Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Każde studia kiedyś się kończą. Nasze Ratownictwo Medyczne kończy się egzaminem: najpierw…

Każde studia kiedyś się kończą.
Nasze Ratownictwo Medyczne kończy się egzaminem: najpierw praktycznym, potem teoria dla tych, którzy poradzili sobie z pierwszą częścią.
Niedaleko nas egzystuje uczelnia, w której aby zdobyć tytuł licencjata, wystarczy poprawnie zawiązać chustę trójkątną...
My mamy nieco większe wymagania - nie chcę, żeby kiedyś przyjechał do mnie Ratownik o umiejętnościach harcerza...
Rodzi to jednak pewien stres wśród egzaminowanych...
I o tym stresie dzisiaj.

Nasi podopieczni twierdzą, że to właśnie nerwy uniemożliwiają im poprawne wykonanie zadań... Ale przecież to taki denerwujący zawód... Jeżeli nie radzisz sobie przy gumowej lalce, jak zamierzasz ratować ludzi?
Niekiedy... oryginalnie.
Student J. Stary ratownik, jeździ w karetce niemal od urodzenia. Typ gościa z ADHD, wykonuje polecenia przed ich wydaniem. Do tego nieziemsko ambitny i zmotywowany. Przez całe studia rył niczym kret górniczy, chodził na wszystkie wykłady i ćwiczenia, znał na pamięć większość podręczników...
Innymi słowy, pewny kandydat na dyplom z wyróżnieniem.

Dzień egzaminu.
Wchodzi J. Ale od wejścia stwierdzam jakąś patologię sposobu poruszania się. Lezie jakby... okrakiem, krokiem westernowym Johna Wayne′a...
- J., co jest? Nogę sobie uszkodziłeś?
- Daj spokój... Czwarty dzień mam taką srakę z nerwów, że się pozacierałem. Chodzić nie mogę, Loperamid nie pomaga...
No cóż... Przystępujemy do egzaminu. Pierwsza stacja to udrożnienie dróg oddechowych. Polecamy J. przygotować sprzęt i ze współegzaminatorem sprawdzamy w tym czasie fantom, komputer, defibrylator.
Z kąta, gdzie stoi J. dobiega nagle dźwięczna wibracja, jakby nieco metaliczna. Łapiemy się z kolegą za kieszenie - telefony milczą. Więc skąd ten dźwięk?

Otóż nasz egzaminowany ujął w rączki laryngoskop - metalową wajchę do intubacji - i zaczął się trząść ze strachu... I to właśnie ten interes tak brzęczał.
Oczywiście zdał doskonale. I nie był w stanie iść po wydostaniu się z sali... Musiał usiąść i posiedzieć.
Myślicie, że to szczyt nerwówki?

Otóż nie. Jest jeszcze B.
Pielęgniarka z jednego z okolicznych szpitali. W wieku średnim, cicha, wycofana, całe studia chowająca się za plecami innych. Teorię zdawała super, bo kuła niemożebnie. Ale przyszedł ten straszny moment, kiedy trzeba się było rozliczyć z umiejętności praktycznych...
Otwierają się drzwi.
Z daleka słychać coraz głośniejsze jęki:
- O Jezuuu.... O maaatko... O Jeeezuuu
Ki diabeł? Kogoś rannego niosą??
Nie. To B. Wtacza się do środka zygzakiem. Podąża raz lewym, raz prawym halsem. Dociera do mnie. Proszę, żeby wylosowała scenariusz. Nie może trafić w kartkę... Cały czas jęczy, to głośniej, to ciszej...
No to pytam:
- Czy jesteś pewna, że jesteś w stanie dzisiaj zdawać ten egzamin?
- O jeeeezuuuu.... O maaatko... Ja muszę....
Przyszła ratowniczka medyczna... W akcji...

Ale nic to.
Pierwsza stacja, tym razem BEZPIECZNA defibrylacja. Jako, że ta maszynka wali potężnym prądem i w niepowołanych rękach może być zabójcza, mam obsesję na punkcie bezpieczeństwa wykonania. Idealnie byłoby, żeby egzaminowany kilkakrotnie sprawdził, czy nikt nie dotyka pacjenta, szybciutko przyłożył łyżki, ocenił rytm, naładował i - po sprawdzeniu bezpieczeństwa - zdefibrylował. Idealnie.
B. klęka. Włącza sprzęt. I zaczyna grać na akordeonie...
Naciska w panice WSZYSTKIE guziki, jakie może znaleźć. Oczywiście po sekundzie słychać ostrzegawcze wycie - naładowała łyżki przed wyjęciem z maszyny. Błąd krytyczny.
Dziękuję jej i proszę o przejście do kolegi, do dróg oddechowych. Wybucha płaczem, krzyczy, że nie zdała już...
Ale idzie. U kolegi słucha zadania, po czym... mdleje i osuwa się na krzesło. Ponowne pytanie o celowość dalszego egzaminowania i ponownie błaga nas, żebyśmy pozwolili kontynuować.
Zaczyna.
Udrażnia drogi łapiąc pacjenta za.... gałki oczne...
Wpycha laryngoskop do gardzieli tak głęboko, że chowa nie tylko łyżkę, ale i całą rękojeść. Na koniec, próbuje wsadzić rurkę intubacyjną... przeciwną stroną, dziwiąc się, że kołnierz jej się blokuje w krtani...
Dalej jest jeszcze gorzej. Cały czas jęczy, płacze, chwieje się...
Przy stacji urazowej zabija pacjenta.
Przy scenariuszu zabija pacjenta trzykrotnie...
Wreszcie, kończymy. Ona wybucha szlochem na wieść, że oblała... Dostała równiutkie zero punktów, na setkę możliwych...

A wiecie, co w tej historii jest naprawdę piekielne?
Nie nasza postawa. Nawet nie to, że osoba pracująca w Oddziale Ratunkowym nie ma pojęcia o swojej pracy...
Ale to, że przysługiwały jej jeszcze dwa podejścia!!!
Które wykorzystała skwapliwie.
Zdobywając kolejne dwa zera...
Cóż... Przynajmniej była powtarzalna w swoich osiągnięciach...

służba_zdrowia

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
14 14

Nie powinnam, ale uśmiałam się jak norka :(

Odpowiedz
avatar marchewka
8 10

Ja też :D Ale już nigdy nie wezwę pogotowia o.O

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 grudnia 2011 o 20:25

avatar konto usunięte
11 13

Kup sobie osobisty defibrylator i nie musisz :)

Odpowiedz
avatar Forgotten
1 5

Ciekawe jak go potem użyje...

Odpowiedz
avatar Cristoforo
3 7

@Forgotten nie wierzysz w jej samodzielność?

Odpowiedz
avatar silhouette
-4 14

Później w prawdziwej pracy nie będzie dwóch dodatkowych podejść...szkoda, że ucierpi na tym pacjent. Przez takie historie boję się wezwać karetkę :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
20 20

Poważnie? A nie skomentujesz, że przypinam dziewczynie łatkę i powinna zdawać jak się kiedyś nauczy ??? :)

Odpowiedz
avatar molusia23
13 13

michu cudowny jesteś, jak widzę Twój nick to już mi się micha cieszy :D

Odpowiedz
avatar marchewka
9 11

Wiesz, ja już po historii o kopniakach stwierdziłam, ze choćbym miała umrzeć, karetki niet.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 11

Ej, no nie skreślaj pogotowia po kilku małych szturchnięciach :) Poza tym kobiet, jak już zaznaczyłem, nie bijam...

Odpowiedz
avatar marchewka
11 13

Dobra, dobra, ja wolę z bezpiecznej odległości kabla od internetu się z Tobą komunikować :P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

Dobra już dobra, przecież nie namawiam... Zwłaszcza, że nasze usługi wiążą się z cierpieniem niekoniecznie przez nas zadanym... A tego przyjaciołom nie życzę :)

Odpowiedz
avatar Klitka
7 7

Czytając to popłakałam się 2 razy : najpierw ze śmiechu, potem dlatego że kiedyś moje życie może zależeć od takich osób...

Odpowiedz
avatar slawcio99
6 6

Sam nie mogę uwierzyć jak stres potrafi tak destrukcyjnie działać...

Odpowiedz
avatar karolciaaa
3 5

zabiła mnie ta historia... śmiechem... weź ostrzegaj następny raz, jak coś takiego spod klawiszy wypuścisz, jeszcze się człowiek zachłyśnie albo coś, a jak widać na załączonym obrazku, na ratowników lepiej nie liczyć xD

Odpowiedz
avatar Werbena
17 19

Kiedyś w czasie studiów przyszło mi wykazać się umiejętnościami rekonstrukcji i konserwacji ceramiki (w moim przypadku znikomymi). W grupie byłam razem z pewną Grażyną. W pracowni Grażyna, która takiej np. archeologii śródziemnomorskiej prawie nie zdała w trzecim podejściu, wymiatała, miała niesamowity dryg, sprawne dłonie i wyobraźnię. To, z czym nie radził sobie nawet opiekun pracowni, ona załatwiała w pół godziny. W palcach czuła, co się skruszy, co pęknie, co jest spoza obiektu (a w stercie kilkudziesięciu odłamków filiżanki i spodka znaleźć dwa malutkie trójkąciki, które są z innej sztuki porcelany, to naprawdę coś). Przed zaliczeniem pracowni pomagała z projektami każdemu w grupie. Z projektu dostała uznaniowe 6, z teorii drugie 6. Ale było jeszcze "kolokwium praktyczne", czyli oczyszczenie i posklejanie czegoś na miejscu, pod okiem prowadzącego. Grażynie tak trzęsły się z nerwów dłonie, że zrzuciła wszystkie szklane puzzle ze stanowiska. Prowadzący zbierał zęby z podłogi, my szliśmy w jego ślady, wszyscy pytamy, co, jak, dlaczego, może chora? Grażyna z płaczem wykrztusiła, że na zajęciach "to co innego, a teraz to na zaliczenie i ona się tak strasznie zdenerwowała..." Dostała 3 z praktyki, razem z ocenami z projektu i teorii wyszło jej 5, ale mindfuck został nam do końca sesji.

Odpowiedz
avatar Pytajnik
4 4

"Ale to, że przysługiwały jej jeszcze dwa podejścia!!! Które wykorzystała skwapliwie. Zdobywając kolejne dwa zera..." I co teraz? Nie zostanie ratownikiem wogole czy za jakis czas, na przyklad za rok, moze ponownie probowac pokonac ten egzamin w trzech podejsciach?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

A teraz musiałaby się reaktywować i powtórzyć przynajmniej ostatni semestr. I wtedy ma kolejną szansę... Tylko... coś mi mówi, że dopóki będzie mdleć na nasz widok, ma marne szanse. Pewnie pójdzie do konkurencji, zawiąże chustę i zda... Tam podobno mają grupę dla tych, którzy u nas oblali. Bo na ich poziom są zdecydowanie za dobrzy :))

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 grudnia 2011 o 21:37

avatar Pytajnik
2 2

A jak wyglada poziom zdawalnosci w tych lepszych szkolach "na ratownika"? Ile procent poczatkowego skladu dochodzi do konca?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

U nas ponad 80 procent. W szkole od chust wszyscy...

Odpowiedz
avatar seera
5 5

jak czytam historie z ratownictwem w tle to już sprawdzam na początku kto się pod nią podpisał ;) ale z drugiej strony to nie napawa optymizmem i zaufaniem do przedstawicieli tej profesji.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

zabiłeś mnie. 21. raz:D Ty to masz ciekawe życie. spotkania z tymi ratownikami nawet wrogom nie życzę... a swoją drogą, stacje jak w drodze krzyżowej:DD

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2011 o 0:30

avatar magdalena
12 12

Michu, a może masz taką opinię, że to Ty tak stresujesz biednych zdających? Może byś się chował gdzieś w kącie sali egzaminacyjnej, w kominiarce albo co... i wyskakiwał na koniec z wrzaskiem: ZDAŁEŚ!!!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 15

i tak oszczędzilibyście na fantomach: ostatni egzaminowany mógłby zostać pacjentem dla kolejnego:P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

Też o tym myślałem. W związku z czym opuściłem jedną sesję. Pomimo zastępstwa, zdawalność była gorsza... A jakbym tak wyskoczył, to albo zawał murowany, albo by sobie biedny student zbroję obesrał ze strachu :)

Odpowiedz
avatar magdalena
5 5

No nie? zdający sami by się eliminowali, bo ratownik co jak co, ale nerwy powinien mieć mocne :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

Teraz proszę bez feministycznych wstawek - ale kiedy czytam, że kobietę "nie udało się" na egzaminie na studiach, na prawo jazdy, na jedzenie pałeczkami i na dowolnym innym "przez tego uja egzaminatora", to mam właśnie taki obraz przed oczami.

Odpowiedz
avatar magdalena
2 6

Wiesz, mężczyznom też się nie udaje. Oni po prostu mniej o tym mówią :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

Co innego "nie zdałem", a co innego "nie zdałam, bo on coś, ten coś, tamten coś" - z mojego doświadczenia wynika, że kobiety znacznie gorzej radzą sobie ze stresem i zagrania w rodzaju "błagania o jeszcze jedną próbę", płacz i zgrzytanie zębami to standard przy podejściu do egzaminów.

Odpowiedz
avatar magdalena
7 7

A tam, wy nie zdajecie, bo nie, a nam cały świat potrafi przeszkodzić. Wychodzi na to samo. Ze stresem radzimy sobie świetnie, tylko jesteśmy lepszymi aktorkami :)

Odpowiedz
avatar Altec
-1 5

Rozumiem jego ból, ja tak miałem przed ważnymi egzaminami, goniło mnie do kibla. Leki na uspokojenie nie pomagały, nic po prostu, raz tak miałem przed (na szczęście próbnym) egzaminem gimnazjalnym. W połowie musiałem polecieć, a nauczycielka nie chciała mnie pójść (chociaż można!), w końcu sam wybiegłem...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 30 grudnia 2011 o 0:17

avatar Forgotten
2 2

Dlatego właśnie mam podziw dla ratowników. Muszą wytrzymać stres, którego nie wytrzymałoby wielu. Pełen szacunek.

Odpowiedz
avatar Shido
3 3

Ludzie się nie boją samego zadania na egzaminie tylko tego że są oceniani i właśnie to powoduje że człek robi wszystko zupełnie nie tak jak powinien. Gdyby egzaminy nie były "jawne" - czyli egzaminator z zaskoczenia gdzieś tam z tyłu sobie siedzi i ocenia co robi egzaminowany, to zdawalność byłaby o wiele większa, bo człek nie wie że go oceniają więc nie ma nerwów i robi co do niego należy :>

Odpowiedz
avatar ratt
3 3

Coś w tym jest. Ale z 2 strony lekarze, pielęgniarki i ratownicy cały czas są oceniani w pracy. Nigdy nie wiadomo czy wśród świadków nie będzie prokuratora któremu coś się nie spodoba albo ambitnego członka rodziny który nagle stwierdzi,że kupi nowy samochód za kasę z pozwania pogotowia. Przyznaję się,że też łapię stres przed zaliczeniami. Ale nie aż taki ;D

Odpowiedz
avatar barrtek73
1 5

HEJ! JA JESTEM HARCERZEM! Teraz harcerzy uczy się Pierwszej Pomocy i ja umiem ją poprawnie, nikt nigdy nie zwracał mi uwagi. Oczywiście, pomoc ratowników jest bardziej profesjonalna niż harcerzy. Ale naprawdę, zraziłeś mnie... :D

Odpowiedz
avatar Rann
5 5

Ja też... i pompuję swoim ludziom do głów Pierwszą Prze... Pomoc w stopniach hurtowych. I niestety muszę ze smutkiem stwierdzić, że 90% znanych mi harcerzy (a znam sporo) to jeśli chodzi o PP totalne matoły uczone przez inne matoły. To, że nikt nie zwraca Ci uwagi, że coś robisz nie tak, nie znaczy, że robisz dobrze - może po prostu to z obserwatora kiepski sędzia. Co do stresu zaś... mam bardzo "specyficzną" drużynę i podejście. Chłopaki umieją posklejać pozoranta do kupy gdy nad głowami latają im małe białe kuleczki, a niecały metr za miejscem gdzie pelcy tracą swą szlachetną nazwę wybuchają petardy K206. Ot, działanie w stresie... i są w tym dobrzy, wręcz świetni. Tak dobrzy, że dwóch (plus ja) nie zdało kursów na BOR bo stwierdziliśmy, ze instruktor chyba g... wie i zaczęliśmy się z nim twardo kłócić. Potem jeszcze raz i jeszcze raz przy innych sytuacjach. Ale to już inna historia i raczej do obgadania z tu obecnymi ratownikami ;) Z całą pewnością przeciętny harcerz ma umiejętności znacznie lepsze od przeciętnego Kowalskiego... ale i tak w sytuacjach bardziej skomplikowanych wielkie G wie i nawet porządnie nie umie człowieka przewentylować. Niestety, sprawdzone... na fantomach wszyscy radośni, wiele umieją itp... ale spróbuj dać im 14-latkę która nagle traci przytomność i zapomina się jej oddychać, a zobaczysz książkowy przykład sytuacji "Dać po ryjach i zakończyć ten atak paniki, a potem brać się do roboty".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 grudnia 2011 o 18:37

avatar ratt
4 4

Dobrze powiedziałeś harcerzy uczy się pierwszej pomocy. Przyszłych ratowników uczy się wykonywania Medycznych czynności ratunkowych. Kurs pierwszej pomocy trwa kilka lub kilkanaście godzin. Studia to są 3 lata zjazdów prawie co tydzień- studiuję zaocznie sobota/niedziela od 8 rano do przynajmniej 18-19 a czasem i 21-22 jestem na uczelni, praktyki wakacyjne, zajęcia kliniczne, setki godzin nauki w domu i jeśli uda się to w pracy (dzięki szefie :D).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Stary, no offense... Pierwsza pomoc rzecz sedna. Ale pierwsza i przedmedyczna. Stąd nie porównuję Waszych - niezwykle cennych - umiejętności, do tego, co muszą umieć ratownicy medyczni na i po dyplomie. Ot i cała filozofia... Byłem kiedyś na basenie, skąd zabierałem staruszkę z urazem biodra. Pan Ratownik Wodny (tradycyjny pakero model Hesselhoff) opierniczał syna pani, dlaczego zadzwonił po nas zamiast dać znać JEMU!!! Słuchałem tego chwilę, w końcu zapytałem ,czy potrafi obsługiwać defibrylator... Choćby AED... Odpowiedź była łatwa do przewidzenia. Każdy z nas ma swój zakres umiejętności. I dobrze :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 grudnia 2011 o 19:46

avatar Rann
5 5

Bingo, ratt. Szkoda, że sporo "specjalistów od pierwszej pomocy" od razu uznaje się za wykwalifikowanych ratowników. Sam wiem coś o tym - widziałem swoje i zrobiłem swoje. Ale sorry, ja w jakimś powazniejszym przypadku mimo wszystko jestem tylko od tego, by utrzymać delikwenta przy życiu dopóki się panowie w czerwieni nie pojawią. Ogółem, wielki 'szacun' dla wszystkich takowych tu obecnych. Jak któryś jeździ po Wrocławiu, to ma u mnie do odebrania duże piwo... tak z zasady ;)

Odpowiedz
avatar ratt
1 1

Dziś rano miałem okazję korzystać z pomocy harcerki (córki szefa) która podobno jest bardzo dobra w pierwszej pomocy. Poprosiłem ją o pomoc przy zmianie opatrunku na rozciętej dłoni. Po pierwsze z rany poleciało trochę krwi co prawie ją sparaliżowało, po 2 jak już się przełamała zapomniała zupełnie o bezpieczeństwie własnym- rękawiczki, chciała włożyć rękę w ranę w niesterylnych rękawiczkach, gotowa była przyłożyć na ranę watę która nie wiem jakim cudem była w mojej apteczce samochodowej. Jednym słowem totalna porażka. Jedyne co jej wyszło to założenie bandażu ;D

Odpowiedz
avatar ratt
3 3

A i aby nikt nie pomyślał,że mam się za nie wiadomo kogo. Ludzie którzy mnie znają wiedzą,że jeśli czegoś nie wiem to pytam a nie wiem wielu rzeczy więc często zadaję pytania. Teraz jak mam Micha w znajomych na FB pewnie też czasem będę się o coś pytał ;) Ale kolega który zaraził mnie ratownictwem wpoił mi zasadę,że zawsze jak czegoś jestem pewien to mam zwracać uwagę ludziom którzy popełniają błędy ponieważ raz się uda, drugi raz się uda ale za trzecim dojdzie do tragedii z tym,że mam to robić delikatnie i merytorycznie a nigdy traktując kogoś z góry :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 grudnia 2011 o 19:52

avatar houstonwevegotaproblem
1 3

Najsmutniejsze jest to,że tacy ludzie faktycznie istnieją. I zostają 'ratownikami', bo z Ratownikiem to nie ma nic wspólnego. Może i podniesie sie raban, że to niesprawiedliwe, beznadziejne itd - ale po takim failu jak ta pani (czytałam kilka razy, bo nie mogłam uwierzyć, że ktoś, kto 5 min po egzaminie miałby dzierżyć tytuł ratującego zdrowia i życia ludzkiego) - dostałaby coś w rodzaju zakazu wstępu na jakiekolwiek uczelnie medyczne z dopiskiem 'nie nadaje sie'. Zrobi krzywde ratowanemu, robiąc ją też przy okazji sobie. ratujemy w ten sposób dwie osoby na starcie! (i każdą kolejną, której nie zabiłaby, gdyby sama przeżyła..). Wykucie tony książek wcale nie czyni ekspertem..a zastosowanie wiedzy w praktyce, cokolwiek się dookoła dzieje. Bulwersuje się tym bardziej, że widzę studentów medycyny, którzy są już u progu bycia lekarzem, a mdleją na widok zwłok czy poważniejszych ran. Lekarze stosujący wiedzę medyczną tylko w teorii też są światu potrzebni!

Odpowiedz
avatar Dekadencja
3 3

Jak dla mnie piekielne jest to, że czasami człowiek może wszystko idealnie umieć, tylko zjadają go nerwy i w związku z tym nie zrobi nic. Ale niestety- to nie jest zawód, w którym można się tak denerwować...

Odpowiedz
avatar Vividienne
2 2

Nerwy egzaminu to jest zupełnie odrębny rodzaj nerwów. Jestem bardzo opanowaną osobą, nigdy nie panikuję, nie tracę głowy, nie robię głupot w stresie. W skrajnych sytuacjach radzę sobie lepiej niż w zwyczajnych :) A tymczasem egzamin na prawo jazdy zdałam dopiero za czwartym razem, bo dopiero wtedy zdecydowałam się podejść do niego pod wpływem niedozwolonych środków uspokajających. Teraz od kilku lat jestem kierowcą i zdarzyło mi się już za kółkiem wychodzić cało z niebezpieczeństwa dzięki zachowaniu zimnej krwi. Stres egzaminacyjny to zjawisko paranormalne.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Ale czasem na początku nerwy zeżrą i popełnia się głupie błędy - moja pierwsza defibrylacja w warunkach niecwiczeniowych - wszystko pięknie, rytm sprawdzony, żelik, ładowanie, wszyscy odsunac się... i na całe szczęście jest nas troje i każdy każdego w miarę możliwosci pilnuje. Bo zupełnie zapomniałam, że 'wszyscy' to znaczy, że ja tez ;)

Odpowiedz
avatar takaja
0 0

chwila moment...ona jest pielęgniarką i mdleje mając ratować ludzkie życie? nie znam się na tym ale jakąś wiedzę chyba powinna mieć..

Odpowiedz
avatar Rann
1 1

Niby tak... ale teraz mała dygresja: kumpel świetnie strzela. W Słupsku siedzi (kto wie o co chodzi ten wie) i zdjęcie z SWD celu z odległości 500 metrów (eee... to znaczy, umieszczenie pocisku w tarczy półsylwetkowej - trzymajmy się poprawności politycznej) to dla niego spacerek po parku. Zawsze był dobry, od 11. roku życia strzelał z wiatrówki, potem polowania itp. itd... może siedzieć w krzakach przez pół dnia i całą noc a potem oddać perfekcyjny strzał do celu. No, po prostu strzelec wyborowy. Na jakimś tam egzaminie selekcyjnym, mając nad sobą instruktora i strzelając 'na zaliczenie' miał 30% skuteczność na 200 metrach. Cóż - to stres egzaminacyjny. Dziwnie to działa - nieraz w sytuacji rzeczywistej zadziałmy absolutnie jak należy, ale gdy jest to symulacja, punktowana, na egzaminie - stres nas morduje. Bo nie chcemy zawalić. Powodem nie jest obawa przed niewykonaniem zadania, lecz obawa i stres związane z byciem ocenianym. Swoją drogą, ten sam człowiek powiedział mi ostatnio "Stary, mogę jeszcze raz jechać do Afgana, ale jak mam teraz pisać ten egzamin z angielskiego, to sram po gaciach." Po angielsku mówi perfekcyjnie. Urodził się i do 11. roku życia wychowywał w Kalifornii. Śmieszne, nie? ;)

Odpowiedz
Udostępnij