Idioci zdarzają się wszędzie.
W czasie studiów dopadł nas przedmiot o wdzięcznej nazwie "Higiena". Tematyka delikatnie ujmując, z księżyca. Wystarczy wspomnieć, że na zajęciach zajmowaliśmy się wyliczaniem bezpiecznych odległości pomiędzy latryną a wykopaną studnią, mierzeniem okien i szczegółowymi porównaniami czy wymiary są zgodne z normą naświetlenia sali, liczeniem obrotów wentylatora o konkretnej długości ramienia, w celu wywietrzenia sali o danej pojemności, itd.
Dodatkowo, jak to często bywa w takich przypadkach, profesor która wykładała te zajmujące wiadomości, była przekonana o wadze swojego przedmiotu. Co tam, anatomia, co tam interna - wszyscy przecież wiedzą, że wykształcony medyk kopie studnie i mierzy okna. Obecność na wykładach obowiązkowa, wejściówki na zajęciach, sprawozdania z wyliczeń (te wykresy na papierze milimetrowym!), dwa duże kolokwia w czasie jednego semestru, no a na koniec EGZAMIN.
Od początku kombinowaliśmy, jak obejść te durnoty, bo nikt nie miał ochoty wkuwać ile ciepła przepuszczają okna plastikowe, a ile drewniane. W końcu po wielu zabiegach udało nam się wyciągnąć kilka testów z poprzednich lat. Dostaliśmy je od jedynego chyba normalnego asystenta na katedrze, oczywiście w pełnej konspiracji i tajemnicy. Testy przepisane, pokserowane w odpowiednich ilościach, my oczywiście liczymy, że przynajmniej część pytań się powtórzy.
Dzień krytyczny, wszyscy grzecznie stoją pod salą, nerwy napięte do granic, bo co zrobimy jeśli jednak się nie powtórzy?
Godzina zero nadeszła, a tu nikogo z katedry... Mija pięć minut, dziesięć... Zaczynamy się denerwować, ale nagle słychać charakterystyczny stukot obcasów. Pod salę wpada wyraźnie wściekła profesorka, za nią welonik asystentów, nie licząc naszego dobroczyńcy. Wpuszczają na miejsca, rozdają testy - udało nam się, przynajmniej 40% pytań się powtarza. Zaczynamy pisać, ale chyba wszyscy podskórnie czują, że coś tu nie gra...
Egzamin się skończył, plotki narastają, nikt nic nie wie, a wyraźnie widać, że psorka gdyby mogła, to by kogoś udusiła. Po 2 godzinach od egzaminu telefon - są już wyniki. I wszystkie osoby, które napisały PONAD 75% idą na ustną dopytkę...
Co się stało? Ano, mieliśmy idiotkę na roku. Perfekcjonistkę, która koniecznie musiała mieć piątkę. A że nie była pewna odpowiedzi na kilka pytań (nic dziwnego, książki nie były tak szczegółowe jak nasza wykładowczyni), zabrała nasze cudem uzyskane testy i pół godziny przed egzaminem poszła rozwiewać wątpliwości. Oczywiście nie do naszego asystenta. Do profesor.
Piekło, które się rozpętało spadło niestety na naszego dobroczyńcę, który - czapki z głów, wziął na siebie całość winy, ukrywając nasz aktywny udział. Przyznał się, że owszem, wziął te testy i dał naszej koleżance na prywatnych korepetycjach, no i pewnie się "rozpełzły"... Idiotce na szczęście nie przyszło do głowy zaprzeczać. Asystent musiał zmieniać katedrę (co pewnie wyszło mu na zdrowie), wszyscy "dopytywani" mieli duży problem z zaliczeniem przedmiotu, a idiotka do końca sprawy nie widziała nic dziwnego w swoim zachowaniu.
studia
Że ty jeszcze śmiesz podważać wagę przedmiotu i słuszność zachowania "idiotki"?! Ukorz się przed moim gniewem.
OdpowiedzŻe dopytała - jej sprawa. Każdy może mieć wątpliwości. Ale z testami?! Takie rzeczy robi się inteligentniej. Jeśli już nie ze względu na grupę, to chociaż na siebie.
OdpowiedzU nas, w gimnazjum (zdawałoby się, epicentrum głupoty) takie rzeczy odbywały się dyskretniej. Znacznie dyskretniej.
OdpowiedzWiesz, 2% (czy tam 0,2%) społeczeństwa jest tak durna, że samodzielnie by nie przeżyli.
Odpowiedzu nas mieliśmy podobnego "geniusza". Mieliśmy egzamin z nudnego i nikomu nie przydatnego przedmiotu - ponad połowa osob nie zaliczyla. Nie przejęli się, ponieważ na poprawie od kilka lat byly dokladnie te same pytania co na pierwszym terminie. Kilka osób porobilo zdjecia testow i oczywiście przesylali sobie meilami w tajemnicy. Jednak jednemu "geniuszowi" było to mało więc... wstawił rzeczone zdjęcia na tablicy na fb. jak sie dobrze domyślacie pani doktor również ma fb. Efekt końcowy? 1/4 roku miala komisa...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 stycznia 2012 o 20:30
Podobnie jak Anastazja: u nas w gimnazjum jest lepiej. Ukryta grupa na fejsbogu, a jak wstawiasz coś do siebie: ustawienia niestandardowe, ukryte dla: albo pokaż dla: =="
Odpowiedzahh te fb, amatorszczyzna ... my mieliśmy lepiej :) osobne strona www,postawiona w na serwerze akademika, większość roczników tam siedziała :) oczywiście dostęp przez założenie konta
Odpowiedzmy mieliśmy założonego maila, na którego wysyłało się materiały które ktoś zdobył bez potrzeby wysyłania każdemu po kolei, kto miał login i hasło mógł się zalogować i materiały sobie ściągnąć. Oczywiście 'idioci' z roku, którzy mogli by syfu narobić nie otrzymali hasła ;) i na szczęście u nas na studiach takich historii nie było...były inne ;)
Odpowiedz@lsegrim5 Stronę też mamy. Niestety osoba odpowiedzialna za "szufladę" zrobiła tak, że każdy niezarejestrowany może wszystko pobierać, więc te bardziej zakazane rzeczy lądują na fejsie. (Pomijając fakt, że jakby ktoś z nauczycieli wszedł na naszą stronę to zobaczyłby kto prace domowe całej klasie odrabia.)
OdpowiedzJak udało się wam powstrzymać żeby jej nie zatłuc??
OdpowiedzLekarze potrafią to zrobić bez pozostawienia śladów ;)
OdpowiedzTacy ludzie są chyba niestety wszędzie, dam przykład z mojego licka. Gość podciągał po 70, nauczał geografii i każdy znał jego testy, bagatela 12 grup po 10 pytań z czego maks 4 pytania się powtarzały :) Sam powiedział nam, że jedynek nie chce wstawiać a czytając odpowiedzi coś zapamiętamy ale jedna była taka mądra że przyszła i pokazała mu wszystkie grupy... Dziadzio nie zniósł jej arogancji, jak się łatwo domyśleć cierpiały na tym wszystkie dolne roczniki, bo jedna pinda chciała być perfekt! Ah, no i oczywiście miała do nas żal, że nie chcieliśmy jej dawać pytań :)
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 15 stycznia 2012 o 21:49
wygląda znajomo ;) jeszcze mógłbyś napisać jakie miasto albo województwo chociaż, bo może miałam lekcje z tym samym gościem :D
OdpowiedzDla dobra ewolucji zabijcie ją!
Odpowiedzosikowy kolek w serde, a i jescze dla pewności czosnkiem osypcie
OdpowiedzBoże jak ja się cieszę że nie miałem do tej pory takich osób na studiach...i mam nadzieje że się nie znajdą... Nie wiem po co ktoś chce być takim perfekcjonistom...rozumiem gdyby było to przedmiot ważny można podpytać...ale nie lecąc z testem tylko zrobić to dyskretniej że np. uczyłem się i nie wiem czy to dobrze zrozumiałem...itd... cóż na całe szczęście życie jest sprawiedliwe...i to że nawet będzie miała same 5 nie musi po ukończeniu studiów znaleźć pracę...i tego takim osobą życzę...
Odpowiedzja pierdziu. ja rozumiem, mieć taką idiotkę w gimnazjum, od biedy w liceum. Ale na studiach medycznych? w pale sie nie mieści. I taka idiotka zostanie lekarzem i w sposób równie kretyński będzie traktować pacjentów. Pół biedy jak ograniczy sie to do bezsensownych tekstów, ale jak przełozy się na jakość leczenia to ucierpią już niewinni ludzie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 stycznia 2012 o 10:13
Jakim w ogóle cudem dostała się na medycynę?
Odpowiedzmam koleżanke z lekkim autyzmem. dostała sie na medycyne bo tacy ludzie często są bardzo obowiązkowi, miała swój wymarzony kierunek, więc kuła i kuła i matura poszła jej świetnie. wiedze będzie miała w małym palcu, ale taka zwykła życiowa mądrość nie jest mocną stroną takich osób, są troszke nieprzystosowani do społeczeństwa przez tę chorobę. pamiętam że w liceum odwalała tego typu rzeczy, jak opisana w tej historii
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 stycznia 2012 o 16:54
Dżizas Krajst... To się w pale nie mieści...
OdpowiedzPisałam egzamin warunkowy (podobnie jak 50% roku :P) z "postaw informatyki" - czyli wykładu o tym, czym się różni drukarka igłowa od laserowej, czym jest RAM i do czego przydaje się Cloud Computing. Wykładowca kosił równo pytaniami w stylu "jakie parametry powinna mieć drukarka wielkoformatowa w zakładzie drukarskim, aby najwydajniej drukować nakład XX tys. egzemplarzy". Na poprawce okazało się, że dostaliśmy te same (dosłownie) testy, co na właściwym egzaminie. Wszyscy radośnie skrobią już od 20 minut, zastanawiając się, czy to aby nie wynik rozmowy kierownik studiów z imć profesorem, kiedy jeden inteligent podnosi rękę, dostaje pozwolenie na przemówienie i... ogłasza wszem i wobec, że to te same testy i chyba profesor się pomylił... Cóż, kobyłka u płota, testy zabrano, profesor wymyślił pytania na poczekaniu i nie muszę dodawać, że kolejne 50% z tych zdających miało egzamin komisyjny...
Odpowiedzw tego typu sytuacji można być pewnym że znajdzie sie taki jeden inteligentny inaczej. nawet jeśli cieszył sie z tego że to są te same pytania, to po prostu zauważył ten fakt i niewiele myśląc powiedział to na głos, może później tego żałował
OdpowiedzKtóryś rok u nas tak zrobił z histologii. Pani profesor się wkurzyła, poszła do uczelnianego ksera i wyczyściła je z materiałów z tegoż przedmiotu... i od tamtej pory testy są nowe i jakby bardziej szczegółowe.
OdpowiedzMam wrażenie że ten przedmiot służy do szybkiej oceny sytuacji w miejscu, gdzie zachorzał pacjent. Po prostu podchodzisz do chałupy i już wiesz co zastaniesz w środku (bo np. studnia i wychodek są w tej samej dziurze albo zgłoszenie jest do 20 osobowej rodziny w szklarni 20m^2). Oczywiście mogę się mylić, bo żaden ze mnie medyk.
Odpowiedz"sprawozdania z wyliczeń (te wykresy na papierze milimetrowym!)" To nie pozwalała używać excela? Współczuję. Jestem na V roku polibudy, a na milimetrowym ani razu nie rysowałem - raczej normalne było, że sprawozdania robi się przy pomocy komputera.
OdpowiedzTak, olewacie higienę, bo to taki nieważny przedmiot. Nie dziwne, że potem w szpitalach można gronkowca bez problemu złapać.
OdpowiedzTy umiesz czytać, człowieku? Przecież w historii zostało wyjaśnione, na czym ten przedmiot polegał. Co ma gronkowiec do obliczania odległości studni od latryny?
OdpowiedzA właśnie, że ma! Co zostało wyjaśnione? To, że ktoś twierdzi, że na przedmiocie bzdury robią? A zapytaj ucznia w szkole o matematykę, fizykę, chemię to tak samo ci odpowie. Bo w jego mniemaniu przedmiot nieważny, a dane prawa niepotrzebne. Tyle, że to ma się nijak do rzeczywistej wartości nauczanych treści.
OdpowiedzCzytanie wpisu Traszki i wszystkich Waszych historii w komentarzach aż boli, zwłaszcza że już wkrótce sesja i sezon na tego typu sytuacje.
OdpowiedzNiedawna rozmowa z moim tatą: -My kiedyś mieliśmy taki przedmiot jak PRZYSPOSOBIENIE OBRONNE. -ooo! To pewnie musiało być ciekawe. -No, jak cholera. Biegaliśmy jak debile po sali w maskach gazowych.
OdpowiedzTo teraz już PO nie ma?
OdpowiedzJa rok temu jeszcze miałem :)
OdpowiedzmalborO, z tego, co mi wiadomo, już nie ma. Teraz jest edukacja dla bezpieczeństwa w gimnazjum ;P
OdpowiedzCzytając tą historię chciałam napisać, że u mnie na roku takich idiotów nie było, ale niestety, kiedyś jeden student powiedział pani doktor, że nie ma zamiaru się do niej na przedmiot uczyć bo u innych wykładowców cięższy materiał (u niej też było strasznie ciężko, ale nasz rok jakoś chyba specjalnie lubiła, i bardzo na początku nie szalała). A pani doktor (jak chyba każdy w takiej sytuacji) uniosła się honorem i pokazała co potrafi, na każdych zajęciach wejściówki, z materiału z wykładów z ćwiczeń, i referatów tych z poprzednich zajęć, i z tego materiału, który miał być przedmiotem obecnych referatów (czyli dwie osoby miały referat a materiał umieć musiały wszystkie), do tego jeszcze odpytywanie na każdych zajęciach, do tego jeszcze dwa kolosy z całości materiału, opisowe pytanie ze stosunków Polski z innymi krajami po 1990 r. i to bardzo szczegółowo. A kreton, twierdził że on nic takiego nie powiedział.
Odpowiedzhttp://kwejk.pl/obrazek/62148/facepalm.html
OdpowiedzW regulaminie większości uczelni jak byk stoi, że wykłady nie są obowiązkowe. Prowadzący nie ma prawa tego podważać.
OdpowiedzJakby to... Regulamin sobie, wykładowca sobie. I nawet, jeśli podetkniesz mu regulamin pod nos, to nic nie wskórasz, bo najczęściej prowadzący wykład jest jednocześnie prowadzącym egzamin...
OdpowiedzPoza tym co napisała Tiszka - wykładowca może sobie znaleźć sposób na "zobowiązkowanie" wykładów. Czy to dodatkowe punty bez których nie zaliczysz egzaminu, czy zadania, które podwyższają ilośc punktów.. Niestety.
Odpowiedzale normalnie u nas był gościu co sprawdzał obecność na każdym wykładzie i jakbyś miał 3 nieobecności to oblewasz, chociaż większość wykładowców na tej samej uczelni oczywiście mówi nam że wykłady są nieobowiązkowe. ale tamten gościu w ogóle był z kosmosu
Odpowiedzteż miałam na uczelni wykładowcę który sprawdzał na wykładach obecności, za trzy nieobecności nie dopuszczał do egzaminu. U mnie na uczelni według regulaminu wykłady były nieobowiązkowe i co będziesz się z wykładowcą kłócić? U niego warunkiem dopuszczenia do egzaminu, było zaliczenie ćwiczeń i obecności, również te na wykładach, a co z tego że w regulaminie jest co innego zapisane, on przyjął takie a nie inne kryteria oceniania.
OdpowiedzAle została uświadomiona co do swego zachowania?
OdpowiedzNo fakt debilka !!! oj a pewnie u takiej pani doktorki jak ktoś będzie robił usługę to za 20 PLN przegoni go tak,że z jajec będzie mu kapało bo pępuszek wszechświata kuła debilizmy na studiach. Tak to jest Olsen też wpadał dzięki genialności .
Odpowiedz