Historia z sukienką ślubną w tle. Wymarzyłam sobie sukienkę w stylu lat 50-tych, za kolano, nie długą. Nie ma takich w salonach, więc zaczęłam szukać krawcowej, która by ją uszyła. Trafiłam. Pani krawcowa sama wyszukała mi model, który mnie urzekł, stwierdziła że 400 zł za szycie i materiał + ok. 200 zł jeśli będę chciała koronkę, bo koronka sporo droższa jest. Stwierdziłam, że ok, że się zgadzam, ale że pani miała już umówioną klientkę, powiedziałam, że wrócę innego dnia, zeby dogadać szczegóły, wpłacić zaliczkę i się wymierzyć. Ok.
Zadzwoniłam, że jestem chora i że nie mogę przyjść tego dnia, ale że przyjdę po zwolnieniu, jak się już wychoruję. Pani życzyła mi zdrowia i powiedziała, że absolutnie nie ma problemu.
Zjawiłam się u niej po chorobie, z przyjaciółką, która już brała ślub więc wiedziała o co jeszcze dopytać, co ustalić...
Pani krawcowa bardzo ucieszyła się na mój widok, dogadałyśmy wszystko, potwierdzam cenę, na co pani krawcowa mówi:
[K] Ale wie pani, bo ceny materiałów poszły do góry, także niestety tamten koszt jest nieaktualny.
[J] No dobrze, rozumiem, a ile w takim razie będzie to kosztować?
[K] 600-650 zł + 350-400 zł za koronkę.
Tu zrobiłam przysłowiowego karpika. Co innego 600, co innego 1050 zł, to prawie dwa razy taniej. Krawcowa zaczęła się tłumaczyć, że ona taniej nie może, zaczęła mnie usilnie namawiać, że to i tak najtaniej w Lublinie. Moja przyjaciółka spojrzała na mnie, lekko kręcąc głową.
[J] Wie pani co, gdyby od razu powiedziała pani tysiąc, nie byłoby problemu. Ale w taki sposób to trochę nie fair. Tysiąc złotych to przeciętna kwota jaką usłyszałam w każdym salonie, do którego weszłam, więc to żadna łaska, a skoro i tak mam zapłacić tysiąc, to wolę tam, gdzie ktoś od razu uczciwie powiedział ile to będzie kosztować. Dziękuję, do widzenia.
Poszłam do salonu, w którym jest młoda właścicielka, zachwycona projektem, który przyniosłam i jeszcze dała mi rabat, bo stwierdziła, że bardzo chce uszyć tę sukienkę. Ma zupełnie inne podejście do klienta, bardzo miło mi się z nią rozmawia, kombinuje nad sukienką itd. A tamtą panią już będę omijać.
"Salon sukien ślubnych" Lublin, Świętoduska
I dlatego warto od razu brać kosztorys. Wówczas musi się zmieścić w 110% ceny z kosztorysu, takie prawo.
OdpowiedzA ten projekt to ten sam, który Ci wyszukała poprzednia krawcowa?
OdpowiedzWiesz, mogło faktycznie tak być, że materiały podrożały, zwłaszcza jeśli były np. sprowadzane z zagranicy, a kursy walut się ostatnio strasznie wahają.
OdpowiedzPodrożeć trochę mogły, ale prawie dwukrotnie w tak krótkim czasie?
OdpowiedzDokładnie. Liczyłam się z tym, że ciut mogło coś podrożeć. Ale to nie są materiały sprowadzane z zagranicy. Sama szyję. Atłas kupowany w detalu 13 zł/metr (pow. 10 m 7 zł/m), tiul (14 zł/m i 5 zł/m) i koronka, która jest najdroższa (200 zł/m i 160 zł/m). Albo podzwoniła i zorientowała się w cenach innych salonów, albo sprawdziła oryginalny model (cena ok. 4000 zł :O). Ale tak czy tak, trochę nie fair...
OdpowiedzCo prawda trochę roboty byś miała, ale mogłaś zaproponować jej, że materiały sama kupisz i jej dostarczysz a ona tylko uszyje. Coś czuję, że odrazu jakimś cudem w momencie by ceny spadły :)
OdpowiedzAlbo nagle robocizna okazałaby się droższa.
OdpowiedzCóż, to tylko dowodzi starej prawdy, ze chciwy dwa razy traci...
OdpowiedzMasz zamiar drugi raz brać ślub?
OdpowiedzDrugi raz? A słyszałeś o ślubie kościelnym i cywilnym? ;)
OdpowiedzCzytałam chyba z pięć razy ten tekst i nigdzie nie mogę znaleźć informacji, że autorka już kiedyś ślub brała...
OdpowiedzBłagam ludzie, skończcie z tym karpikiem, jeszcze nie święta.
Odpowiedz