Mam jedną, dość specyficzną, koleżankę - Asię. Ma ona trzyletnią kotkę o imieniu Róża. Tak się stało, że kotka zachorowała, zrobił jej się guz, weterynarz zdecydował, że kot musi przejść operację inaczej się udusi (guz był umiejscowiony przy przedniej łapie i rósł do góry i w pewnym momencie już zasłaniał połowę szyi). Ciągle zwracałem koleżance uwagę, że powinna z kotem chodzić do weterynarza i zdecydować się na operację bo kotka cierpi, ma trudności z oddychaniem i jedzeniem. W odpowiedzi słyszałem tylko, że nie ma pieniędzy na leczenie. W końcu zaproponowałem, że zaadoptuje tego kota i sfinansuje jego leczenie (moje trzy kotki też na takich zasadach adoptowałem - że w zamian za adopcje zobowiązywałem się do finansowania leczenia). Koleżanka oburzyła się i wyrzuciła mnie z mieszkania - no bo jak ja śmie w ogóle odbierać jej kota!?
Przegryzałem to kilka dni, ale temat tego kota spędzał mi sen z powiek. W końcu, w przypływie desperacji, zaproponowałem, że wezmę tego kota na czas leczenia, sfinansuje całość i jej oddam. Kręciła i kręciła, ale w końcu stwierdziła, że "jak już tak bardzo nalegam to mi POŻYCZY tego kota"... Kot trafił do mnie, od razu został poddany leczeniu. Przeszedł dwa zabiegi. Zaczął przybierać na wadze (ponieważ wcześniej prawie nic nie jadł bo po prostu nie mógł). Ja, moja znajoma, która opiekuje się naszymi (moimi i mojej dziewczyny) zwierzakami kiedy ja jestem w pracy, a moja dziewczyna w innym mieście na studiach i moja ukochana włożyliśmy mnóstwo serca w to, żeby tego kota przywrócić do "życia". Kotek był nawet prowadzany do fryzjera bo ma bardzo długie futro, w początkowej fazie każdy posiłek miał mielony na papkę żeby mógł przełknąć, jeździliśmy z nią na zastrzyki, kontrole, sfinansowaliśmy wszystkie szczepienia (których kot oczywiście nie miał), kupiliśmy jej własne legowisko, miski. No ogólnie full wypas jak to się mówi. Kotka mieszkała z nami przez trochę ponad pół roku. Zobowiązaliśmy się także do opłacania co 3-miesięcznych wizyt u weterynarza. No szkoda nam było tego kota...
W końcu umówiliśmy się z koleżanką, że przyjedzie go odebrać (przez to pół roku tylko kilka razy przysłała smsa co z jej kotkiem i ani razu go nie odwiedziła). Na pożegnanie moja dziewczyna zaprowadziła kicię do fryzjera i kupiła śliczną, diamentową obróżkę, aby ta dobrze prezentowała się kiedy pani ją odbierze.
Aśka przyszła, spojrzała na kotkę, powiedziała: "bardziej pedalskiej obroży chyba nie mogliście jej kupić...". Byliśmy w szoku bo za cały wkład w zdrowie jej kota chcieliśmy usłyszeć tylko "dziękuję", ale nie było nam dane. Asia zabrała kota, nie omieszkała pozabierać wszystkiego co było dla kota kupione (transporter, miski, legowisko - oddaliśmy to bo miało wygrawerowane/naszyte "Róża"). Na końcu odwróciła się i wyszła z mieszkania nie mówiąc nawet "cześć".
Gdyby nie to, że chodziło o dobro kota...
Urocza znajoma
Nie oddałabym tej harpii kota. Jedyne co ode mnie by dostała to kop w cztery litery i to taki, że by pofrunęła lotem pegaza. Dobre masz serducho zaszczurzony, oj dobre :)
OdpowiedzPrzecież to Wy powinniście jej podziękować, że pożyczyła wam kota.
OdpowiedzBardzo rażący błąd w tekście. W zdaniu "Mam jedną, dość specyficzną, koleżankę - Asię" użyłeś niewłaściwego czasu. Powinno być "Miałem jedną (...)"
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 listopada 2011 o 12:36
Niestety "mam" bo jestem zmuszony utrzymywać z nią kontakt, nie wycofałem się z pomocy kotu (podkreślam - pomagam kotu, a nie Asi!) i co 3 miesiące prowadzę go na kontrolę.
Odpowiedzzaszczurzony: przy następnej wizycie u weta niech Ci się kot zgubi. Zawieź go na jakiś czas do domu, asia zapomni i wtedy będzie mógł do Ciebie wrócić
OdpowiedzAlbo niech ci go ktoś ukradnie, nie wiem, zostawiłeś go przed sklepem i przyszedł supermoher i kota zabrał. Futerko się skróci, troglodytka się nie zorientuje.
OdpowiedzEwentualnie, że zdechła. Niech się Asia od kotka odpierniczy...
OdpowiedzTroszkę się dziwię, że utrzymujesz z nią kontakt. Rozumiem pomoc kotu - ale mogłeś mu pomóc zgłaszając to do TOZ i adoptując z miejsca kotkę. Takiej koleżanki nie byłoby mi szkoda.
OdpowiedzNie oddawajcie jej kota! Nie jestem zwolenniczką rozwiązań siłowych ale w tym przypadku powinna dostać porządnie w łeb.
OdpowiedzChyba bym ją moim kotem poszczuła- i on by miał radoche ("serio?! mogę ugryźć człowieka i nie będziesz zła?! poważnie?!") i kicia by miała dobry domek. Nie rozumiem takich ludzi jak Asia- posiadanie zwierzęcia nie jest o ile dobrze wiem obowiązkiem za którego niedopełnienie idzie się na 20 lat ciężkich robót w kamieniołomach.
OdpowiedzLudzie są podli. Nie oddadzą komu innemu a sami nie potrafią się zaopiekować...(Bądź też nie chcą)
OdpowiedzSzkoda, że tej całej Asi nie kupiliście jeszcze auta, żeby mogła kotka wozić (oczywiście dla dobra kotki) I domu, żeby kotek miał gdzie mieszkać. Dobro i pomoc to jedno, ale naiwność to drugie. Dla dobra kota powinniście go po prostu nie oddawać a nie nakupić dla tej koleżanki mnóstwo ślicznych rzeczy dla kota. Bo jemu wszystko jedno czy ma diamentową czy zwykłą obrożę. Jak nie masz co z kasą robić, to kup karmę do schroniska a nie finansuj jakieś nieczułe idiotki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzMoja dziewczyna współpracuje z jakąś fundacją zwierzęcą, więc nie martw się o nasze finanse, trafiają w dobre ręce.
OdpowiedzCo na to TOZ?
OdpowiedzNie oddawaj jej tego kota! Kiedyś może Wam się urwać kontakt, kotu się coś stanie, a ta pi*da mu nie pomoże :/ Zresztą pieniądze wyłożone na jego leczenie i utrzymanie powinniście traktować jako legalną zapłatę za kotka
OdpowiedzMam jeszcze małe pytanko... jak kotka dogadała się ze szczurami?
OdpowiedzSzczury są w osobnym pokoju, do którego koty nie mają wstępu. Więc nawet ich na oczy nie wiedziała.
OdpowiedzZaszczurzony - czytajac ten tekst jedyna myśl jaka mi się nasunęła to "Kocham Cie!":D Naprawde, ogromny szacun za to co dla kotki zrobiliscie, chociaz ja jeszcze zrobilabym wszystko zeby jej kota nie oddac - za zaniedbanie. Ale ja to nawiedzona kociara jestem w koncu.
OdpowiedzCiekawe jak się kotem zajmuje, bo po zachowaniu jakoś nie jestem przekonana, czy dobrze.
OdpowiedzJak dla mnie, to jak "koleżanka" o kota dba, to podpada pod znęcanie się. Łaskawa się znalazła, "pożyczy" Ci kota. Nienawidzę takich ludzi. Nie mogę mieć zwierzaka, a chciałabym, więc coś takiego u mnie osobiście wywołałoby chyba jakiś atak agresji wobec Asi.
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 1 listopada 2011 o 19:25
A po jaką cholerę oddawaliście jej tą kotkę? Trzeba było powiedzieć że uciekła, dać ją jakiemuś znajomemu który przechowałby ją jakiś czas, rozwiesić ogłoszenia... Kot by się "nie znalazł", Asia przejęłaby się trochę, robiłaby wam wyrzuty, ale co mogliście zrobić - kot uciekł, nie wiem czy za "niedopilnowanie" zwierzęcia mogłaby was o coś oskarżyć. Zresztą pewnie nawet by się jej nie chciało. Poza tym - "W końcu umówiliśmy się z koleżanką, że przyjedzie go odebrać (przez to pół roku tylko kilka razy przysłała smsa co z jej kotkiem i ani razu go nie odwiedziła)." - trzeba było się nie umawiać, pewnie by w końcu zapomniała. I jeszcze jedno - dlaczego jesteś zmuszony utrzymywać z nią kontakt?
OdpowiedzNo właśnie, trzeba było nie oddawać. Powiedzieć np., że zabieg się nie udał czy coś z ten deseń. Zaszczurzony BŁAGAM NA WSZYSTKIE ŚWIĘTOŚCI zabierz jej tego kota. Sama mam dwa puchatki w domu i jakoś nie wyobrażam sobie, że ktoś tak może traktować te wspaniałe zwierzęta.
OdpowiedzKota można też przefarbować, żeby wyglądał inaczej. Da się, dziadek kiedyś testował farbę do włosów na psie, i się udało, więc z kotem też powinno.
OdpowiedzZaszczurzony, lubię Twoje historie, i Ciebie też, bo z komentarzy i Twoich opowiadań wynika że jesteś fajnym gościem, ale kurka, wybacz, ciężki z Ciebie frajer i ludzie jeszcze nie raz i nie dziesięć wykorzystają Twoje dobre serce.
Odpowiedzbędę perfidna teraz - Może chcecie zakupić mojemu konikowi dereczki z naszywką imienną. Nie mam kasy na to, a przydałoby się :P A teraz na poważnie - po cholerę kota oddawaliście?
OdpowiedzOddałem kota bo, uwaga, KOT NIE JEST MÓJ.
OdpowiedzI oddaliście kota, którego leczyliście, jego właścicielce, która może się źle kotem zajmować :) Powalająca logika...
OdpowiedzJak to nie Twój? A to trzeba mieć na kota akt własności? Asia go na pewno też nie miała, więc kot jest niczyj. Posiada go ten, u kogo w domu kot aktualnie się znajduje i kto o niego dba. Tego o Asi powiedzieć nie można.
OdpowiedzWiemy, że nie Twój, ale namawiamy Cię na uprowadzenie kotki, względnie małe kłamstwo w dobrej wierze ;)
OdpowiedzNiektórzy ludzie nie zasługują nawet na szmacianego kota.
OdpowiedzSzkoda kici, dobrze że odratowana :( Ja wprawdzie nie zobowiązuję się do takich cudów (bo nie musiałam) ale ostatnio się zakochałam w kici ze schroniska małej, bez oczka. NAwet ładnie "zagojone" oczko, bo się nie otwiera, więc nie widać tej pustki. Pirat się nazywala. Ślicznie rzęziła! :D Ale pechowo pracę straciłam jedną, i dopóki nie odzyskam jej (dorabiam sobie "na lewo" też gdzie indziej, ale zostaje koło 500zł mniej na moje wydatki) to o drugim kotku mogę zapomnieć właśnie na wypadek, jakby zachorowało któreś. Za to przez 2 tygodnie męczyłam wszystkich których chociaż raz na ulicy minęłam, i Piracicy znalazłam domek :)
OdpowiedzOde mnie by już kota nie dostała. Jak by jej jeszcze nie pasowało to zgłoszenie na nią o znęcaniu się nad zwierzęciem (no nie wiem jak to inaczej nazwać). Kot nawet szczepień nie miał. Ode mnie współczucie dla kotka i kop w 4 litery dla tej pani.
Odpowiedz..ja się zastanawiam z czego Ty masz nerwy.. tam gdzie moja furia rośnie, Ty spokojnie przechodzisz z piekielnymi do porządku dziennego.. osób z Twoich opowieści, które bym udusiła, na palcach nie zliczę :)
OdpowiedzPierwsze słyszę, że dla kota (a tym bardziej kotki) jakaś obroża może być "pedalska"... Jedyne co mogę jeszcze napisać to: biedny kotek...
Odpowiedz