Sporo było historii o pazerności w wersji Moher, Rolnik Sam w Dolinie, Biedna Futrzanka i tym podobne, więc dodam historię o pazerności w wersji Wielka Dama.
Jako podlotek zostałam zabrana przez moją mamę na jakąś galę czy inszej maści raut Z Okazji Czegoś Tam. Odbywał się w budynku Teatru Słowackiego, a na całą imprezę miało się składać wysłuchiwanie arii operowych i operetkowych przeplatane wyjadaniem różności porozkładanych w całym budynku tak, iż foyer, wszelkie dodatkowe salki i ekspozycje zmieniły się w jeden wielki szwedzki stół.
Teraz trochę narzekalnictwa chorobowego - natura mi tak zrobiła nerki, że wszystko przeze mnie przelatuje jak przez ducha. Lata życia z tymi nerkami nauczyły mnie, by nie pić nic przed jakimkolwiek unieruchamiającym zajęciem, a takim jest niewątpliwie siedzenie na widowni i wysłuchiwanie, że kobieta zmienną jest.
Argument ten jednak nie trafił do mojej mamusi. Przez dwie przerwy próbowała mnie zmusić do poczęstowania się pysznym soczkiem. Jej zdaniem niechęć do uszczknięcia z bogactwa przygotowanego przez cateringowców świadczyła o mojej zaściankowości, nieśmiałości, d*powatości, irracjonalnym lęku przed czymś tam i jeszcze o braku obycia. Jak się jest wielką damą, to trzeba pokazać, że się człek nie wstydzi i w*dalać wszystko obiema rękami na raz, popijając czym się da.
Matula nakłaniała mnie najpierw czułą namową, potem krzykiem, na końcu wręczyła mi szklankę z sokiem i na oczach hostess oraz pozostałych gości wrzasnęła, że mam to wypić, a nie zachowywać się jak ćwok ze wsi.
Efekt?
Przeciskanie się przez pół sali w trakcie występu, aby w ustronnym miejscu wydalić sok nie było wcale największym wstydem, jaki przeżyłam tego wieczoru.
matula-damula
Przyłączam się do pytania powyżej.
OdpowiedzA nie jest przypadkiem tak, że (wg tych wszystkich niezliczonych zasad) dama powinna publicznie jeść tylko niewielkie porcje? Obiło mi się takie coś o uszy...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 stycznia 2012 o 11:56
W "Przeminęło z wiaterm" było cos o tym, że dama ma jeść jak ptaszek, zeby przypadkiem mężczyzna nie stwierdził, że jest żarłoczna. Czy jakoś tak
OdpowiedzTe wszystkie niezliczone zasady są wymyślone nie wiem po co ;]
OdpowiedzBiedne dzieci piekielnych rodziców. Największym wstydem wieczoru było pewnie spędzenie go z własną matką.
Odpowiedzhmm czytanie ze zrozumieniem ? Jak dla mnie przeciskanie przez pół sali podczas arii nie jest aż tak straszne jak publiczne wyzywanie przez własną matulę od wiejskich ćwoków ... ale może ze wsi jestem i się nie znam :P
OdpowiedzPo wypiciu szklanki soczku? Masz wrodzony brak pęcherza moczowego i moczowody z obu nerek wrastają Ci wprost do cewki? To Ty w takiej sytuacji musisz bez przerwy siedzieć na kibelku...
OdpowiedzDoktor, dzięki. Jeśli chciałeś mi popsuć humor, to już nie musisz się wysilać. Dziś jest mi dostatecznie miło, kiedy przy awarii wody na uczelni wszyscy czekają ze swoimi potrzebami, aż woda "powróci", a na mnie patrzą, jak na przestępce nie rozumiejąc, że po prostu muszę iść na stronę.
OdpowiedzTo mama wiedząc, jakie masz problemy z nerkami - na siłę próbowała Ci wcisnąć soczek? Chyba, że nic nie wie o Twoich problemach. Współczuję takiego zachowania. Pozdrawiam Cię ciepło - też osoba po przejściach z chorobą nerek.
Odpowiedz"człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce" każdy musi się odlać :D
Odpowiedzto Twoja matka jednoznacznie zachowała się, jak ćwok . A propos wsi " nie wiem, czemu ćwok ze wsi ma być gorszy, jeśli w mieście ich dostatek.
OdpowiedzJak ja cię doskonale rozumiem! A myślałam, że tylko ja mam taki defekt. Twój problem wynika z jakiejś przebytej lub przewlekłej choroby, czy zwyczajna złośliwość matki natury? Dla mnie godzinny wykład na uczelni po wypiciu pół szklanki kompotu to koszmar, a wszyscy mnie już znają doskonale - "Natalia? Jaka Natalia?", "No ta, co zawsze na wykładach wychodzi na siku" :/
Odpowiedz