a urlop trwał rok...
Odpowiedzz tekstu wynika, że wrócił:) rzecz się działa 4 lata temu, a urlop trwał rok...
OdpowiedzNo cóż! Nie umiem tak opowiadać, jak Ty ~michu2606xyz, ale od 01.01.2011r, po 22 latach pracy przestałem dyżurować w pogotowiu. Powodów było wiele, takie jak opisałeś też się zdarzały, chociaż miałem też szczęście: 5-letnie dziecko spadło z 2 piętra starego budownictwa i NIC(!!!) się nie stało... Swojego czasu było o tym głośno w Polsce, śmiałem się, że nawet kumpel w RPA, dzięki TV Polonii się o tym dowiedział...
OdpowiedzNa odchodne odpowiem Ci. Chociaż raz... CO ma wspólnego Twój komentarz z moją opowieścią? Po raz kolejny podczepiasz się pod czyjąś historię, żeby wydać w męce kilka zdań przesyconych nadęciem i potrzebą powiedzenia, co TOBIE się zdarzyło i co TY o tym myślisz... Co prawda piszesz, że pracujesz już ponad dwadzieścia lat, ale , wedle moich obliczeń, trochę za wcześnie na starczy zespół psychoorganiczny... W komentarzu do jednej z moich historyjek odsądzasz mnie od czci i wiary, piszesz, że brałeś mnie za sanitariusza w psychiatryku... A ja cię mam za nadętego kabotyna, który próbuje pełnić rolę tutejszego trolla, ale jest zwykłym, świętoszkowatym dupkiem. "Przez 22 lata nigdy nie pobiłem pacjenta"... To oznacza dwie rzeczy: albo uciekałeś i chowałeś się za załogę, albo jesteś tak święty, że jak cię boli głowa, to ani chybi aureola uciska... Podsumowując: nie umiesz opowiadać, ale znasz się najlepiej na wszystkim. Osądzasz każdego z pozycji autorytetu, który podkreślasz nawet nickiem... Toteż, jeżeli rzeczywiście masz dyplom lekarski, to mnie jest wstyd, doktorze, że wykonujemy tą samą profesję... Bo o ile ja mogę być postrzegany jako narwaniec, to przynajmniej staram się coś wnieść do świata, komuś pomóc, coś po sobie zostawić...
OdpowiedzJa z komentarza Doktora wywnioskowałem, że takie rzeczy się zdarzają częściej niż myślałem, że 5-letnie dziecko może przeżyć upadek z 2 piętra i że nie jesteś jedynym, który przez to musiał zrobić sobie przerwę. Uważam, że było to konstruktywne i na temat. Mogę zrozumieć, że uraził Cię w wielu innych historiach (sam kojarzę, że często rozpoczyna kłótnie), ale akurat tutaj nie napisał nic niestosownego... może lepiej było wybrać lepsze miejsce na ten odchodny 'chociaż raz'?
Odpowiedz@soul: może. A nawet na pewno. Tylko, że zlikwidowałem konto i tylko przez facebooka mam dostęp do tej jednej historii... Stąd taki przemieszczony farewell... Dzięki za czujność :)
OdpowiedzO kurka, faktycznie zlikwidowałeś konto. Myślałem, że to 'odchodne' było bardziej metaforyczne... jakoś tak smutno :-(
Odpowiedz@soul: pewnie wrócę... za jakiś czas... nie wytrzymam bez Was długo :)
OdpowiedzMichu my bez Ciebie też długo nie pociągniemy :(
Odpowiedz1. "CO ma wspólnego Twój komentarz z moją opowieścią?" - źle, że mi się coś takiego wydarzyło? Zazdrościsz? 2. "wedle moich obliczeń, trochę za wcześnie na starczy zespół psychoorganiczny" - jak stosujesz takie chamskie odzywki wobec swoich pijaczków, to nic dziwnego, że dostają szału 3. "W komentarzu do jednej z moich historyjek odsądzasz mnie od czci i wiary, piszesz, że brałeś mnie za sanitariusza w psychiatryku" - a czym się różnisz, bijąc swoich pacjentów, od takiego sanitariusza? 4. ""Przez 22 lata nigdy nie pobiłem pacjenta"... To oznacza dwie rzeczy: albo uciekałeś i chowałeś się za załogę, albo jesteś tak święty, że jak cię boli głowa, to ani chybi aureola uciska..." - przy mnie nikt nie bił pacjentów (są tacy lekarze - nie tylko bokserzy) - nie przyjmujesz do swojego ograniczonego móżdżku, że może znam skuteczniejsze sposoby dogadania się z pijakami niż Ty, Gołoto? 5. "Bo o ile ja mogę być postrzegany jako narwaniec, to przynajmniej staram się coś wnieść do świata, komuś pomóc, coś po sobie zostawić..." - buahahaha, komuś pomóc, ha ha ha - mordę obić, coś po sobie zostawić - podbite lima. Pisałeś o psychicznych predyspozycjach jakiejś pielęgniarki do pracy w zawodzie ratownika. I byłeś bardzo przeciw... Szkoda, że nie znam Twojego PWZ. Od razu zapytałbym OROZ o Twoje predyspozycje do zawodu na podstawie Twoich opowiadań, o ile nie są wymysłem Twojej chorej wyobraźni.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 17 stycznia 2012 o 22:33
@Doktor: a nie myślałeś, żeby się ugryźć w tył przez lewe ramię? zatrułbyś się swoim jadem i byłby spokój od Twoich "rzeczowych" komentarzy... których jakieś 98% to zwykły trolling. weź już lepiej dodaj jakąś historię...
OdpowiedzHistoria, która ukazuje postawę godną podziwu... pomagałeś, próbowałeś, walczyłeś... W swojej pracy miałam bardzo często do czynienia z wypadkami, ale po jednym z nich zmieniłam wydział, nie pozbierałam się, dlatego w pełni rozumiem Twoją potrzebę dłuższego urlopu. Obyś nidy nie stracił hartu ducha.
OdpowiedzTakiego wrażenia nie zrobiła na mnie nawet książka "Ludzie na walizkach". Podziwiam Ciebie, Twój zawód, Twoją siłę. Obyś takich sytuacji doświadczał jak najmniej.
Odpowiedzmocne
OdpowiedzPierwszy raz czytając o tragedii się popłakałem. A autora i zespół karetki podziwiać za determinacje i ratowania życia pomimo beznadziejnej sytuacji.
Odpowiedzehhh... najgorzej jest gdy rodzice muszą pożegnać dziecko... ta historia jest wstrząsająca...aż głupio nacisnąć mocne...
OdpowiedzWeszłam na Twój profil zobaczyć, czy coś nowego. Patrzę - o, jest, fajnie. Takiego szoku się nie spodziewałam. Już w połowie się po prostu poryczałam, końcówkę właściwie ledwo przez łzy doczytałam. Jesteś niesamowitym człowiekiem...
OdpowiedzZałożyłam konto, by napisać ten komentarz. Czytam Cie od dawna i bardzo cenie - wiedzę i takie ludzkie podejście do innych. Ta historia przypomniała mi pracę mojego meża w nadzorze ruchu - nie był ratownikiem ale uczestniczył w likwidacji wypadków z udziałem komunikacji miejskiej - czasem stłuczka z autobusem czasem człowiek pod tramwajem. Mąż to twadry facet, a równocześnie kawalarz. Kilka miesięcy po narodzinach naszej pierwszej córki brał udział w reanimacji 7 letniego chłopca - nieudanej. Ratownicy też próbowali przez prawie 1,5 godziny - stan był tak cieżki, ze nie można było przejechać do szpitala oddalonego o 3 przecznice. Po tym wypadku nie odzywał się do nikogo przez ponad 2 tygodnie. A tak naprawdę to dopiero po pół roku po zmianie pracy zeszło z niego napiecie. Teraz tłumaczę rodzinie i znajomym, że jak lekarz nie płacze nad chorym dzieckiem, to nie dlatego, ze jest nieczuły, ale dlatego, że musi zachować dystans by nie zwariowac i móc pomagać innym. Co nie zmienia faktu, że przecież każda taka sprawa zostawia w człowieku ślad nie do zdarcia. Mam nadzieję, ze nie będziemy potrzebowac ratownika - ale gdyby tak sie stało, chciałabym by był to ktoś taki jak Ty - pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzPopłakałam się... Śmierć dziecka to najgorsze przeżycie dla rodzica, jak i dla ratujących, próbujących...
OdpowiedzMichu podziwiam Cię jak również wszystkich ratowników i strażaków. Walka ze śmiercią jest bardzo trudna, a obrazy temu towarzyszące ciągną się w pamięci przez całe życie. Sam pamiętam swoją pierwszą poszkodowaną (potrącenie 20-letniej dziewczyny). Strach jak jasna cholera i długie rozmyślanie czy zrobiłem wszystko co było w mojej mocy by jej pomóc. Pamiętam również pierwszy wyjazd do śmiertelnego wypadku. Tico i Octavia na czołowe. Kierowca z Tico jak się później okazało zginął na miejscu, pasażer w ciężkim stanie był odwieziony do szpitala. Byłem pierwszą osobą przy kierowcy Daewoo, musiałem zdecydować czy podjąć próbę ratowania go (choć był masakrycznie zakleszczony i praktycznie nie było dostępu), czy też starać się pomóc pasażerowi. Wybrałem pasażera. Byłem cały czas przy nim w środku samochodu. Świadomość, że prawdopodobnie mam ofiarę śmiertelną 50cm od siebie, a druga osoba umiera mi na rękach jest straszna. Do dziś za każdym razem jadąc tamtą drogą wspomnienia wracają.
OdpowiedzTakie sytuacje hartują człowieka, ale za każdym razem pozbawiają go uczuć, kawałka człowieczeństwa. Większość tutaj pisze, że się popłakała, a ja jedyne, czego mogę Ci życzyć, to tego, by po latach zostało Ci dość siebie dla bliskich. Tocz kolejną nie równą walkę z tym co w przypadku każdego z nas nieuniknione...
OdpowiedzCholernie smutne... jednego tylko nie czaję: jak dziecko niedosięgające parapetu mogło wypaść z rozpędu przez okno?
Odpowiedzno ja właśnie przyznam szczerze też się nad tym zastanawiam i tego nie rozumiem...
OdpowiedzJak już przed chwilą wspominałam... Okna mogły być położone bardzo nisko. Wystarczyło, że koło okna mogła stać jakaś kanapa, łóżko...
Odpowiedzu mnie są takie okna na wysokości 0,5 metra jest parapet. W 2 pokoju już nie ale dla tego, że ojczyma brat jak był mały to wypadł przez nie i podnieśli parapet jak się ojczymowi dziecko urodziło żeby historia się nie powtórzyła. Historia jest smutna, wręcz tragiczna bo zginęło małe niewinne dzieciątko. Czytałam to z dzieckiem 7 miesięcznym na rękach i trzymałam go coraz mocniej czytając historię. A teraz boję się co mały wymodzi jak zacznie chodzić :(
OdpowiedzMichu - szacunek.
OdpowiedzMichu. Jesteś wielki! Wyobrażam sobie jaki to musiał być dla ciebie wstrząs. Wiem też jak musieli się czuć rodzice tego dziecka. Kilka miesięcy temu w mojej rodzinie zdarzył się ten sam wypadek. Z okna na 4 piętrze wypadła roczna dziewczynka. Na ulicę. Nie było szans na ratunek. A co do sposobu w jaki wypadła... Stara kamienica, poddasze, okno otwarte, w dodatku położone bardzo nisko ( dosłownie kilkadziesiąt cm nad podłogą), nieuwaga rodziców...
OdpowiedzSmutno mi:(
Odpowiedzszacun :(
OdpowiedzNo właśnie weszłam na micha profil - konto zamknięte!!!! DLACZEGO?????? Smutno mi teraz, bardzo liczyłam na jego opowieści....
OdpowiedzWłaśnie. MICHU WRÓĆ!!! tęsknimy... i za Zaszczurzonym też.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2012 o 2:41
Podziwiam Cię za to że ratujesz ludzi. Widać że robisz to z powołania. Jak czytałam, aż mi się ręcę trzęsły, nie wspominając o łzach.
OdpowiedzWielki szacunek, podziwiam za to, że wróciłeś jednak do ratownictwa.
Odpowiedz...bo doszpikowania drogie, a co tam jedno dziecko w te czy we wte...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 stycznia 2012 o 22:53
Boję się od dzisiejsze społeczeństwo. Zamiast zrozumieć sarkazm daje minusy.
OdpowiedzJa się generalnie nie loguję, by skomentować jakąkolwiek historię, ale michu ... prawie się popłakałem ...
OdpowiedzMICHU! wracaj, silna grupa pod wezwaniem stoi za tobą murem! a historia nie dość, że niezwykle przejmująca, to poruszająco napisana. podziwiam i pozdrawiam.
OdpowiedzTeż bym chciała, żeby Michu tu wrócił. Czytając komentarze nadmiernie czepialskich muszę się z całej siły powstrzymywać i przyzywać na ratunek całe swoje dobre wychowanie, tolerancję dla ludzkiej omylności itp. Michu cokolwiek postanowisz, trzymam kciuki za Ciebie!
OdpowiedzNie...czasem nie chce mi się wierzyć,że to prawda...
OdpowiedzTyle komentarzy, ja nie powiem nic nowego. Po prostu no, no współczuję. Zadnych gratulacji, zadnego podziwiania mimo ze ci sie to nalezy. ty na pewno nie o tym myslisz. Życzę, żebyś odnalazł się na nowo.
OdpowiedzOmg. Wszystkie inne historie jakoś tak zbladly przy tej...pozdrowienia dla ratowników:]
OdpowiedzMichu, ryczałam jak głupia - podbudowałeś moją wiarę w ludzi. Śmierć dziecka to chyba najgorsze co może spotkać rodziców...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 stycznia 2012 o 22:07
Wiesz, Michu, ja sądzę, że trafiłeś na jeden z nielicznych przypadków, w których rodzice zdają sobie sprawę z tego,że mogli uniknąć tej tragedii, a nie próbują zwalać winę na ratowników medycznych. Chapeau bas dla nich i dla Ciebie.
OdpowiedzMichu pełen szacunek dla Ciebie, ale również dla rodziców, którzy mimo tragedii nie szukali winnych. A historia aż serce ściska:(
OdpowiedzCzytam Piekielnych od roku (albo i ponad). Często ludzie piszą, że zarejestrowali się, bo "wreszcie" przydarzyło im się coś piekielnego i mogą to opisać. Mnie na szczęście piekielności szerokim łukiem póki co omijają (tfu tfu odpukać), a powodem mojego zarejestrowania się, jest Twoja historia. Serce rośnie, że są tacy ludzie, a zarazem kraje się, że zostałeś tak ciężko potraktowany przez los i że po tym wszystkim masz jeszcze coś takiego jak "psychika" i "emocje". Trzymaj się stary, jesteś dobrym człowiekiem.
OdpowiedzMichu, dlaczego zamknąłeś konto? :( Ja chcę Micha!
OdpowiedzJa też! Ale to jego wybór :)
Odpowiedzwszyscy (pomijając troli i niedorostków gimnazjalnych) chcemy, ale jego życie jego wybór. Kiedyś wróci :)
OdpowiedzMam nadzieję że mogę liczyć na Twoją pomoc Michu, gdyby coś złego się stało. Jesteś fantastycznym człowiekiem. Super Menem. Aniołem. Wracaj do nas !!!
OdpowiedzCzytam Piekielnych od dobrych paru miesięcy ale konto założyłam po przeczytaniu tej historii. Zacznę od tego, że jako matce ciężko mi sobie wyobrazić większą tragedię od tej opisanej przez Ciebie Michu. Nawet nie próbuję zrozumieć co czuli Rodzice tego maleństwa ani co Ty i Twoi koledzy przeżyliście kiedy właściwie od początku wiadomo było jak to się skończy... Trudno mi ogarnąć rozumem i pojąć sercem ogrom tej tragedii dlatego nawet nie będę próbowała pisać, że współczuję bo to i tak nic nie znaczy. Chcę tylko napisać, że Piekielnych czytam dla kilku autorów, Ty jesteś wśród nich na pierwszej pozycji. Powtórzę za innymi, chciałabym, żeby było więcej takich ludzi, więcej takich ratowników. Nie będę Ci tu maślić bo pewnie masz tego powyżej uszu, powiem tylko, że cholernie żałuję, że zlikwidowałeś konto. Mam nadzieję, że jeszcze się odezwiesz. Założyłam to konto na piekielnych specjalnie, żeby Ci to powiedzieć. Jeśli ja lub ktoś mi bliski musiałby być kiedyś zdany na pomoc służb medycznych, chciałabym by trafił właśnie na Ciebie. Trzymaj się i pamiętaj, że całe wyrządzone przez Ciebie dobro prędzej czy później do Ciebie wróci a to, że obiłeś buźki kilku awanturnikom w żaden sposób nie umniejsza Twoich zasług. Na koniec dołączam się do ogółu: wracaj szybko...
OdpowiedzO rany, beczę jak bóbr i nie mogę przestać.
OdpowiedzMichu, mam nadzieję i pewnie nie ja jedna, że zatęsknisz szybciej i mocniej niż sam się spodziewasz:) Poza paroma dupkami (a tacy są w każdym towarzystwie), mamy tu wspaniałą atmosferę i godne, urozmaicone grono bywalców. Można się tu uczyć i bawić, odetchnąć po ciężkim dniu i zadumać czasem. Admini na ile mogą eliminują chamstwo tak obecne w innych miejscach. Wracaj szybko:)
OdpowiedzNa tą historie nie zareagowałem w żadne sposób... po prostu... od teraz masz ode mnie jako pierwsza osoba na świecie wielki szacunek mimo, że Cię nigdy nie spotkałem. Walka jest oznaką determinacji i chęcią niesienia pomocy anie odczłowieczenia czy stania się bezdusznym. Sam chciałem pozbyć się emocji bo był moment, że stałbym się bohaterem kolejnego filmu pokroju "Słoń" (tytuł złudny), ale mimo, że jestem (jak mnie nazywają) "zimnym draniem" to nawet ja doceniłem twoje poświęcenie. Jesteś WIELKI!
OdpowiedzMam nadzieję, że szybko do nas wrócisz.
OdpowiedzWitam Wcale nie dziwię się,że autor wziął sobie rok wolnego,aby dojśc do siebie.Śmierć dziecka zawsze powoduje eskalację uczuć. Znam to z autopsji... Moja miejscowość słynie z ilości wypadkow śmiertelnych. Starsi użytkownicy być może pamiętają wypadek sprzed 8 lat,kiedy to zginęła trójka dzieci wracających z wycieczki do Berlina. Nasza jednostka była tam jako pierwsza,,,,,
OdpowiedzSkończyłam czytać i nie wiedziałam co dalej zrobić, po prostu zamarłam. Dziękuję i liczę, że kiedyś do nas wrócisz.
OdpowiedzNajbardziej boli gdy coś złego dzieje się Maluchom; bo one są bezbronne. Mnie się serce rwie na strzępy, gdy mój mały Bratanek płacze. Michu wróć jeśli czujesz się na siłach. Swoimi historiami wiele razy wyleczyłeś mnie z różnych głupich stanów. Twoje pisanie tutaj to jakby kontynuacja pracy ratownika. Leczysz umysły i serca. Dziękuję.
OdpowiedzMICHU wracaj ja się zalogowałam dla Ciebie :(
Odpowiedz:( Naprawdę ciężka historia,nie dziwię się tej decyzji o roku przerwy. Masz świetny styl pisania,książkowy.
OdpowiedzTak, tylko, że jak się idzie do takiej pracy to trzeba się liczyć z tym, że będą takie sytuacje. -.- Jak by tak każdy brał sobie urlop po nieudanej akcji no to przepraszam, ale ile by zostało ratowników ?
Odpowiedz"Tyle się znamy na ile się sprawdzimy." - jeśli uważasz, że jest inaczej i człowiek może być przygotowanym na wszystko, to jesteś w błędzie. Nie wiem, ile masz lat, ale ile byś nie miała - widocznie gówno jeszcze w życiu widziałaś.
Odpowiedzno ale ja na przykład wiem że mnie śmierć nie rusza, więc mogłabym zostać ratownikiem, a wykonywałabym swoją pracę dobrze bo wiem co powinnam robić, i wiem że mam ratować człowieka. ale jakby sie jednak nie udało to by mnie to nie ruszyło, i tacy ludzie jak ja powinni zostawać ratownikami, a nie nadwrażliwcy. dlaczego dla was śmierć jest tragedią? i tak wsyzscy umrzemy, tak to już jest, czy to taka różnica czy dziś czy za 30 lat?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 stycznia 2012 o 16:14
@sofcik - różnica jest. Gdy umiera dziecko.
Odpowiedz@sofcik: spytaj rodziny kogoś, kto zginął w takim czy innym wypadku. idąc Twoim tokiem myślenia ratownictwo nie byłoby potrzebne.
Odpowiedz@sofcik: spytaj rodziny kogoś, kto zginął w takim czy innym wypadku. idąc Twoim tokiem myślenia ratownictwo nie byłoby potrzebne.
OdpowiedzMichu... czy słyszałeś o Edmundzie Burke? "Jedyną rzeczą potrzebną dla triumfu zła jest bezczynność ludzi dobrych." Nie pozostawaj bezczynny.
OdpowiedzWszystko pięknie, ładnie historia ludzi porusza, ale gdzie tu piekielność? Z opowieści wynika że to zwykły wypadek a nie kretyńskie zachowanie rodziców.
Odpowiedzmoże piekielnością w całej historii jest właśnie brak drugiego wkłucia - nie jestem ratownikiem, nie brzmi to dla mnie jakoś szczególnie, ale rozumiem, że gdyby było drugie można by próbować reanimować dłużej? Podtrzymać nadzieję? A nuż zdarzyłby się cud? Domyślam się, że trochę to dyletancko brzmi, ale z doświadczenia wiem, że czasem mały szczegół ma duże znaczenie. Jak jest, to się nawet tego nie zauważa, ale jak go nagle zabraknie zaczyna się wszystko walić (opóźniać).
Odpowiedzw ogóle piekielny dyżur, jak pisze w historii... wkłucie głównie służy do podania leków - najczęściej dożylnie, ale kiedy nie można wkłuć się w żyłę, wtedy można użyć wkłucia doszpikowego. więc jego brak w tej historii można uznać za piekielny, nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
OdpowiedzRatownik to taki zawód obarczony ryzykiem spotykania się z takimi sytuacjami. Trudno jest mi sobie wyobrazić co musi przeżywać ktoś, komu przyjdzie ratować życie małego dziecka. Wszyscy przecież mamy naturalny instynkt opieki, szczególnie nad tymi najmłodszymi i najbardziej bezbronnymi. Wiem też, że są ludzie którzy takie sytuacje przeżyliby bez specjalnego rozpamiętywania (np. znajomy policjant), który co chwile ma wyjazdy na "zgony" Długo się zastanawiałem czy taka oschła postawa jest oznaką kompletnego braku uczuć, czy to raczej zdrowe podejście, żeby w kilka dni pracy nie zwariować i zniszczyć swoje własne prywatne życie. W końcu ktoś musi to wszystko robić... Dalej mam dylemat, jakie podejście jest bardziej właściwe, dlatego szacunek do wszyskich ratowników, policjantów, strażaków, lekarzy w szpitalach i przedstawicieli profesji z którymi przeciętni ludzie za nic w świecie nie chcieliby mieć nic do czynienia.
OdpowiedzBardzo bym się ucieszyła, jakbyś wrócił. Czekamy :)
Odpowiedznie rusza mnie śmierć dzieci, nie potrafię przywiązać się do kogoś o tyle młodszego ode mnie
OdpowiedzCo prawda trudno mi pojąć jak kogokolwiek może nie poruszyć śmierć dziecka, mnie rusza nawet śmierć ulicznego psa czy kota, ale powiem tylko, że z dużym prawdopodobieństwem zmienisz zdanie jeśli będziesz mieć swoje dziecko.
OdpowiedzSofcik, a jeśli to byłoby twoje dziecko? Co byś zrobił? Wzruszył ramionami, stwierdzając, "oj tam, oj tam, każdy umrze, a kiedy to dla mnie bez różnicy". Nie no, fajne podejście ;/
OdpowiedzA mnie zastanawia jedno - półtoraroczne dziecko wypadło przez okno biegnąc? A jakim cudem, w podłodze to okno było? Przecież taki dzieciak spod parapetu nie wystaje jeszcze! Dziesięciolatek musiałby się postarać żeby wylecieć, a co dopiero taki krasnal.
OdpowiedzSkąd wiesz jak wyglądało mieszkanie? Ja mam na przykład oparcie łóżka tuz pod oknem, więc dojście do okna nie sprawiałoby u mnie żadnego problemu.
Odpowiedzbędę czekała na Twój powrót - jesteś WIELKI
OdpowiedzDlaczego Twoje konto i jeszcze zaszczurzonego (uwielbiam Wasze historie) są zamknięte?! Czysty zbieg okoliczności, czy...?
Odpowiedza bez nich piekielni to już nie to samo... wielka szkoda. ale najwyraźniej powody mieli i nie wypada nam już w to wnikać.
OdpowiedzTo dziwne, bo i Michu, i Zaszczurzony, i Doktor (chociaż co do niego to dużo ludzi miało wątpliwości, czy w ogóle jest lekarzem). Pocieszeniem jest fakt, że Traszka, huudaa i paru innych jeszcze działają. Przypadek, czy...? W każdym razie piekielni.pl stracili dwóch z moich ulubionych użytkowników :(
Odpowiedzwłaśnie niedawno zauważyłam, że i Doktor zniknął... trochę szkoda, bo same historie miał niezłe, tylko te komentarze:P pewnie taki dziwny zbieg okoliczności. a historie Zaszczurzonego i Micha to był mój stały punkt programu, tym bardziej, że w temacie, który bardzo mnie interesuje...
OdpowiedzWIELKI szacun dla Ciebie Michu. Dla Twojej pracy i oddania dla ludzi.Jak to powiedział wielki poeta: the rest is silence...Życzę Ci wszystkiego najlepszego ...i spokojnych snów...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 stycznia 2012 o 23:19
@michu2606xyz: Dziękuję za wszystkie historie. Wszystkie były MOCNE. Teraz Twoje konto jest zamknięte... O nic nie pytam - musiałeś mieć swoje powody. Tak jest źle dla nas, ale lepiej dla Ciebie - internet to wielki pożeracz czasu. Tak więc nie namawiam do powrotu, tylko życzę dużo szczęścia w świecie realnym i w pracy. TRZYMAJ SIĘ!
OdpowiedzNie wiem Michu czy tu jeszcze zaglądasz ale chciałam tylko powiedzieć, że my tutaj czekamy na Twój powrót...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 stycznia 2012 o 16:53
Panowie, dziękuję, kończymy... Już wystarczy. Walczyliśmy... Dziś Ona była lepsza... dzięki za tę walkę - dziś wygrała Ona, może jutro wygra życie - nowe życie, które dajesz. Może zabrzmi to jak herezja, jakbym czyniła Cię Bogiem, ale tak to właśnie jest. Czasem po takim wypadku, kiedy Tobie, czy takim jak Ty uda się wydrzeć człowieka ze szponów śmierci to życie jest inne, nowe, często lepsze, bo ze świadomością, że darowane, że mogło go nie być... To życie jest tak strasznie kruche, wystarczy chwila nieuwagi... Raz jeszcze dziękuję, że JESTEŚ, bo to tak ważne, by być i działać!
OdpowiedzSą takie tragedie, które najlepiej komentuje brak słów. Nie wiadomo, co powiedzieć, kiedy kłucie w sercu po przeczytaniu takich słów, jest takie nieznośne, nie dające spokoju, a ma się świadomość, że Ty- bezpośredni świadek tych wydarzeń, musisz odczuwać ból jeszcze głębszy. Życzę Ci dużo siły i głębokiego, życiowego powodzenia.
OdpowiedzPrzykro mi że akurat tę historię tak komentuję, ale jest najnowsza, więc jest szansa, że przeczytasz komentarz. Specjalnie założyłam konto, żeby powiedzieć - michu, wróć. No to jest naprawdę nie fair, że z zaszczurzonym synchronicznie zniknęliście. Skąd teraz młodzi kierowcy będą czerpali wiedzę, jak należy reagować, kiedy karetka jedzie na sygnale??
OdpowiedzNo dobrze, moi mili, wróciłem :) Tylko nick taki bardziej pasujący do portalu. I zaraz się biorę do roboty.
Odpowiedzno to jeszcze tylko czekamy na come back Zaszczurzonego:) @adolfpatyk ma rację:D
OdpowiedzLudzie, wszyscy piszecie, że jest wielki, silny itd. A to nie o to chodziło. Ta historia właśnie uświadomiła mi, że istnieją na świecie jeszcze ludzie, którzy CHCĄ pomagać. Że nie widzą w tym szansy zarobku, tylko autentycznie pomagają. Według mnie, to nie nazywa się siła. To się nazywa... chyba nie ma słowa, które odpowiadałoby tej konkretnej sytuacji. Najbardziej poruszyło mnie to, że nie tylko ty się do tego przyłożyłeś (choć praktycznie cała akcja odbyła się po to, żeby dać rodzice czuli, że chociaż próbowaliście. Że szanse mieliście nikłe, a jednak się nie poddawaliście i liczyliście na cud), tylko wszyscy. Szef, inni ratownicy... to daje mi nadzieję, że na tym świecie są jeszcze ludzie, którzy chcą pomagać. Może jestem jedną z niewielu osób, które mniej skupiły się na nieszczęściu dziecka i rodziny, bardziej na Michu, jednak myślę, że inni wyrazili już dostatecznie co czują. A ja mam podobne odczucia.
OdpowiedzDropnął jakieś fajne itemy?
OdpowiedzAle... Co w tym piekielnego? Nie ma rodziny patologicznej jak napisałeś i nikt go nie wypchnął, nikt ci nie przeszkadzał, ratownictwo to ratownictwo. Wiesz że zadziała na psychikę i dlatego wstawiasz, bo będzie główna. Różnica między historią smutną a piekielną jest bardzo duża, tu raczej jest o woli pomagania - czyli dobrze, nie piekielne. Kurde, to już z Demotów i Komixxów się na Piekielnych przeniosła gra na uczuciach. To ja sobie mogę zrobić kompilację trahicznych historii z hcfor pl i co? I nic. I dlatego minus. Nic piekielnego nie ma. A te określenia w stylu 'malutkie ciałko'... Darujcie sobie. Wiecie że to wywoła określone reakcje i że będzie masa komentarzy. 3/4 jest podobnych. Ale to W OGÓLE niezgodne z ideą strony. Jesteście po prostu żałośni. To zeszmacenie strony. Tylko czekać aż się dzieci neo zlecą...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 lipca 2012 o 13:46
A propos dzieci... Mocne słowa jak na czternastolatkę, nieprawdaż?
OdpowiedzSweter w tej historii piekielna jest śmierć. A chłopca to mi szkoda tyle go ominęło mam dopiero 13 lat ale i tak dużo mam za sobą. To uczucie dostania pierwszej 6, zdanie egzaminu trzecio- i szóstoklasisty z bardzo dobrym wynikiem. kto wie może dzieciak za 30 lat stworzyłby wynalazek na miarę elektryczności. Gratuluję akcji ratowniczej.
OdpowiedzNajwiększym zeszmaceniem tej strony są dzieci, które chyba nie rozumieją słowa pisanego. Co tu jest piekielnego? Niepotrzebna tragedia, brak odpowiedniego wkłucia. Sweter jak dla mnie jesteś zwykłą smarkulą żeby nie powiedzieć ostrzej, która mało przeżyła, a krytykuje jakby czort wiedział jak długo żyjesz i co widziałaś oraz przeżyłaś. Jesteś ode mnie 11 lat młodsza (o ile faktycznie masz te 14 lat) i po twoich komentarzach mam ochotę wyć o wprowadzenie cezury wiekowej. Dzieci neo już się pojawiły i ty jesteś jednym z nich mały, żałosny niebieskisweterku.
OdpowiedzTaaa, już widzę, jak lecisz bez zawiązanych butów... Te komary w zębach. Takie głodne kawałki, to nie do mnie akurat. NIE WIERZĘ... W to, że na równe nogi stawia was powiadomienie. Że macie serce, by płakać za dzieckiem. Że was cokolwiek rusza. Jesteście cyniczni, często niedouczeni i macie gdzieś pacjenta. Każdego.
OdpowiedzPrzesadzasz i to bardzo. Są lekarze, którzy człowieczeństwa nie zgubili gdzieś po drodze z akademii do szpitala. W swoim życiu spotkałam dwóch lekarzy z prawdziwego zdarzenia: dzięki jednemu żyję, a dzięki drugiemu chodzę. Nie wierzysz, że są jeszcze lekarze z powołania? To masz pecha, ale nie obrażaj tych prawdziwych Lekarzy. Zgorzkniała, cyniczna no właśnie kto? Dorosła kobieta czy kolejna małolata, która udaje wszechwiedzącą i doświadczoną bardziej od samej Matki Ziemi. Nie wierzysz to nie wierz, ale nie obrażaj.
OdpowiedzPowiem tak, jestem facetem, a czytałem tę historię ze szklistymi oczami. Chciałem też dodać, że macie mój wielki szacunek za taki wysiłek i poświęcenie, nawet pomimo tego, że od początku wiedzieliście, że nie będzie dobrze. Szczerze podziwiam.
OdpowiedzWiesz chciałbym w przyszłości ratować ludzi, ale po przeczytaniu tego się rozpłakałam.To musi być straszne... Widzieć takie coś, ratować i w końcu się poddać...
OdpowiedzMyślę sobie, że pewnie jesteś starszy dwa razy ode mnie. Myślę sobie, że w porównaniu do Ciebie, to jeszcze mało widziałam. Ale pierwszej reanimacji dziecka się nie zapomina. A już pierwszy zgon dziecka jest zdarzeniem, które nie opuszcza nigdy. Moja śmierć miała brązowe oczy. Pozdrawiam, życzę dużo siły i zawsze ciepłej kawy :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 lutego 2013 o 2:29
Faktycznie nie da się tego opisać krótkimi słowami. Do tego nie da się przyzwyczaić. O ile można wytrzymać widok iluś zgonów, to nie da się wytrzymać bezradności, szczególnie będąc praktycznie jedyną osobą, która umie coś zrobić; umie, ale cokolwiek by nie robić, nie da się.
Odpowiedz