Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mam fretkę (a właściwie freta). Na początku naszego wspólnego pożycia okazało się,…

Mam fretkę (a właściwie freta). Na początku naszego wspólnego pożycia okazało się, że nie wszystko z teorii sprawdza się w praktyce, więc w związku z tym bywałam częstym gościem pewnego zoologa.

Dzień pierwszy: kuweta nie pasi, więc jazda do zoologa po inny model. Potrzebowałam porady sprzedawcy, lecz ponieważ pani była zajęta obsługiwaniem pewnego małżeństwa, to grzecznie stanęliśmy z synem obok, czekając aż pani będzie mogła poświęcić nam czas. Obsługiwane małżeństwo było bardzo eleganckie i dystyngowane (tacy, że „bułkę przez bibułkę”). Z racji nadchodzących mrozów wybierali dla yorka sweterek, w czym usiłowała im pomagać pani sprzedawczyni. Sweterek na yorku właśnie był dopinany, gdy pani sprzedająca zakrzyknęła na calutki pasaż handlowy: „Nieee! Ten jest za duży i jak będzie wiater to mu będzie pi*dzi@ło!”. Państwo zamarli w wielkim zdziwieniu, a my z synem dusząc się ze śmiechu umknęliśmy między regały.

Dzień drugi: trza do weta. Jazda do zoologa po szeleczki. Ściągam z wieszaka opakowanie z szeleczkami i usiłuję rozkminić czy będą dobre w sensie rozmiarówki. Panna praktykantka zaczyna narzucać mi się ze swoją pomocą. Efektów zero, bo szelki w opakowaniu zamotane jak spaghetti. Po obmacaniu opakowania decyduję się na zakup, prosząc o kolor czerwony w „wymacanym rozmiarze”. Tu zaczyna się wojna, bo panna usiłuje udaremnić mi zakup czerwonych szelek dla „chłopczyka” - chłopczyk jej zdaniem powinien mieć niebieskie. Dosłownie wyrywam jej z rąk czerwone szeleczki i uciekam z nimi do kasy.

Do tej pory było śmiesznie, ale ...
Mija pół roku, nastało upalne lato. Gorąco i duszno tak, że każdy normalny organizm wlewa w siebie wodę hektolitrami walcząc z odwodnieniem. Wpadam do zoologa, porywam potrzebną karmę i staję w kolejce. Kolejka ciągnie się wzdłuż szklanych terrariów ze zwierzakami. Zauważam, że ŻADNE ze zwierząt nie ma wody. W sklepie ukrop i zwierzaki dosłownie ledwo zipią. Grzecznie proszę pana z obsługi o wlanie zwierzętom wody do miseczek. A pan zaczyna się na mnie wydzierać, że on im już rano wodę wlewał, że nie jego wina że zwierzęta są głupie i rozlewają, a ja go nie będę pouczać co ma robić. Zgodziłam się z panem, że ja go pouczać nie będę- od tego jest Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Ja go wszak tylko poprosiłam.
Od pani z TOZu dowiedziałam się, że obsługa tego sklepu była tak durna, że nawet na nią naskoczyli i dopiero interwencja straży miejskiej i mandacik na kwotę „pińcet” zadziałał.

sklep zoologiczny

by kajka666
Dodaj nowy komentarz
avatar tula
5 5

Zdarzyła mi się podobna historia jak historia trzecia. Tylko pani odpowiedziała, że ma teraz przerwę śniadaniową i nie będzie tego robic, a w dodatku rano już nalewała wody i nie jej wina, że zwierzęta piją tak dużo.

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

"pińcet" ;D

Odpowiedz
Udostępnij