Ordynator na oddziale mojej mamy należy do lekarzy starszej daty, którzy "koperty i prezenty" wciąż uważają za część należnych im świadczeń, chociaż nie należy to ani do etycznej, ani moralnej, ani tym bardziej zgodnej z prawem sfery.
Kilka lat temu, kiedy głośno było właśnie o tego typu akcjach, na oddział trafił starszy dziadek, z karty wynikało że 89 lat, więc piękny wiek :) Dodatkowo po rozmowie z nim się okazało, że walczył w AK i niejedno przeżył. Jednocześnie na oddziale był też stary znajomy ordynatora, a że to oddział wewnętrzny (popularna interna), więc pacjentów najwięcej w całym szpitalu, poupychani po 10 salach i na korytarzach. Istne piekło dla pacjentów, ale też lekarzy i pielęgniarek. Oczywiście znajomy ordynatora dostał izolatkę (do której zresztą i tak na siłę wepchnięto potem dodatkowego pacjenta), a dziadek kisił się na korytarzu.
Do dziadka przychodziła bardzo miła staruszka, zawsze przynosiła lekarzom ciasto, pielęgniarki też częstowała, nie narzekała że dziadek na korytarzu leży, chociaż było widać, że jest jej z tego powodu przykro jak mąż jest traktowany.
W końcu jedna z pielęgniarek szepnęła na ucho ordynatorowi, że babcia obiecała jej "kopertę", jeśli mąż trafi do izolatki albo przynajmniej na salę. Oczywiście o żadnej kopercie nie było mowy, babcia o niczym nie wiedziała.
Na efekty nie trzeba było długo czekać, jeszcze tego samego dnia znalazło się miejsce na sali, a ordynator sam się pofatygował do pacjenta (chodził niby na obchody, ale jak takie wyglądają to już osobna historia).
Minął tydzień, dziadka wypisano, a babcia przychodzi do dyżurki i szuka ordynatora, bo to taki dobry człowiek i o jej męża dbał :) Co ważne, babcia przyniosła ze sobą jakieś pudełeczko opakowane w ozdobny papier (ordynator już ręce zacierał, bo pewnie jakaś wódeczka albo likierek z wkładką - oczywiście finansową). Babcia poszła, ordynator do gabinetu, mama z lekarzami nasłuchują - najpierw cisza, potem wielkie ŁUP - ordynator wychodzi wkurzony i woła, żeby salowa przyszła, bo trzeba posprzątać. Oj, niedobrze, drogi likierek się pewnie wylał.
Na (nie)szczęście nie było tak źle. Potłukły się jajka, które babcia opakowała w ładny papier i dała w ramach podzięki. Niestety bez dodatkowej wkładki :)
Nie wiem, może to u mnie taka dobra interna, albo ludzie mało chorują, ale nigdy nie widziałem, by ktoś leżał na korytarzu. Zwykle jedna lub dwie sale(plus izolatka) były wolne.
OdpowiedzNo niestety w tym szpitalu był i pewnie nadal jest (mama już tam na szczęście nie pracuje) paskudny zwyczaj upychania wszystkich na tej internie. A w szpitalu były dwie - jedna na trzecim, druga na szóstym piętrze. Nie wiem, może do tej na trzecim było im bliżej windą, bo na drugim wewnętrznym zwykłe były luzy. Zresztą o oddziale mamy można długo opowiadać jakie cyrki się tam działy, nie bez przyczyny dostał łatkę szpitalnej umieralni.
OdpowiedzBrawo dla pielęgniarki za dbanie o pacjentów ;)
Odpowiedza lekarze zachodza w glowe, czemu maja taka zla prase... zeby nie bylo, to jestem z lekarskiej rodziny, ale u mnie zawsze byli sami tacy, ktorzy sobie odejmowali dla dobra pacjenta. moja prababcia-lekarz chorob zakaznych byla wiezniem w oswiecimiu, gdzie pracowala w zawodzie (ale wciaz jako wiezniarka, dostala w zamian miejsce w szpitalu, zamiast w baraku i "wieksza" porcje jedzenia). codziennie ryzykowala zyciem, przetrzymujac "na lewo" na oddziale kobiety, ktore byly zdrowe, ale nie mialy juz sily pracowac (wiec poszlyby do gazu od razu po opuszczeniu szpitala). pozniej zorganizowala ucieczke z grupa polskich pielegniarek-wiezniarek i samych wiezniarek. a do samego oswiecimia trafila przez to, ze przetrzymywala w szpitalu i w podziemiach polskich zolnierzy - prosto z gestapo zawiezli ja do obozu. po powrocie do domu nigdy nie wrocila do pracy. ciesze sie, ze nie dozyla naszych czasow, kiedy dla ordynatora wazniejsza jest koperta i drogi likierek niz pacjent! przepraszam, ze sie rozpisalam, ale okropnie bulwersuja mnie takie historie :( patrzac na moja babcie, ktora dobijajac 80 nadal pracuje (przed emerytura tez byla ordynatorem, teraz "tylko" przyjmuje w przychodniach) i NIGDY nie wziela od pacjenta ani grosza, to mi gul skacze!
OdpowiedzPogratulować porządnej rodziny , niestety jacy lekarze są w większej części każdy wie i każdy widzi , gorsze jest to że przekazują swoją "wiedzę" o kopertach kolejnym pokoleniom
Odpowiedz@Hidekino: Czy dysponujesz wiarygodnymi statystykami że mówisz "w większej części"? Akurat ci lekarze których znam nie oczekują kopert (choć przyjmują prezenty, które sporo ludzi mimo wszystko przynosi; spróbuj wytłumaczyć pacjentowi że nie musiał i nie powinien był).
OdpowiedzZłą prasę mają dlatego, że głupie społeczeństwo z komunistycznymi naleciałościami (słynny dekret Dzierżyńskiego, że służba zdrowia, urzędnicy administracji i ktoś tam jeszcze ma mało zarabiać, bo się sam łapówkami wyżywią) uważa, że lekarze nie powinni dużo zarabiać. A wszelkie odchylenia od normy są od razu krytykowane: skąd znamy powiedzenie: "pokaż lekarzu co masz w garażu" - a guzik to kogo obchodzi. Jeżeli ktoś zarabia tyle, że go stać na Bentleya, to pies z kulawą nogą nie zaprotestuje. Ale jak jakiś lekarz by kupił Bentleya to od razu polaczkowie by zaprotestowali: na pewno łapówki brał, dlatego go stać... Przyjmijcie do wiadomości, że lekarze są zawodem wyjątkowym i ich zarobki muszą być odpowiednie do tego co robią. W końcu Was leczą. Idźcie na medycynę jak jesteście tacy mądrzy... Jeżeli tak na lekarzy psioczycie, to czemu nie leczycie się u znachorów? Przecież ich też jest pełno... Tylko nie przyjmują na NFZ i biorą za wizytę 150 - i to jest normalne. A jak lekarze wezmą 100 to jest wielkie oburzenie, że zdzierca...
Odpowiedzczy ktos zawiadomil organy sciagania o tym ORDYNATORZE? chocby i anonimowo!
OdpowiedzOrgany sciagania. O ściąganie chodzi? Organy ściągania to chyba uczniowie siedzący w ostatnich ławkach, co? :D
OdpowiedzMoże jeszcze skarbówkę do tego, jakby nie patrzeć, to przecież jakiś dochód jest. I organ ściągania także:D
Odpowiedzorgan sciągania portek i szukania łapówek !! :D
OdpowiedzTo się nazywa grupa trzymająca wiedzę Nenek:P
OdpowiedzW piórniku na malusich karteluszkach? :D Organ ściągania to w sumie można i w pierwszej ławce zrobić ^^
Odpowiedzetyczna i moralna sfera to nie to samo?
Odpowiedzhttp://synonimy.ux.pl/synset.php?search=1&word=etyczny Wygląda na to, że tak. A jako że tutaj nie lubi się wytykania nawet tak poważnych błędów logicznych...
OdpowiedzMiałem nie odpowiadać na tak dziwne pytanie, ale jeśli za "argument" podaje się słownik synonimów, tworzony przez pozycjonerów, to trudno nie zareagować. Nie, etyka to nie to samo co moralność, po pierwsze chociażby ze względu na prosty fakt, że etyka pośrednio zajmuje się badaniem zasad moralnych (etyka - nauka o moralności). Nie da się postawić znaku równości między obiektem badanym a obiektem badającym, nie można więc zrównać ze sobą dwóch nauk (chociaż mogą się wydawać podobne). Po drugie moralność to zespół niejako bezpośrednich wskazań - to jest dobre, to jest złe, tego nie rób, to możesz robić w danym środowisku, które można jednoznacznie określić. W przypadku etyki nie ma bezpośrednich punktów odniesienia, etyka nie narzuca nam zasad, jakimi mamy się kierować. Przykładowo: etyka lekarska zezwala lekarzowi na przepisywanie środków antykoncepcyjnych, choć tego samego lekarza obowiązuje jednocześnie chrześcijańska moralność, która na to nie zezwala.
OdpowiedzNie byłem w stanie znaleźć bardziej wiarygodnego internetowego słownika synonimów. Mogę jednak odnieść się do definicji z sjp.pwn.pl: etyka 1. «ogół zasad i norm postępowania przyjętych w danej epoce i w danym środowisku» moralność 1. «zespół ocen, norm i zasad określających zakres poglądów i zachowań uważanych za właściwe» Dodatkowo, chyba zgodzisz się ze mną, że moralny oznacza tyle co zgodny z moralnością, a etyczny tyle co zgodny z etyką. Jeżeli coś jest zgodne z moralnością, to nie może nie być zgodne z nauką o moralności. Nawet jeśli moralny i etyczny nie znaczą dokładnie tego samego, to zawsze idą w parze. No ale jeżeli jesteś w stanie podać mi przykład czegoś, co jest moralne i nieetyczne (lub etyczne, lecz niemoralne), to jestem w stanie przyznać do błędu i z pokorą przyjąć wszystkie minusy.
OdpowiedzStarej daty lekarz nie weźmie (jak śp dr Bałasz, super lekarz pochodzący z Siedliszcza na lubelszczyźnie, a osiadły w Krakowie), tylko komuchy z PRL.
Odpowiedz@Doktor A kto powiedział, że dzisiaj medycynę kończą ludzie mądrzy? Przyjdzie na oddział młody gość tuż po studiach, co nie potrafi kataru od złamania ręki odróżnić i to jest ta cała "mądrość"? Albo ledwo pozalicza przedmioty na studiach na 3+ i pcha się do szpitala ludzi leczyć - to też jest ta "mądrość"? Lekarz na oddziale narobi się 4h dziennie, resztę prześpi albo przegada w dyżurce, ale weźmie sobie kilka dyżurów + święta i ma pensję większą jak ten, co pracuje uczciwie po 12h i faktycznie poświęca swój cały czas pacjentom. Zresztą po co ma robić na oddziale, jak w gabinecie przez te kilka godzin przyjmie pacjentów prywatnie, kasę weźmie i jeszcze wepchnie do siebie na oddział, chociaż nie ma ku temu wskazań. Sam zawód lekarza być może jest wyjątkowy (tak jak wspomnianego przez Ciebie znachora, który często ma nawet większą wiedzę od współczesnych "wielkich doktorów po studiach" i nie faszeruje ludzi lekami z byle powodu), ale coraz częstsze przypadki - zarówno nagłaśniane przez media jak i mające miejsce poza ich zasięgiem - pokazują, że sami dzisiejsi lekarze nie są już wyjątkowi. Bo szukać takiego z prawdziwym powołaniem to gorsze zajęcie niż syzyfowa praca. Mam (nie)szczęście urodzić się w rodzinie praktycznie samych lekarzy i dzięki temu sposobność prawie codziennego wysłuchiwania kolejnych opowieści z życia w szpitalu czy przychodni. Wiesz jak wygląda wizyta "na NFZ"? 15 minut na każdego pacjenta + skierowania na badania, gdzie okres oczekiwania to nawet kilka lat. A wiesz jak wygląda wizyta prywatnie? Trwa tyle samo - tylko że trzeba dodatkowo wysupłać z portfela kilka baniek, ale za to ma się przed kolejką rezonanse, USG i pięćdziesiąt innych badań, na które normalni pacjenci czekają miesiącami. I nie, nie są to badania prywatne, ale przeprowadzane w szpitalach czy innych ośrodkach zdrowia. I nie, nie za pieniądze lekarza - za nasze. Bo wystarczy takiego pacjenta z prywatnej wizyty przyjąć na oddział "z nagłego przypadku" i zlecić mu badania poza kolejnością.
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 4 września 2011 o 1:21
1. Rozumiem, że dzisiaj medycynę kończą sami głupi. No, bo o tych kilku mądrych się już nie gada, tylko o samych głupich. 2. Nie można brać pod uwagę "fizyczności" pracy lekarza, bo tu już w przedbiegach robotnik od łopaty wygrywa z ortopedą, ten wygrywa z chirurgiem ogólnym a ten z internistą, którego wysiłek fizyczny polega na podniesieniu słuchawki do pleców pacjenta. Ale czy robotnik od łopaty ma w związku z tym zarabiać więcej od ortopedy? Już kiedyś ta zasada obowiązywała - za komuny. 3. Dyżury polegają na tym, że ma się pod opieką pacjentów i TRZEBA BYĆ GOTOWYM im w razie czego pomóc. Co nie znaczy, że na każdym dyżurze się nie pracuje (w sensie "fizycznym"). 4. Nie znam żadnego znachora, którego wiedza i doświadczenie przewyższa współczesną medycynę, ale chętnie poznam. 5. Lekarzem nie jest się z powołania. Jest to zawód jak każdy inny, dotykający jedynie sfery dla każdego ważnej - zdrowia i życia. Powołania do garnka się nie włoży... 6. Wiem jak wygląda wizyta w ramach NFZ. Wiem też jak wygląda wizyta prywatnie. Wiem także, że pacjenci szpitalni nie blokują miejsc do diagnostyki USG, KT, czy NMR, bo moc przerobowa tych urządzeń jest taka, że nie byłoby żadnych kolejek. Kolejki się tworzą, bo NFZ wykupuje za mało ambulatoryjnych badań na tych urządzeniach, natomiast za pacjentów szpitalnych płaci w ramach wykonanej procedury (poczytaj o JGP). Oczywiście w tym miejscu też jest patologia i łapówkarstwo, ale wierz mi, statystycznie lekarze są o wiele mniej na to podatni niż policjanci, urzędnicy, czy politycy. Tak, że pacjenci nawet nie przez tych łapówkarzy tak długo czekają na potrzebne im badania, tylko przez NFZ. W szpitalu w którym pracuję moglibyśmy wykonywać o 100% (sto procent!!!) więcej operacji, ale nie możemy, bo NFZ nie zapłaci za nie. A jak byśmy zoperowali, to szpital by zbankrutował. KT w tygodniu też stoi pusty, USG to samo. Czy to jest normalne? Dodam jeszcze tylko, że kiedyś jak się jeździło do NRD, to tamtejsi Niemcy winą za kryzys i brak towaru na półkach obarczali... Polaków, którzy jeździli i im wszystko wykupywali. Czyżby teraz była stosowana podobna polityka dotycząca ochrony zdrowia? Przekupni lekarze blokują urządzenia i nie można przez to badać pacjentów...
OdpowiedzZmodyfikowano 5 razy. Ostatnia modyfikacja: 4 września 2011 o 19:46
Spoko, mój lekarz rodzinny i kobiałkę jajek i paczkę papierosów i dziesięciozłotówkę też przyjmie zupełnie bezobciachowo i się ani nie obrazi ani nie odmówi. A że diagnozy stawia trafne, bada solidnie, o zdrowie pacjentów dba, przyjmuje do ostatniego pacjenta a nie "w godzinach", a jak ktoś bez prezentu się zjawi to też go uczciwie obsłuży, to wszystkich taka sytuacja satysfakcjonuje.
Odpowiedz@Doktor: Łapówki to mała część problemu z lekarzami. Na kilkudziesięciu lekarzy którzy mojego ojca badali tylko jeden łaskaw był obejrzeć historię choroby i dostosować do tego leki zamiast pisać doraźnie na bieżące objawy, co w połączeniu ze starymi schorzeniami ojca wprost by zabiło - gdyby nie to, że każdą receptę matka bierze pod lupę i odrzuca leki, które bądź dublują funkcje już wypisanych bądź z nimi wprost kolidują, już by dawno nie żył. Dwa, na dyżurze lekarz śpi i dostaje za to pieniądze. Bo to mało razy członkowie mojej rodziny siedzieli na izbie przyjęć po godzinę, dwie, często w koszmarnym bólu, aż wreszcie szli sami odszukać lekarza, obudzić i - obrażony za obudzenie majestat wypisywał ketopron na zapalenie nerek. Po trzecie lekarze są nieomylni. Jeśli im wytknąć że dana kombinacja danego pacjenta zabije to unoszą się świętym oburzeniem, a gdy pacjent od tygodnia nie dostaje swoich leków przeciwpadaczkowych to pada "A co mnie to obchodzi, to jest pulmonologia!" Że nie wspomnę o odbębnianiu w dwie minuty na pacjenta (zwykle recepta na lek przeciwbólowy), kolejki w placówce refundowanej przez NFZ a potem zmywaniu się na prywatną praktykę, gdzie pacjent może - za odpowiednią opłatą - zostać rzetelnie zbadany. I to nie są odosobnione przypadki, dotychczas spotkałem dwóch lekarzy nie podpadających pod te stereotypy i kilkudziesięciu, którzy "minęli się z powołaniem".
Odpowiedz