Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracuję w sklepie monopolowym. W asortymencie posiadamy szlachetny, wysokoprocentowy trunek zwany denaturatem.…

Pracuję w sklepie monopolowym. W asortymencie posiadamy szlachetny, wysokoprocentowy trunek zwany denaturatem.

W weekendy zawsze panuje chaos, ruch jest ogromy i ogarnięcie klientów, towaru i sklepu w jednym czasie graniczy z cudem. Zwłaszcza, że zawsze pracuję sama.

W pewien piątkowy wieczór grupka zacnych żulików wycieczkowców (czyli takich co nie mają swojego sklepu i miejsca a wałęsają się po różnych dzielnicach miasta) wpadła do sklepu. Kupują denaturat, na łebka po 0,5. Każdy z panów płacił swoimi drobniaczkami, które najpierw sam skrupulatnie obliczał a potem wręczał mi do sprawdzenia. Pierwszy stwierdził, że trzeba przetestować trunek. Nie robi to na mnie wrażenia, często zdarza się, że piją, wąchają czy klepią butelki, więc nie reaguję. Gdy kończyłam obsługiwać usłyszałam trzask zapałki i zapach siarki. Nie zdążyłam zareagować. Żulik dokonujący testu nalał sobie denaturatu z plastikowej butelki do plastikowego kapsla, którego dokładnie nie odkręcił po czym podpalił. Zakrętka zajęła się ogniem, przeszła do butelki. Poparzyło rękę żulika, który palący się „koktajl mołotowa” rzucił (chyba w odruchu) w moją stronę za ladę. Zajęły się plakaty reklamowe, od nich przeszło na papierosy, które trzymamy w gablotce. Ja rzucam się pędem po jakiś koc, aby ugasić pożar. Żulik sprawca w między czasie szybko opuścił sklep. Reszta żulików złapała za przeznaczone do sprzedaży 5 litrowe butle z wodą aby mi pomóc w gaszeniu.
Żuliki tłumaczyły kolegę, że producenci często dolewają wody do denaturatu i chciał on sprawdzić czy butelka zawiera spirytus!

Zniszczenia: moje poparzenia dłoni i spalenie włosów, okopcona ściana i sufit, kilkadziesiąt paczek po papierosach – spalonych i mokrych od wody, zniszczona boazeria i potłuczona szyba w gablocie (efekt „emocjonalnego” gaszenia).
Policja oczywiście przyjechała po moim telefonie, jednak do dnia dzisiejszego żulika nie ujęli, mimo podania namiarów.

Tak wiem, w sklepie powinna znajdować się gaśnica – po tym wydarzeniu nadal jej nie ma. Szef to żył,a a gaśnica kosztuje, lepiej opłacić panienki z sanepidu. Gadzina i tak wyszła na plus, bo dostała całkiem spore odszkodowanie za ten wypadek, oczywiście dzięki koloryzującemu rzeczoznawcy. No a mi do dzisiaj odrasta grzywka i czujniejszym okiem
spoglądam na dykciarzy.
----
Tak dla rozluźnienia to podam synonimy słowa denaturat wg mojej zacnej klienteli: dykta, dyktator, dyktatura, imperator, dętka, dinks, koniak na kościach, kostek, biała dama, szkieletorka, pychota, paligardziołko, siniaczek, gibaj, delirka, Gulgula. :)

sklep monopolowy

by kamiookami
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Arielka
11 11

u nas to sie na to mówi " jagodzianka na kościach" :)

Odpowiedz
avatar kamiookami
8 8

A! zapomniałam wspomnieć, że nasz denaturat to szlachetny jest! Znaczy się przeźroczysty, czysty. Nie trzeba pieniędzy na chlebek marnować ;p

Odpowiedz
avatar wolfikowa
6 6

kamiookami: dostałaś jakieś odszkodowanie od szefa?

Odpowiedz
avatar kamiookami
15 17

"Gratisowo" pół miesięcznej pensji + 100% płatne L4, jednak ta hojność to raczej jego próba zamknięcia mi ust. Do PIPU nie miałam i nie mam zamiaru iść. Swoją ekipę traktuje dobrze, nam dobrze płaci, ale wszędzie gdzie się na szuka oszczędności.

Odpowiedz
avatar wolfikowa
3 5

przynajmniej tyle dobrego :). nie myślałam o PIP-ie ale właśnie zastanawiało mnie czy właściciela to chociaż trochę ruszyło czy też olał sprawę ciepłym moczem

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

100% L4 to nie jego dobra wola a obowiązek, bo do wypadku doszło w pracy

Odpowiedz
avatar kamiookami
5 7

Ruszyło - na zasadzie "co ludzie powiedzą, jak to wygląda". Gdybym miała jednak gaśnicę to nie doszłoby do aż takich zniszczeń i moich ran. No ale gaśnicy to się nie doczekam za jego życia raczej :(

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 11

Tak piekielny, że aż ogniem palił.

Odpowiedz
avatar staresandaly
4 4

No ale powiedzcie mi, alkohol nie pali się nawet przy circa 60-70vol? Bo jeśli tak, to co on chciał udowodnić?

Odpowiedz
avatar mrckrk
5 5

nie wiem co chciałbys przez to osiągnąć. jakby nie można było sprzedawać alkoholu to ludzie by sami produkowali.

Odpowiedz
avatar szarri
1 1

u mnie to się nazywa piszczelówka :) nie, żebym gustowała

Odpowiedz
avatar Jorn
-2 6

W takich sytuacjach należy: 1. Ewakuować klientów. 2. Opuścić sklep. 3. Dzwonić po straż pożarna. A nie samej brać się za gaszenie, zwłaszcza jak gaśnicy nie ma.

Odpowiedz
avatar kamiookami
5 5

Zdajesz sobie sprawę, że nim przyjechałaby straż pożarna to pół sklepu poszłoby z dymem? Żuliki same rzuciły się do pomocy i chwała im za to. Ciekawe czy jakby w Twoim domu nagle zaczęły się palić np. firanki to całą rodziną rzucilibyście wszystko i czekali na straż czy próbowali najpierw walczyć z ogniem. Zresztą czy w panice nie myśli się do końca logicznie :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lipca 2011 o 10:34

avatar Telecaster
4 4

daję plusa za bogaty zakres nazewnictwa :P

Odpowiedz
avatar jankoholik
6 6

U mnie się mówi Błękit Paryża ;)

Odpowiedz
avatar LaMierda
4 4

Plus za MENU.

Odpowiedz
Udostępnij