Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zgubiłam wczoraj książkę z biblioteki. Zgubę zauważyłam wieczorem, po przemyśleniu doszłam do…

Zgubiłam wczoraj książkę z biblioteki. Zgubę zauważyłam wieczorem, po przemyśleniu doszłam do wniosku, że musiałam ją zostawić w banku, gdzie z nudów czytałam w kolejce. Sprawdziłam jeszcze w empiku, że jest dostępna i tania (niecałe 20 PLN) i postanowiłam iść zaraz po otwarciu placówki pytać, czy ktoś nie odniósł, choć złudzeń nie miałam. Oczywiście, nikt nie zgłosił, że znalazł książkę z naklejką biblioteki (książka za darmo = biorę i udaję, że moja). Kupiłam drugą, poszłam do filii, z której wypożyczyłam feralny egzemplarz, podaję nówkę razem z kartą i mówię, że zgubiłam tę pozycję, chciałam oddać zamiast tamtego egzemplarza (wiem z doświadczenia, że w takich wypadkach, kiedy zgadzają się wszystkie cechy książki, nawet nie robi się żadnej adnotacji, tylko drukuje drugą naklejkę z kodem, znakuje egzemplarz i wsio).

[B]ibliotekarka spojrzała na mnie, jakbym była całkowicie przezroczysta (chyba każdy zna szklane spojrzenie w przestrzeń), wzięła kartę, zeskanowała kod, próbuje zeskanować książkę (odrobinę trudne bez naklejki z kodem)... I się zaczęło.

[B] Ale ta książka nie jest od nas. To pani prywatna.
[J] Mówiłam, że zgubiłam ten tytuł i odkupiłam.
[B] Ale to nie od nas. Zresztą, pożyczyła pani taką samą.
[J] Tak, i zgubiłam. Więc taką samą właśnie odkupiłam.
[B] Ale to nie jest książka z biblioteki.
[Ja] Proszę pani, mówię, że zgubiłam książkę od was i - odkupiłam - ten - sam - tytuł. Dlatego nie ma pieczątek i naklejek.

W tym momencie chyba do niej dotarło.
[B] JAK TO PANI ZGUBIŁA?? PRZECIEŻ TAK NIE MOŻNA!!
[J] Rzeczy mają to do siebie, że się gubią. Odkupiłam nowy egzemplarz.
[B] Jak to tak? Przecież pani podpisała zobowiązanie, że będzie przestrzegać regulaminu, przecież nie można gubić książek!
[J] A pani się wydaje, że zrobiłam to specjalnie?
[B] NO OCZYWIŚCIE! Pani miała już kiedyś kary za przetrzymanie!! [owszem, miałam - astronomiczne kwoty po 15, 30 groszy, umarzane z miejsca, bo obsługa takiego długu przy spłacie wynosi więcej niż on sam] PANI CHCIAŁA UKRAŚĆ TĘ KSIĄŻKĘ!! Dlatego przyniosła swoją i myślała, że się nie zorientuję! To nie można tak! To musi rzeczoznawca zobaczyć! Trzeba zapłacić karę!

W tym momencie przestałam wierzyć, że to się dzieje naprawdę. Właśnie zaczynałam wchodzić w fazę "w dupie to mam, wrócę, jak umrzesz", kiedy podeszła inna bibliotekarka.
[B2] Teresa, idź na przerwę. A pani czego potrzebuje?
[J] Zgubiłam ten tytuł, odkupiłam, ale ta pani twierdzi, że chciałam ukraść zgubiony egzemplarz.

W oczach Bibliotekarki nr 2 zobaczyłam tylko jedno zdanie: "Boże, ZNOWU?"

[B2] Zaraz sprawdzę, czy się wszystko zgadza. [dwie minuty później] Dobrze, cena ta sama. To ja pani ściągam tę książkę z konta i przepraszam za koleżankę.

Biblioteka na tym skorzystała, bo zamiast książki w stanie graniczącym z użytkowaniem dostała nówkę z księgarni. Wiem, że praca bibliotekarzy nie jest taka prosta, jak się każdemu wydaje, ale przynajmniej normalności - i znajomości zasad, które rządzą zatrudniającą instytucją - można chyba wymagać?

biblioteka miejska

by Werbena
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar ahihoel
1 15

Niestety praca bibliotekarza jest taka prosta jak się każdemu wydaje. Na studiach dorabiałem sobie w tym przybytku. Jedyne co stanowiło problem to wyszukiwanie odpowiedniego numerka UKD na kartach UKD przy rejestrowaniu nowej książki. : ) e: bo karty duże i pełne pozycji.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 lipca 2011 o 17:54

avatar Werbena
10 10

Odszukać jak odszukać, gorzej to cholerstwo ułożyć, jak się trafia szczególny przypadek. Na archeologii mieliśmy bibliotekarzy ściągniętych chyba z najgłębszych komórek IFLI, a wrednych, jakich się już dziś nie uświadczy i nieraz można było zastać pana doktora, jak cierpliwie ściuboli łańcuszek UKD z tablicami, bo przywiózł jakieś dziwne (dosłownie) książki z Ameryki Środkowej albo minipaństewka w Afryce - bez wydawcy, miejsca, daty wydania, nie wiadomo, co tytułem, a co autorem i - co gorsza - nawet pomysłu, o czym to może być. "Tanie było, to kupił i przyniósł w darze". A o samym fachu mam inne zdanie, in spe teściowa jest bibliotekarką zaangażowaną i trochę pooglądałam, jak można zrobić coś z niczego. :)

Odpowiedz
avatar ahihoel
2 2

040.język_książki :)

Odpowiedz
avatar jukatan
1 1

zadna praca w ktorej ma sie kontakt z klientem nie jest latwa :( duzo tez idzie zakresem obowiazkow i miejscem, w ktorym sie pracuje, bo poszczegolne typy bibliotek roznia sie od siebie.

Odpowiedz
avatar nuclear82
26 26

Tak kufa kupiłem Wam nówkę sztukę żeby ukraść tego rozlatującego się hebla. Tacy to chyba serio w kapuście znajdują.

Odpowiedz
avatar 10sekund
3 3

werbena ty masz zawsze takie życiowe historie :(( :))

Odpowiedz
avatar auristel
4 4

Kurde, czy każda biblioteka ma tak, że jedna bibliotekarka to wredna suka z piekła rodem a druga taka, że do rany przyłóż? No albo mieszkasz tam gdzie ja, Werbeno.

Odpowiedz
avatar Cirilla
5 5

U mnie panie w bibliotece są miłe. Mój tata jest tam jednym z takich czytelników, którzy dostają nie zarejestrowane jeszcze książki, bo te "stare" już wszystkie przeczytał. Raz zdarzyło mu się, że zostawił książkę na parapecie, padał deszcz, okno było otwarte i książka zamokła. Kupił na Allegro nową i panie bibliotekarki nawet by się nie zorientowały, że jest odkupiona, bo ta zniszczona nie była jeszcze wciągnięta do rejestru.

Odpowiedz
avatar Kongoo
-1 1

Ahh ten japoński zapłon. Po minucie sie dowiadują ,że cos sie stalo

Odpowiedz
avatar Werbena
5 5

In spe teściowa, prywatnie kierowniczka biblioteki - a przynajmniej człowiek łudząco do niej podobny, mówiąc, że w przypadku identycznych cech książki nie ma sensu mnożenie bytów ponad potrzebę. Raz nawet widziałam protokół daru za zagubienie - zamiast XXHGFDS biblioteka dostała XXHGFDS, przecież każdy się zorientuje, że to zupełnie coś innego. :P

Odpowiedz
avatar Werbena
9 9

Właśnie w normalnych bibliotekach to jedna ze zdrowych praktyk - skoro książka jest fizyczną kopią zgubionej/zniszczonej (dla niewprawionych w czytaniu - identyczny egzemplarz, nieróżniący się niczym poza śladami użytkowania, ta sama cena, wydanie itd.), to nie ma najmniejszego sensu nadbudowywać papierologii. Aż zadzwoniłam do znajomej bibliotekarki z wizją uruchamiania zwyczajowej procedury daru za zagubioną książkę w takim wypadku - obie się zdrowo pośmiałyśmy. :P Co innego, gdyby darowana książka różniła się choć jednym szczegółem odnotowanym w katalogu, wtedy rozumiem zabawę, ale widocznie zdrowym rozsądkiem cieszą się szersze rzesze ludzi i nie bawi ich skreślanie w księgach jednej pozycji tylko po to, żeby później wpisywać jota w jotę to samo.

Odpowiedz
avatar Werbena
5 5

Edit: w pełni rozumiem, że tak zakłada metodyka prac bibliotecznych i tak - w teorii - powinno być, że odnotowuje się każdą modyfikację księgozbioru. Jednak ekonomia pracy przemawia za czymś innym - pożytek z dostarczania pracy agendzie nabytków i opracowania jest żaden, książka znika z obiegu na jakiś czas, a biblioteka w rozliczeniu wykazuje, że w wyniku rekompensaty straty X zyskała X i wyszła na 0, nie, przepraszam, jest na minusie - czas i wysiłek pracowników, którzy musieli udokumentować to, że w rozliczeniu księgozbioru zmiany finalne nie zaszły. Dlatego - imho i nie tylko imho - w przypadku zwyczajnego, współczesnego księgozbioru droga na skróty - którą przecież nawet systemy obsługi biblioteki dopuszczają - jest rozsądniejsza i usprawiedliwiona z ergonomicznego punktu widzenia. Co innego, gdyby to było cymelium, ale czytadło za 17 zł? Praca bibliotekarza wykazującego utratę tej książki i jej oddanie jest więcej warta, a idzie na marne (jeżeli ktoś nie robi specjalistycznych badań na temat zachowań czytelniczych, bo chyba tylko tam może się to przydać, ale przecież po coś jest strefa uwag w opisie katalogowym i tam można odnotować, że egzemplarz zrekompensowany).

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 lipca 2011 o 23:13

avatar Hadraniel
5 5

@Sadako - może trochę późno na odpowiedź, ale odpowiem za Werbenę. Kod kreskowy jest numerem identyfikacyjnym produktu - prawda. NIE jest on jednak unikatowy. Służy do identyfikacji dokładnego modelu produktu - w wypadku książki - wszystkich informacji wyżej wymienionych. Jeśli więc książka jest identyczna co do wydania, daty, tłumaczenia, ceny, etc. z zagubioną siłą rzeczy mają ten sam kod kreskowy. Ciekawostka : Kod kreskowy składa się z 13 cyfr. Daje to 10 000 miliardów kombinacji. Wydaje się sporo, do czasu gdy zauważysz jeden szczegół - gdyby każdy przedmiot z osobna oddzielać kodem kreskowym, pomysł 'numerów seryjnych' byłby zbędny - kod kreskowy byłby tym numerem.

Odpowiedz
avatar Werbena
6 6

Hadranielu, zdaje się, że chodzi o kod kreskowy, który drukuje się w bibliotece i przykleja do książki. I rzeczywiście, każdy powinien być inny, nawet dla kilku egzemplarzy jednego tytułu, bo każdy z nich ma inną sygnaturę. Tylko, o ile wiem, taką naklejkę można wydrukować kilka razy, przynajmniej w znanych mi programach obsługujących biblioteki, choćby dlatego, że czytelnicy mają talent do ich brudzenia i zrywania.

Odpowiedz
avatar Elanor
4 4

No i bardzo dobrze, to się nazywa zdrowy rozsądek.

Odpowiedz
avatar sunny
2 2

"w stanie graniczącym z użytkowaniem" :))))))) Chyba coś tu nie wyszło.

Odpowiedz
Udostępnij