Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przepraszam za brak dialogów i rozwlekłość tekstu. Działo się to dość dawno…

Przepraszam za brak dialogów i rozwlekłość tekstu. Działo się to dość dawno temu, więc opisałam wszystko tak wiernie, jak zapamiętałam.

Każdy, kto uczęszczał do szkoły, może przywołać w pamięci nauczyciela, którego bez wahania mógłby nazwać piekielnym. Mnie przypadł w udziale piekielny geograf. Kończyłam wówczas szkołę, po której wybierałam się do liceum, które w mojej okolicy miało najlepszą renomę.

Piekielność pana geografa odzwierciedlała się tym, że miał swoich faworytów, jak i tych, którzy – choćby nie wiem, co zrobili – nigdy nie mogli mieć wyższej oceny niż trzy. Powiecie pewnie, że to powszechne? Owszem, pod warunkiem, że nauczyciel faktycznie zwraca uwagę na umiejętności ucznia. Pan geograf kierował się jedynie nazwiskiem. Moje nazwisko kojarzyło mu się nie najlepiej: z moim ojcem, z którym od lat pozostawali w niezgodzie . Mniejsza o to, skąd wzięła się wzajemna niechęć, dość powiedzieć, że mój o rok młodszy brat też miał z nim drogę przez mękę. Nie będę tu opisywać tego, co działo się przez całe trzy lata, kiedy mnie uczył, opiszę tylko ostatni, decydujący rok. Otóż od samego początku przy każdym sprawdzianie, przy każdej kartkówce brakowało mi dosłownie jednego punktu do wyższej oceny. Zatem przeważnie dostawałam dwóje, albo tróje, jeśli Piekielny miał lepszy humor. Na początku próbowałam się wykłócać, wynajdywać rzeczy, które innym uznał, a mnie nie; jednak po którymś tam razie odpuściłam. I tak nigdy mi tego punktu nie przyznał.

Tak więc zbliżał się koniec ostatniej klasy, a mnie wychodziła dwója na świadectwie. Pominę fakt, że byłaby jedyna dwója, jaką kiedykolwiek miałabym na świadectwie w tej szkole. Bardziej istotne jest, że największe klasowe obiboki, które cały rok kompletnie nic nie robiły i to nie tylko względem geografii, też miały mieć dwóję. Dlaczego? Ano, dlatego, że nie opłacało się ich w ostatniej klasie zatrzymywać na kolejny rok, skoro przez całą szkołę jakoś przechodzili z klasy do klasy.

Kiedy mój ojciec się o tym dowiedział, dostał niemal piany na ustach: kazał mi składać podanie o egzamin komisyjny. Posłuszne dziecko ze mnie było wówczas, więc napisałam i zaniosłam do pani dyrektor. Pani dyrektor, jako osoba do rany przyłóż, przyjęła podanie i jeszcze tego samego dnia miałam wyznaczony termin: dwa tygodnie później. Byłoby wcześniej, gdyby nie fakt, że egzaminatora trzeba było szukać w sąsiedniej gminie – żeby nie można było zarzucić stronniczości.

Przystąpiłam do egzaminu bez jakichś szczególnych przygotowań. Zadania rozwiązałam przed czasem, po czym dostałam jeszcze temat do napisania wypracowania. Miałam na to godzinę, nie pamiętam ile słów miało to wypracowanie zawierać, ale miało być na co najmniej dwie strony A4. Temat brzmiał: Wielkie odkrycia geograficzne zapoczątkowane przez Kolumba. Uporałam się z tym w 45 minut, po czym wyszłam z sali. Komisja egzaminacyjna w składzie: dyrektor szkoły, egzaminator główny i pan historyk mieli ocenić moje wypociny. Razem z komisją został mój tato i rzeczony piekielny geograf – obaj w charakterze świadków.

Po godzinie zawołano mnie z powrotem. Kiedy już usiadłam, pani dyrektor mi pogratulowała, a egzaminator powiedział, że gdybym składała podanie o egzamin na ocenę celującą, bez wahania by mi ją przyznał. Ale, że składałam o pięć, to on nie może mi wyższej oceny postawić. Zatem miałam swoją piątkę na świadectwie.

Najlepsze jednak opowiedział mi tato. Kiedy wyszłam z sali, egzaminator przejrzał moje odpowiedzi i wypracowanie, i wypowiedział się na ten temat mniej więcej tymi samymi słowami, które wyrzekł później do mnie. Piekielny geograf, kiedy to usłyszał, dostał szału, zaczął sypać uwagami, że to niemożliwe, bo w wypracowaniu nie uwzględniłam odkrycia Chin i Indii (zdawało mi się, że były już one wcześniej odkryte); że zacięłam się przy jednym pytaniu i zamiast nazwać jeden z półwyspów Jutlandzkim, nazwałam go Duńskim (obie nazwy są uznawane) oraz że… może i umiem geografię, ale co najwyżej na cztery! Skoro tak, to czemu, do kroćset, chciał mi dać dwa??? Zagadka nie została do dziś rozwiązana. Pan geograf w następnym roku zrezygnował z posady w tej szkole.

szkoła

by bypek
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar mru
7 9

Psycholom nie wolno się dać złamać ;)

Odpowiedz
avatar Piotrek1
3 7

Przecież misją kolumba było znalezienie lepszej drogi do chin i Indii :D

Odpowiedz
avatar bypek
9 11

Właśnie, DROGI DO, nie zaś samych Chin i Indii, o które ten raczył się upomnieć.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

Miałam taką polonistkę w podstawówce. W 6 klasie zaczęła się drzeć do mnie że z takich osób jak ja to menele wyrosną, bo sama nic nie robię tylko spisuję. Kurde, RAZ spisywałam zadanie od koleżanki... -.- Historia mocna, geograf świnia. EDIT: W podstawówce nie miałam zbyt wysokich ocen z polskiego, za to w gimnazjum nauczycielka polskiego stwierdziła, że mam talent i zacięcie do j. polskiego. Ja sama tak nie uważam, ale cóż... Idę teraz do liceum, zobaczymy co kolejna polonistka powie. ;D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 sierpnia 2011 o 21:10

avatar red
4 4

Gratuluję wiedzy w każdym razie:) ja 4 na geografii miałam za sciąganie:) i to takie perfidne:) ale w sumie sam nauczyciel na to pozwalał:)

Odpowiedz
avatar nataleg
12 12

ja też miałam różne przypadki w szkole, zwłaszcza w podstawówce i gimnazjum, które powstało w tym samym budynku, z racji uczęszczania do klasy z dziećmi nauczycieli, którzy pracowali w owej podstawówce i gimnazjum. Pamiętam jak gdzieś po pierwszym jakimś kwartale czy jakoś tak, chemiczka robiła podsumowanie, wystawiała oceny (może to było półrocze) no i ja i koleżanka z ławki, która właśnie była córką nauczycielki, miałyśmy identyczną sytuację jeżeli chodzi o oceny (do dziś pamiętam, ze było to 4 ze sprawdzianu, 5 z odpowiedzi i jakiś tam plus za aktywność na lekcji) no to co nam wystawić 4 czy 5? to trzeba przepytać. Mnie przepytała bardzo dokładnie z całego dotychczas przerobionego materiału, koleżankę nie, bo stwierdziła, ze ona wie, ze ta koleżanka umie na 5 ;) a na koniec roku znowu zastanawiała się co by mi tu wystawić i palnęła, ze jej mąż zna mojego ojca, dobrze się o nim wypowiadał i ona mi daje 5. Ja zrobiłam ogromnie wielkie oczy i zapytałam w szoku tylko "słucham?" no to zaczęła się tam jakoś tłumaczyć, ze to oczywiście nie ze względu na ojca, ale dlatego, ze umiem ble ble ble...ciekawe czy by mi obniżyła ocenę gdyby jej mąż źle się wyrażał o moim ojcu? ;) pamiętam też, że kiedyś całej klasie sprawdzała czy mamy zmienione obuwie i identyfikatory, za brak czegoś wpisywała uwagi, jak doszła do litery R...doszła do koleżanki która również jest córką nauczycielki tam pracującej, która nie miała butów zmienionych, to nagle nauczycielka stwierdziła, ze koniec sprawdzania i jej nie wpisała uwagi...w klasie podniósł się raban, jedna dziewczyna rozpłakała się (ta co siedziała z R w klasie) że to niesprawiedliwe, ze skoro wszystkim wpisuje to wszystkim, a nie, ze innym odpuszcza, bo są dziećmi nauczycieli...chyba wtedy anulowała te uwagi, nie pamiętam już...

Odpowiedz
avatar morphix
4 4

Zrezygnował bo pewnie delikatnie mu powiedzieli żeby spierdzielał ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Siostra też miała takie przeboje z nauczycielka, z tym że ta uczyła matmy. Chciałam opisać cała sytuacje w komentarzu, ale wyszło tak długo, że dałam spokój;)

Odpowiedz
avatar valhalla
3 3

Ja miałam w LO co semestr zagrożenie z historii (nawet jeśli nie miałam żadnej 1), jak i połowa klasy również. Babka suma sumarum uwaliła 5 osób, a potem zostałam pupilem do gnębienia,a że miałam historię 5 razy w tygodniu to było bardzo ciężko, ale jakoś wytrwałam, zdałam maturę z historii z dobrymi wynikami i poszłam na studia. Ale jak odwiedziłam po wakacjach moją byłą wychowawczynię z LO, to się dowiedziałam, że się na studia nie dostałam- taką plotę sprzedała oczywiście moja "ukochana" historyczka, której to od matury na oczy nie widziałam ;)Musiała mnie naprawdę "lubić"

Odpowiedz
avatar nike
5 5

Prawdę mówiąc ja także miałam delikatne fory na geografii. Bo jako laureatka powinnam mieć dużą wiedzę i przykładać się do tego przedmiotu prawda? Ale na lekcjach miałam ogólny luz. Siedziałam i "przygotowywałam się" do olimpiady na końcu sali a tak naprawdę gadałam z klasowymi dresami (tak to był przejaw desperacji z mojej strony), zlewałam sprawdziany i kartkówki i mimo, że miałam z nich 4 to i tak 6 na koniec. Ktoś może pomyśleć, że to niesprawiedliwie, jednak mimo, że nie uczyłam się na lekcjach, to zapieprzałam na kółkach (3z tygodniowo po godzinie), gdzie mnie już niestety pilnowała i uczyłam się 3x więcej niż powinnam bo z 3 lat gimnazjum a nie z bieżącej klasy. Do tej pory potrafię powiedzieć strefę czasową dowolnego znanego miasta na świecie. Trochę mnie to przeraża, ale że poszłam na humanistyczny profil do liceum to może mi to minie i zapomnę :D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 sierpnia 2011 o 15:41

avatar Szczota
3 3

Do nas na pół roku (niestety koniec mojej 3 klasy gimnazjum) przyszedł pan geograf w zastępstwo ponieważ wcześniejsza nauczycielka poszła na macierzyński. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie to, że u większości z 3, które mieli na półrocze nagle weszło zagrożenie albo dwója ponieważ koleś miał nas perfidnie w dupie oraz gówno nas uczył, ale sprawdziany robił takie, że ciężko było coś ogarnąć...

Odpowiedz
avatar jankoholik
3 3

Ja w liceum od fizyki miałem dziwną nauczycielkę. Ogólnie wywalano ją prędzej z kilku podstawówek w moim mieście (gimnazjów wtedy jeszcze nie było) i zatrudniono ją właśnie w liceum (co mnie bardzo zastanawiało). Tłumaczyć nie potrafiła, więc fizyki nie rozumiałem. Przed sprawdzianem poszedłem do starszej siostry, żeby ta mi wytłumaczyła bo ja nie wiem o co w chodzi. Jak mi siostra zaczęła tłumaczyć to pojąłem bardzo szybko. Przyszedł sprawdzian, 4 zadania, zdążyłem rozwiązać ponad 3. Po skończeniu sprawdzianu kobieta podawała wyniki jakie powinny wyjść. 3 skończone zadania wyszły mi dobrze, czwarte, za które się wziąłem, również rozwiązywałem dobrze, lecz nie zdążyłem. No to pełen optymizmu czekam na dzień oddawania sprawdzianów. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że dostałem 1+ (słownie- pała z plusem) tylko dlatego, że... zrobiłem to inną metodą (tą, której mnie nauczyła siostra). Do tej pory twierdzę, że ta "fizyczka" nie zrozumiała metody, którą się posługiwałem, gdyż całe lekcje opierały się na jakimś zeszycie i widocznie w tym zeszycie takiej metody nikt nie ujął. Głupi byłem, że nie poszedłem do dyrektora o sprawdzenie komisyjne mojego sprawdzianu, ale byłem w takim szoku, że nie pomyślałem nawet o czymś takim.

Odpowiedz
avatar chmis
1 1

My mieliśmy geografkę ostrą, ale uczciwą. Jedyny problem miałem, gdy w 1 klasie gimnazjum dopytywała mnie na 5. A ja akurat tego jednego dnia zapomniałem okularów. Starając się ratować swój honor, poprosiłem kumpla z ławki, żeby czytał mi pytania z tablicy (ostatnia ławka), ale oskarżony o oszukiwanie musiałem się przyznać, że absolutnie nic nie widzę ;) Reszta pytań była ustna. Pozdrawiam panią geograf z gim. #5 w B-towie!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Co za debilizm. Na egzaminie komisyjnym nie oceniają obiektywnie wiadomości ucznia, tylko są ograniczeni do oceny którą się wpisało we wniosku??? Jak to dobrze że z polską edukacją nie mam już nic wspólnego...

Odpowiedz
avatar Xirdus
0 4

Najlepsze jest to, że w drugą stronę to nie działa - jak masz 3, chcesz 5 a napisało się na 2, to masz 2.

Odpowiedz
avatar rinnel
2 2

Mój nauczyciel od geografii jest... ciekawy. W pierwszym semestrze szło mi bardzo dobrze, na półrocze dostałam 6. W drugim dosyć mocno się opuściłam, kartkówki pisałam dosyć kiepsko, jedynie ustne odpowiedzi mnie ratowały. Oceny miałam takie ot, na słabą czwórkę. Mam w klasie jedną dziewczynę, która w ciągu całego roku maksymalnej punktacji nie otrzymała z jednego sprawdzianu, z reszty (eseje, odpowiedzi, kartkówki, projekty) zawsze miała maks. Na koniec obydwie, i tylko my w całej klasie, miałyśmy 5. Nie jestem pewna, jak to możliwe.

Odpowiedz
avatar SzynszylowAnonimka
2 2

Mi się przypomniała pani od historii. Stara na oko z 50lat. Zacięta była nie powiem. Pewnego razu pani wychowawczyni wzięła mnie do przedstawienia z okazji czegoś tam. To było we wtorki kiedy mam historię(taak chodzę do podstawówki jeszcze 6 klasa ale uwielbiam czytać wasze historie)wracając do tematu: po przedstawieniu trzeba było iść do domku. Tydzień potem zadania z historii zrobiłam na świetlicy. Po matematyce historia każdy miał w oczach żal nie taki zal mi Cię tylko smutek(lepiej określić nie umiem gdyż to było w 1 semestrze a obecnie mamy 2. Ja myślałam że nic mi nie grozi przecież wszystko mam zrobione przeczytane wiedza na temat jest:). Sielanka nie mogła trwać długo otwieram zeszyt BRAK JEDNEGO ZDANIA!! ja myślę no nic idę zgłosić. Ona w ryk jak to ja się nie uczę, nie zaglądam do książek,zeszytu to już wcale nie otwieram itp. W końcu za to dostałam jedynkę, ochrzan, uwagę do dziennika. Jak tu wytrzymać?

Odpowiedz
Udostępnij