Kiedyś w trakcie służby złamałem rękę. Stało się to gdy wieźliśmy pacjenta do szpitala na sygnale, jakiś buc zajechał karetce drogę i kierowca gwałtownie zahamował. Nie zdążyłem się złapać i przewróciłem się. Pełen adrenaliny jednak nie od razu zauważyłem, że coś jest nie tak, zajmując się dalej pacjentem.
Ból zaczął się w szpitalu przy przekazaniu pacjenta jak chciałem dźwignąć nosze... Na miejscu (godz 23) natychmiast zgłosiłem się do lekarza dyżurnego, jako, że na służbie pracownik medyczny, przyjęli mnie bez kolejki - choć było mi trochę głupio ze względu na 10 osób, które minąłem w drodze do gabinetu. Ale co zrobić... Przecież możliwie najszybciej muszę wrócić do pracy bo nie mam zastępstwa, a beze mnie karetka stoi bezczynnie pod szpitalem, co jednocześnie pozostawia stację bez ani jednej karetki (u nas w stacji są wozy strażackie i jedna karetka "P")! Odganiając od siebie myśli, że to złamanie (choć było to trochę bardziej niż oczywiste) próbowałem ustalić z kolegą co dalej, dzwonimy do stacji i powiadamiamy o sytuacji. Po godzinie RTG, konsultacja - kurcze, jednak złamany nadgarstek. Dzwonimy znów zapytać do dalej. Dowiadujemy się, że było wezwanie, ale wysłano karetkę z innego rejonu. Szef mówi, ze dzwoni i szuka zastępstwa, nikt nie odbiera... Tona leków przeciwbólowych, nastawienie, zwykłe usztywnienie bez gipsu żeby jakoś dalej pracować.
Godzina 1 w nocy my nadal w szpitalu. Coś poszło nie tak z nastawieniem i po założeniu usztywnienia kość znów się obsunęła i trzeba to zrobić jeszcze raz. Nie mogą nastawić mi kości, zaczyna być mowa o nastawieniu operacyjnym. Szef dzwoni, że znalazł zastępstwo, ale dotrze dopiero rano bo jest w innym mieście. Do rana albo wrócę do pracy albo karetka będzie nieczynna (miałem służbę 48h, rano miała być połowa mojej służby)... W międzyczasie z innej części szpitala doczłapał się ortopeda - nikt nie wie co tam robił o tej godzinie, ale być może mam po prostu szczęście. I to jakie bo okazało się, że ortopeda ten nie jest pracownikiem tego szpitala tylko pacjentem, ale znajoma pielęgniarka, która była w pracy poprosiła go o konsultację. 2:30 w nocy karetka nieczynna od ponad 3h. Dzwoni szef i mówi, że rano zastępstwo nie dojedzie...
Atmosfera serio nerwowa. Teoretycznie powinien być zawsze pracownik, który jest w stanie mnie zamienić. Ale chociaż kość w końcu nastawiona, jednak trzeba gips założyć od zaraz, bo jeśli jeszcze bardziej pokruszę kości będzie trzeba drutować. Od lekarza, który mnie przyjmował na początku nie dostałem zgody na powrót do pracy (bez takiej zgody jeśli by mi się pogorszyło nie mógłbym dostać odszkodowania bo byłbym w pracy "nielegalnie"). Dzwonimy do szefa, co dalej.
Zaczęło się sprowadzanie pracownika zastępczego z zupełnie innej placówki, zupełnie niezgodnie z procedurami - byle jak najszybciej.
W jednym ze szpitali udało się ustalić, że w sumie mogą jednego ratownika "pożyczyć". Nieformalnie, tak po prostu. Żeby posiedział, w razie wezwania pojechał i doczekał aż pojawi się jakieś formalne zastępstwo.
Jednak wszystko trwało do godziny 12, czyli przez ponad 10h wezwania na nasz rejon były kierowane do innych rejonów (gdzie miały status oczekujący ponieważ pierwszeństwo miały wezwania z tamtego rejonu).
Jedno złamanie zaburzyło pracę kilku miejsc...
Wypadła jedna śrubka i cała maszyna zatrzymała się na kilka godzin.
Kochana praca
Autorze zapomniałeś dodać, że maszyna stanęła przez debila który zajechał drogę karetce...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 listopada 2011 o 15:48
Doprawdy, tylko przez niego? "Teoretycznie powinien być zawsze pracownik, który jest w stanie mnie zamienić." - pytam zatem, gdzie był ten pracownik, skoro ZAWSZE powinien móc zmienić ratownika? nPoza tym, nie chciałabym, żeby o moim życiu decydował ktoś, kto pracował przez 48 godzin - po takim czasie nieustannej aktywności albo ma się sieczkę psychiczną, albo jest się robotem.
OdpowiedzTeoretycznie, właśnie, bo zazwyczaj liczą na to, że nic się nie wydarzy, pracowników zwalniają w takim tempie, że nie ma po prostu ludzi, którzy mogliby kogoś zastąpić. Kolega, który pracuje w Niemczech jako ratownik po wysłuchaniu kiedyś jakie jaja były (opowiadałem mu tę historię) złapał się za głowę, powiedział, że u nich to nie do pomyślenia, opowiadał, że kiedyś karetka miała wypadek, jeden z ratowników był ranny, to w czasie jak jedna karetka pojechała ich odwieźć druga już była podstawiona w tej stacji na zastępstwo, a załoga karetki po wypadku trafiła do szpitala i nie było mowy o powrocie do pracy tego dnia.
OdpowiedzSorry, ale skoro liczą na to, że nic się nie wydarzy, to po co w zasadzie istnieją ratownicy i karetki? Przecież może się nic nie stać (tak, to ironia).
Odpowiedz48h to nie dużo, ojciec ma w robocie kolesia który 11 dni miał dyżuru non-stop. nCo prawda spokojnie było to koleś mógł spać.
OdpowiedzZatem to nie jest "non-stop", tylko pomieszkiwanie w miejscu pracy. Non stop jest wtedy, kiedy przez cały czas musisz być przytomny, skoncentrowany i gotowy do przykładnego wypełniania swoich obowiązków, a nie śpisz. Jeżeli nie jedziesz na prochach, z czysto biologicznego punktu widzenia to mało realne.
OdpowiedzU nas dopuszczalne są góra 3 doby. Ja jednak nigdy nie biorę więcej niż 2, czasem mi się tak trafi w grafiku, ale szef pozwala nam się zamieniać... Niektórzy nie czują się żeby pracować 72h...
OdpowiedzWerbena - My też mamy w stacji pokój, mamy kuchnie - jak nie ma wezwania to tam "mieszkamy". Normalnie posiadamy możliwość nawet ugotowania sobie obiadu. Nie byłoby możliwe żeby być chociażby 24h w miejscu gdzie nie ma co zjeść i gdzie usiąść... Do poprzedniego posta (bo nie mogę edytować): Kierowcy oczywiście mogą być najdłużej 12h.
OdpowiedzOd kilku lat pracuję w czasie zabaw sylwestrowych, wróżki mają wtedy duże wzięcie. Zazwyczaj zaczyna się już dwa dni wcześniej, telefonami z prośbą o "krótką wypowiedź dla Kolejnego Szmatławego Portalu" i nagłym wysypem klientów, co podkręca nerwową atmosferę. W samego sylwka pojawiam się na miejscu imprezy już koło 17, żeby zobaczyć, czy wszystko gra. Co 2-3 h robię pół godziny przerwy (herbata, miód z cytryną, bo chore gardło to śmierć dla wróżki, przekąska, wizyta w toalecie i jedziemy dalej). Zazwyczaj wychodzimy z dziewczynami o 4 rano. Po zaledwie 10 godzinach jesteśmy tak rześkie, jak stare gąbki szkolne, a przecież wysiłek fizyczny ogranicza się tylko do mówienia (za to psychiczny nadrabia z nawiązką), możemy siedzieć na tyłkach i jeszcze dostajemy ciepły posiłek. Nie wyobrażam sobie 48 godzin nieustannej spiny i wyjazdów, skoro po 10 godzinach pracy marzę tylko o kąpieli, herbacie i tym, żeby ktoś mi wygrzał łóżko.
OdpowiedzJest tak czasami, że zjeżdżamy z wezwania i modlimy się żeby nie było zaraz następnego, wysiadamy z karetki, podłączamy ją do prądu i bach spać... Są służby gdzie NIC nie robimy, kompletnie, oglądamy cały dzień TV i siedzimy na necie, ale są dni kiedy nie dajemy rady wrócić do stacji bo po drodze już w kolejne miejsce trzeba jechać. O sylwestrze nie wspomnę, miałem już kilka razy wezwanie w sylwestra to takie akcje tam odchodzą to głowa boli...
OdpowiedzTrzeba było zostać lekarzem. Na tym forum dowiedziałem się, że w czasie dyżuru śpię, nic nie robię, a pieniążki lecą :))n
OdpowiedzTo akurat też często słyszę, że nic nie robię tam w pracy, mam tam łóżko, łazienkę, pokój, telewizor, możemy wziąć laptopa = zmieniam adres zamieszkania na np. 2 doby i wracam... Jeśli chodzi jednak o lekarzy to Ci pracujący na karetkach czasem naprawdę niewiele robią - w przeciwieństwie np. do tych, którzy mają w szpitalu pracę... Kiedyś pracowałem na S - fatalnie to wspominam raczej przez "współprace" z tymi lekarzami co tam byli...
OdpowiedzWspółczuję Zaszczurzony...Przez jednego idiotę "któremu wyjątkowo się śpieszyło, a karetka jest na sygnale, bo nie chce im się stać w korkach" mogło parę ludzi nawet zejść z tego świata, bądź cierpieć zupełnie niepotrzebnie..a może udało Wam się namierzyć buraka i jakoś go ukarać za wstrzymanie pracy karetki i Twoją złamaną rękę??nPS. Gdyby mój Luby co jakiś czas znikał z domu na 2 dni chyba by mnie coś strzeliło o.O
OdpowiedzAch kochany system służby zdrowia. Rąk do pracy brakuje a ratownicy, którzy by chcieli w zawodzie pracować, pracują na stacji benzynowej :( porażka
OdpowiedzAkurat napisałaś o rękach...
OdpowiedzW związku z ostatnim zdaniemnnZawsze powinno się trzymać zapas śrubek:)
OdpowiedzTrzymanie zapasu śrubek jest drogie. Co prawda o wiele tańsze niż ewentualne koszty naprawy, ale wciąż za drogie by menadżerowie to robili.
Odpowiedz@zaszczurzony, a czy po tym konkretnym zdarzeniu masz (w przypadku kolejnych niefortunnych wydarzeń) przydzielonego jakiegoś zmiennika?
OdpowiedzNie, nadal nie ;) Nic się nie zmieniło, jak karetka jest z jakiś powodów wyłączona z ruchu (w sensie braku ratownika lub kierowcy - bo jak się zepsuje to z akademii medycznej dostajemy zaraz drugą ;)) to stoi karetka i czeka aż znajdzie się zastepstwo
Odpowiedz48h dyżuru? Ładnie, biorąc pod uwagę, że szychta ratownika trwa 12h, po której ma 24h wolnego.
OdpowiedzZastanawia mnie na jakiej podstawie prawnej możecie być 48h lub 72h w pracy non stop bez przerwy?
OdpowiedzNa podstawie - pracujesz tak albo nie pracujesz wcale.
OdpowiedzA czy tak jest w całym ratownictwie medycznym? Bo nie mogę uwierzyć w to, że dajecie się tak wykorzystywać.
OdpowiedzNie wiem czy w całym, to jakbym zapytał czy w całym handlu jest tak samo? Albo czy wszystkie sekretarki na świecie są tak samo traktowane? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. I tak jestem szczęściarzem, wielu panów z dopiskiem mgr zamienili na licencjonowanych ratowników - są tańsi.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 listopada 2011 o 21:26
słuzby 48 h ??? przeciez to nienormalne.. no jescze 24 h mozna by od biedy zrozumiec...
OdpowiedzSłużba 24h to nic dziwnego, dużo zawodów takowe ma jak np służby mundurowe lub ochrona.
OdpowiedzA kto tu był piekielny? Wszyscy starali się jak mogli uporać z zaistniałą nieciekawą sytuacją. I ciebie jak najszybciej przebadali, i zastępstwo próbowali ściągnąć.
OdpowiedzPróbowali ściągnąć zastępstwo, które POWINNO BYĆ ZAWSZE. :) Piekielność systemu. Poza tym kierowca, który zajechał nam drogę. ;)
Odpowiedz