Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Trochę długo będzie, za co przepraszam, ale myślę, że nie będziecie żałować…

Trochę długo będzie, za co przepraszam, ale myślę, że nie będziecie żałować :) Dziecięciem będąc uczęszczałam do zerówki. Jak to w zerówce jest chyba każdy wie. Ale nie każdy miał przyjemność (wątpliwą) rozwijać się tam pod czujnym i troskliwym okiem mojej opiekunki. Nazwijmy ją panią Jadzią.
Pani Jadzia była kobietą około pięćdziesiątki, lekko otyłą, z farbowanym na czarno, bujnym włosem i delikatnym wąsikiem.
Pani Jadzia nie wyróżniała się niczym szczególnym, nie licząc tego, że w przeciwieństwie do reszty kadry nauczycielskiej z mojej pierwszej podstawówki, którą stanowili wspaniali nauczyciele, z prawdziwym zapałem i poczuciem misji wobec młodych podopiecznych, ona zachowywała się, jakby w szkole uczyła za karę, i w związku z tym była zwykle bardzo obrażona na grupę szkrabów pod jej opieką.

Po tym opisie możemy przystąpić do właściwej części mojej opowieści. Pewnego dnia, niedługo po rozpoczęciu roku szkolnego, siedziałam w swojej ławce bardzo osowiała i ogólnie czułam się jak trup. Wyglądałam na tyle źle, że kiedy na przerwie zobaczyła mnie pani woźna, nasza sąsiadka z bramy obok, zawołała swojego syna, który akurat kończył lekcje i kazała natychmiast iść do mojego domu i przyprowadzić do szkoły moją mamę, żeby mnie zabrała ze szkoły. Miałam wtedy wysoka gorączkę (40st.) i gdybym jeszcze trochę posiedziała w szkole, zamiast jechać z mamą do lekarza, to mogłoby się to źle skończyć.

Gdzie piekielność pani Jadzi? Otóż pani Jadzia kiedy zobaczyła, że niedostatecznie się skupiam na zadanym ćwiczeniu i w dodatku chwieje mi się głowa, nawrzeszczała na mnie, że mam uważać na lekcji, i że w szkole się nie śpi. Opieprzyła mnie z góry na dół i posadziła w kącie. Nie spytała mnie nawet czy źle się czuję, ani nie sprawdziła czy nie mam przypadkiem gorączki, mimo, że podobno miałam wypieki jak po maratonie, a na uszach mogłabym smażyć jajka. Nie, pani Jadzia założyła, że skoro nie uważam na zajęciach, to pewnie jestem leniem i należy mi się kara.

Moja mama oczywiście opisała tę sytuacje pani dyrektor, która powiedziała, że to pierwsza skarga na panią Jadzię i w związku z tym zostanie pouczona, a jeśli taka sytuacja się powtórzy, to zostaną wyciągnięte wobec niej konsekwencje. Na razie nie ma co panikować, tym bardziej że pani Jadzia się przekwalifikowała i ten rok jest jej pierwszym w karierze nauczycielskiej. No musi się kobieta wdrożyć (spoko, tylko czemu kosztem dzieci...)

Jakiś czas później, kiedy światem zawładnęła zima, a z nią pojawiły się wszechobecne zaspy i zamarznięte kałuże, służące dzieciakom za mini lodowiska, pani Jadzia zabrała nas, jak co dzień, na godzinę zajęć na świeżym powietrzu. Wzięliśmy ze sobą reklamówkę z różnymi sprzętami, typu skakanki, piłki, itp. i poszliśmy dokazywać na boisku szkolnym. No ale na co nam te wszystkie zabawki, skoro wokół boiska była bieżnia, o tej porze roku na prawie całej długości porządnie oblodzona, a więc robiąca za hiper-ślizgawkę. Wszystkie dzieciaki ustawiły się w kolejce i tak się ślizgaliśmy. Wiadomo jak to na ślizgawce, co jakiś czas ktoś się przewrócił, wstał, otrzepał i stawał na końcu kolejki, większych obrażeń nie odnotowano. Do czasu. Kiedy sunęłam ślizgawką po raz kolejny, mniej więcej w połowie się przewróciłam. Nic nadzwyczajnego, ale upadłam tak niefortunnie, że uderzyłam w lód tyłem głowy. Momentalnie zrobiło mi się ciemno przed oczami, dostałam straszliwych zawrotów głowy i w chwilę po upadku poczułam okropne mdłości. Większość z was już zapewne się domyśliła-wskutek upadku doznałam wstrząśnienia mózgu. Ale pani Jadzia, mimo tego, że z płaczem opisywałam jej swoje dolegliwości, zignorowała mnie i "żebym już nie płakała" kazała mi pilnować torby z zabawkami. Wstać z lodu oczywiście pomogli mi koledzy z klasy, bo przecież pani Jadzia nie jest tu od opieki nad dziećmi, nie?

Na szczęście mój starszy brat, jako czarna owca naszej rodziny, akurat w tym czasie urządził sobie wagary i jeszcze nie zdążył wyjść ze szkoły, dzięki czemu widział całe zajście z okna na piętrze. Ponieważ znał mnie dobrze, wiedział, że normalnie nie płakałabym z powodu zwykłego upadku dłużej niż minutę, może dwie, i kiedy po dłuższej chwili nadal nie mogłam się uspokoić, i zamiast wrócić do zabawy, siedziałam na murku i trzymałam się to za głowę, to za brzuch(do dziś pamiętam jak okropnie się wtedy czułam), zszedł najpierw do mnie na boisko i próbował namówić panią Jadzię żeby puściła mnie z nim do pielęgniarki. Pani Jadzia oczywiście się nie zgodziła i jeszcze nawrzeszczała na mojego brata, że ona się wcale nie dziwi, że ja tak beczę, skoro po byle upadku już mnie chce do lekarza prowadzić, i że przy takim podejściu to ja wyrosnę na dupę wołową, co nic nie potrafi sama zrobić, itp.,itd. Normalny trzynastolatek pewnie by po czymś takim sobie odpuścił i zawinął się, zanim sympatyczna nauczycielka zainteresuje się co tu robi w czasie lekcji. Ale nie mój braciszek:) On powiedział mi, żebym się nie martwiła, a pani Jadzi rzucił "Moi rodzice tego pani nie popuszczą!", po czym pobiegł do domu po moją mamę.

Dla mnie skończyło się na tym, że chwil po upadku w zasadzie nie pamiętam, za to pamiętam całe popołudnie i wieczór, kiedy przytulałam się do muszli. Przeleżałam trochę czasu w łóżku i od tamtej pory nie poszłam do zerówki już ani razu.

Moi rodzice oczywiście poszli do dyrektorki, a ta stwierdziła, że w tej chwili nie znajdzie nigdzie zastępstwa za panią Jadzię, więc zostanie ona w naszej szkole do końca roku szkolnego, a od września będzie inna opiekunka klas "zero". I może by słowa dotrzymała, ale niestety na panią Jadzię wpływały coraz to nowe skargi.Kariera pani Jadzi w naszej szkole zakończyła się z hukiem zwolnieniem dyscyplinarnym, jeszcze przed końcem pierwszego semestru, po tym jak dziecku z alergią z jakiegoś powodu kazała zjeść kanapkę z masłem orzechowym, czym o mało go nie zabiła.

Na szczęście jakimś cudem wszyscy podopieczni pani Jadzi żyją do dziś i ze zgrozą wspominają pierwsze pół roku swego szkolnego życia :)

szkoła podstawowa

by anulla89
Dodaj nowy komentarz
avatar wolfikowa
-2 2

a od kiedy to można nie chodzić do zerówki? Zerówka była/jest obowiązkowa

Odpowiedz
avatar k4be
0 0

Nie wiem jak teraz, ale za moich czasów (pierwsza połowa lat 90.) nie była obowiązkowa.

Odpowiedz
avatar nataleg
0 0

u mnie zerówka była w przedszkolu, niby obowiązkowa, ale wiem, że kilka osób, które były ze mną w grupie a były o rok starsze, poszły od razu do szkoły omijając zerówkę. Nie wiem czemu w mojej grupie były dzieci młodsze i starsze, ale może wtedy jakaś reforma szkolnictwa też była ;) za to ja w zerówce byłam ale dla mnie nie wyróżniała się niczym szczególnym, dalej to dla mnie było przedszkole, którego nie cierpiałam :)

Odpowiedz
avatar anulla89
0 0

Z ręką na sercu odpowiem, że ... nie mam pojęcia czy była obowiązkowa, czy nie. Wiem, że po tym wypadku mama już mnie więcej tam nie puściła. Możliwe, że wbrew prawu, ale tego dowiem się rano, bo sama nie wiem i postanowiłam, że zadzwonię i spytam, żeby zaspokoić waszą (i swoją) ciekawość. Dodam, że (jak wynika zresztą z mojego nicku) jestem rocznik 89',więc do zerówki chodziłam dokładnie w połowie lat 90,natomiast do przedszkola jak i do żłobka nie chodziłam wcale.

Odpowiedz
avatar anulla89
0 0

Rozmawiałam dziś z mamą i powiedziała, że owszem-zerówka była obowiązkowa, ale po tym "incydencie" zakomunikowała pani dyrektor, że nie pośle mnie tam więcej, bo woli mieć żywe dziecko, a pani dyrektor, chyba pod wpływem wyrzutów sumienia, nie robiła nam problemów, i nawet dostałam świadectwo na koniec roku szkolnego.

Odpowiedz
avatar wolfikowa
0 0

@k4be: jestem z '85 i za moich czasów zerówka była obowiązkowa. Ale znając MEN mogło być tak, że raz obowiązkowa raz nie... burdel z roku na rok coraz większy ;)

Odpowiedz
Udostępnij