Przepraszam za dłużyznę, ale tak było...
W zeszłą środę trafiłam dość niespodziewanie na oddział patologii ciąży. Ciąża młoda, połowa 2 miesiąca, ale zawsze. Pojechałam do szpitala prosto z miasta, więc w zasadzie bez niczego. Z jednego szpitala skierowali mnie do drugiego (nikogo nie obchodziło, że może właśnie drugi raz tracę dziecko), niestety był to szpital położniczy na Lubartowskiej w Lublinie (postanowiłam, ze podam, który to, ku przestrodze).
Po badaniu w pokoju przy poczekalni, do którego ktoś non stop wchodził i wychodził, nic mi nie powiedziano, pani doktor zapytała tylko, czy jestem zamężna, dlaczego nie mam ze sobą szlafroka i jak mogę nie mieć ze sobą oświadczenia o grupie krwi (legitymacja honorowego krwiodawcy jej nie wystarczyła). Rzuciła mi jakąś szmatę (szlafrok) i kazała pielęgniarce wypełnić resztę dokumentów.
Siedziałam tam jeszcze z 15 minut, podczas których nikt się do mnie nie odezwał, był akurat koniec zmiany, więc ani ta, co kończyła pracę, ani ta co zaczynała nie zamierzały się mną zajmować, przynajmniej na razie. Po prostu chodziły dookoła mnie, jakbym nie istniała, żadnego: proszę jeszcze poczekać, czy coś takiego. Ostatecznie zapytała, czy jestem zamężna i ile oraz kazała podpisać, że zostałam zapoznana z kartą praw pacjenta oraz wiem jaki jest wynik badania wstępnego. Oczywiście, nie zostałam, ale co tam, formalność. Nadal nie wiedziałam, co z moim dzieckiem...
W końcu kazały mi iść na salę, pokazały łóżko w sali dla 7 osób, zostałam. Było już po kolacji, więc zanim mój narzeczony nie przyjechał i nie przywiózł mi ciuchów i jedzenia, leżałam i myślałam o tym, co się dzieje, dlaczego nikt nie przyjdzie i nie poinformuje mnie choćby mniej więcej o tym, co ze mną jest.
W skrócie pobyt przedstawiał się tak:
-lekarze, w tym ordynator oddziału mylili karty pacjentów, a pielęgniarki leki, tak, ze wymieniałyśmy się tymi kieliszkami, które roznosiły z tabletkami.
-myląc karty pacjentów nie sprawdzali nazwiska, kiedy któraś protestowała, że nie przyjechała tu z takimi objawami, tylko z innymi i wydzierali się, że przecież oni mają tu napisane.
-przy obchodzie pytali ile jestem zamężna...
-obchód wieczorny wyglądał tak: -jak się pani czuje? -dobrze. -a pani? -ja też. -to do widzenia.
-na wyniki badań trzeba było czekać ponad 48 godzin (morfologia w przychodni jest dostępna po ok. 5 h)
-stwierdzili, że minimum leży się u nich trzy dni, bo inaczej im NFZ nie zapłaci za pacjentkę.
-na całe piętro była 1 łazienka - przed nią często były kolejki, bo ciężarne często biegają do łazienki.
-pani doktor wmawiała mi, że chodzę do nieistniejącego lekarza, bo ona pracuje w tej prywatnej przychodni i takiego lekarza jak mój nie zna - jak jej pokazałam wyniki badań z nazwiskiem zlecającego lekarza to stwierdziła, że to jakaś pomyłka.
-nie poinformowali mnie o żadnych wynikach badań, które były robione.
Stwierdziłam, że dosyć tego, najbardziej denerwuję się tym, że leżę tu i nie wiem co się dzieje, wypisuję się na własne żądanie.
-podczas wypisywania karty zostałam poinformowana, że jestem złą matką, bo wychodzę na własne żądanie.
-wypisuję się na własne żądanie, więc już mnie nie przyjmą do tego szpitala, bo mam zepsutą kartotekę (nadal jestem w szpitalu czy już na komisariacie?)
-jak mogę odrzucić takich specjalistów???
Położna wzięła mój dowód osobisty i stwierdziła, że odbiorę z kartą informacyjną, ale że stanęły komputery to będzie do odebrania w poniedziałek i że nie odda mi dowodu wcześniej. Dostałam go, jak zagroziłam wezwaniem policji.
Zwolnienie na okres leżenia w szpitalu zostało mi wypisane z błędem, tak, że musiałam jeszcze raz chodzić i czekać, aż mi z łaską wypiszą...
Szpital Położniczy na Lubartowskiej w Lublinie
Oddział patologii ciąży z patologicznymi ludźmi. Współczuję. Mama ich w betoniarce kołysała, czy co?
OdpowiedzTo bardzo prawdopodobne. Mało tego - mieszkam w Lublinie :-|.
OdpowiedzI co się okazało koniec końców ? wszystko ok?
OdpowiedzNo raczej w 4 dni nie urodzila...
OdpowiedzWitam w klubie zrażonych do tego szpitala :/ Jak teraz u ciebie? Trzymam kciuki.
Odpowiedzwidać nic sie nie zmieniło. strach tam trafić
Odpowiedzwiesz, o lublinie to ja się nawet wypowiadać nie będę. jak mojego ojca tam napadli to tak go szacowny chirurg złożył, że do dziś jest inwalidą. a to tylko jeden punkt z programu przypadków mojej rodziny w lublinie
Odpowiedz"jak mojego ojca tam napadli to tak go szacowny chirurg złożył, że do dziś jest inwalidą." - uwielbiam takie kretyńskie wypowiedzi. Nieważne, że ojciec został napadnięty i przez kogoś pobity. Nieważne, że ktoś jechał jak idiota motocyklem i się rozwalił. Nieważne, że ktoś nie przestrzegał zasad BHP i mu maszyna łapy wkręciła. Wszystkiemu jest winny chirurg, bo nie był cudotwórcą i może fizycznie nie był w stanie z kaleki zrobić zdrowego. Ale oczywiście wszyscy na tym forum lepiej znają się na medycynie niż lekarze, którzy są konowałami, a ci w Lublinie szczególnie :))
OdpowiedzW sąsiedniej wsi mieszkała kiedyś pewna staruszka. Nastawiała stawy, składała złamania i ludzie którzy wg lekarzy mieli nigdy nie odzyskać pełnej sprawności wracali do stanu sprzed wypadku. Pozostaje tylko pytanie: babcia miała nadprzyrodzone zdolności czy lekarze to konowały?
OdpowiedzDoktor akurat patrząc na twoje komentarze to mogę stwierdzić, że wolę trafić na staruszkę NobbyNoobsa niż na ciebie :| jakoś za bardzo jak dla mnie gloryfikujesz lekarzy :|
OdpowiedzO Lubartowskiej już tu było, nie pamiętam nicku użytkowniczki, ale jak przeczyta historię, na pewno się odezwie! Jej opowieść była jeszcze bardziej przerażająca, jak widać nie był to odosobniony przypadek, straszne, naprawdę
OdpowiedzJeśli o mnie chodzi to już się odezwałam :) Szpital dokładnie ten sam :/
OdpowiedzAch, mru, to Ty:) Twoja historia utkwiła mi wyjątkowo w pamięci, aż strach w ciąże zachodzić:/ Pozdrawiam:)
Odpowiedzkolezanka tez miala bardzo zle wrazenia z tego szpitala ;/ oprocz niekompetentnej obslugi brud, smrod i ubostwo. strach rodzic w Lublinie...
OdpowiedzI nagle czuję że w tym kraju wskaźnik przyrystu naturalnego nie ma szansy iść w górę...
Odpowiedza jakby tak paru dochtorów dostało becki to szybko by sie w szpitalu poprawilo
OdpowiedzPrawie to samo przeżyłam trzykrotnie na patologii ciąży w Jarocinie... myślałam że to jedyny tak piekielny szpital... Współczuję i mam nadzieję że wszystko jest w porządku.
OdpowiedzEch, mru już "chwaliła" ten szpital... :/ Brak słów. I jak? Byłaś w innym szpitalu? Z dzieckiem wszystko w porządku?
OdpowiedzCzy informacja, że pacjentka jest zamężna i ile czasu ma jakieś znaczenie dla przebiegu hospitalizacji? Skąd i po co w ogóle takie pytanie? (nie rozumiem, być może ma to jakieś znaczenie dlatego pytam).
OdpowiedzPewnie znaczenie ma takie, że jak kobieta samotna to w ogóle można mieć ją w d***, bo na pewno nikt się za nią nie wstawi.
OdpowiedzTo pewnie byli ci z Mater Care (http://www.matercare.org/) ;D
OdpowiedzWiesz, samotna nie jestem, ludzie różnie wybierają, mają ślub, nie mają ślubu i żyją w konkubinacie, w związkach partnerskich... Nawet gdybym była zupełną sierotą bez żadnej rodziny powinnam być traktowana jak człowiek... A mój facet mnie przywiózł, więc i lekarz go widział i mnie odwiedzał, o co zatem chodziło z tym zamążpójściem? Ze mną na razie wszystko w porządku, a z dzieckiem... zobaczymy jak w sobotę pójdę na USG :) Trzymajcie kciuki i dzięki za słowa otuchy :) Mru, już wiem, co czułaś, choć w 1/100 nie zrobili mi takiej krzywdy jak Tobie.
OdpowiedzJa polecam szpital na Jaczewskiego w Lublinie. Rodziłam tam trzy razy oraz dwa razy leżałam tam na patologi ciąży i bardzo sobie chwale pobyty tam. Niestety trudno jednak tam się dostać gdyż u nich priorytetem przyjęć jest to, aby lekarz lub położna którzy prowadzą ciąże danej kobiety muszą pracować w tym szpitalu. Szczerze polecam ten szpital a w szczególności doktora W.Krawczyka który jest świetnym lekarzem :) Prowadził wszystkie trzy moje ciąże i mimo, że były komplikacje to wszystko skończyło się szczęśliwie. Ostatnio byłam tam nie tak dawno, bo niecały rok temu :)
OdpowiedzZdumiewające, że prawie wszystkie wymienione uchybienia wynikają mniej lub bardziej bezpośrednio z istnienia NFZ i tzw. "powszechnej publicznej opieki zdrowotnej", czy jak tam się to czortostwo nazywa. ;)
OdpowiedzTen szpital to wogóle ewenement...moja babcia tam leżała kiedyś na internie, po 4 dniach wypisaliśmy ją i przenieśliśmy do innego szpitala. Niekompetencja i znieczulica personelu jest okropna.
Odpowiedz@NobbyNobbs no i ja to szczerze polecam każdemu niezadowolonemu z lekarzy - idź w pi.zdu, lecz się u baby znachorki, bioenergoterapeuty albo sąsiadki, co supełki na brodawki zawięzuje (błąd zrobiony celowo). I nie wracaj.
OdpowiedzCo za ludzie?! Żeby tak traktować kobiety w ciąży?! I to jeszcze na oddziale patologi?! Aż boje się co ze mną będzie się działo, jak będę spodziewać się dziecka ;/
OdpowiedzMam nadzieję, że wszystko ok z Tobą i z dzieckiem? Jakby co, to składaj skargę, tak nie można traktować pacjentów. Bądź dzielna:) Powodzenia!
OdpowiedzDorzucę że pod względem informacji mam podobne wspomnienia ze szpitala na Kopernika w Krakowie - też patologia ciąży. Na początku panie które mnie przyjęły szepnęły jedna do drugiej "poronienie", okazało się potem że takiego wała, wszystko ok, ale nie dowiedziałam się konkretów właściwie do końca. Nie wiedziałam czy wyjdę następnego dnia, za tydzień czy nigdy ;) Żeby było zabawniej - nikt nie zarejestrował że mam cukrzycę ciążową, mimo że o tym powiedziałam i miałam w dokumentacji którą przyniosłam, więc dostawałam normalne żarcie zanim się powtórnie nie upomniałam. Na dodatek dostałam coś na podtrzymanie ciąży po czym cukier mi skoczył do 240 (przy normie 120) i nikt nie raczył mnie poinformować że to po tym leku. Na plus - mimo wszystko pielęgniarki całkiem sympatyczne. Mam nadzieję że z Tobą i Twoim dzieckiem wszystko gra!
Odpowiedzno cóż - szpital na lubartowskiej jak i cała okolica... moja siostra się tam rodziła, zdaje się. moja mama wspomina to tak: "teraz jest taka akcja: rodzić po ludzku. wtedy oni mieli inną akcję: rodzić po zwierzęcemu"
OdpowiedzKiedyś się rodziło w domu albo przy miejscowej znachorce i dzieciaki zdrowsze były:)
Odpowiedztak. to, że mamy dziejową eksplozję demograficzną (także w polsce, mówię o ostatnim wieku) jest dziełem przypadku, a nie powszechnego dostępu do służby medycznej. dzieciaki były niegdyś zdrowsze, bo te najsłabsze nie przeżywały. jak w sparcie, tylko tak niechcący. wcześniaczek, problemy z płuckami, z serduszkiem - do piachu! średnia zdrowia dzieci znaczne się poprawi.
OdpowiedzNa razie wszystko ok, a niedawno nawet usłyszałam bicie serduszka :) Więc wszystko się prostuje. Dzięki za słowa otuchy. A co do babek znachorek - mojemu narzeczonemu lekarz chciał uciąć nogę powyżej kolana, bo kolano mu nawalało. Matka wpadła w rozpacz, no bo jak, nastolatek i uciąć nogę. Pod Lublinem leczyła Serwinka, teraz chyba jej córka... obłożyła mu to kolano czymś, smarował różnymi rzeczami od niej. Teraz ma 34 lata, skakać ze spadochronem nie będzie, ale chodzi, biega i dzieckiem będzie się cieszył na dwóch nogach. Więc nie traktowałabym tego zupełnie od czapy. To nie kwestia zawiązywania kokardek, ale wykorzystania tego, co mamy wokół siebie, co daje natura. Nie na wszystko niestety, ale wiele chorób i schorzeń da się wyleczyć naturalnie.
OdpowiedzAgawu już wspomniała o Kopernika w Krakowie. Niestety miałam nieprzyjemność tam rodzić i odradzam wszystkim! Chyba, że jesteście z betonu. Potraktowano mnie jak mięso laboratoryjne, jakbym była w fabryce noworodków kolejnym pojemnikiem do opróżnienia. Koszmar! Na sali po porodzie było już lepiej, to muszę przyznać, i położne z dziennej zmiany też były jeszcze w porządku, ale to co się działo w sali podczas porodu w nocy (a spędziłam tam dobę i rodziłam w środku nocy) to horror gore. Krew, mocz, kał i "niech wstanie, bo zmiędliła prześcieradło" w momencie, kiedy już mi dziecko wychodzi!
OdpowiedzLublin ?? Skąd ja to znam... > przeczytajcie moją historię.
Odpowiedz