Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pod koniec studiów angażowałam się w działalność koła naukowego na uczelni. Koło…

Pod koniec studiów angażowałam się w działalność koła naukowego na uczelni. Koło to między innymi miało odpowiadać za dwa stanowiska podczas Festiwalu Nauki (taka coroczna impreza głównie dla dzieci, gdzie można w formie zabawy dowiedzieć się czegoś o nauce). Podzieliliśmy się pracą więc kilka osób przygotowuje stanowiska dzień przed, ktoś inny (między innymi ja) prezentuje co trzeba podczas festiwalu a pozostali sprzątają po imprezie. Oczywiście oprócz koła każda katedra miała coś zaprezentować, a studenci zaangażowani w organizację mieli dostać 2 punkty ECTS z puli "dodatkowe". Jako że festiwal odbywał się pod koniec roku, paru osobom, które wcześniej sobie źle obliczyły punktowo wybrane przedmioty, taki bonus praktycznie spadł z nieba. Mi on akurat zwisał kalafiorem, ponieważ i tak miałam uzbierane sporo powyżej niezbędnego minimum.

Akcja właściwa:
Dzień przed festiwalem jestem na spacerze z moim mężem, wtedy jeszcze nieprzepoczwarzonym i występującym pod postacią chłopaka. Nagle telefon od znajomej:

- Żaba, słuchaj jestem na uczelni i tu nikogo od nas nie ma. Stanowiska nie ruszone i nie mogę nikogo z koła złapać. Sama nie dam rady...

Cóż zrobić? Romantyczny nastrój szlag trafił. Pędzimy na ratunek. Na miejscu faktycznie, zamiast pięciu osób koleżanka sama miota się, próbując postawić rusztowanie stanowiska. Ok, we trójkę jakoś damy radę. Zabraliśmy się za robotę, klnąc przy tym niemiłosiernie na znajomych, którzy olali sprawę. Nagle z piętra wyżej zbiega do nas doktorantka, którą znaliśmy z widzenia i krzyczy:

- Wy tam!!! Jak z tym skończycie to złożycie mi stanowisko piętro wyżej!

Że k***a co? Babka starsza ode mnie o jakieś dwa lata (byłam na piątym roku, ona dopiero co zaczęła doktorat). Brudzia ze sobą nie piliśmy. Zajęć z nami nie miała, więc na ty chyba ze sobą nie jesteśmy. Poza tym my tu z dobrego serca odwalamy robotę za kogoś innego, a ona nam rozkazy wydaje?!
- Nie ma mowy.
- No to jeszcze zobaczymy! - Krzyknęła i pobiegła piętro niżej.

Po kilku minutach wraca zadowolona z siebie i z tryumfem mówi:
- Pan doktor Y (wykładowca wrobiony w odpowiedzialność za festiwal) powiedział, że jak chcecie dostać te dwa kredyty, to macie nam na katedrze złożyć trzy stanowiska!
My spojrzenie po sobie, krótka kalkulacja, wybuch śmiechu i w końcu odzywa się mój mąż:
- Jakby nam doktor Y te kredyty nawet odjął od tego co mamy, to jeszcze byśmy kogoś obdzielili. Daj nam spokój.
Pani magister zrobiła karpia. My skończyliśmy naszą robotę i zebraliśmy się do domu, a ona dalej stała tam nie rozumiejąc o co chodzi.

A wystarczyłoby zwyczajnie poprosić nas o pomoc i byłoby po problemie. Ale nie. Dziewczyna uznała, że skoro już skończyła studia to może pomiatać młodszymi rocznikami. A gdy jej to nie wyszło, to poleciała naskarżyć... Bez komentarza.

studia

by Xenopus
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Werbena
13 17

W moim świecie służbie się płaci, a nie każe całować w dupę z przyklęku za istnienie cokolwiek wątpliwej jakości. A jeżeli kogoś na służbę nie stać, to niech się liczy z tym, że za myślenie, że przypadkiem jest inaczej, od nie-służących może nawet dostać w łeb, jak widać na załączonym obrazku, pusty.

Odpowiedz
avatar magdalena
15 15

Jakoś mi się wydaje, że doktorant ma do zrobienia swoją pracę w określonym terminie, która nijak do pracy magistrantów się nie ma? Chyba że ma z nimi ćwiczenia, ale pensum godzin to obowiązek doktoranta. Magistrantami zajmuje się adiunkt plus pracownik samodzielny, czyli dr hab i wyżej. A w ogóle, to jest takie magiczne słowo "proszę". Niezależnie od płci, rasy i wykształcenia, a tylko od kultury osobistej.

Odpowiedz
avatar Xenopus
21 21

Ledwo opierzonego doktoranta tak samo jak studenta czy profesora-doktora-czterokrotnie-rehabilitowanego-laureata-nagrody-Nobla obowiązuje elementarny poziom szacunku dla innych. Byłam studentką i byłam doktorantką więc znam realia z obu stron barykady. I nigdy do nikogo niezależnie czy był to student, szatniarz czy żul przed uczelnią nie powiedziałabym: Hej ty tam! Masz mi to zrobić bo ja tak chce! Podkreślanie swojej wyższości nad innymi oznacza dla mnie tyle, że dana osoba albo ma straszne kompleksy albo nie potrafi nic więcej i kurczowo trzyma się tej jedynej rzeczy, która ją wyróżnia. Poza tym wzmianka, że nie pani magister nie miała z nami zajęć oznaczała tyle, że nie znałyśmy się na tyle aby do siebie mówić na ty. No i po trzecie zwykłe przeformułowanie zdania na: "Słuchajcie, czy jak to skończycie możecie nam pomóc na górze?" wywołałoby zupełnie inny skutek, bo nie chodzi o niechęć do pomocy biednemu zapieprzającemu nad badaniami dla magistrantów doktorantowi (hmm chciałabym mieć takiego doktoranta zapieprzającego nad moimi badaniami do magisterki... w sumie to doktorant zapieprzający nad jakimikolwiek moimi badaniami by się przydał :P) tylko o niechęć do agresywnej postawy: "bo mi się należy bo jestem wyżej na drabince".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 11 listopada 2011 o 0:24

avatar FelixCastor
16 16

Ech, jak sobie przypomnę różnicę pomiędzy Rektorem mojej uczelni, człowiekiem z nie tylko kompletem tytułów ale i olbrzymią wiedzą a świeżo upieczonymi asystentami i doktorantami. Ci drudzy zadzierali nosa i udawali, że wiedzą wszystko, a Pan Rektor nie dość, że ze skromnością potrafił przyznać, że czegoś nie wie, to jeszcze do studentów podchodził z szacunkiem - przypominam sobie, jak na seminarium oświadczył kiedyś, że dużo się uczy od studentów...

Odpowiedz
avatar Xenopus
8 8

FelixCastor ogólnie chyba nie jest aż tak źle? Podczas moich studiów spotkałam tylko dwie takie doktorantki (oj pamiętam kłótnię z jedną na ćwiczeniach, że stosunek 2 do 3 to nie jest 2/3) i dwóch profesorów. Większość kadry traktowała niższych stopniem jak trochę mniej doświadczonych partnerów a nie jak służących. Aż chciało się z nimi współpracować :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

rozwala mnie taka postawa roszczeniowa wobec innych. I jeszcze jak dziecko poleci na skargę. I pomysleć, że dorośli ludzie tak się zachowują.

Odpowiedz
avatar Xenopus
2 2

Bez komentarza w postaci opinii o dorosłej osobie lecącej na skargę, bo ktoś jej odmawia, gdy ona mu rozkazuje :D

Odpowiedz
avatar sasa666
6 8

"Dzień przed festiwalem jestem na spacerze z moim mężem, wtedy jeszcze nieprzepoczwarzonym i występującym pod postacią chłopaka." Świetne!:D

Odpowiedz
avatar caldrith
4 6

"Jak ktoś zaczyna od kapowania, to na czym skończy...? Na Powązkach...", jak mawiał klasyk.

Odpowiedz
avatar wiewiora
5 5

A co z tymi koleżankami i kolegami, którzy się nie stawili na Festiwalu?

Odpowiedz
avatar Xenopus
3 3

Nic. Zebrali ochrzan od nas, nie przejęli się zbytnio i na tym się skończyło. Dwa miesiące później skończyłam studia więc to był w sumie mój ostatni występ w kole naukowym. Nie wiem czy wyciągnięto względem nich jakieś konsekwencje.

Odpowiedz
avatar wiewiora
0 0

Kurcze, trochę szkoda, bo się naharowałyście, a wszyscy dostali bonus, jaki by nie był :)

Odpowiedz
avatar galazka
3 5

Wiecie na czym polega syndrom magistra na uczelni wyższej? Urobił się po łokcie, przeszedł pięcioletnią drogę do owego tytułu zawodowego (niekoniecznie usłaną różami tę drogę miał), a i tak jest najniżej w uczelnianej hierarchii. To co robi? Odreagowuje. Ciśnie swoich studentów, bo za wszelką cenę stara się pokazać swoją wyższość nad nimi. Zaś doktoranci to najbardziej zapowietrzona grupa świata. Przysięgam.

Odpowiedz
avatar Xenopus
2 4

Nie zgadzam się. Tak zachowują się osoby na każdym etapie (studenci, doktoranci, doktorzy, profesorowie), którzy zbyt mocno potrzebują dowartościowania i szukają go czyimś kosztem. Znam osoby z każdej z tych grup, które właśnie coś takiego uskuteczniają, ale na jedną taką spotkałam dziesiątki naprawdę fantastycznych, pomocnych i pasjonujących się tym co robią.

Odpowiedz
avatar ggggg14
-1 1

Chamka i prostaczka na dodatek patologiczna bo za plecami tylko patologia zalatwia ludzi . JA jestem strasznie cięty na takie załątwianie mnie lub kogoś .Mnie też załatwili za plecami ,po kilku latach się dowiedziałem na czym pojechali. / Pojechali zakłamanymm otumanionym prostaczkom, że były to podłe groźby żeniaczki z mej strony i z jej strony wrobiła mnie w kradzież,molestowanie i kolekcjonerstwo w tej materii a umowa była o pisaniu na odległość 3300 km .Mój członek nie był aż taki długi .

Odpowiedz
Udostępnij