Zastanawiałem się długo, ale tak, stwierdziłem, że chcę a nawet powinienem wrzucić tych kilka kwiatków z mojej kolekcji.
Pracując już kilka lat w zawodzie, stwierdzam, że znaczna część moich pacjentów byłaby o niebo zdrowsza i szczęśliwsza, gdyby zerwała definitywnie kontakty ze swoją rodziną. Poziom ludzkiej nieodpowiedzialności, czy też raczej mówiąc wprost - kretynizmu, jest przytłaczający... Ale do rzeczy. poniżej przedstawiam kilka najciekawszych przykładów.
1) Matka jednego z pacjentów, zażądała, abyśmy wydali jej zaświadczenie że jest chory psychicznie, to ona pójdzie z nim do Urzędu Miasta i syn będzie miał "żółty dowód osobisty" (chyba wzięło się jej to od przysłowiowych żółtych papierów). Dopytana o szczegóły tego niesamowitego planu, stwierdziła, że dzięki temu nie będzie mógł nigdzie sam wyjeżdżać, a ona będzie mogła go ścigać (sic!) przez policję. Nasze tłumaczenia, że coś takiego jak żółty dowód osobisty nie istnieje, a syn jest dorosły i bez ubezwłasnowolnienia może o sobie decydować, uznała za nasz całkowity brak kompetencji, bo "ona wie lepiej".
2) Jeden z pacjentów na oddziale psychiatrycznym, gdzie miałem kiedyś praktyki, przeżył bardzo poważny epizod manii (stan bardzo silnego pobudzenia emocjonalnego i psycho-ruchowego), ale na szczęście dobrze zareagował na leczenie i w krótkim czasie wrócił do siebie. Dostał nawet zgodę na wychodzenie do ogrodu otaczającego szpital. Niestety to okazało się błędem, bo wykorzystując zmniejszony nadzór, jego mądry inaczej brat, przyniósł mu nic innego tylko jointa! A niech się chłop uśmiechnie, a co!
Efekt - gwałtowny nawrót objawów maniakalnych, konieczność wdrożenia nowej farmakoterapii i opóźnienie procesu zdrowienia o dobre pół roku.
3) Jadąc do szpitala PKS-em, zobaczyłem w towarzystwie mamusi naszego pacjenta, który opuścił szpital jakieś 4 dni wcześniej (po 8 tygodniowym pobycie na oddziale). Miał spakowaną torbę, radio i bez wątpienia wracał do szpitala. Jednak jego zachowanie, a zwłaszcza nieskoordynowane ruchy sugerowały stan wskazujący na spożycie.
Badanie alkomatem przy przyjęciu wykazało 4,6 promila alkoholu!
Okazało się, że zaraz po powrocie do domu, piekielna mamuśka odstawiła mu wszystkie leki, bo "to sama chemia i one mu szkodzą" i wdrożyła własną terapię, czyli podsuwała mu około 1,5 l wódki na dobę, "bo wtedy robił się spokojniejszy". Mimo półgodzinnej z**bki od Ordynatorki, dalej twierdziła, że to nie ma związku z tym, ze synowi się pogorszyło...
Jak to powiedział Albert Einstein: "Tylko dwie rzeczy są nieskończone - wszechświat i ludzka głupota, ale co do wszechświata, nie jestem pewien".
Za przypadek nr 3 matula powinna byc scigana przez prokurature chyba...nie?
OdpowiedzTeoretycznie nie ma podstaw. Chłop dorosły, nie ubezwłasnowolniony, mógł się z matką nie zgodzić, prawda? Ale że zdanie mamuśki rzecz święta, a dobra wódeczka nie jest zła...
OdpowiedzPsychiatrzy to też dobry materiał na Piekielnych, ale głównie ci, którzy zajmują się psychoterapią...
OdpowiedzPsychiatrzy nie zajmują się psychoterapią.
OdpowiedzGbursson - czasami tak, jeżeli jako psychiatrzy zrobią specjalizację z psychoterapii.
OdpowiedzZgadzam się. Znam takiego jednego o którym powszechnie twierdzi się, że znalazł swój dyplom w pudełku płatków śniadaniowych. co najlepsze jest nie tylko psychiatrą i psychoterapeutą ale i biegłym sądowym. zgroza...
OdpowiedzPsychiatrzy jak najbardziej mogą się zajmować psychoterapią, bo zostanie nim warunkuje ok. 4-letnie podyplomowe szkolenie (a nie specjalizacja). To samo obejmuje psychologów zresztą. A poza tym widzę, że SpiderPig z mojej branży ;)
OdpowiedzCzy aby czasem spożycie 1,5 l wódki powoduje śmiertelne stężenie alkoholu we krwi? Gdzieś się mi obiło o uszy. Oczywiście ta zasada nie obowiązuje wschodniej europy :)
OdpowiedzI on miał śmiertelne stężenie alkoholu we krwi (4,6 promila). Że przeżył, to już inna bajka.
Odpowiedz4,6 promila to żaden wynik w grupie moich pacjentów, czy tez prowadzonych przez znajomych z branży. Nawet do pierwszej dziesiątki się nie zalicza. Ba! Nawet peletonu na horyzoncie nie widzi!
OdpowiedzJak co pół godziny będzie jeden kieliszek pił to przeżyje.
Odpowiedzwspółczuję przyszłej żonie tamtego pacjenta. Mieć TAKĄ teściową to "skarb".
Odpowiedzczyli jak skarb należałoby ją zakopać głęboko pod ziemią :D
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 września 2011 o 14:14
Tak, żeby nikt nie znalazł. Nawet szukając z psami szkolonymi do znajdowania takich "skarbów"... ;)
OdpowiedzDobrze ,że ją w swoim otoczeniu nie znam takich ludzi ;)
OdpowiedzMnie najbardziej powaliła 1-sza historia... Jak można chcieć tak kontrolować własne dzieci?!
OdpowiedzW moim przyszłym zawodzie przerażają mnie nie krew, flaki i rzygowiny, ale głupota ludzi właśnie...
OdpowiedzNie trafiłeś, rzygowiny nie pasują. Próbuj dalej.
OdpowiedzBarmanka w mordowni lub kucharka (flaki [zupa] -> ktoś się nimi zatruje -> będą rzygowiny -> a na koniec da w mordę za trującą zupę. Taki tok rozumowania podpowiedział mi mój nieokiełznany umysł analityczny ;D
OdpowiedzHehe ;D
OdpowiedzEloe, jesli syn tej kobiety rzeczywiscie byl chory psychicznie, a na dodatek uciekal ciagle z domu, nie ma sie co dziwic kobiecie. W tej sytuacji miala naprawde ciezkie zycie, wiec nic dziwnego, ze pomyslala o takim rozwiazaniu. Zasze to jakas pomoc i ulatwienie. Oczywiscie, jezeli stan pacjenta nie byl az tak powazny, zgadzam sie, ze pani nieco przesadzila, ale o tym to juz powinnien rozsadzic SpiderPig ;)
OdpowiedzNie jest napisane, że uciekał, kobieta raczej po prostu chciała mieć go non stop pod kontrolą i nie pozwalać na wyjście gdziekolwiek bez jej zgody.
OdpowiedzShirley, czy to czasem nie jest rodzaj ubezwłasnowolnienia...? o_O"
OdpowiedzOwszem to jest ubezwłasnowolnienie, ale żeby tego dokonać trzeba mieć mocne podstawy, a nie na zasadzie "ja tak chcę"- jak zapewne chciała matka syna.
Odpowiedzpacjent, że tak powiem nie był w najlepszej kondycji, ale miał duże szanse na rehabilitację i samodzielne życie. niestety ciągła kontrola i wtrącanie się w proces leczenia przez matkę, skutecznie i systematycznie wpychały go głębiej w chorobę. a uciekał głównie przed jej kontrolą. tak więc koło się zamyka...
OdpowiedzBylam przez jakis czas leczona w takim szpitalu, i rzeczywiscie, glupota niektorych rodzicow czasami przerasta pojecie ludzkie.
Odpowiedzjak to powiedzial Albert Einstein "Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej" cytowac nalezy dokladnie slowo w slowo.
OdpowiedzUniżenie błagam o wybaczenie, albowiem wielką popełniłem zbrodnię przeciwko językowi i poprawności politycznej, jak również porządkowi społeczno-prawnemu.
OdpowiedzZbrodnię może i nie, ale twój cytat ma zupełnie inny sens, niż to co powiedział Einstein ;-)
OdpowiedzAż tak dobrze znał język polski? Popatrz, jakoś nikt o tym nie wiedział...
OdpowiedzTy jesteś pewien, że macie dobrych pacjentów w tym szpitalu?
OdpowiedzA co do tego brata z jointem to zostało wobec niego wszczęte jakieś śledztwo dot. posiadania nielegalnych substancji/uszczerbku na zdrowiu brata?
OdpowiedzZ całą powagą dla sytuacji i zasadnego skądinąd pytania, ale chyba żartujesz...
OdpowiedzCzemu?
OdpowiedzNajbardziej rozbawiło mnie to że lekarz dojeżdża do pracy Autobusem, Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaasne już wierzę. Fajne bajki można pośmiać.
OdpowiedzNie pomawiaj nikogo o kłamstwo, jeśli nie masz do tego najmniejszych podstaw. Ponadto nigdy nie twierdziłem że jestem lekarzem a sadzę, że po przeczytaniu mojego opisu w profilu, oraz zamieszczonej przeze mnie historii, można się domyśleć jaki mam zawód. Dodatkowo, historia nr 3 jest również z mojego okresu praktykanckiego i wtedy (a zresztą i dzisiaj) poruszałem się prawie wyłącznie autobusami.
Odpowiedz@Kakoii znam wielu lekarzy. Jeden z nich porusza się autobusami, gdyż jego ulubiony pojazd - motocykl - ma ograniczenia pogodowe i w zimie nie bardzo może służyć jako transport. Ot, różnie z ludźmi bywa.
Odpowiedz